Jedno zwycięstwo EURO nie czyni. Relacja z meczu Polska – Estonia

Czas czytania: 5 m.
5
(2)

Pierwszy dzień wiosny przyniósł reprezentacji Polski pewne zwycięstwo w półfinałowym meczu barażowym o prawo gry w finałach UEFA EURO 2024. Biało-Czerwoni pewnie rozprawili się z Estonią, wygrywając 5:1, niemniej tak, jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jedno zwycięstwo z dużo niżej notowanym rywalem było dopiero wstępem do walki o bilety do Niemiec.

Na Stadionie Narodowym zjawiłem się na 75 minut przed pierwszym gwizdkiem. Rezygnacja z przyjazdu samochodem okazała się na wskroś słuszna – korki wokół stadionu były ogromne. Szybki odbiór akredytacji w biurze prasowym i można było zjechać do strefy dla mediów.

W normalnych okolicznościach pytanie padające w kuluarach zaczynałoby się nie od „czy”, a „jak wysoko” Polska pokona Estonię. Ubiegłoroczne eliminacje do europejskiego czempionatu i pogarszająca się atmosfera wokół polskiej reprezentacji sprawiły, że kibice i dziennikarze do każdego meczu podchodzą z pewną dozą niepewności i niepokoju.

W kuluarach toczyły się rozmowy na temat stylu gry, jaki zaproponował Michał Probierz – czy będzie ostrożne badanie przeciwnika i uważna gra, nastawiona przede wszystkim na niepopełnianie prostych błędów, czy też może Polacy od początku mocno ruszą do ataku, bo jak najszybciej zamknąć rywalizację. Efektem słabych wyników w ostatnich miesiącach jest to, że nawet w meczach z zespołami pokroju Estonii Michał Probierz nie miał najmniejszego miejsca na jakikolwiek błąd.

W strefie dla mediów spotykam Jana Gawlika, specjalistę od futbolu państw bałtyckich, prowadzącego m.in. stronę Piłkarska Estonia, z którym znamy się z krótkiej współpracy z Mazowieckim Związkiem Piłki Nożnej. Janek specjalnie przyjechał na ten mecz z Łotwy, gdzie aktualnie mieszka i stwierdził, że Biało-Czerwoni nie będą mieli najmniejszych kłopotów, ponieważ obecna kadra Estonii jest jedną z najsłabszych w historii.

Sama trybuna dla mediów znajduje się pięć poziomów wyżej. Liczba miejsc siedzących jest ograniczona i przyznawana największym redakcjom, więc trzeba było oglądać mecz na stojąco, jednak nie narzekam, bo widok na plac gry mam bardzo dobry. Kibice szczelnie wypełnili trybuny. W sumie na Stadionie Narodowym zasiadło blisko 54 tysiące osób, w tym stuosobowa grupa Estończyków.

Wbrew przedmeczowym obawom, Biało-Czerwoni od początku mocno ruszyli do ataków i nie poświęcili początkowych minut spotkania na zachowawcze badanie przeciwnika. Mecz wyglądał tak, jak wyglądać powinna rywalizacja drużyn, które w rankingu FIFA dzieli blisko sto miejsc. Podopieczni Michała Probierza narzucili przeciwnikowi swój styl gry, cierpliwie budowali akcje, unikali prostych błędów i dzięki temu zeszli na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem. Strzelcem gola Przemysław Frankowski. Estończycy od 27. Minuty grali w osłabieniu po tym, jak za dwie żółte kartki wykluczony został Maksim Pakotsi.

W drugiej połowie na najwyższe obroty wszedł Nicola Zalewski. Piłkarz Romy ma u Probierza świetne statystyki i w czwartek dołożył kolejne dwie asysty, a po jego akcji Karol Mets skierował piłkę do własnej bramki, choć spiker na stadionie początkowo oznajmił, że to właśnie Nicola wpisał się na listę strzelców. Pięć minut po przerwie wynik podwyższył Piotr Zieliński, choć tej bramki nie widziałem – wracałem z poziomu -1, gdzie w przerwie podano ciepły posiłek. Gdy wysiadłem z windy, usłyszałem ryk na trybunach. Szczęśliwie okazało się, że to nie był jęk zawodu.

Dwadzieścia minut później rozpoczął się koncert Polaków. W 70. minucie przepięknym strzałem zza pola karnego popisał się Jakub Piotrowski, trzy minuty później wspomniany Mets zaliczył trafienie samobójcze, a po czterech minutach Karla Heina pokonał Sebastian Szymański.

W tej beczce znalazła się niestety też łyżka dziegciu. Kilkadziesiąt sekund po trafieniu piłkarza Fenerbahce, to nasi przeciwnicy zdobuli bramkę honorową, wykorzystując serię błędów naszej defensywy. Gol dla Estonii poszedł na konto Jana Bednarka, który niedługo później sprokurował kolejne zagrożenie – za lekko odegrał piłkę w kierunku Wojciecha Szczęsnego i mógł zanotować asystę przy drugiej bramce dla gości.

Właśnie ten jeden stracony gol był tematem numer jeden w drodze na konferencję prasową, a potem do mixed zony. Wszyscy byli zgodni, że przy całkowitej dominacji w grze i tej klasie rywala, wygrana na zero z tyłu była po prostu obowiązkiem.

Najwięcej pochwał zebrali Zalewski i Piotrowski. Drugi z wymienionych piłkarzy ma póki co znakomity bilans w narodowych barwach – cztery mecze i dwa gole. Jego obecność w reprezentacji Polski staje się z każdym meczem rzeczą coraz bardziej oczywistą. 26-latek, choć gra na pozycji defensywnego pomocnika, w tym sezonie strzelił już dziewięć goli dla Łudogorca Razgrad. Piotrowski jest na najlepszej drodze, aby stać się jednym z żołnierzy Probierza, a selekcjoner bardzo umiejętnie buduje sobie tego piłkarza. Nawałka w taki sam sposób wymyślił dla kadry Krzysztofa Mączyńskiego. Choć wiele osób pukało się w czoło i zastanawiało, jak piłkarz z ligi chińskiej może pomóc reprezentacji, to z czasem Mąka stał kluczowym elementem w układance selekcjonera. Jeżeli Biało-Czerwoni znajdą się w gronie finalistów czerwcowych mistrzostw Europy, to dla Piotrowskiego na pewno znajdzie się miejsce w samolocie.

Ostatnim punktem meczu była mixed zone, czyli strefa, gdzie piłkarze udzielają wywiadów po wyjściu z szatni. Jako pierwszy pojawił się w niej kontuzjowany Matty Cash. Piłkarz Aston Villi powiedział jedynie, że jego uraz nie wygląda dobrze i udał się do autokaru. Zawodnik opuścił już zgrupowanie. Bezskutecznie czekałem na kilka słów od Roberta Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji dość długo rozmawiał z przedstawicielami stacji telewizyjnych, nie zatrzymał się w miejscu przeznaczonym dla przedstawicieli prasy i serwisów internetowych.

Zatrzymał się za to Piotr Zieliński. Piłkarz (jeszcze) Napoli na początku zapewnił, że nie będzie miał żadnych problemów, by zbudować optymalną formę na czerwcowe mecze EURO 2024. Dodał, że spodziewał się nieco lepszej gry przeciwników, ale dzięki dobrej postawie polskiego zespołu może uznać mecz za łatwy, choć podkreślił, że utrata bramki nie miała prawa się przytrafić.

Czego Zieliński spodziewa się w Cardiff? – Mieliśmy okazję grać z nimi w Lidze Narodów. Jest to agresywna, dobrze przygotowana motorycznie drużyna, która jest świadoma szansy, jaka przed nią stoi. Kluczem będzie nasze zaangażowanie i nasza agresja. Jeśli dorównamy im pod względem fizycznym, to nasza jakość będzie górą i wierzę, że to my pojedziemy na EURO.  

Piłkarz zwrócił także uwagę na fakt, że strzelił dopiero drugiego gola w karierze głową. Pochwalił również partnerów ze środka pola, Bartosza Slisza i Jakuba Piotrowskiego. Jego zdaniem po sezonie Piotrowski może trafić do dobrego klubu w silnej lidze i tylko uśmiechnął się wymownie na pytanie jednego z dziennikarzy, czy pomocnik Łudogorca może zagrać w Interze, czy miejsce w pomocy Nerazzurrich jest już zajęte.

Udało mi się również przez chwilę porozmawiać z Konstantinem Vassiljevem, legendą estońskiej piłki, dobrze znanym polskim kibicom z gry w Piaście Gliwice i Jagiellonii Białystok. 39-latek nie mógł zagrać przeciwko Polsce z powodu kontuzji. Gdyby wybiegł na murawę, zagrałby dla Estonii po raz 157., czym wyrównałby rekord Martina Reima w liczbie występów w narodowej reprezentacji.

Spodziewaliśmy się, że ten mecz będzie tak wyglądał. Na pewno szybka czerwona kartka pomogła Polakom. Czeka was bardzo ciężkie spotkanie. Widać, że Walia jest rozpędzona. Szanse na awans oceniam na 50:50. Z punktu widzenia trenera Probierza niepokojące są te dwie kontuzje.

We wtorek przed Polakami mecz z Walią. Lubimy odwoływać się do historycznych starć i szukać nadziei na dobry wynik wszędzie tam, gdzie się da. Jak zatem wygląda bilans meczów Polski z Walią?

Dotychczas dziesięciokrotnie mierzyliśmy się z Walijczykami. Biało-Czerwoni wygrali siedem meczów, dwukrotnie padł remis i tylko raz musieli uznać wyższość rywali – w 1973 roku. Z półfinalistą EURO 2016 graliśmy o awans do trzech dużych turniejów – mistrzostw świata w 1974, 2002 i 2006 roku. Kazimierz Górski raz przegrał i raz wygrał, Jerzy Engel wygrał i zremisował, a Paweł Janas dwukrotnie wygrał. Po raz ostatni Polacy grali z Walią w 2022 roku w Lidze Narodów.

Historia wyraźnie przemawia na naszą korzyść, ale statystyki nie grają. Piłkarze z Wysp Brytyjskich przestali być już zawodnikami surowymi technicznie, bazującymi wyłącznie na warunkach fizycznych. We wtorek możemy być świadkami jednego z najtrudniejszych meczów reprezentacji Polski w ostatnich kilku latach. Dostępne statystyki wskazują jasno – Michał Probierz ma szansę zostać pierwszym selekcjonerem w historii reprezentacji Polski, który po pięciu pierwszych meczach w tej roli pozostanie niepokonany.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 2

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Przemysław Płatkowski
Przemysław Płatkowski
Absolwent europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim, na co dzień pracuję w finansach. Wielki fan niższych lig i piłki amatorskiej. Wychowany na meczach Zidane'a, Ronaldinho i brazylijskiego Ronaldo. Interesuję się piłką polską i europejską z przełomu wieków. Kibic Wisły Kraków.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.