„Skandal!” – czyli słynny mecz Ulm z Hansą Rostock

Czas czytania: 6 m.
5
(7)

Mimo iż w Bundeslidze Janusz Góra zagrał tylko 25 spotkań to i tak bez wątpienia przeszedł do nieśmiertelności. Każdy sympatyk niemieckiej piłki doskonale kojarzy jego emocjonalne wystąpienie, w którym z wypisaną na twarzy żądzą mordu krzyczy — skandal! Przybliżmy więc okoliczności i przyczyny tak wielkiej frustracji Polaka.

W polskiej świadomości SSV Ulm zaistniało tak naprawdę dwa razy. To właśnie przeciwko temu klubowi swoją jedyną bramkę w barwach Bayernu Monachium strzelił Sławomir Wojciechowski i to właśnie w Ulm grał Janusz Góra, bohater mimo woli i uczestnik jednego z najbardziej kuriozalnych spotkań w historii Bundesligi.

Sam awans Ulm w 1999 roku do Bundesligi był wówczas ogromną sensacją. Z najmniejszym budżetem w historii, ze składem nieprzystającym do pierwszej ligi, bez doświadczenia i bez odpowiedniego zaplecza. Sezon 1999/00 miał być według zapowiedzi klubowych działaczy jedną wielką roczną imprezą. Zdawano sobie sprawę, że może to być zaledwie jednorazowe przeżycie. Cofnijmy się jednak do 10 września 1999 roku, kiedy to Hansa Rostock podejmowała beniaminka z Ulm. Nic nie zapowiadało, że to spotkanie przejdzie do historii, a pomeczowe „wystąpienie” Polaka zyska status absolutnie kultowego.

Samobójcza taktyka

Czasami jest tak, że wszystko jest przeciwko tobie i cokolwiek byś nie zrobił i tak jesteś na straconej pozycji. Tak właśnie czuli się piłkarze Ulm. Sascha Roesler wspomina w wywiadzie dla „11 Freunde”:

– Bez względu na to, co próbowaliśmy, mieliśmy wrażenie, że tłum, sędzia Herbert Fandel i przeciwna drużyna zdecydowanie walczą z nami. Pierwsza czerwona kartka pojawiła się dla nas stosunkowo wcześnie – podyktowana na wyrost. W sytuacji, w której nie należy jej dawać. Faule Hansy nie były karane, czuliśmy się pokrzywdzeni, emocje rosły…

Trener Martin Andermatt ustawił swój zespół bardzo ofensywnie i wysłał w bój aż czterech napastników. Nigdy do tej pory Ulm tak nie grało. Samobójcza taktyka zawiodła już w piątej minucie, gdy Hansa objęła prowadzenie. Piłkarze z Meklemburgii dominowali i raz za razem wymykali się rywalom, którzy byli skołowani. Ich jedyną receptą były faule, naprawdę dużo fauli. Chwilę przed przerwą drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Hans van de Haar. Cios do przerwy, który jeszcze nie zwiastował jazdy bez trzymanki, która miała mieć miejsce w drugiej połowie.

– Należy dokładnie przemyśleć podejście do kar, do pierwszej żółtej czy czerwonej kartki. Kara ma mieć działanie sygnalizujące i wyznaczyć kierunek zarządzania meczem

wspomina sędzia Herbert Fandel.

Ale piłkarze Ulm pędzili do przodu jak barbarzyńscy Hunowie i momentami nie było widać, w co tak naprawdę chcą grać. Po godzinie gry do szatni został odesłany Uwe Grauer – również za drugą żółtą. Goście byli sfrustrowani a decyzje uznawali za wyjątkowo tendencyjne. Na trybuny wylecieli zarówno trener Andermatt, jak i menedżer Erich Steer za nadmierną krytykę sędziego. Martin Andermatt żalił się, że gdy spytał się liniowego, za co został odesłany na trybunę, ten kazał mu się po prostu zamknąć.

– Powiedziałem mu spokojnie: słuchaj, musicie być przyzwoici. Chciałem tylko wiedzieć, czy czerwona kartka była naprawdę uzasadniona. A on w reakcji naskarżył na mnie głównemu i kazał się zamknąć.

Detflef Schuetz, asystent twierdził potem, że kazał mu jedynie iść na swoje miejsce. Gdy kwadrans później z boiska wyleciał już trzeci piłkarz – tym razem Evans Wise, który na murawie przebywał ledwo niecałe dziesięć minut – Ulm było na łopatkach. Hansa grała w jedenastu na ośmiu.

Prawie ugryzłem sędziego w nos

Ulm było na psychicznym dnie, pokrzywdzone i moralnie zniszczone. Nikt nie wierzył w jakąkolwiek szansę na korzystny rezultat. Frustracja i bezsilność były widoczne aż nadto. Ale dwie minuty po trzeciej czerwonej kartce beniaminek dostał rzut wolny na 25. metrze. Do piłki podszedł Janusz Góra i…wyrównał stan meczu. Bramkarz Hansy – Martin Pieckenhagen popełnił katastrofalny błąd. Roesler:

– Nie mogliśmy w to uwierzyć. Wróciliśmy do gry. Mieliśmy zastrzyk brutalnej dawki adrenaliny, która pompowała nasze ciała i byliśmy totalnie agresywni. Czuliśmy się bardzo pokrzywdzeni.

Piłkarze Ulm zaczęli biegać jak szaleni. Hansa, mimo iż grała z przewagą trzech zawodników, nie umiała znaleźć wolnej luki. Pomagał też fakt, że piłkarze Rostocku doskonale zauważyli, że bezpieczniki u gości się już dawno przepaliły i najzwyczajniej w świecie obawiali się kontuzji. Powstrzymywali się w powietrznych pojedynkach

– wiedzieli, że Ulm jest dzisiaj wyjątkowo agresywne.

Roesler:

– To było całkowite szaleństwo. Staliśmy w polu karnym i nawet nie wiedzieliśmy, gdzie biec. Momentami miałem wrażenie, że gramy w ośmiu na piętnastu. Hansa była wszędzie. I jak ja wtedy nienawidziłem Fandela!

Aż do 90. minuty, gdy drogę do siatki znalazł w końcu Victor Agali. Goście byli wykończeni. Fizycznie i psychicznie. Czwarta czerwona kartka Janosa Radokiego była już wynikiem faulu taktycznego, gdy Yasser z Hansy wychodził w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Roesler:

– W sumie ja też powinienem był zobaczyć czerwoną kartkę. Prawie ugryzłem Fandela w nos.

Sędzia tylko popatrzył się na niego wściekłym wzrokiem.

– Może rozumiał moje emocje?

Chcesz grać w rugby to idź grać w rugby

Po końcowym gwizdku skład sędziowski otoczony był przez ochronę, która skutecznie uniemożliwiła piłkarzom Ulm na eskalację już i tak ogromnych kontrowersji. Martin Andermatt komentując już na chłodno mecz:

– To była szalona gra, w której aż kipiało od emocji. Zostałem niesłusznie wysłany na trybuny. To nie ja byłem chamski wobec sędziego liniowego tylko on dla mnie. Ale nie chowam urazy, po ostatnim gwizdku wszystko było załatwione.

Tylko nie dla Janusza Góry… No właśnie. Wprawdzie mecz został odnotowany jako rekordowy pod względem liczby czerwonych kartek dla jednej drużyny, to zapamiętany został z zupełnie innego powodu. Polak, schodząc do tunelu, wykrzyczał głośno „Skandal” i odepchnął bogu ducha winnego porządkowego. Jego frustracja, wściekłość połączona z komizmem sytuacji była kombinacją idealną.

Nie mógł wówczas przypuszczać, że ponad dwadzieścia lat później ta scena dalej będzie wspominana – aczkolwiek teraz już z pewnym sentymentem. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” opowiadał:

– Adrenalina we mnie tak buzowała, że pokazałem swoją frustrację przed kamerami. Często mi o tym przypominano, dziennikarze dzwonili do mnie niemal w każdą rocznicę tego wydarzenia. Po raz ostatni w 2013 roku odezwał się redaktor z „Kickera”.

Sędzia Herbert Fandel nie miał sobie nic do zarzucenia:

– To był niezwykle trudny mecz, ale myślę, że wszystkie kartki były prawidłowe. Z perspektywy czasu analizując wszystkie sporne sytuacje już na chłodno, można się z nim zgodzić, a nawet zaryzykować stwierdzenie, że i tak w kilku momentach był dla Ulm pobłażliwy.

Napastnik Hansy Rostock Victor Agali po ostatnim gwizdku żalił się na ostrą grę rywali.

– Tutaj musisz grać w piłkę nożną. Jeśli chcesz grać w rugby, to idź grać w rugby.

Jeden błąd

Dzień po meczu do Fandela zadzwonił Volker Roth, szef komisji sędziowskiej w DFB:

– Każda z tych czerwonych kartek była uzasadniona, ale na Boga, drogi Herbercie chyba musisz przyznać, że nie było to normalne.

Herbert Fandel miał wtedy zaledwie 34 lata, był niedoświadczony.

– Kiedyś hierarchia była inna, a sędziowie nie szukali bliskości z zawodnikami. Po boisku biegałem wręcz z instrukcją pod pachą.

Feralny mecz siedzi w nim do dzisiaj, chociaż nie ma sobie wiele do zarzucenia:

– Gdy patrzę na te decyzje, to wiem, że każda z nich była słuszna. Ale dobry sędzia zapobiegłby takim zdarzeniom. Powinienem był odpowiednio wcześniej obniżyć temperaturę spotkania. Wtedy obszedłbym się bez ani jednej czerwonej kartki.

W zasadzie jedyną błędną decyzją był brak… jeszcze jednej czerwonej kartki dla Ulm, gdy obrońca Joachim Stadler brutalnie sfaulował w pojedynku powietrznym Agaliego.

Brakowało mi wtedy taktu. Nie jestem dumny z tego, co się wtedy wydarzyło, ale zawodnicy Ulm byli wyjątkowo agresywni, a mecz nie stał na szczególnie wysokim poziomie.

Czuliśmy się jak gówno

Roesler wspominał, że ten mecz był procesem uczenia się Bundesligi. Świeżo awansowany beniaminek bez żadnego doświadczenia w najwyższej lidze. Po dwóch, trzech nocach wszystkie decyzje Fandela stawały się dla niego już przynajmniej względne:

– Fandel nie zrobił tego celowo, jest naprawdę dobrym sędzią. Jeśli dzisiaj spojrzysz na ten mecz – możesz śmiało podyktować te wszystkie czerwone kartki. To nie był żaden skandal. Ale wtedy, kiedy Janusz Góra krzyczał „skandal” do kamer, to wyrażało nasz nastrój. Po prostu czuliśmy się jak gówno.

Hansa Rostock koniec końców utrzymała się w Bundeslidze, wyprzedzając… Ulm o zaledwie trzy punkty. Goście do pierwszej ligi już nie wrócili. Wprawdzie ich przygoda z Bundesligą potrwała tylko rok, to niewątpliwie wpisali się do historii niemieckiej piłki i jej folkloru. Niechlubny rekord czterech czerwonych kartek przetrwał do dzisiaj, Herbert Fandel został później trzykrotnie sędzią roku w Niemczech, przez blisko dekadę szefował komisji DFB ds. sędziów, a Janusz Góra został absolutną legendą Ulm. Asystent Fandela, Detflef Schuetz został zawieszony na trzy tygodnie. Roesler:

– Nigdy później nie brałem już udziału w podobnym meczu. O czymś takim nie zapominasz. Wciąż rozmawiam z kolegami z tamtych czasów o tym, co zdarzyło się w Rostocku. To łączy nas do dzisiaj.

Powrót z niebytu

Skandal to słowo, które będzie towarzyszyć Ulm przez następne lata. Złe zarządzanie, trzy bankructwa i zniknięcie na krótki czas z piłkarskiej mapy. Niecałe dwa lata po pamiętnym meczu w Rostocku, Ulm wycofał swoją pierwszą drużynę z piątej ligi. Przez bardzo długi czas pamiętny rok SSV w Bundeslidze traktowano jako piłkarską bajkę bez szczęśliwego zakończenia. Teraz, po 23 latach klub wraca z niebytu do drugiej ligi. Na ich szczęście, w następnym sezonie najprawdopodobniej nie zawita ponownie na Ostseestadion nad Bałtykiem.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 7

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Maciej Iwanow
Maciej Iwanow
Od ponad ćwierć wieku na dobre i na złe z Hannoverem 96. Motto życiowe? "Kto kibicuje H96, ten w cyrku się nie śmieje". Absolwent historii z nienaturalnym wręcz zamiłowaniem do anegdot. Niestrudzony obrońca dobrego imienia średniowiecza. Pamięta jakiego koloru miał skarpetki Sepp Herberger w finale MŚ '54, ale nie pamięta co jadł wczoraj na obiad.

Więcej tego autora

Najnowsze

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...

Siatkarski klasyk w Rzeszowie – wizyta na meczu Asseco Resovia – PGE GiEK Skra Bełchatów

Siatkarskie mecze pomiędzy Resovią a Skrą Bełchatów od lat uznawane są za jeden z największych klasyków. Kluby te walczyły o największe laury, nie tylko...