Oglądając swoje pierwsze mecze, często zapamiętujemy nie wyniki czy bramki, lecz pewne charakterystyczne cechy wyglądu u piłkarzy. Do takich „symboli” należą między innymi okulary Edgara Davidsa, loki Carlosa Valderramy czy fryzura Ronaldo na mundialu 2002. Z pewnością jedną z najbardziej wyróżniających się osób przełomu XX i XXI wieku był nie piłkarz, lecz pewien sędzia. Wyłupiaste oczy, mimika twarzy i przede wszystkim charakterystyczna łysina. To wszystko sprawiało, że Pierluigi Collina ze swoim wyglądem bardzo łatwo zapadał w pamięć. Przede wszystkim przeszedł on jednak do historii jako wielki profesjonalista, który w karierze osiągnął praktycznie wszystko.
Początki z gwizdkiem
Pierluigi Collina przyszedł na świat w 1960 roku w Bolonii. Od najmłodszych lat piłka nożna była się dla niego częścią życia, choć również kochał koszykówkę. Jako siedemnastolatek kończył swój ostatni rok gry jako trampkarz. To właśnie w tym czasie zapisał się na kurs sędziowski, dzięki namowom kolegi ze szkolnej ławki. Jego droga na największe areny świata zaczynała się w tym samym miejscu, gdzie każdego innego arbitra – od prowadzenia meczów rozgrywanych przez dzieci i młodzież.
Szybko udało mu się jednak pokazać z całkiem dobrej strony przed osobami decyzyjnymi w bolońskiej sekcji sędziowskiej. Pozytywnie ocenione występy zaowocowały błyskawicznym przeniesieniem do najwyższej regionalnej kategorii amatorskiej we włoskim futbolu, tzw. Promozione. To właśnie w tych spotkaniach, gdzie często brakowało piłkarzom kultury, a reakcje wobec sędziego bywały skrajne, Collina dojrzewał mentalnie i psychicznie do roli przyszłego sędziego międzynarodowego.
Pod koniec 1984 roku niespodziewanie zdiagnozowano u niego łysienie hormonalne, zwane alopecją. To właśnie choroba była odpowiedzialna za jego rzucający się w oczy wygląd i sprawiła, że zaczął się golić „na zero”. Wyznaczenie do pierwszego meczu w Serie C przypadło na rok 1988. Jak później wspominał, jego debiut nie obył się całkowicie bez incydentów. Ku swojemu zdziwieniu, dzień przed spotkaniem A.C. Mestre – Carrarese, spotkał on w hotelowym holu trenera gości z Toskanii.
Nietypowa okoliczność, gdzie arbiter widzi się ze szkoleniowcem jednej z drużyn w ustronnym miejscu, mogła zrodzić podejrzenia korupcyjne. Zaniepokojony Pierluigi Collina postanowił zawiadomić Komisję Sędziowską. Sytuacja została szybko wyjaśniona – okazało się, że drużyna Carrarese zmieniła pierwotnie zarezerwowany hotel z powodu gęstej mgły na trasie, jednak dla zachowania formy i pozorów dla Collino przygotowano stół obiadowy w innej części restauracji, który dodatkowo został oddzielony ścianką.
Praca przy spotkaniach w Serie C układała się jednak po myśli bohatera tekstu. Zbierał kolejne dobre recenzje od dziennikarzy oraz krajowej komisji sędziowskiej. Oczywiście, jak to bywa w życiu arbitra, także i on przeżywał sytuacje, gdzie kibice niekoniecznie byli „zadowoleni” z podjętych przez niego decyzji.
W miasteczku Castel del Sangro, po zakończeniu jednego ze spotkań, przed szatnią czekał tłum miejscowych fanów. Głośno i dosadnie wyrażali swoje niezadowolenie z pracy arbitra. Zabarykadowany w szatni został pod eskortą karabinierów przeniesiony do komisariatu policji. Jak się jednak okazało, tłum nie odpuścił i przeszedł ze stadionu także i pod ten budynek. Z pomocą Collinie przyszła w końcu mroźna pogoda, która zakończyła po kilku godzinach „oblężenie” bez konieczności wzywania dodatkowych sił.
Pierluigi Colina i jego początki w Serie A
Kariera Włocha nabierała rozpędu. Pierwsze wielkie zawodowe marzenie spełniło się 15 grudnia 1991 roku. Decyzją komisji sędziowskiej został wyznaczony na głównego arbitra spotkania w Serie A. W momencie, gdy podnosił do ust gwizdek i rozpoczynał mecz pomiędzy Veroną i Ascoli, miał wówczas 31 lat. Był to bardzo młody wiek jak na debiut w najwyższej lidze, biorąc pod uwagę ówczesne standardy.
Wychodząc ze stadionu Bentegodi zauważyłem, że Paolo Casarin z komisji sędziowskiej udzielał pomeczowego wywiadu. Wyraził on bardzo dobrą opinię na temat mojej pracy. Stałem obok niego i miałem wyraz twarzy dziecka, które dopiero co dostało porcję ulubionych lodów.
Przez kolejne lata spędzone na włoskich boiskach Collina dał się poznać jako charyzmatyczny oraz pewny siebie arbiter. Między innymi nie miał oporów, żeby przyznać już w czwartej minucie meczu czerwoną kartkę dla samego Franco Baresiego. Niejednokrotnie podejmował odważne decyzje, idące z duchem sportu oraz będące „salomonowymi wyrokami”. Taka sytuacja miała miejsce przykładowo podczas derbów Apulii, w meczu Foggia – Bari w Serie B.
Spotkanie przebiegało w niezwykle gorącej atmosferze, szczególnie na trybunach. Pierwsza połowa minęła jeszcze względnie spokojnie, ale w drugiej zaczęło robić się niebezpiecznie. Okazało się bowiem, że po zmianie stron bramkarze mieli za plecami kibiców przeciwnej drużyny. Stali się więc łatwym celem dla chuliganów. Na murawie zaczęły masowo lądować rozmaite przedmioty, a zdrowie golkiperów stało się poważnie zagrożone.
ZOBACZ TEŻ:
- Transfer Schrodingera. John Obi Mikel w Chelsea
- Jerzy Dudek – bohater stambulskiej nocy
- Bruce Grobbelaar – szaleniec na nogach z makaronu
Pierluigi Collina postanowił jednak nie przerywać meczu. Ponieważ warunki atmosferyczne były cały czas takie same i nie faworyzowały żadnej z jedenastek, łysy sędzia podjął nietypową decyzję o powrocie do ustawienia stron z pierwszej połowy. Kapitanowie obu drużyn zgodzili się na takie rozwiązanie. Chuligańskie wybryki zgodnie z przewidywaniami ustały i mecz został dokończony. Decyzja naginała regulamin i nie wszyscy zgodzili się z pomysłem Colliny. W obronę wzięła go jednak między innymi FIFA oraz zarząd wydziału dyscypliny, argumentując, że była to decycja ultra leges, a nie contra leges – ponad prawem, a nie wbrew prawu.
Inne niezwykle istotne wydarzenie, które być może stało się najczęściej komentowaną sprawą w jego karierze, to ostatnia kolejka Serie A w sezonie 1999/2000. Także i w tym przypadku Collina wykazał się odwagą w działaniu i postanowił wziąć na siebie odpowiedzialność za doprowadzenie meczu do końca. Został on wyznaczony do sędziowania spotkania Perugia – Juventus. Starcie było niezwykle istotne, gdyż decydowało czy mistrzostwo trafi do Turynu, czy rzymskiego Lazio.
W pierwszej połowie zaczął padać deszcz, który po zejściu drużyn do szatni przerodził się w istne urwanie chmury. W momencie, gdy mijał przepisowy czas przerwy, murawa w żadnym wypadku nie nadawała się do gry w futbol. Miejscowy stadion Curi posiadał jednak świetny system nawadniający, a sam Pierluigi Collina z doświadczenia wiedział, że kilka minut bez deszczu starczy, by boisko wróciło do normy. Postanowił więc nie przekładać spotkania na inny termin, tylko cierpliwie czekać na koniec ulewy i wysuszenie murawy.
Po kolosalnie długiej przerwie, kilkukrotnym sprawdzeniu stanu placu gry oraz ponownej rozgrzewce, arbiter w końcu postanowił co dalej. Piłkarze mieli wrócić na boisko i dokończyć mecz. Odważna decyzja o nieprzerwaniu spotkania okazała się kontrowersyjna. Juventus niespodziewanie przegrał, a scudetto trafiło do Rzymu. W Turynie rozwiązanie sędziego uznano oczywiście za błąd. Zdaniem działaczy Juventusu przeciągająca się przerwa i mokra murawa miał decydujący wpływ na niekorzystny wynik. W obronę arbitra wzięła jednak zdecydowana większość włoskich dziennikarzy oraz postronnych kibiców. Powszechnie uznano, że Collina postąpił rozsądnie. Doceniono, że miał on na uwadze przede wszystkim ducha sportu, a stan murawy po przerwie nie był wcale dużo gorszy niż na początku meczu.
W ciągu czternastoletniej kariery w Serie A aż siedmiokrotnie otrzymywał nagrodę Piłkarskiego Oscara dla najwyżej cenionego arbitra na Półwyspie Apenińskim.
Płaczący Kuffour, czyli finał w Barcelonie
Europejski debiut nastąpił w 1995 roku od spotkania Silema Wanderers – Omonia w kwalifikacjach Pucharu UEFA. Tak rozpoczęła się przygoda, która przez kolejne dziesięć lat zaprowadziła Collinę na wszystkie największe turnieje oraz stadiony świata. Pierwszy prestiżowy sukces zawodowy to Igrzyska Olimpijskie w Atlancie. Włoch nie tylko gwizdał w czterech spotkaniach, ale także poprowadził finał pomiędzy Nigerią i Argentyną.
Parę miesięcy później zadebiutował również w Lidze Mistrzów. Charakterystyczna łysina i mimika twarzy sprawiała, że natychmiast stał się prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnym arbitrem na kontynencie. Pierluigi Collina dał się jednak poznać nie tylko przez swój wygląd. Oczywiście miewał wpadki i popełniał błędy, ale szybko stał się bardzo ceniony przez UEFA, piłkarzy oraz publiczność.
Wyróżniały go charyzma, gestykulacja oraz mowa ciała i odwaga przy podejmowaniu decyzji. Wszystko to budowało jego autorytet i sprawiało, że w następnych latach stał się naturalnym faworytem do prowadzenia Ligi Mistrzów. Należy jednak pamiętać, że od 1992 roku Włosi nieprzerwanie przez kolejne siedem lat mieli swojego przedstawiciela w decydującym meczu. Klub z Italii awansujący do finału oznaczał, że sędzia z tego kraju nie mógł zostać wyznaczony.
„Szczęście” uśmiechnęło się jednak do Colliny w sezonie 1998/1999. Wtedy to na Camp Nou stanęły naprzeciwko siebie jedenastki Manchesteru United oraz Bayernu Monachium. UEFA uznała Włocha za najlepszego możliwego kandydata do poprowadzenia tego pojedynku.
Co ciekawe, na kilka godzin przed 20:45 stres udzielił się również i takiemu profesjonaliście. Okazało się, że nie zabrał on chorągiewiek ze swojego hotelowego pokoju. Niezbędna była pomoc policji – funkcjonariusz po niezbędne akcesoria musiał pędzić motocyklem na sygnale przez barcelońskie ulice. Sam mecz okazał się legendarny i zapisał się w historii futbolu. Tak arbiter wspominał po latach przebieg ostatnich minut:
Gol na 1:1. Wszyscy Anglicy się cieszą, a ja sobie myślę: „tylko tego brakowało, co za pech…”. Bo taki remis z perspektywy sędziów nie jest dobrą sprawą. Mecz układał się dla nas świetnie – żadnych wątpliwych sytuacji, żadnych protestów, sprawiedliwy wynik. I nagle wszystko zaczyna się od początku. W ciągu trzydziestu minut dogrywki zdarzyć się może niejasna sytuacja, która źle oceniona sprawi, że każdy zapomni jak dobrze sędziowaliśmy przez cały mecz.
Dogrywki jednak nie było. Manchester strzelił drugą bramkę, a kibice zostali świadkami najbardziej spektakularnego finiszu w historii Ligi Mistrzów. Bawarczycy byli w rozpaczy, Collina podszedł do leżącego na boisku Effenberga, pocieszył go. W pamięć zapadł też obraz, gdy arbiter próbował podnieść wielkiego, lecz bezradnego i płaczącego Kuffoura.
Mundial 2002 – szczyt kariery z gwizdkiem
Zaczął rysować na białej tablicy schemat boiska. Spodziewałem się, że wytłumaczy asystentom jakie obszary pola należą do nich. On jednak zaczął rysować ustawienie piłkarzy. Pisał imiona, których zamierzał użyć bezpośrednio do zawodników, a nie ich nazwisk. Następnie szczegółowo wyjaśnił, co by się stało, gdyby Japonia strzeliła gola lub Turcja przejęła prowadzenie. Opowiadał, w jaki sposób strona przegrywająca zmieniłaby swoją taktykę, formację lub czy jakiej dokonałaby zmiany. Mówił, jak prawdopodobnie odpowiedziałaby druga drużyna – opowiadał Graham Poll w swoich wspomnieniach o przygotowaniach Pierluigiego Colliny do meczu Japonia – Turcja podczas MŚ 2002
W ciągu następnych lat Pierluigi Collina dalej sędziował wielkie mecze i największe turnieje. W czasie EURO 2000 dał się zapamiętać z bardzo żywiołowej reakcji wobec Tomása Řepki w czasie grupowego spotkania pomiędzy Czechami i Holandią. Zapytany o tę sytuację, sam przyznał, że nie zachował się do końca profesjonalnie i oglądając powtórki zadawał sobie pytaniem czy człowiek na filmie to na pewno on.
To, co jest klęską dla kibiców reprezentacji, często jest szansą dla arbitra. Collina nie miał możliwości sędziować najważniejszego meczu EURO 2000, ponieważ Włosi dotarli aż do finału. Los „uśmiechnął się” jednak do niego dwa lata później – po stronniczym gwizdaniu Italia odpadła w 1/8 mundialu z Koreą Południową. Pierluigi nie został obsadzony na ćwierćfinały oraz półfinały, choć wcześniej dobrze prowadził na turnieju dwa mecze.
Wśród arbitrów był prawdziwą gwiazdą, ale nie mógł być pewny decyzji o przyznaniu mu najważniejszego meczu. Jakiś czas wcześniej bowiem wziął udział w kampanii reklamowej Adidasa. Pojawiły się kontrowersje czy arbiter może być twarzą marki ubierającej jednego z finalistów. FIFA jednak zadecydowała – głównym sędzią Finału XVII Mistrzostw Świata został Pierluigi Collina. Tym samym Włoch dotarł na najwyższy możliwy szczyt, jaki może osiągnąć człowiek biegający z gwizdkiem.
Przepisy w roku 2002 pozwalały już arbitrowi na pracę w kolorowym stroju. Collina postanowił jednak, jak przystało na prawdziwego włoskiego mężczyznę, zadbać o styl i elegancję. Do prowadzenia meczu wybrał klasyczną czarną koszulkę, którą uznawał za najładniejszą i najbardziej przystającą do rangi wydarzenia. Sam mecz rozpoczął od śmiałych (lecz prawidłowych) decyzji o przyznaniu dwóch żółtych kartek w pierwszych dziesięciu minutach meczu. Kolejny raz udowodnił też, że potrafi nagiąć przepisy dla zachowania ducha sportu.
W pewnym momencie okazało się, że Edmilson grał z rozdartą koszulką. Collina nakazał zmianę i koledzy szybko rzucili mu nową. Jednak w ferworze walki Brazylijczyk miał bardzo duże kłopoty z prawidłowym nałożeniem nowego stroju. Po ciężkiej walce z materiałem i kilku próbach wydostania głowy z rękawów, udało mu się wreszcie wygrać bój z koszulką.
Zabawny epizod, który wywołał śmiech na trybunach, niekoniecznie był wesoły dla arbitra. Zgodnie z regulaminem, Edmilson powinien bowiem opuścić boisko na czas zmiany stroju. Włoski arbiter uznał jednak, że czasowe osłabienie finalisty z takiego powodu nie idzie w parze z fair play oraz klimatem tak ważnego widowiska. Pozwolił więc Brazylijczykowi na przebranie się na murawie, choć nie spodziewał się, że będzie miał aż takie trudności.
Po zakończeniu spotkania Collina ze swoimi kolegami został uhonorowany w sposób nieco wykraczający poza rygorystyczny protokół FIFA. Tradycyjnie pamiątkowe medale były wręczane do ręki. Sepp Blatter jednak uroczyście zawiesił je na szyjach sędziów, przy głośnym aplauzie publiczności. Gest, choć wydawać się może błahy, miał dla Colliny spore znaczenie – wydarzeniu nadano uroczysty charakter, a arbiter mógł się poczuć doceniony tak jak piłkarze.
Pierluigi Colina. Czas na emeryturę
Kiedyś Edgar Davids mówi do mnie: „Wychodzę na boisko żeby wygrać, dla siebie, dla mojej drużyny. A ty, po co wychodzisz na boisko?”. Rola sędziego jest rolą „służebną”, nasze zadanie to pilotować wydarzenia, aby piłkarze pokazali najlepsze umiejętności i kreowali widowisko. Żeby to zrobić, sędzia także stara się dać z siebie wszystko i w ten sposób zwycięża. Jak każda osoba, która pragnie wygranej, sędzia przez dziewięćdziesiąt minut jest kibicem samego siebie.
Nadal gwizdał ważne spotkania, między innymi mecze na EURO 2004, w tym półfinał Grecja – Czechy, podczas którego padł tzw. srebrny gol. Regularnie prowadził też gry w Lidze Mistrzów. Jak wspomina, szczególnie zapamiętał wieczór 8 marca 2005 roku na Stamford Bridge. Chelsea wyeliminowała wtedy Barcelonę, ale to gol Ronaldinho na 3:2 wspominany jest przez niego jako prawdopodobnie najładniejsza bramka, jaką miał okazję kiedykolwiek uznać. Co ciekawe, Pierluigi kolekcjonował po ważnych meczach koszulki zawodników. W jego kolekcji znalazły się między innymi strój Ronaldo z finału w Jokohamie czy trykot Zidane’a z EURO 2000. Czas oraz przepisy FIFA były jednak nieubłagane.
Włoch w wieku 45 lat musiał przejść na zasłużoną emeryturę. Ostatni międzynarodowy mecz, który poprowadził to spotkanie Villarreal – Everton w trzeciej rundzie kwalifikacji Champions League. Łącznie karierę na europejskich i światowych boiskach zamknął z bilansem 72 meczów, przyznanych 242 żółtych i 12 czerwonych kartkach oraz 21 podyktowanych karnych. Aż sześć razy stowarzyszenie IFFHS nadawało mu tytuł Arbitra Roku. Jak przyznał, jedyne czego żałuje z czasów kariery, to fakt, że nigdy nie miał okazji gwizdać w Buenos Aires na słynnej La Bombonerze. Collina po odstawieniu gwizdka, dalej związał się z futbolem jako Szef Sędziów na Ukrainie oraz członek Komitetu Sędziowskiego UEFA.
BŁAŻEJ DAWIDOWICZ
Cytaty pochodzą z książki „Le mie regole del Gioco” (polski przekład Barbara Sosnowska i Roman Sosnowski – „Moje zasady gry”)