Co łączy szkockiego trenera Graeme’a Sounessa i Ulubatli Hasana – tureckiego bohatera narodowego z XV wieku? Brawura, odwaga oraz pewien czyn. Dzisiaj na Retro Futbol historia nie najmądrzejszej decyzji oraz o tym, jak brak znajomości środowiska może prawie doprowadzić do tragedii.
Oblężenie Konstantynopola
Rok 1453 jest ważnym momentem w historii Europy, a w szczególności Turcji. To właśnie wtedy – dokładnie 29 maja 1453 roku upadł Konstantynopol. Oznaczało to koniec Cesarstwa wschodniorzymskiego, a samo miasto stało się stolicą Imperium Osmańskiego i było nim aż do XX wieku.
Dzisiaj to miasto jest znane jako Stambuł.
W historii Turcji i samego Stambułu bardzo ważne jest jedno wydarzenie – szczególnie symboliczne – które miało miejsce podczas samego oblężenia. Prawie dwumiesięczna bitwa zmierzała już do kulminacyjnego momentu. Cesarz Konstantyn XI miał ponieść śmierć, a Bizantyńczycy ostatecznie mieli zostać pokonani. Nim jednak do tego doszło, tureckie wojska zdołały wedrzeć się między mury miasta i po raz pierwszy udało się wetknąć flagę.
Dokonał tego Ulubatli Hasan, który szybko potem został zabity przez obrońców miasta. Doszło do tego właśnie ostatniego dnia oblężenia – 29 maja 1453 roku. Podobno zdołał wspiąć się po murach twierdzy, pod niebem przysłoniętym chmurą strzał, z samą tarczą i flagą Imperium. Został znaleziony z 27 strzałami w ciele, lecz jego czyn dodał moralnego zastrzyku energii towarzyszom broni.
Widok flagi w murach miasta miał pomóc przeprowadzić ostateczny atak. Samo zdarzenie urosło wśród Turków do rangi wręcz mitycznego. Ulubatli Hasan stał się męczennikiem narodu i symbolem tureckiego heroizmu.
Finał i flaga
No dobrze, jesteśmy z powrotem w XX wieku, wróćmy do futbolu. W 1996 roku finał Pucharu Turcji był rozgrywany na zasadzie dwumeczu. Do tego etapu dotarły zespoły Galatasaray oraz Fenerbahce. Pierwszy mecz był rozgrywany na boisku Galatasaray i gospodarze wygrali 1-0. Rewanż na stadionie Fenerbahce zakończył się tym samym wynikiem, 1-0 dla gospodarzy. Wobec tego wymagana była dogrywka.
Mecz długo nie przynosił rozstrzygnięcia, jednak podczas dogrywki bramkę wyrównującą zdobył Dean Saunders. Brytyjczyk wyrównał stan meczu w 116 minucie dla Galatasaray i ostatecznie spotkanie zakończyło się remisem 1-1. Oznaczało to, że Galatasaray zdobyło Puchar Turcji na stadionie odwiecznego rywala – Fenerbahce.
Tuż po ostatnim gwizdku sędziego atmosfera na stadionie była dość napięta. Nie trzeba chyba mówić, w jakim amoku byli fani Fenerbahce. Z drugiej strony kibice, zawodnicy i cały sztab trenerski Galatasaray byli w wyraźnej ekstazie. W takim stanie często mówi lub robi się coś, czego można potem żałować. W trakcie całej tej ekscytacji Graeme Souness postanowił dokonać czegoś, co przeszło do historii nie tylko tureckiego futbolu, ale chyba też ludzkiej głupoty.
Z trybun zajętych przez fanów Galaty przejął olbrzymią flagę z charakterystycznymi barwami. Pobiegł z nią na środek stadionu i… wbił ją na środku boiska. Był w tym momencie sam, otoczony przez ponad 20 tysięcy rozwścieczonych fanów Fenerbahce. Przyznacie – nie była to najmądrzejsza rzecz jaką w życiu człowiek może zrobić.
Po latach w wywiadzie wyznał, że był to rewanż za to, co mówiono o nim w środowisku Fenerbahce. Kilka miesięcy wcześniej – w zasadzie na początku sezonu – oficjele Fenerbahce w pewnym sensie obrażali nowego trenera Galatasaray. Określano go jako osobę chorą i poniekąd niepełnosprawną. Jeden z dyrektorów użył ponoć stwierdzenia „kaleka”. Miało to związek z problemami kardiologicznymi Sounessa.
Faktycznie – Graeme Souness przeszedł operację serca. Lecz stało się to zanim objął stanowisko trenerskie w Galatasaray, a sama operacja była niezbędna, by ratować mu życie. Czy jest to powód do żartów lub prowokacji? Może komuś blizna na klatce piersiowej wydaje się zabawnym motywem, jednak nie ulega wątpliwości, iż jest to dalece niestosowne zachowanie. Powód do żartów po prostu kiepski. Słowa zostały rzucone, ostatecznie Souness poczuł się urażony – siedziało to w nim przez kilka miesięcy, aż nadeszła okazja do rewanżu. Stąd spontaniczny pomysł z flagą.
Tuż po tym „wyczynie” Souness udał się w kierunku szatni. Gdyby nie kordon policji, prawdopodobnie telewizja byłaby świadkiem brutalnego linczu. Kibice Fenerbahce byli tak agresywni, że niewiele brakło, a między dużymi grupami fanów obu drużyn, doszłoby do regularnych zamieszek. Souness w wywiadzie przyznał, że oberwał czymś w głowę, schodząc do szatni. Gdy dotarł do bezpiecznego dla siebie miejsca, mógł już przeanalizować, co właściwie się stało. Dość szybko zdał sobie sprawę, że była to głupota.
Niemniej jednak, dla całego kierownictwa Galatasaray oraz samych zawodników, stał się bohaterem. Jak po latach wspominał: „Nigdy nie byłem wycałowany przez tylu mężczyzn z wąsami”. Dla fanów stał się prawdziwą ikoną. Zyskał przydomek Ulubatli Souness. Tak – jest to nawiązanie do bohatera narodowego, o którym wspomniałem na początku.
Moment wbicia flagi stał się tak ikoniczny, że doczekał się oprawy podczas meczu w 2014 roku przeciwko – a jakże – Fenerbahce.
Kilka lat później Fenerbahce dokonało swoistego, małego rewanżu. Noc przed kolejnymi derbami, popularny w kręgach kibiców Fener, niejaki „Rambo”, włamał się na stadion Galatasaray i spędził noc schowany w bandach reklamowych przy murawie.
Następnego dnia, tuż przed momentem rozpoczęcia spotkania, wybiegł ze swojej kryjówki z flagą Fener i wbił ją w na środku boiska. Flaga ewidentnie mniejsza, a i mecz nie rozstrzygał żadnego tytułu. Nadal jednak była to forma rewanżu, choć już nie tak epicka. Dodatkowa różnica w tym przypadku jest taka, że postanowił bronić umiejscowionego proporca nożem i skutecznie nie pozwalał podchodzić do flagi przez dobre kilka minut.
Turecki model agresji stadionowej
Stadionowa agresja ma różną intensywność w poszczególnych miejscach na świecie, podżegana konfliktami religijnymi, narodowościowymi, etnicznymi lub politycznymi. Jednak żadna z tych płaszczyzn nie wyjaśnia, z czego wynika taka pasja do futbolu i stadionowy amok wśród tureckich kibiców. Nie jest to proste do wychwycenia, jednak żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do 1980 roku i zamachu stanu w Turcji.
Bez wchodzenia w szczegóły co-kiedy-gdzie-dlaczego, ważne jest by wiedzieć, że jednym z głównych celów wojska, które wówczas objęło władzę, była depolityzacja społeczeństwa. Wiązało się to z oczywistymi ograniczeniami wolności słowa, wyrażania poglądów politycznych, lecz również pewnymi restrykcjami została objęta ekspresja religijna i etniczna. Wierzono, że w ten sposób będzie można usunąć z przestrzeni medialnej oraz publicznej kwestię Kurdów, których problem był według władzy, jednym z głównych do wyeliminowania przez wojsko – a, że rykoszetem dostaną pozostałe dziedziny życia? Cóż – polityka.
Wiedząc jakie emocje wśród Turków budzi piłka nożna, szczególny nacisk władze wojskowe położyły na depolityzację ekspresji stadionowej. Sposobem wpłynięcia na kluby i środowiska z nimi związane, miało być wprowadzenie oficjeli wojskowych w struktury klubów, w tym trzech najważniejszych: Galatasaray, Fenerbahce oraz Besiktas.
Na tym etapie potraktowano je jako typową przestrzeń biznesową, stały element ekonomicznej machiny, orientując ich działania oraz związanych z nimi środowisk futbolowych, na organizację kwestii sportowych czy finanse. Porzucono lub skutecznie zakamuflowano dogmaty walki politycznej, religijnej bądź etnicznej na trybunach. Wojsko dobrze zinterpretowało przestrzeń stadionową i trafnie oceniono, że zdolność futbolu do kreowania społecznego niezadowolenia, może w dłuższej perspektywie stanowić problem dla władzy. Opozycja turecka (a zwłaszcza lewicowa) wierzyła, że futbol jest „opium mas”, które nie posiada zdolności jednoczenia wokół konkretnego celu.
Niewątpliwa pasja, którą kibice Galatasaray lub Fenerbahce prezentują w różnych przekazach medialnych, w mojej ocenie wynika z typowych cech kojarzonych z Narodem Tureckim. Miłość do swoich klubów przejawiają z powszechnym dla siebie fanatyzmem, żarliwością, namiętnością czy wręcz obsesją.
Tymi cechami charakteryzowały się już wojska Imperium Osmańskiego, do dzisiaj widać je na zatłoczonych tureckich targach i te same cechy obserwujemy na trybunach piłkarskich. Apolityczne stadiony lat 90. w Stambule były przepełnione agresją w kierunku wroga zza cieśniny. Najważniejsze znaczenie zyskuje zatem kwestia terytorium. Oto nieprzyjaciel – Galatasaray – przybył z europejskiej części miasta i wbił flagę w azjatyckiej twierdzy Fenerbahce. Souness zupełnie nieświadomie uderzył w najczulszy punkt, jaki mógł. Można z kimś wygrać i skromnie opuścić twierdzę. Jednak Szkot uraził dumę, wbił sztylet w krwawiące serce kibiców Fener.
MIESZKO RAJKIEWICZ