Każda drużyna ma w swojej historii zarówno lepsze, jak i gorsze sezony. Zdarza się, że nawet najwięksi ponoszą sromotne klęski. Nie uniknął tego również Real Madryt. Jedna z największych drużyn na świecie potrafiła ponosić spektakularne porażki, tak jak choćby w zakończonym sezonie 2018/2019. Dzisiaj jednak nie o tym sezonie bez pucharu. Opowiemy Wam historię ciut mniej słabego sezonu w historii klubu. Rzadko się bowiem zdarza, by zespół, który wygrał Champions League mógł uważać sezon za stracony. Czas na podróż po rywalizacji w kampanii 1997/1998.
Copa del Rey i Superpuchar Hiszpanii
Tradycyjnie zanim wystartowały zmagania w lidze, rozstrzygnąć musiała się sprawa zwycięstwa w Superpucharze Hiszpanii. Do tej rywalizacji przystąpił mistrz, czyli Real i zdobywca Copa del Rey – Barcelona. Zanosiło się rzecz jasna na znakomitą rywalizację i taka rzeczywiście była. Pierwszy mecz pokazał, że Real jest w formie, ponieważ u siebie wygrał 4:1. Trzy gole okazały się pokaźną zaliczką, a na Camp Nou podopieczni Heynckesa jechali pewni siebie. Mimo porażki 1:2 obrońcy mistrzowskiego tytułu zdobyli Superpuchar, licząc na równie udany sezon w lidze. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna.
Dużo gorzej było później w Copa del Rey. W fatalnym dla Realu początku 1998 roku przytrafił się im bowiem dwumecz z Deportivo Alaves. Nikt nie miał prawa przypuszczać, że mistrz Hiszpanii będzie mieć jakiekolwiek kłopoty z drugoligowcem. Okazało się, że gracze Alaves nie tylko postawili się „Królewskim”, ale ich wyeliminowali. Real mimo zwycięstwa w pierwszym meczu 2:1, kompletnie nie miał pomysłu na rywala w trakcie rewanżu i przegrał 0:1, co dało awans Deportivo.
Primera Division
Real przystępował do sezonu 1997/1998 w La Liga jako mistrz Hiszpanii. W składzie miał takich piłkarzy jak m.in. Panucci, Suker, Guti, Illgner, czy zaledwie dziewiętnastoletni wówczas Raul Gonzalez Blanco. W barwach Barcelony przeciwko nim rywalizował choćby Brazylijczyk Ronaldo, który zaczynał budować swoją legendę, a później miał sam grać w Madrycie. Sezon ligowy przyszło im rozpocząć z wysokiego od derbowego pojedynku z Atletico. Co prawda wtedy „El Derbi Madrileno” nie wywoływały takich emocji, jak obecnie, ale Atletico chciało pokazać swojemu bardziej utytułowanemu rywalowi, że tanio skóry nie sprzeda. Tak się rzeczywiście stało, ponieważ Real zaledwie zremisował 1:1 z lokalnym rywalem. W kolejnych trzech spotkaniach podopieczni Juppa Heynckesa skutecznie się odkuli, ponieważ wygrali trzy razy z rzędu – z Salamancą, Realem Sociedad i Valencią.
Piąta kolejka przyniosła w starciu z Deportivo La Coruna drugi remis, po czym przyszły kolejne dwa zwycięstwa nad Sportingiem Gijon i CD Tenerife. Niepokonany Real, który od szóstej kolejki był wiceliderem przystępował po tych dwóch wygranych do dwóch trudnych rywalizacji. O ile remis z Mallorcą mógł być wkalkulowany w sezon, tak porażka w El Clasico na własnym stadionie była gorzką pigułką dla spragnionych sukcesów kibiców „Los Blancos”. Po tej porażce Real ponownie zanotował kolejną serię meczów bez porażki w lidze i nie przegrał dziewięciu spotkań z rzędu.
Real i jego słaby początek roku
Passa został przerwana pod koniec pierwszej rundy rozgrywek. 4 stycznia 1998 roku zespół Heynckesa pojechał na Estadio Benito Villamarin, by zmierzyć się z Realem Betis. Będący przed tym meczem na dziewiątym meczu zespół Antonio Oliveiry, który przejął schedę po legendarnym Lorenzo Serra Ferrerze, mógł czuć się przestraszony w tej rywalizacji. Ostatecznie doszło jednak do sensacji i „Królewscy” przegrali w Sevilli 2:3. Zresztą o początku nowego roku Real chciał jak najszybciej zapomnieć. Był to dla nich najgorszy okres w całym sezonie. W późniejszych latach zresztą bywało bardzo podobnie. Drugi remis 1:1 z Atletico, wymęczona wygrana 1:0 z Salamancą przeplatane dwoma porażkami na Anoeta z Realem Sociedad i u siebie z Valencią coraz bardziej poddawały w wątpliwość sens dalszej pracy Heynckesa.
Klęska na Teneryfie i utrata szans na mistrzostwo
Później było niewiele lepiej, ponieważ mistrz Hiszpanii pokonał Sporting Gijon, ale już w następnym spotkaniu przyszła wstydliwa porażka z CD Tenerife. Nie pomógł Realowi nawet pamiętny gol Roberto Carlosa, kiedy wydawało się, że dośrodkuje, po czym piłka wpadła przy dalszym słupku w samo okienko bramki rywala. Real przegrał tamto spotkanie 3:4.
Ten mecz plus późniejsza porażka 0:3 na Camp Nou sprawiły, że Real stracił jakiekolwiek nadzieje na obronę tytułu. Co prawda od tamtej porażki „Królewscy” przegrali ledwie trzy razy, ale nie zmieniło to niczego w kontekście walki Realu o tytuł. Morale zespołu zostało bardzo mocno naruszone, co przeszkodziło w równorzędnej walce z mocniejszymi w tym sezonie rywalami. Dobrze było to widoczne w ostatnich meczach w lidze, gdzie Real wygrał tyle meczów, co przegrał, czyli trzy. Przestało im zależeć na walce w La Liga, gdyż wiedzieli, że nie mają już tam na co liczyć. Skupili się za to na innym celu.
Real ma światełko w tunelu – Liga Mistrzów
Sezon 1997/1998 był bardzo trudny dla kibiców Realu. Brak podium w lidze i szybkie odpadnięcie z krajowego Pucharu doprowadzały do szału największych sympatyków klubu. Na szczęście przyszło wybawienie w postaci Ligi Mistrzów. Tam Realowi wiodło się wówczas najlepiej. O formie zespołu Heynckesa w tych rozgrywkach niech świadczy fakt, że przegrali w całym sezonie jedno spotkanie. Był to mecz z Rosenborgiem na wyjeździe w momencie, w którym Real miał już pewne wyjście z grupy.
Siedmiokrotni wówczas triumfatorzy Pucharu Europy trafili do grupy D Ligi Mistrzów. Za rywali mieli Rosenborg, Olympiakos Pireus i FC Porto. Rywalizację Realu w grupie otworzył mecz z mistrzem Norwegii i pewna wygrana „Los Blancos” 4:1. Następnie w październiku Real ruszył do Porto i tam pokonał rywala 2:0, by w trzeciej kolejce powtórzyć wynik Rosenborga, który u siebie rozbił Olympiakos 5:1. Mimo tego, że to Grecy otworzyli wynik meczu, Real szybko się pozbierał i upokorzył rywala. Awans przypieczętowali w Grecji remisem 0:0. Fazę grupową Real zakończył porażką 0:2 w Norwegii i pewnym zwycięstwem 4:0 nad Porto.
Faza pucharowa i droga do finału
Droga do finału Ligi Mistrzów w sezonie 1997/1998 nie była aż tak długa, jak ma to miejsce obecnie. Z racji tego, że w Lidze Mistrzów grały zaledwie 24 drużyny, to faza pucharowa rozpoczynała się już na etapie ćwierćfinału. Na Real czyhał w tej fazie niemiecki Bayer Leverkusen – ten sam Bayer z którym „Los Blancos” kilka lat później powalczą w finale Ligi Mistrzów. W tym sezonie jednak „Aptekarze” byli jeszcze za słabi, by dojść do tego etapu rozgrywek, ale mimo wszystko postawili się mocniejszemu rywalowi. Na BayArena Real zaledwie zremisował 1:1, co nie było jakimś znakomitym wynikiem w kontekście rewanżu. Na Estadio Santiago Bernabeu było jednak o wiele lepiej, ponieważ „Królewscy” rozbili rywala 3:0.
W półfinale doszło do rywalizacji obrońcy tytułu, Borussii Dortmund z przyszłym jej triumfatorem. Siła Realu okazała się w tym dwumeczu na tyle duża, że Borussia nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Podobnie, jak w ćwierćfinale sprawę załatwił mecz w Madrycie, w którym Realowi wystarczała dwubramkowa zaliczka przed rewanżem. Na Westfalenstadion w Dortmundzie nie padła bowiem żadna bramka, co dało Hiszpanom awans do finału. Tam czekał na nich Juventus, któremu przypadł zaszczyt grania po raz trzeci z rzędu w finale.
Real – Juventus, czyli gol ze spalonego?
Finał rozgrywany na Amsterdam ArenA sam w sobie był widowiskiem na niezbyt wysokim poziomie. Obie drużyny wyczekiwały na to, co zrobi przeciwnik, który był już wykończony trudami sezonu. Kibice zgromadzeni na stadionie w Amsterdamie liczyli na wielkie widowisko, ponieważ w obu zespołach grali tacy piłkarze jak Zidane, Deschamps, Inzaghi, Davids, Roberto Carlos, Raul, czy późniejszy bohater finału, czyli Mijatović. Mecz ten był pokazem nieskuteczności napastników oraz dobrej gry obrońców. Nie liczył się styl gry, lecz to, by wbić jednego gola więcej od rywala (trener Brzęczek wiedział na kim się wzorować).
Mecz rozstrzygnął się w 68. minucie. Wybitą z pola karnego piłkę mocno wstrzelił w nie Roberto Carlos, po czym odbiła się ona od obrońcy Juventusu kompletnie myląc Peruzziego. Fakt ten wykorzystał Predrag Mijatović, który chwilę później po minięciu bramkarza wpakował piłkę do siatki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Mijatović strzelił gola ze spalonego. Tak przynajmniej twierdzą piłkarze Juventusu. Po tym trafieniu wynik już się nie zmienił i tak Real osłodził sobie ten gorzki sezon. Nie wszyscy jednak mogli tego doznać, ponieważ po tej kampanii zwolniony został Jupp Heynckes. Schedę po nim Guus Hiddink, który wytrzymał na stanowisku do lutego. Do końca sezonu jego miejsce zajął John Toshack.
Bohaterowie tego sezonu
Na koniec warto przedstawić kadrę Realu, która dostąpiła zaszczytu gry w tym pamiętnym sezonie. https://en.wikipedia.org/wiki/1997%E2%80%9398_Real_Madrid_CF_season#Squad