Bramkarska rywalizacja Nieposkromionych Lwów

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Afryka nigdy nie słynęła z wybitnych bramkarzy. Utożsamiana była raczej z piłkarzami ofensywnymi, którzy imponowali kreatywnością i radością z gry. Jednak w latach 80-tych o miejsce między słupkami kameruńskiej bramki rywalizowali dwaj wielcy zawodnicy, zaliczani do ścisłej światowej czołówki.

Walka między Thomasem „Tommy’m” N’Kono a Josephem-Antoinem Bellem „Jojo” elektryzowała kameruńskich kibiców przez niemal dwie dekady. Do dziś uważani są za najwybitniejszych afrykańskich golkiperów, którzy śmiało mogliby grać w czołowych europejskich klubach. Zanim jednak ich nazwiska stały się znane na całym Czarnym Lądzie, to obaj zaczynali swoją poważną karierę w tym samym klubie – Eclair Douala, gdzie pierwsze piłkarskie kroki stawiał także Roger Milla. Mały klub, który już przestał istnieć, wypuścił w świat wielkich piłkarzy.

Jak ogień i woda

Obaj bramkarze zdecydowanie różnili się od siebie zarówno pod względem stylu gry, jak i charakteru. Bell wyróżniał się pewnością siebie i wysokim poczuciem własnej wartości. Błyszczał przed kamerami, nie unikał kontrowersji, a po zakończeniu kariery został popularnym komentatorem i krytykiem kameruńskiej federacji. Z kolei N’Kono starał się dystansować od medialnego zgiełku, był bardziej wyważony i spokojny. Byli jak woda i ogień, a przy okazji walczyli o bluzę z numerem jeden w reprezentacji Nieposkromionych Lwów, nic więc dziwnego, że dochodziło między nimi do różnego rodzaju tarć.

Zanim jednak o kontrowersjach związanych z ich rywalizacją, kilka słów o sylwetce obu bramkarzy. Bell uważany był za bramkarza świetnego na przedpolu, który dzięki swojej charyzmie był naturalnym liderem defensywy. Często grał bardzo wysoko i zażegnywał niebezpieczeństwo udanymi wyjściami poza pole karne. W drużynach szkolnych często występował w polu, więc gra nogami nie sprawiała mu najmniejszych problemów. Mimo gry na różnych pozycjach, Jojo nie miał wątpliwości, gdzie chce grać:

Zawsze wiedziałem, że tak naprawdę jestem bramkarzem. Czułem, że bramkarz to odpowiedzialna pozycja i tak właśnie jest. Dlatego to lubiłem – ponieważ wiedziałem, że jeśli padnie bramka, to ja za to odpowiadam.

Uważamy był za samouka, który sukces osiągnął dzięki ciężkiej pracy i litrom potu wylewanego na treningach.

Z kolei N’Kono uważany był za samorodny talent, który bazował na swoich wrodzonych umiejętnościach. Dominował głównie na linii, gdzie dzięki kapitalnemu refleksowi wyczyniał cuda i bronił niesamowite strzały. – N’Kono zniechęcał napastników przeciwnika. Niektóre z jego obron miały charakter prowokacyjny. Przeciwnicy oddawali strzały z daleka, a on łapał i przetrzymywał piłkę – mówił o swoim koledze z drużyny Jean-Paul Akono, obrońca Canon Yaounde, kolejnego klubu Tommy’ego. Z Eclair odszedł po doskonałym występie w półfinale krajowego pucharu, gdzie zrobił wrażenie na przeciwnikach, mimo porażki jego zespołu 0-1. – Po meczu wszyscy piłkarze pierwszej drużyny jednomyślnie zgodzili się, by go zatrudnić – dodał Akono.

Ze świetnym golkiperem w składzie Canon Yaounde stał się czołową afrykańską drużyną. W 6 lat czterokrotnie został mistrzem Kamerunu, a dwa razy wygrał afrykański Puchar Mistrzów. Dzięki genialnej postawie w klubowych barwach, N’Kono wywalczył sobie miejsce w kadrze Nieposkromionych Lwów i był numerem jeden podczas hiszpańskiego Mundialu w 1982 roku. Choć afrykańska ekipa nie wyszła nawet z grupy, to Tommy zrobił fantastyczne wrażenie i w trzech meczach wpuścił tylko jednego gola.

Jeśli porówna się bramkarzy grających na Mistrzostwach Świata w 1982 roku, N’Kono był z pewnością najlepszy

– wychwalał kolegę Theophile Abega, kapitan reprezentacji Kamerunu. Postawa 26-letniego wówczas bramkarza zaimponowała włodarzom Espanyolu, którzy niezwłocznie sprowadzili go do Barcelony. Golkiper w ekipie Papużek jako piłkarz spędził 9 lat i rozegrał 241 ligowych meczów.

Celem bluza z numerem 1

Kariera w stolicy Katalonii nie zawsze sprzyjała jednak grze w narodowych barwach. W 1984 roku podczas Pucharu Narodów Afryki po dwóch meczach N’Kono został wezwany do klubu, a federacja uznała, że na kolejne spotkania PNA nie ma po co wracać. Tajemnicą poliszynela jest, że to Bell namawiał kameruńskich włodarzy do podjęcia takiej decyzji. Jojo szansę skwapliwie wykorzystał i został wybrany najlepszym golkiperem turnieju. Nieposkromione Lwy po raz pierwszy zostały mistrzami Afryki, a cztery lata później powtórzyły swój sukces, ponownie z Bellem w bramce. Kameruńczyk po raz kolejny został wybrany do jedenastki turnieju i wydawał się pewniakiem w bramce także na Mundial w 1990 roku.

W roli faworyta Bella stawiały nie tylko dobre występy w Pucharze Narodów Afryki, ale także styl gry preferowany przez selekcjonera. Walerij Niepomniaszczij chciał, aby jego reprezentacja prezentowała ofensywny futbol, a w bramkarzu widział wysoko grającego libero, do czego Jojo nadawał się idealnie. Fatalne wyniki sparingów doprowadziły jednak do spotkania starszyzny zespołu, która postanowiła, że zespół musi inaczej rozłożyć akcenty w grze. Na ostatni przedmundialowy sprawdzian z Jugosławią do bramki wskoczył N’Kono, a Kamerun wygrał 1-0. Mimo to na mistrzostwach między słupkami Nieposkromionych Lwów stanąłby Bell, gdyby nie jego zbyt długi język. Jojo na łamach mediów skrytykował przygotowania Kamerunu, a w zamian za to federacja nakazała pomijać go przy ustalaniu składu.

Tym samym na pozycji golkipera pojawił się wakat. N’Kono, którego Bell nie chciał nawet na ławce (wtedy jeszcze nie wszyscy powołani zawodnicy byli traktowani jako rezerwowi w trakcie meczu), zarezerwował już bilety na trybunach dla siebie i żony. Był pewien, że ofensywnie grający Kamerun się skompromituje i nawet gdy dowiedział się o absencji Jojo, nie chciał grać. Ostatecznie selekcjonerowi udało się namówić Tommy’ego do występu, a Nieposkromione Lwy, mimo lekkich turbulencji po drodze, dotarły aż co ćwierćfinału Mistrzostw Świata. N’Kono błyszczał i był bez wątpienia jednym z najlepszych bramkarzy turnieju. O tym, jak świetnie wówczas bronił, może świadczyć fakt, że to po jego paradach Gianluigi Buffon zdecydował się zostać bramkarzem. Na cześć kameruńskiego bramkarza Włoch nazwał swojego syna Thomas.

Mundial w 1994 to kolejna bramkarska afera w ekipie Nieposkromionych Lwów i najbardziej gorzki moment rywalizacji obu konkurentów. Po raz kolejny pewniakiem między słupkami miał być Bell i to on bronił w pierwszym meczu ze Szwecją, zremisowanym 2-2. W drugim spotkaniu z Brazylią wystąpić miał jednak N’Kono, który występował w Boliwii i lepiej znał styl gry Latynosów. Z taką decyzją Jojo nie mógł się pogodzić i zorganizował potajemne spotkanie starszyzny drużyny. Oznajmił, że trener wybrał jego, ale to politycy nie chcą pozwolić mu grać. Ostatecznie selekcjoner Henri Michel uległ naciskom zawodników i przeciwko Canarinhos zagrał niepokorny Bell. Kamerun przegrał 0-3, a atmosfera w drużynie kompletnie się rozpadła. W ostatnim meczu grupowym wystąpił trzeci golkiper, Jacques Songo’o, a Nieposkromione Lwy w fatalnym stylu uległy Rosji aż 1-6. Oleg Salenko strzelił wówczas 5 goli., czym przebił wyczyn Ernesta Wilimowskiego pod względem największej liczby bramek w jednym meczu MŚ. Po Mundialu w USA ani Bell ani N’Kono nie zagrali już w narodowej kadrze.

Rywalizacja czynnikiem progresu

Choć obaj zawodnicy nie pałali do siebie sympatią, a reprezentacyjną karierę zakończyli w atmosferze skandalu, to obaj podkreślają, jak wiele dała im sportowa rywalizacja. Swoimi występami nakręcali się do jeszcze lepszej gry, a konkurencja była czynnikiem mobilizującym do ciągłych postępów. – Zawsze powtarzałem, że mimo iż była między nami ogromna rywalizacja, miałem szczęście, że istniał ktoś taki jak on, bo wiedziałem, że gdy jemu dobrze idzie, mnie musi pójść jeszcze lepiej – tłumaczył Bell. Prawie dwie dekady nieustannej walki o miejsce między słupkami kameruńskiej bramki bez wątpienia uczyniły ich lepszymi piłkarzami.

Nie można także nie docenić wpływu rywalizacji Bella i N’Kono w kontekście europejskiej reputacji bramkarzy z Czarnego Lądu. – Biorąc pod uwagę wszystkie kamienie i kapsle, którymi usiane są ich boiska, ludzie nie chcieli wierzyć, że w Afryce również mogą pojawiać się wielcy bramkarze. Nie było ku temu warunków – stwierdził Claude Le Roy, trener afrykańskich reprezentacji. Jojo i Tommy zadali temu kłam, a kluby ze Starego Kontynentu zyskały przeświadczenie, że w Afryce również można wyłowić bramkarskie perełki. To właśnie dobre występy kameruńskiej dwójki otworzyły drogę do europejskiej kariery chociażby Jacquesowi Songo’o, Vincentowi Enyeamie czy Carlosowi Kameniemu, którzy byli ważnymi elementami swoich zespołów. Można powiedzieć, że Bell i N’Kono kompletnie zredefiniowali postrzeganie afrykańskich bramkarzy.

Kto z nich był lepszy? Bell nie ma wątpliwości, że to jemu należy się prymat. W swoim mniemaniu był znacznie bardziej charyzmatyczny, dominował w stylu legendarnego Petera Shiltona i to przy nim obrońcy wspinali się na wyżyny swoich możliwości. Jednocześnie uważa, że był niedoceniany przez opinię publiczną, ponieważ przy jego stylu gry wyłapywał wiele piłek na przedpolu, co jest mniej efektowne, niż bronienie strzałów. W swojej opinii jest jednak odosobniony. – Gdybyś spytał wszystkich piłkarzy narodowej drużyny o to, któremu bramkarzowi ufali najbardziej, wszyscy odpowiedzieliby zgodnie, że znacznie pewniej czuli się, mając Tommy’ego za plecami – powiedział Jules Nyonga, asystent w ówczesnej kadrze Kamerunu.

Podobne zdanie na ten temat ma największa legenda kameruńskiej piłki, Roger Milla. – Biorąc pod uwagę to, jak dowodzili ze swojej linii bramkowej, N’Kono miał większy autorytet, nawet jeśli Bell wydawał się widowni bardziej charyzmatyczny. Trudniej grało mi się przeciwko N’Kono, ponieważ ustawiał się w bramce tak, że mógł z łatwością zareagować na każdy ruch, który zamierzałem wykonać – mówił najstarszy strzelec gola w historii Mistrzostw Świata. Co na to sam Tommy? – Jeden z nas był bardzo dobrym bramkarzem. Drugi był geniuszem – skomentował ze śmiechem. – Miałem większy talent. W rankingu IFFHS najlepszych bramkarzy XX wieku N’Kono zajął 31 miejsce, a jego rywal był dwie pozycje niżej.

Bez względu na to, który z nich był lepszy, rywalizacja tej dwójki przez prawie dwie dekady rozgrzewała kibiców Nieposkromionych Lwów do czerwoności. To, że tak uzdolnieni golkiperzy zaciekle konkurowali o miejsce w składzie w kraju bez bramkarskich tradycji, to przypadek bez precedensu. Kamerun jeszcze długo będzie tęsknił za takim duetem walczącym o miejsce między słupkami i takimi sukcesami narodowej kadry.

Ciekawostka: Podczas Pucharu Narodów Afryki w 2002 roku, kiedy to N’kono był jednym z członków sztabu szkoleniowego Kamerunu, został zatrzymany na 90 minut przed meczem za… odprawianie czarnej magii. Legendarnego bramkarza szybko zwolniono, a cała rzecz działa się przed meczem z Mali, które było gospodarzem turnieju.

Wszystkie cytaty pochodza z „Bramkarz, czyli outsider” Jonathana Wilsona.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Reprezentanci Polski z wizytą w Rzeszowie – reminiscencje po meczu Resovii z Wieczystą Kraków

W rozegranym 16 listopada 2024 roku meczu 18. kolejki Betclic 2. Ligi Resovia zmierzyła się z Wieczystą Kraków. Faworytem tego starcia była drużyna ze...

Powrót do przeszłości: Retro Mecz i jego geneza

W grudniu 1923 roku Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował, iż w następnym roku nastąpi rezygnacja z rozgrywek mistrzowskich. Za najważniejsze zadanie uznano wówczas odpowiednie...

Wroniecki rodzynek – jak Amica starała się bronić honoru polskiej piłki w Pucharze UEFA

Dwie dekady temu, celem uatrakcyjnienia rozgrywek Pucharu UEFA, Unia Europejskich Związków Piłkarskich zdecydowała się, wzorem Ligi Mistrzów, wprowadzić fazę grupową. Po rundach kwalifikacyjnych oraz...