W ielu z nas przeżyło w swoim życiu różne urazy, kontuzje, które przydarzały się w różnych przypadkach. Wiele z nich miało absurdalny przebieg, o czym sam doskonale miałem okazję się przekonać. Nie inaczej jest z piłkarzami, którzy w swojej piłkarskiej karierze doznawali delikatnie mówiąc urazów dziwnych. Wśród nich byli zarówno ci, którzy byli na świeczniku, jak i tacy, o których istnieniu mało kto słyszał. Czas poznać ich historię, gdyż jest ona bardzo ciekawa i zarazem inspirująca dla nas – ludzi spoza środowiska piłkarskiego.
„Kolońskie” kłopoty Hiszpana
Najbardziej znanym przypadkiem absurdalnej kontuzji był przypadek legendy Valencii, Santiago Canizaresa. Będący w świetnej formie na przełomie wieków bramkarz zespołu z Estadio Mestalla dawał mocno do zrozumienia selekcjonerowi kadry narodowej Hiszpanii, Jose Antonio Camacho, że to jemu należy się miejsce między słupkami bramki „La Roja”. Bynajmniej nie robił tego poprzez swój język w mediach. Czynił to poprzez swoją dobrą grę, co doprowadziło w końcu do dwóch finałów Ligi Mistrzów z rzędu, co nie zdarzało się zbyt często w tych rozgrywkach. Nawet jeśli Valencia oba te mecze przegrywała, to i tak należy podkreślać rolę Canizaresa w rywalizacjach poprzedzających te finały.
Wydawało się, że nikt, nawet Iker Casillas nie będzie w stanie zablokować dostępu do bramki golkiperowi Valencii. Nie było w zasadzie ku temu żadnych podstaw. Tak się przynajmniej wydawało. Niestety zazwyczaj w życiu jest tak, że gdy jest za dobrze, to nagle przytrafia nam się coś tak absurdalnego, co normalnie nigdy by się nie wydarzyło. Tak było właśnie z Canizaresem. Ot normalny poranek, wyjście z łóżka w celu zgolenia zarostu. Często Santiago jak każdy tego dokonywał. Używał również wody kolońskiej, by załagodzić podrażnienia po maszynce. Nikt nie przypuszczał, że ta woda sprawi mu tyle kłopotu. Przyczyną urazu było nadepnięcie na stłuczoną buteleczkę. Skutek był z kolei opłakany. Odłamki szkła, które pokaleczyły mu stopę, sprawiły, że przez to nie mógł pojechać na mundial do Korei i Japonii.
Nie krzycz za głośno!
W piłce nożnej wiele razy dochodzi do różnego rodzaju okrzyków. Krzyczą kibice, zawodnicy, trenerzy, a nawet sędziowie. Ci ostatni co prawda czynią to rzadko, ale gdy trzeba, to potrafią podnieść głos. Najczęściej jednak robią to bramkarze i trenerzy. Ci pierwsi po to, by ustawić kolegów w murze, lub by zmobilizować innych na boisku poprzez swoją charyzmę. Trenerzy krzyczą, aby przekazać uwagi taktyczne. Nie inaczej było z pewnym bramkarzem Manchesteru United, Alexem Stepneyem.
Po naprawdę świetnym okresie Manchesteru United w latach 60., zwieńczonym w 1968 roku zdobyciem po raz pierwszy w historii Pucharu Europy, nagle nastały dla „Czerwonych Diabłów” lata chude. Doszło wręcz do tego, że spadli do League Two (nie było wtedy jeszcze Premier League). Doprowadził do tej sytuacji były piłkarz United, uwielbiany przez kibiców z obecnego Old Trafford, Dennis Law. W meczu derbowym strzelił gola, który pogrążył Manchester United. Jednak nie o tym należy napisać, ale o czymś, co można wręcz nazwać poświęceniem w walce o powrót do najwyższej ligi. Wspomniany wcześniej Stepney był bramkarzem jeszcze w First Division. Nie miał zbyt wielu zadań. Jim White w swojej książce poświęconej historii Manchesteru United Diabelska Biografia tak opisuje rolę, jaką dał bramkarzowi menedżer Tommy Docherty:
Strzegący bramki Alex Stepney dostał od menedżera instrukcję, by nie posyłać długich piłek do przodu, tylko zagrywać ją do bocznych obrońców […]
Niby to niewiele, ale jednak Stepney starał się to realizować najlepiej, jak tylko potrafił. Brytyjscy piłkarze są odporni na ból. Czasami jest on niewielki, ale często po atakach rywala jest on nieznośny. W przypadku Stepneya nie był on bynajmniej spowodowany wślizgiem rywala, czy uderzeniem łokcia. Ówczesny golkiper United doznał kontuzji, gdyż zbyt mocno krzyczał w kierunku kolegów z zespołu. Doszło wówczas do przemieszczenia się szczęki, co powodowało olbrzymi ból przy jakiejkolwiek czynności. Mimo to wraz z kolegami w końcu udało się mu wrócić do czołówki angielskich drużyn. Od tej pory jednak zapewne nie krzyczał już tak głośno.
Czasem lepiej mieć zarost na nogach
Panuje w społeczeństwie jakieś dziwny stereotyp, że mężczyzna, który goli nogi, może mieć problem z samym sobą. Osobiście nie wnikam w takie spory, gdyż każdy robi, co uważa. Nawet, a może zwłaszcza piłkarz. Kolejnym „bohaterem” historii absurdalnych kontuzji jest Marco Asensio. Młody talent, który w sezonie 2016/2017 brylował w barwach Realu Madryt, równie umiejętnie rozpoczął kolejny sezon. Był podstawowym piłkarzem „Królewskich”, który nieraz ratował drużynę przed spektakularną porażką.
Niestety również i jego dopadła absurdalna kontuzja. Przed pierwszym meczem Ligi Mistrzów sezonu 2017/2018, w którym obrońca Pucharu Europy miał zagrać z APOELEM Nikozja, nagle Asensio przestał trenować. Powodem tego był ból w lewej łydce, który uniemożliwiał Hiszpanowi normalne funkcjonowanie piłkarskie. Można się zastanawiać, co mogło być przyczyną tego bólu. Przeciążenie, naderwanie, bądź naciągnięcie mięśnia brzuchatego? Jak najbardziej możliwe! No ale nie w tym przypadku. Co ciekawe, informację wydawać by się mogło niewiarygodną, podał wówczas dziennik „Sport” – katalońska gazeta. Okazało się, że powodem tego dziwnego urazu było ukąszenie owada, albo… depilacja nogi!
Gdy nie umiesz, to nie gotuj!
Bardzo miłym gestem jest chęć pomocy w kuchni. Jeszcze piękniejsze jest, to gdy chcesz zastąpić żonę w gotowaniu. Nieco gorzej, gdy mieszkasz sam i chcesz coś sobie ugotować. Przekonał się o tym doskonale były zawodnik Rangers FC, Kirk Broadfoot. W Scottish Premier League walczył jak lew o piłkę, szczególnie podczas Old Firm Derby przeciwko Celticowi, gdy w barwach „The Boys” grali Artur Boruc i Maciej Żurawski. Nie odstawiał nogi, zawsze walczył w typowo brytyjskim stylu.
Wydawało się, że nic nie może złamać piłkarza, który widział wiele podczas rywalizacji w lidze szkockiej. Nic bardziej mylnego! Każdego z nas czasami nachodzi ochota na coś pysznego. Czy to śniadanie, czy kolacja – chcemy zjeść coś dobrego, co nas nasyci. Podobnie było z Broadfootem. Chciał ugotować jajka – ot normalna czynność, która nam w Polsce może kojarzyć się z przygotowaniem ich do barszczu. Problem w tym, że nikt normalny nie gotuje jaj w mikrofalówce. Nie przyszło niestety to do głowy Kirkowi. Można zrozumieć chęć przyspieszenia czynności – pewnie chciał zdążyć na trening. Włożył je do mikrofalówki i gdy chciał sprawdzić, czy są one gotowe… jajko wybuchło mu w twarz. Łatwo się domyślić, jak liczne oparzenia mógł mieć Szkot. Nie próbujcie tego w domu!
Zbyt wygodnie też nie dobrze
Na koniec warto przytoczyć niezbyt wygodną historię dla Rio Ferdinanda. Wszyscy lubimy sobie wygodnie usiąść przed telewizorem, obejrzeć dobry mecz albo serial w Netflixie i objadać się przekąskami. Nie przypuszczamy nawet, że może nam się coś stać. O tym nie myślał także legendarny obrońca reprezentacji Anglii. Będąc graczem Premier League, momentami marzy się o błogim lenistwie, gdyż trudne i brutalne mecze mogą powodować solidny ból i zmęczenie. Ferdinand pomyślał dokładnie tak samo i pewnego dnia stwierdził, że odda się odpoczynkowi oglądając telewizję.
Nie miał prawa sądzić, że bardziej prawdopodobne będzie nabawienie się kontuzji w domu, niż w starciu z rywalem w Premier League. Włączył zatem telewizor, odpalił ulubiony kanał i zrelaksowany położył nogę na stoliku. Minęło kilka godzin i nagle szok! Pojawił się ból, nie wiadomo skąd. Przecież nie robiłem niczego ciężkiego ani głupiego – mógł pomyśleć Rio. Uraz przytrafił się mu z najmniej możliwego powodu. Otóż za długo trzymał nogę w jednej pozycji i gdy nią ruszył, naciągnął ścięgno w kolanie.
Pamiętajcie drodzy piłkarze i fani futbolu. Kontuzje i różne urazy chodzą za nami wszędzie i nigdy nie wiemy, kiedy i w jakiej sytuacji mogą się przydarzyć. Niektórzy z piłkarzy już się o tym przekonali i z pewnością będą ostrzegać fanów przed pewnymi czynnościami.
WOJCIECH ANYSZEK