Przed meczem Polska – Andora

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

W niedzielę (28 marca) dopiero drugi raz w historii zagramy z Andorą. Tym meczem polska kadra po niemal 9 latach nieobecności wraca na stadion Legii.

Przyczyną rzadkich piłkarskich kontaktów z Andorą jest po części fakt, że Andorska Federacja Piłki Nożnej powstała stosunkowo niedawno, bo w 1994 roku, a dopiero dwa lata później drużyna z tego górzystego księstwa zagrała pierwszy oficjalny mecz. Tricolors (Trójkolorowi) – gdyż na narodowej fladze i na reprezentacyjnych koszulkach królują trzy kolory: niebieski, czerwony i żółty – zaczęli pisać swoją historię pod egidą UEFA 13 listopada 1996 roku. Tego dnia zmierzyli się z Estonią. Przegrali 1:6, ale przecież nie wynik był wtedy najważniejszy.

Tylko towarzysko

Inna sprawa, że jakoś los nie chciał skojarzyć Andorczyków z Biało-Czerwonymi w eliminacjach do Mundialu czy Euro. Aż do 7 grudnia ubiegłego roku, kiedy dowiedzieliśmy się, że zmierzymy się z nimi w walce o bilety do Kataru.

Doświadczeń z Andorczykami nie mają też zespoły ekstraklasowe. Nigdy dotąd bowiem żadna polska drużyna nie wylosowała andorskiej w europejskich pucharach. W klubowych rozgrywkach pod egidą UEFA mieliśmy już ponad 350 przeciwników, ale żaden z nich nie pochodził z tego pięknego państewka, którego krajobrazy możemy podziwiać podczas górskich etapów Vuelty.

Ostatni sprawdzian

Ale żeby zagrać z Andorczykami nie musimy zawsze zdawać się na los. Możemy przecież umówić się z nimi na mecz towarzyski. I właśnie jedyny jak dotąd mecz pomiędzy tymi dwiema reprezentacjami odbył się dzięki porozumieniu oficjeli z obu federacji.

Gdyby nie jeden fakt, powiedzielibyśmy, że pierwsze spotkanie Polski z Andorą to pojedynek jakich wiele na naszym koncie. Ot, po prostu kolejna gra towarzyska i łatwa wygrana. Jednak na początku czerwca 2012 roku, gdy mierzyliśmy się z Andorczykami, zainteresowanie Biało-Czerwonymi było ekstremalnie duże. A wszystko dlatego, że czekaliśmy na rozpoczęcie Euro 2012 i mecz inauguracyjny z Grecją.

I właśnie w takich okolicznościach, 6 dni przed startem imprezy, zagraliśmy po raz pierwszy z Andorą. Był to nasz ostatni rywal przed rozpoczęciem europejskiego czempionatu. Przeciwko niezbyt wymagającej drużynie z Pirenejów mieliśmy odnieść efektowne zwycięstwo, które utrzyma morale i pozwoli przećwiczyć kilka schematów. Zależało nam też, by nikt nie odniósł kontuzji.

Łatwo i bez kontuzji

Przedmeczowe założenia zostały zrealizowane na murawie warszawskiej Pepsi Areny (tak wówczas nazywał się stadion Legii). Wygraliśmy 4:0 po golach Ludovika Obraniaka, Robert Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Marcina Wasilewskiego („Kuba” i „Wasyl” swoje bramki zdobyli z rzutów karnych), a przy okazji żaden z graczy nie nabawił się urazu.

Mecz upewnił Franciszka Smudę co do wyboru graczy podstawowej jedenastki na mecz z Grecją. Jedyną niewiadomą stanowiła lewa obrona, gdzie mógł grać też Jakub Wawrzyniak. Z Andorą – tak jak podczas Euro – na tej pozycji zagrał jednak Sebastian Boenisch.

Nie po raz pierwszy

Trzech Biało-Czerwonych, powołanych na zbliżający się mecz z Andorą, pamięta pojedynek z tym rywalem sprzed niemal 9 lat. Mowa o Robercie Lewandowskim, Kamilu Grosickim i Wojciechu Szczęsnym.

A jeśli chodzi o naszych przeciwników, to trzech z nich grało z Polską w 2012 roku. Tricolors mają również tego samego selekcjonera co w 2012 roku. Jest nim Koldo Álvarez, legenda andorskiej piłki.

Trener naszych rywali Koldo Álvarez

Jeden raz jako piłkarz z Andorą zmierzył się nasz selekcjoner Paulo Sousa. Działo się to dawno, bo w 1999 roku (na świecie nie było jeszcze kilku naszych obecnych kadrowiczów). Portugalczycy naturalnie zwyciężyli 4:0, a gole strzelały tuzy światowego futbolu: Rui Costa, João Pinto, Luís Figo oraz Pedro Pauleta. Sousa zagrał wtedy przez pierwsze 45 minut.

Na Ł3 bez widzów

28 marca z podopiecznymi Koldo Alvareza zmierzymy się na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie. Polska reprezentacja wraca na ten obiekt po niemal 9 latach. Poprzednio przy Łazienkowskiej 3 zagraliśmy właśnie 2 czerwca 2012 roku z Andorą.

Więcej o andorskiej piłce: TUTAJ

DOMINIK GÓRECKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Dominik Górecki
Dominik Górecki

Samorządowiec, dziennikarz, sadownik, miłośnik podróży i fan futbolu. Entuzjasta Serie A, Bundesligi i piłki afrykańskiej. Od dzieciństwa zakochany w Juventusie.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!