Wywiad: Jerzy Chromik

Czas czytania: 8 m.
0
(0)

Kogo uważa za „redaktora”, a kim jest „żurnalista”? Jak wyglądała współpraca przy filmie „Piłkarski poker”? Jak zmienia się praca i rola dziennikarstwa? Kiedy możemy się spodziewać książki pisanej z Andrzejem Strejlauem? O tym wszystkim, a także o wielu innych rzeczach specjalnie dla Retro Futbol opowiada legendarny Jerzy Chromik. 

Retro Futbol: Komu zawdzięcza pan najwięcej w zawodzie?

Jerzy Chromik: Bez wątpienia śp. Maćkowi Biedze, który był opiekunem stażu. To było kluczowe dla moich losów zawodowych. Maciek był wybitnym dziennikarzem. Żaden inny nie patrzył na sport tak szeroko. Widział wszystkie styki: z psychologią, socjologią, ekonomią, sztuką. Zawsze chętnie wracam do jego lekcji.

Retro Futbol: Jak trafił pan do tygodnika?

Jerzy Chromik: Z ulicy, kiedy skończyłem dwuletnie Pomagisterskie Dzienne Studia Dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Pisałem reportaż dyplomowy o żołnierzu generała Franciszka Kleeberga – jednym z ostatnich żyjących uczestników bitwy pod Kockiem. Promotorem był Krzysztof Kąkolewski – wybitny reportażysta. To był dar losu. Kiedy uzyskałem drugi dyplom ukazało się akurat ogłoszenie w „Sportowcu”  o poszukiwaniu stażysty, więc pobiegłem tam co sił. Ten tygodnik miał najwybitniejszych dziennikarzy. Wspomniany Maciej Biega, o piłce nożnej pisał Krzysiek Wągrodzki, o tenisie i siatkówce Zdzisław Ambroziak. Dostałem biurko przy Biedze i Wągrodzkim. Zapytali mnie czym chciałbym się zajmować, to odpowiedziałem, że piłką nożną. Usłyszałem, że mam małe szanse. Po pewnym czasie mnie zaakceptowali i pracowali nad moimi tekstami. To jest kluczowe, bo żadne studia nie dadzą szansy na poprawę stylu, dopóki nie ma obok kogoś piszącego lepiej od ciebie.

Retro Futbol: Miał pan złe zdanie o ówczesnej konkurencji?

Jerzy Chromik: To Maciek był krytyczny. Miał podział dziennikarzy sportowych.”Sportowiec” był elitarny, zdecydowanie wyróżniał się na tle innych. Był tygodnikiem, co dawało czas na napisanie tekstu pogłębionego i ambitnego. Maciek Biega twierdził, że są „dziennikarze” ze „Sportowca” i „żurnaliści” w „Przeglądzie Sportowym”. Miał tam kilku kolegów, których cenił, ale taki był jego podział na rzemieślników pióra i niewielką resztę. Jako największy artysta słowa mógł tak mówić.

Retro Futbol: Dlaczego „Sportowiec” upadł?

Jerzy Chromik: Zaczęły się zmiany ustrojowe, a było to pismo Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, agendy RSW. Pojawiło się pytanie o nowy kształt  redakcji. Śp. Marek Wielgus, jak na ówczesne standardy był majętnym człowiekiem, miał dobrze prosperującą firmę. Bardzo lubił sport i go fotografował. Zaproponował stworzenie prywatnego tygodnika sportowego. Na fali przemian namówił najlepszych do przejścia ze „Sportowca” do jego prywatnego tygodnika. Tym odejściem osłabiliśmy stary zespół. To był początek końca tamtego tytułu.

Retro Futbol: Jaki tytuł nosił tygodnik prywatny?

Jerzy Chromik: „Mecz”. Miał najlepszy tytuł z możliwych w prasie sportowej. Marek Wielgus wydawał go własnym sumptem. Oprócz niego w stopce redakcyjnej figurowali jako współwłaściciele Zbigniew Boniek i śp. Andrzej Grubba.

Retro Futbol: Jak zmieniło się dziennikarstwo przez lata?

Jerzy Chromik: Zmiany wymusił postęp informatyczny. W „Piłce Nożnej” pracował przez dziesięciolecia Roman Hurkowski, który wiedział wszystko o futbolu, miał wycinki prasowe poukładane w tysiącach teczek. To po jego podszepcie PZPN złożył protest zakończony walkowerem 2:0 w sprawie gry nieuprawnionego Pera Frimanna w duńskiej reprezentacji podczas przegranego przez Polaków 0:2 meczu kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich w Seulu. Kiedyś Romek zadzwonił do mnie i powiedział: „Daliście zdjęcie, napisaliście, że piłkarz grał w takim i takim meczu, a prawda jest taka, że wtedy grał w innych getrach”. Zamykając wątek: wydawał się niezastąpionym, ale zaczęła się rewolucja informatyczna i okazało się, że te informacje ma każdy.

Przeczytaj także: „Wywiad: Andrzej Twarowski”

To najważniejszy wymiar zmian w zawodzie dziennikarskim. Z drugiej strony mamy mnogość tytułów. Każdy może sobie założyć tygodnik czy miesięcznik. Konkurencja jest olbrzymia, prasa drukowana przestała się sprzedawać. Im wcześniej dziennikarz  zdał sobie z tego sprawę, tym lepiej dla niego. Ja doszedłem do tego wniosku pod koniec 2004 roku.

Retro Futbol: Pożegnanie z prasą?

Jerzy Chromik: Tak. Wasze pokolenie za niedługo nie będzie kupować gazet. Teraz sprzedaje się około 30 tysięcy egzemplarzy”Przeglądu Sportowego”, a kiedy  odchodziłem było to bodaj 150 tysięcy.

Retro Futbol: Zawód dziennikarza trochę się zdewaluował?

Jerzy Chromik: Oczywiście, każdy może nim być, założyć  stronę internetową i pisać o jakimś wycinku świata futbolu. Brutalna prawda jest taka, że „redaktorów” mamy kilku, a reszta to rzemieślnicy słowa.

Retro Futbol: Pana można nazywać redaktorem?

Jerzy Chromik: Mam takie prześmiewcze stwierdzenie, wiążące się z imieniem – redaktor Jerzy Traktor. Na ten tytuł powinno się zasłużyć, bardzo nie lubię, gdy ktoś zwraca się do mnie per „panie redaktorze”. Nie jestem przypadkowy w tym zawodzie, ale redaktorami byli Maciej Biega, Krzysiek Wągrodzki, Zdzisiek Ambroziak, Andrzej Person, kilku innych. Z obecnych na rynku na ten tytuł zasługują chłopcy z „Rzeczpospolitej”. Właściwie każdy kto się tam pojawił został doprowadzony przez Mirka Żukowskiego i Stefana Szczepłka do poziomu niedostępnego dla konkurencji: Paweł Wilkowicz, Michał Kołodziejczyk, teraz Piotr Żelazny . To są „moi” redaktorzy.

Retro Futbol: Pracował Pan przy filmie „Piłkarski poker”. Jak Pan trafił do napisów końcowych?

Jerzy Chromik: Byłem młody i bez zahamowań, nie bałem się  trudnych tematów, pisałem o korupcji w piłce, która w latach 80. była wszechobecna. Januszowi Zaorskiemu – wielkiemu fanatykowi piłki, przyszedł pomysł nakręcenia filmu o korupcji. Dostrzegł, że zajmuję się nią i zaproponował mi współpracę przy scenariuszu.

Retro Futbol: Na czym polegała ta współpraca?

Jerzy Chromik: Poprosił mnie o wyciąg z moich artykułów.  Mam do dziś ten maszynopis, prawie trzydzieści stron. Pozbierałem sceny z różnych  artykułów i przekazałem scenarzyście – Janowi Purzyckiemu. Ten powybierał pasujące mu fakty, na przykład taki o przekręcie w A-klasie na Rzeszowszczyźnie.  Za wynik 5 do 0 bez gry była w rozliczeniu skrzynka wódki. To się znalazło w filmie, tyle, że umieszczono mecz na Białostocczyźnie.

Retro Futbol: W tamtych czasach pomijano temat korupcji?

Jerzy Chromik: Oczywiście, bo dla władzy było to niewygodne. Mierzyły się kluby resortowe. Milicyjna Gwardia lub Wisła z wojskowymi: Legią albo Śląskiem. Były również rywalizacje międzybranżowe. Każdy chciał być lepszy od rywala. Za Górnikiem Zabrze stało ministerstwo górnictwa, które też chciało pokazać siłę. System był chory i to przenosiło się na sport. Korupcja w sporcie była komiczna. Oddał to w pełni „Piłkarski poker”.

Retro Futbol: Pisze pan coraz mniej…

Jerzy Chromik: Dałem się namówić na Twittera, tracę na to zbyt dużo czasu. Także wiek robi swoje. Gdybym dostał propozycję wyjazdu do Francji  – odrzuciłbym ją. Uważam, że to zadanie dla młodych, którzy chcą się pokazać, coś zobaczyć. Byłem na trzech finałach Euro – 1988, 1992 i 1996 i mundialu we Włoszech 1990. Wystarczy. Teraz realizuję się w wyszukiwaniu młodych zdolnych, bo jeśli mnie jako trzydziestolatkowi pomagano gdy zaczynałem w tym zawodzie, to ja mam obowiązek pomagania wszystkim zaczynającym dzisiaj.

Retro Futbol: Mówił pan o tych zgrupowaniach kadry, pewnie były tam alkoholowe ekscesy?

Jerzy Chromik: Piszę książkę z Andrzejem Strejlauem, który odsłoni kilka podobnych historii, ale raczej bez nazwisk.

Retro Futbol: Jakie ma pan zdanie o Januszu Wójciku?

Jerzy Chromik: Bardzo mu się „przysłużyłem” in minus, gdy kilka tygodni przed wylotem na IO do Barcelony napisałem, że drużyna jest na dopingu. Opublikowałem wyniki badań.

Retro Futbol: W ostatnim czasie dziennikarze oddali się wyścigowi newsowemu.

Jerzy Chromik: Masz rację. Kreuje się nawet informacje. To jest dziennikarstwo, które nigdy nie było mi bliskie. Świetnie być pierwszym, ale odpowiedzialnym. Przekonałem się, że to jest rodzaj narkotyku. Dziesięć lat temu o siódmej dowiedziałem się, że nie żyje Kazimierz Górski. Szef miał poranną audycję w telewizji śniadaniowej. Zadzwoniłem do niego. Robert Korzeniowski po wejściu do studia zaczął rozmowę od tej złej wieści. A ja widziałem najpierw na czerwonym, a potem na żółtym pasku podaną przeze mnie informację. Uświadomiłem sobie, że to kwestia wiarygodności tylko jednej osoby, która mogła się przesłyszeć, a tego newsa się nie da cofnąć. Przeszły mnie ciarki po plecach.

Retro Futbol: Od kogo dostał Pan tę informację?

Jerzy Chromik: Od Marii Strejlauowej. Zaryzykowałem, ale gdyby się okazało, że nie umarł, a umiera, to nie byłoby większej wpadki. Niedawno słyszałem plotkę, że kolejny legendarny trener nie żyje – mogłem być pierwszy. Nie wystartowałem w tym robionym wyścigu.

Retro Futbol: Rozsądek przychodzi z wiekiem?

Jerzy Chromik: Niestety. Czasami młodzi biorą udział w wyścigu donikąd. Kompromitują siebie, redakcję, dotykają kogoś złą informacją w sposób nieodwracalny.

Retro Futbol: Przed trzema miesiącami podpisał pan list otwarty w obronie  dziennikarzy: Mateusza Migi z „PS” i Piotra Jawora z Interii.

Jerzy Chromik: W odruchu prostej solidarności zawodowej. Miałem nieszczęście pisać w czasach cenzury i wiem, co ona ze sobą niesie. Ten zawód ma sens jedynie jako wolny. Każdy próbujący ograniczać prawa dziennikarzy zasługuje na potępienie. Czy to będzie cenzor z dawnej ul. Mysiej, czy prezes klubu odmawiający akredytacji. Nikt nie może  decydować o prawdzie.

Retro Futbol: Dziś mamy dziennikarstwo układne?

Jerzy Chromik: Nie można mieć, będąc uczciwym dziennikarzem, samych przyjaciół w świecie sportu, a wielu  współczesnych piszących i mówiących ceni sobie sytuację, w której nie naraża się latami nikomu. Są wszędzie zapraszani. Nie cenię takiego dziennikarstwa. Od początku się komuś narażałem, chociaż wielu ostrzegało mnie przed konsekwencjami. Trudno. Nie byłem akceptowany w środowisku, bo nie piłem z nimi, miałem swoje ścieżki, swoje zdanie.

Przeczytaj także: „Wywiad: Sonia Śledź”

Swego czasu po serii krytycznych artykułów Wojciech Łazarek zaczął mówić, że go atakuję, bo nie dał mi się napić przy kolacji, więc teraz się mszczę. A znajomi doskonale wiedzieli, że nie piję alkoholu. Bycie dziennikarzem – celebrytą mnie odrzuca. Twitter często mnie mierzi. Postrzegam go jak targowisko próżności. Swoich tekstów nie promuję, jest mi jakoś niezręcznie.

Retro Futbol: Prosiłbym o ocenę występu polskiej reprezentacji na Euro.

Jerzy Chromik: Bardzo długo nie chciałem zabierać głosu na ten temat, bo widziałem wiele mankamentów w grze tej drużyny. Uznałem, że podsumowaniem będzie mecz z Portugalią. Gdy się zakończył, napisałem na TT, że można podziękować drużynie, selekcjonerowi i prezesowi. Zagraliśmy jeden dobry mecz z Niemcami, 30 minut z Portugalią, do przerwy ze Szwajcarią. I tyle. Ale dla mnie najważniejsze jest, że ta kadra nie przyniosła wstydu. Nie lubię  chóru tanich pochlebców, zawsze miałem swoje zdanie – rzadko popularne.  Bardzo niechętnie pisałem teksty w formie laurek. Wiele osób mi to zarzucało. Od tekstów prostych jest kilka tysięcy autorów, ale nie ja. Wziąłem sobie kiedyś do serca maksymę Janusza Zaorskiego – walczę o półinteligenta, a ćwierćinteligent mnie nie interesuje. Bardzo lubię pisać między wierszami. Gdy zaczynałem publikować takie były czasy.

Retro Futbol: Widzi Pan jakieś podobieństwa między Adamem Nawalką a Kazimierzem Górskim? Co ich różni?

Jerzy Chromik: To dwie nieporównywalne epoki, ale łączy ich to, że potrafili znaleźć wspólny język z grupą młodych. Zawodnicy dadzą się za takich trenerów pokroić. Poza tym nos selekcjonera! Górski mawiał, że woli pijanego Gorgonia od trzeźwego Ostafińskiego. Nawałka ciągnął za sobą Mączyńskiego. Śmiano się z tego pomysłu, a okazało się, że gość jest trafionym pociągnięciem. Co różni? Nie wiem czy pan Adam pije koniak…

Retro Futbol: Osiągaliśmy wiele sukcesów w finałach mistrzostw świata, na Euro zadebiutowaliśmy dopiero za Beenhakkera. Czy to nie pewna niesprawiedliwość dziejowa?

Jerzy Chromik: Trudno powiedzieć, tak układały się pokolenia. Może losowania grup eliminacyjnych były pechowe, a może podświadomie woleliśmy istnieć na większej arenie niż Europa. Nie znajduję innego usprawiedliwienia. Ryszard Tarasiewicz powiedział mi: „gdybym stał 20 cm dalej od bramki w meczu z Anglią, to piłka odbiłaby się od poprzeczki i wpadła do bramki, a tak się nie stało i nie wygraliśmy”. Uśmiech losu decyduje też o wyniku.

Retro Futbol: Dlaczego wśród młodych osłabło zainteresowanie historią piłki?

Jerzy Chromik: Ludzie się realizują w mediach społecznościowych. Ważne jest to, co dziś i jutro. Teraz moje teksty są retrospektywne i to mało kogo to interesuje. Ważne jest to, co myślę teraz o Lewandowskim i Krychowiaku, inaczej nie warto mnie czytać. Kogo interesuje Dziekanowski? Mało kogo interesuje gdzie grał i co robił.

Retro Futbol: Kiedy wyjdzie biografia Andrzeja Strejlaua, którą Pan pisze i czego możemy się spodziewać?

Jerzy Chromik: Może przed Wigilią? Szalenie trudno się ją pisze. Nie chcę kolejnej książki z mnóstwem faktów historycznych. Mam zamiar napisać o człowieku, oddać osobowość Andrzeja, sposób w jaki był postrzegany. Ważną nicią będzie konflikt z Jackiem Gmochem.

Retro Futbol: Jak Pan poznał Andrzeja Strejlaua?

Jerzy Chromik: Przez „Sportowca”. Dostał kadrę w 1989 roku. Wszyscy trenerzy, którzy znaczyli coś w polskiej piłce musieli się kolegować z Wągrodzkim i Biegą, z racji ich pozycji w dziennikarstwie. Andrzej zaglądał do redakcji. Przekonałem go do siebie tym, jaki jestem, jak piszę o piłce.

Retro Futbol: Na zakończenie wróćmy do Twittera. Mówił Pan, że się od niego uzależnił.

Jerzy Chromik: Bardzo. W czerwcu minęły dwa lata i chciałem wykorzystać ten pretekst i przerwać przygodę.

Retro Futbol: Na szczęście się nie udało…

Jerzy Chromik: Bywam tam dość rzadko. Nie lubię pisania o niczym. Każdy wie, że w tym fachu dominują teksty „chlebowe”, pisane na polecenie wydawcy. Jak jesteś starszy i ceniony, to masz komfort, że nie musisz pisać tylko po to, by zarobić. Płacą ci raczej za to, że jesteś w tej, a nie innej firmie. Współczuję chłopakom, którzy muszą pisać, by zarobić, ale takie są zawsze pierwsze lata w zawodzie.  Wracając do Twittera, jeśli mam pomysł na coś, co mnie odróżni od reszty, to  wtedy widzę sens tam zajrzeć i coś skrobnąć raz dziennie.

ROZMAWIAŁ: JAKUB BARANKIEWICZ

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!