Roman Kosecki był jednym z najlepszych polskich piłkarzy lat 90. XX wieku. Podczas swojej barwnej kariery występował w takich klubach, jak Legia Warszawa, Galatasaray, Osasuna, Atletico Madryt, FC Nantes, Montpellier czy Chicago Fire. Autobiografia Koseckiego w udany sposób opisuje najważniejsze momenty jego piłkarskiej przygody.
Książka byłego kapitana reprezentacji Polski (69 meczów, 19 goli) napisana została przy współpracy z Dariuszem Faronem i Dariuszem Dobkiem – dziennikarzami związanymi z Onetem i Przeglądem Sportowym. Należąca do serii „Biblioteka Przeglądu Sportowego” książka liczy 272 strony. Dodatkiem jest dwudziestostronicowa kolorowa wkładka ze zdjęciami.
Kosecki rozpoczyna opowieść o swoim życiu od dzieciństwa spędzonego w Konstancinie. Opisuje pierwsze doświadczenie podwórkowo-boiskowe, pierwsze randki, przeprowadzkę od Warszawy, mecze w drużynach juniorskich, czy też kuriozalny egzamin na mechanika silników spalinowych.
„Zaprowadzono mnie przed ciągnik.
-Proszę powiedzieć, co to za część.
-Filtr powietrza.
-Nie, panie Kosecki. Filtr oleju.
Komisja wiedziała już, że dalej nie ma sensu brnąć […]Wie pan co? Zrobimy tak: pan ten ciągnik umyje na zaliczenie”
Śmiech przez łzy może wywołać u czytelnika zapoznawanie się z metodami treningowymi lub sposobami leczenia kontuzji przez niektórych trenerów z przełomu lat 80. i 90. Kosecki przytacza w jednym z rozdziałów „metodę” Henryka Szczepańskiego. Trener ten zawodnikowi uskarżającemu się na ból nogi kazał nakładać na bolące miejscu smalec z gęsi i gazę z denaturatem. Tego typu mało profesjonalne zachowania można jeszcze zrozumieć w Gwardii Warszawa, ale często dotyczyły one nawet reprezentacji Polski. Brak odpowiedniego sprzętu czy odżywek zdarzał się jeszcze nawet w połowie lat 90.
Jeśli chodzi o temat reprezentacji „Kosa” daje nam ciekawy obraz kadry po wodzą Łazarka, Strejlaua czy Apostela. Jak to możliwe, że pokolenie całkiem niezłych piłkarz osiągało w większości fatalne wyniki? Kosecki podaje różne tego przyczyny (zainteresowanych warto odesłać bezpośrednio do książki), ale jedno zdanie dobrze oddaje sytuację z połowy lat 90.
„O ile piłkarze nadawali w większości na tych samych falach, o tyle klimat wokół kadry nie był zbyt dobry”.
Kosecki w szczegółach opisuje też sytuację, po której nie wrócił już do reprezentacji – słynny, przegrany 1:4 mecz ze Słowacją, w którym on i Świerczewski otrzymali po czerwonej kartce, a Polska straciła szansę na awans na EURO 1996. Kosecki nie chciał, aby trener zmieniał go tuż przed tym, jak miał wykonać rzut wolny. Zdenerwowany opóźniał zmianę. Arbiter ukarał go za to drugą żółtą i w konsekwencji, czerwoną kartką. Po meczu kapitanowi kadry zarzucano, że schodząc z boiska, rzucił koszulką reprezentacji i ją kopnął. Autor zdecydowanie zaprzecza takiej wersji wydarzeń.
„Pocałowałem orzełka na koszulce, położyłem ją i przeżegnałem się. I wbrew temu, co niektórzy próbują mi wmawiać, nie kopnąłem jej”
Kosecki uczciwie nie wypiera się, że zachował się jak smarkacz. Ma jednak żal do niektórych dziennikarzy i komentatorów, że przez ich ostre komentarze cierpieli jego najbliżsi.
Obok występów w reprezentacji Kosecki wiele miejsca poświęca swojej karierze klubowej. Jego przygodami w zagranicznych klubach można byłoby obdzielić kilku zawodników. W Galatasaray najlepszy strzelec zespołu umieścił pewnego razu Koseckiemu pistolet pod poduszką i groził, że zabije Polaka, jeśli ten nie będzie mu dogrywał piłek w trakcie meczów. W Atletico bohater książki zetknął się z niezwykle kontrowersyjnym prezesem Jesúsem Gilem. W ciągu dwóch lat pobytu w Madrycie Kosecki miał aż dziewięciu trenerów. Jeden z nich został ponoć zwolniony przez Gila, bo nie uśmiechał się na klubowym zdjęciu. Kulminacyjnym punktem kariery Koseckiego na Vicente Calderon była chyba osiągnięta w nieprawdopodobnym okolicznościach wygrana z Barceloną 4:3. W tym meczu Kosecki zdobył 2 bramki. Oddajmy głos bohaterowi tamtego spotkania:
„Niestety do przerwy Katalończycy byli wyraźnie lepsi, w efekcie czego przegrywaliśmy 0:3 po trzech golach Romario. Czuliśmy wielki wstyd, najchętniej zapadlibyśmy się pod ziemię , a tu jeszcze w szatni pojawił się Gil. Gdyby istniało urządzenie mierzące gęstość atmosfery zabrakłoby skali. Prezydent nigdy nie przychodził do nas w przerwie meczu. Spodziewaliśmy się więc, że zaraz wszystko będzie fruwać. Tymczasem Gil zareagował zupełnie inaczej.
-Panowie, spokojnie. Nie możecie strzelić gola, ale macie sytuacje, Dacie radę. Jestem z wami,
Poskutkowało. Wyszliśmy na drugą połowę rozjuszeni jak byki podczas święta w Pampelunie. […] Ostatnie słowo także nalazło do nas. […] Szybko znalazłem się pod polem karnym rywali, zagrałem do Jose Luisa Caminero i Zubizarreta skapitulował po raz czwarty”
Obiecujący był też krótki pobyt w FC Nantes. Z Koseckim w składzie francuski klub dotarł do półfinału Ligi Mistrzów. Polskiemu piłkarzowi w pamięć zapadła sytuacja rodem z Pucharu Narodów Afryki. Przed meczem ze Sportingiem klub zatrudnił …szamana, żeby zdjął klątwę ciążącą rzekomo na zespole FC Nantes. Czary okazały się mało skuteczne, bo Francuzi przegrali 0:1, a prezes i trener chcieli udusić niedoszłego cudotwórcę.
Trochę miejsca Kosecki poświęca też swojemu powrotowi do Legii w 1997 roku i grze w Chicago Fire. W książce znajdziemy również fragmenty dotyczące działalność Koseckiego po zakończeniu kariery piłkarskiej. Przeczytamy tu zarówno o jego staraniach o fotel prezesa PZPN, jak i pracy w ławach poselskich. O swojej działalności politycznej Kosecki nie pisze zbyt wiele, co chyba należy uznać za jedną z zalet książki. Czytelnicy, którzy sięgnęli lub sięgną po tę publikacją z całą pewnością wolą czytać o boiskowych dokonaniach „Kosy”.
Przechodząc do krótkiego podsumowania – autobiografia Romana Koseckiego jest publikacją, którą spokojnie może przeczytać każdy, kto choć trochę interesuje się polską piłką nożną lat 80. i 90. Na pewno taki czytelnik nie będzie zawiedziony. Praca napisana jest ciekawym i dynamicznym językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko i trudno się przy niej nudzić. W zwartą opowieść „Kosy” często wplecione są dialogi, co czyni odbiór lektury jeszcze przystępniejszym. Biografia nie obfituje w jakieś skandalizujące fragmenty, ale też nie można zarzucić Koseckiemu, że stara się coś ukryć, czy samemu się wybielić. Uciekając się do nieco potocznego języka- robotę robią liczne anegdoty, szczególnie związane z zagranicznymi wojażami Koseckiego. Nie jest to raczej książka, którą można nazwać wybitną, a określenie jej mianem bardzo dobrej nie będzie z pewnością przesadą.
NASZA OCENA: 7/10
Nasz partner Sendsport przygotował dla Was zniżki! Książka Kosa. Niczego nie żałuję oraz wiele innych tytułów taniej o co najmniej 10%.JAKUB TARANTOWICZ