Mirosław Waligóra opowiada o piłce belgijskiej

Czas czytania: 6 m.
5
(1)

Mirosław Waligóra to trochę zapomniany w naszym kraju piłkarz, a był przecież królem strzelców Ekstraklasy w barwach Hutnika Kraków. Później wyjechał do Belgii, gdzie został legendą belgijskiego Lommel SK. Rozegrał w tym klubie 244 mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej i zdobył 60 goli. Wynik, o którym piłkarze, którzy w ostatnich latach grali w Belgii, mogą tylko pomarzyć.

Jak to się stało, że trafił pan do Lommel?

Mirosław Waligóra: Zostałem do Belgii polecony przez Janusza Kowalika. Początkowo było to tylko wypożyczenie i wydawało się, że klub nie będzie miał pieniędzy, by mnie wykupić na stałe. Jednak udało się sprzedać Dimitriego de Condé (obecnie dyrektor sportowy KRC Genk – red.) do Standardu Liege i pieniądze się znalazły.

Lommel SK to praktycznie nieznany w Polsce klub, ale gdy pan tam grał, był solidnym ligowym średniakiem i dwukrotnie był blisko europejskich pucharów. Raz zajęliście piąte miejsce w lidze (sezon 1996/97), a drugim razem przegraliście finał pucharu Belgii z Westerlo 0:1 (2000/01). Kiedy było bliżej awansu?

W obydwu sezonach mieliśmy ogromną szansę, tym bardziej że w tym sezonie co zajęliśmy piąte miejsce, na dwie kolejki przed końcem wystarczyło nam wygrać bodajże jeden z dwóch meczów. W przedostatniej kolejce graliśmy z Eendracht Aalst u siebie, prowadziliśmy 2:1 i zremisowaliśmy (mecz zakończył się wynikiem 2:2 – red.), a w ostatniej kolejce graliśmy na wyjeździe z Lokeren, prowadziliśmy 3:1 i zremisowaliśmy 3:3 (gol na 3:3 padł w 84’ – red.). Gdybyśmy te mecze wygrali, to na pewno gralibyśmy wtedy w pucharach. Była w tym sezonie (96/97 red.) jeszcze jedna szansa na awans do pucharów, ponieważ Anderlecht grał finał pucharu Belgii z Germinal Ekeren i gdyby wygrał, to zwalniał miejsce w pucharze UEFA. Oni też prowadzili w tym spotkaniu (2:1 do 85’) i przegrali niestety. Także awans do pucharów uciekł nam wtedy dwa razy.

Natomiast ten sezon co graliśmy finał pucharu Belgii, to był nasz sezon w drugiej lidze. My wtedy spadliśmy na rok i natychmiast z powrotem awansowaliśmy. Przegraliśmy niestety 0:1.

W tej pucharowej edycji, kiedy graliście w finale we wcześniejszych rundach pokonaliście jednak silniejsze drużyny od Westerlo.

To był pamiętny mecz z Genkiem, wygraliśmy chyba 3:1 (2:1 – red.), Lokeren też było po drodze. Fantastyczny sezon.

Graliście finał jako zespół drugoligowy (Lommel wygrało wtedy rozgrywki 2 ligi), a od tego czasu tylko KV Mechelen udało się jako drugoligowcowi zagrać w finale (2:1 z Gent w 2019 roku). Przed tym finałem były w klubie duże nadzieje na zwycięstwo czy rywal był zbyt mocny?

Cała miejscowość żyła tym meczem. W Lommel – gdzie nadal mieszkam – jest 35 tysięcy mieszkańców a 20 tysięcy było w Brukseli wtedy. Ci starsi kibice cały czas wspominają te czasy i ten finał. Nie pamiętam, ile tam autobusów pojechało do Brukseli, ale bardzo dużo. To rzeczywiście wyjątkowa rzecz w Belgii, by zespół z drugiej ligi grał w finale pucharu.

Grał pan w drużynie z takimi graczami jak Jacky Mathijssen, Khalilou Fadiga czy Timmy Simons, ale czy w Lommel był jakiś inny mniej znany kibicom piłkarz, który mógł zrobić podobna do nich karierę?

Było kilku zawodników z byłej Jugosławii, Kresimir Marusić, środkowy pomocnik, taka typowa 10 (grał w Lommel w sezonie 99/00 – red.), piłkarz podobnego typu co Lior Refaelov. Przyszedł do nas z Australii (z klubu Northern Spirit – red.). Znakomity zawodnik, ogromne umiejętności techniczne, ale nie potrafił się odnaleźć w europejskiej piłce i po sezonie wrócił do Australii. A Jacky Mathijssen, o którym pan wspomniał, jest obecnie trenerem młodzieżówki belgijskiej.

To prawda, a Dimitri de Condé – z którym pan również występował – jest obecnie najlepszym dyrektorem sportowym w Belgii.

Tak, Dimi jest świetnym dyrektorem. Dwa razy wracał do nas. Dzięki niemu jestem też w Lommel, o czym wspominałem wcześniej. Wspominany przez pana Timmy Simons, legenda belgijskiej piłki, poważną karierę zaczynał u nas, bo przychodził z 3 ligi (z KFC Diest w 1998 roku). Co ciekawe trafił do Lommel jako „dokładka”, bo klub był zainteresowany innym zawodnikiem (Wimem Van Diestem – red.), ale jeden ze skautów powiedział „Weźcie jeszcze tego chłopaka, bo dobrze się zapowiada”. Timmy nie pograł długo u nas, bo szybko – już po dwóch sezonach – zabrało go Club Brugge.

Trenerami Lommel SK były takie legendy jak Walter Meeuws czy Lei Clijsters. Którego z nich, a może zupełnie innego trenera wspomina pan najlepiej?

Jeśli mam być szczery to najlepiej wspominam Waltera Meeuwsa, ponieważ to za jego czasów odnosiliśmy największe sukcesy. Drugim trenerem, którego bardzo dobrze wspominam był Harm van Veldhoven. To legenda naszego klubu, a obecnie jego prezes. Trenował również RWD Molenbeek (wtedy pod nazwą FC Bruksela – red.), Rodę Kerkrade czy też Cercle Brugge. To tych dwóch trenerów mógłbym wyróżnić. Poza tym z Harmem van Veldhovenem grałem większość swoich sezonów w Lommel. On był naszym kapitanem i przywódcą na boisku.

Lei Clijsters podobnie jak pan poświęcił się dla tenisowej kariery córki. Zrezygnował dla niej ze swoich trenerskich aspiracji.

Można tak powiedzieć, bo kiedy Lei był u nas, to jego córka wygrała chyba juniorski Wimbledon (przegrała w niestety w finale – red.). Lei jednak nie był długo u nas, bo niecały sezon spędził jako trener Lommel. Wtedy zaczęły się jego problemy, najpierw zachorowała żona, a potem on.

Lei to chyba jedna z futbolowych legend Limburgii?

Tak. Pochodzi od nas z Limburgii i jest legendą KV Mechelen.

Od jakiegoś czasu Lommel SK należy do City Group. Czy w związku z tym kibice liczą na powrót do Jupiler Pro League i lepsze czasy dla klubu, czy ta współpraca ma tylko na celu szkolenie i rozwijanie piłkarzy?

Z tego co ja widzę, jak to wszystko wygląda, to w klubie się bardzo zmieniło. Zacznijmy jednak od tego, że Lommel ma fantastyczną bazę, 10 boisk piłkarskich, z czego 2 sztuczne, szatnie i pełną infrastrukturę, by szkolić piłkarzy. Akademia jest bardzo dobra. Niestety klub gra tylko w drugiej lidze. City kupiło klub za niewielkie dla nich pieniądze. Logistykę mają znakomitą, bo z Manchesteru do Eindhoven leci się niewiele ponad godzinę, a z Eindhoven do Lommel jedzie się pół godziny samochodem, więc mogą wszystkiego dobrze przypilnować. Kupują wielu piłkarzy za duże pieniądze. W ubiegłym roku chyba tylko KAA Gent i KRC Genk wydały więcej na transfery (Lommel wydał ponad 12 mln euro – red.). Tylko na chwilę obecną działa to tak, że ci zawodnicy przychodzą tu się ograć, by odejść po sezonie lub dwóch. Tak jak było w ubiegłym sezonie. Przyszło kilku dobrych, a nawet bardzo dobrych zawodników, i trzech już u nas nie ma. Moreno odszedł do KV Kortrijk, Vinicius Souza do KV Mechelen, Ugalde do FC Twente i jeszcze jeden, którego nazwisko mi gdzieś wyleciało z pamięci (Anass Zaroury do Charleroi – red.). Teraz kupili kolejnych pięciu. Z Finlandii ściągnęli 17-latka, ogromny talent za 2,5 mln (Juho Talvitie ma nawet 16 lat – red.), ze Szwecji stopera (Jesper Tolinsson, 18 lat, 2 mln, kupiony z IFK Göteborg – red.), bramkarz przyszedł z Montevideo (Cristopher Fiermarín, Montevideo City Torque – red.), napastnik jeszcze przyjdzie i z pewnością ktoś jeszcze. Na chwilę obecną jest to więc taka rozwojowa drużyna, dają szansę młodym, który by nie mieli szans na grę w Manchesterze. To jest biznes. Kupują graczy za 2 mln, a potem sprzedają za 5. Na pewno celem zespołu jest awans do Jupiler Pro League. Czy to się jednak uda, gdy co roku trzeba budować nową drużynę? Tu pojawia się jednak duży znak zapytania.

Wydaje się, że to podobny model klubu jak w Leuven (OH Leuven jest własnością Leicester City) czy w Cercle Brugge (Cercle należy do AS Monaco)?

Tak, zgadza się. Tylko te kluby mają tę przewagę, że grają już w 1 lidze. Wiadomo że trudniej jest awansować, niż potem się utrzymać. Zwłaszcza że bezpośrednio awansuje tylko jeden zespół.

Teraz chyba będzie jeszcze trudniej, bo spadły takie zespoły jak Excel Mouscron czy Waasland-Beveren?

To prawda. Ci nasi chłopcy umieją świetnie grać w piłkę, ale trudno zrobić awans samymi 17 czy 18-latkami, a druga liga belgijska to naprawdę ciężka liga do grania.

Czy oprócz sprowadzania nowych graczy City Group zapewniło też fachowców od szkolenia?

Trenerem jest obecnie człowiek, który przyszedł z New York City FC (Liam Manning – red.). Tam prowadził akademię, a praca tutaj w Lommel jest jego pierwszą z seniorami. Drugim trenerem jest pan, który – z tego co pamiętam – prowadził holenderską kadrę U-18 (Peter van der Veen, był trenerem różnych reprezentacji Holandii od U17 do U-20 – red.). Także ma rozeznanie w piłce młodzieżowej, ma odpowiednie podejście do młodych talentów. Reszta sztabu szkoleniowego to są trenerzy belgijscy. Jeżeli zaś chodzi o zarządzanie całym klubem to tylko prezes Harm van Veldhoven jest Belgiem, a cała reszta pracowników na wyższych szczeblach to są ludzie z City Group.

Ciekawe czy oni nie obawiają się, że nie starczy miejscowych talentów z Limburgii dla wszystkich. Jest przecież słynna akademia Genku, w Sint-Truiden mocno inwestują Japończycy?

To prawda, ale z tego co wiem, a mam dobry kontakt z tą akademią, to odkąd City to przejęło, to jest łatwiej przyciągnąć młodych chłopaków. Jednak marka robi swoje. Największa konkurencja nie jest jednak w Belgii, a w Eindhoven. Bliżej jest od nas do akademii PSV niż do Genku. Jest jednak plus, że ci gracze, którzy tam nie mają miejsca w składzie, u nas mogą grać, i to jest dla nich atrakcyjne. Do tego te nasze boiska są znakomitej jakości, pięknie położone w lesie, nic tylko trenować i szkolić.

Bardzo mnie to cieszy. Życzę wam, by udało się awansować do 1 ligi.

Myślę, że to się stanie. Jeżeli jeszcze nie w tym sezonie, to za 2-3 lata. Tu są tak ogromne środki finansowe wpompowywane w klub, że to się musi udać. Ten awans jest im potrzebny, by zarabiać więcej na piłkarzach. Jak patrzę, ile teraz kosztują zawodnicy z ligi belgijskiej, to są horrendalne ceny. Jak ktoś się wyróżnia, to kosztuje 15-20 mln, a Genk swojego napastnika nie chce sprzedać poniżej 25 mln (Paul Onuachu, król strzelców JPL – red.). Do tego Lokonga z Anderlechtu, 18-latek, też ponad 20 mln ze wszystkimi bonusami może kosztować. Liga belgijska pewnie nie jest w Polsce popularna, ale są tu świetne zespoły jak Club Brugge czy RSC Anderlecht. Zwłaszcza proszę oglądać Anderlecht. Może nie w tym sezonie, ale w kolejnym na pewno. Kompany robi tam świetną robotę.

Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony nam czas.

ROZMAWIAŁ MARIUSZ MOŃSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Mariusz Moński
Mariusz Moński
Zakochany w piłce z Beneluksu oraz w futbolu z końca XX wieku. W czerwcu 2020 zakończył trwające ponad 30 lat oczekiwanie na kolejne mistrzostwo ukochanego Liverpoolu. 

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...