Tomás Soares da Silva stał się symbolem największej klęski brazylijskiego futbolu w XX wieku. W 1950 roku w finałowym spotkaniu Mistrzostw Świata reprezentacja „Canarinhos” niespodziewanie przegrała z Urugwajczykami, stając się pośmiewiskiem całego kraju. Na czele tej drużyny stał słynny Zizinho, który jako jedyny, nie był obwiniany za tą traumatyczną porażkę. Piłkarz jednak bardzo przeżył mundial rozgrywany w jego własnej ojczyźnie i przez kolejne lata izolował się od mediów. Brazylijczyk pomimo nieudanego turnieju jest uważany jako jeden z najlepszych zawodników w historii piłki nożnej. Swoją grą inspirował nawet samego Pele. Dlatego też chcieliśmy dzisiaj przypomnieć jego sylwetkę.
Zizinho – kluby i statystki
- Pełne imię i nazwisko: Tomás Soares da Silva
- Data i miejsce urodzenia: 14 września 1921 São Gonçalo
- Data i miejsce śmierci: 7 lutego 2002 Niterói
- Wzrost: 169 cm
Kluby i statystyki
Kariera juniorska
- Flamengo Rio de Janeiro
Kariera Klubowa
- Flamengo Rio de Janeiro (1939-1950) – 172 mecze, 88 bramek
- Bangu Atlético Clube (1950-1957) – 147 meczów, 65 bramek
- São Paulo (1957-1960) – 35 meczów, 19 bramek
- São Bento de Marília (1959) – 9 meczów, 2 bramki
- Uberaba Sport Club (1960) – 10 meczów, 1 bramka
- Audax Italiano (1961) – 16 meczów, 3 bramki
Kariera reprezentacyjna
- Brazylia (1942-1957) – 53 mecze, 30 bramek
Kariera trenerska
- Bangu Atlético Clube (1960)
- Bangu Atlético Clube (1965-1966)
- Vasco da Gama (1967)
- Vasco da Gama (1972)
- Bangu Atlético Clube (1980)
Młody lider
Zizinho urodził się 14 września 1921 roku w miejscowości São Gonçalo. Swoje piłkarskie umiejętności rozwijał w szkółce CR Flamengo. W seniorskiej drużynie z Rio de Janeiro zadebiutował, mając zaledwie osiemnaście lat. Co ciekawe w jednym z meczów kontrolnych wszedł z ławki rezerwowych za legendarnego Leonidasa, który w 1938 roku na MŚ we Francji był niekwestionowaną gwiazdą Brazylijczyków. W tamtym meczu Zizinho ustrzelił dublet, pokazując się z bardzo dobrej strony. Można zatem powiedzieć, że w Brazylii w tamtym momencie nastąpiła zmiana pokoleniowa.
Młody napastnik bardzo szybko wyrósł na przywódcę ośmiokrotnego mistrza kraju. Na przełomie lat 1942-1944, aż trzykrotnie zwyciężał w rozgrywkach stanowych w Rio de Janeiro, które w Brazylii są uznawane za najbardziej prestiżowe. Warto przypomnieć, że w „Kraju Kawy” nie było wtedy ogólnokrajowych mistrzostw, a turnieje regionalne były wówczas jedynym wyznacznikiem formy zawodników grających w klubach.
Nietypowe zajęcie i tryumf w Copa America
W latach czterdziestych Zizinho został po raz pierwszy powołany do kadry „Canarinhos”. Brazylijczyk pełnił w kadrze dwie funkcję: piłkarza i szewca. Robił buty z bardzo miękkiej skóry. Obuwie było lekkie, przez co graczom się swobodniej biegało na boisku. Jedynym minusem było to, że dość szybko się zużywały. Wielu zawodników dzięki nowym korkom zaczęło pokazywać w pełni swoje umiejętności piłkarskie.
W 1949 roku Brazylia organizowała turniej Copa America. W rozgrywkach tych wzięło udział osiem reprezentacji. Mecze były rozgrywane w systemie kołowym, każdy z każdym. „Canarinhos w siedmiu spotkaniach wygrali aż sześć. Przegrali tylko z reprezentacją Paragwaju, która wcześniej również poniosła jedną porażkę. Do wyłonienia najlepszej drużyny postanowiono rozegrać dodatkowe spotkanie. W drugim meczu Brazylia nie dała już żadnych szans rywalom, pokonując Paragwaj aż 7:0. Zizinho w całym turnieju zaliczył 5 trafień, zostając trzecim strzelcem rozgrywek. Jak się miało później okazać, było to jego jedyne znaczące trofeum w narodowych barwach.
Costa prekursorem systemu „Diagonal”
Po drugiej wojnie światowej FIFA namaściła Brazylię na gospodarza MŚ, które miały się odbyć w 1950 roku. Rząd Brazylii pod koniec lat czterdziestych zadecydował, żeby stworzyć olbrzymi obiekt piłkarski w Rio de Janeiro. Przed turniejem wybudowano legendarną Maracanę, mogącą legalnie pomieścić 155 tysięcy widzów. Nazwa stadionu powstała od małej rzeki płynącej nieopodal.
Trener kadry Flavio Costa na zbliżające się mistrzostwa zatrudnił specjalistów z różnych dziedzin, mających pomóc wygrać Brazylii pierwszy mundial w historii. Do kadry „Canarinhos” zostali włączeni trenerzy przygotowania fizycznego, masażyści, lekarze, kucharze, a nawet kapelan dbający o sprawy duchowe.
W latach trzydziestych trener Costa wypromował w Brazylii system „diagonal”. W systemie tym środkowy kwadrat pomocników był równoległobokiem. Łącznik ofensywny występował bliżej napastników, a łącznik defensywny bliżej obrońców. Nowe rozwiązanie taktyczne Costa wprowadził także do drużyny narodowej. Dzięki nowemu ustawieniu Brazylijczycy byli dla przeciwników nie do pokonania.
Na MŚ w Brazylii po raz pierwszy piłkarze zagrali z numerami na koszulkach. W fazie grupowej „Canarinhos” ograli Meksyk 4:0, zremisowali ze Szwajcarią 2:2 (trener Costa zmienił skład w tym meczu), i zwyciężyli Jugosławię 2:0 (pierwszy gol Zizinho na MŚ).
Motorami napędowymi pięciokrotnego mistrza świata byli: Jair, Chico, Ademir, Friaça i oczywiście Zizinho. Budzili oni postrach w szeregach obronnych każdego rywala. Brazylijczycy pewnie weszli do fazy play-off, która miała formułę rundy finałowej. W niej grały cztery najlepsze zespoły w systemie ligowym. Los jednak chciał, że po wysokich zwycięstwach Brazylii nad Szwecją i Hiszpanią, ostatni mecz przeciwko Urugwajowi był dla podopiecznych trenera Costy decydujący. Potraktowano więc go jak finał. „Canarinhos” wystarczył remis, natomiast Urugwaj musiał wygrać.
Kibice gospodarzy byli przekonani, że ich ulubieńcy mają już zagwarantowane zwycięstwo. Zaczęto odpalać fajerwerki, drukować pamiątkowe znaczki, czy grawerować specjalne zegarki dla piłkarzy z hasłem „mistrzowie świata”. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego czuć było niesamowitą presję dla jednych i drugich. Piłkarz Urugwaju Julio Perez był tak zestresowany starciem finałowym, że oddał mocz w swoje spodenki podczas grania hymnów narodowych. Atmosfera była gorąca, a na stadionie zasiadło około 200 tysięcy kibiców!!!
Do przerwy był bezbramkowy remis. Tuż po wznowieniu gry wynik dla Brazylijczyków otworzył Friaça. Do końca meczu pozostawały 42 minuty, a kibice gospodarzy powoli zaczęli chłodzić szampany. Niestety na nieszczęście Brazylijczyków w 66 minucie wyrównał Schiaffino, a niespełna kwadrans później Ghiggia zadał decydujący cios. Ostatecznie „Celeste” po raz drugi zostali mistrzami świata, a Brazylia pogrążyła się w żałobie, która trwa do dzisiejszego dnia. Strzelec drugiej bramki dla Urugwaju mówił po latach: „tylko trzy osoby uciszyły Maracanę: ja, Frank Sinatra i Jan Paweł II”.
Po tym starciu media skazały na ostracyzm trenera Costę i bramkarza Moacira Barbosę. Szkoleniowiec Canarinhos w trakcie turnieju nie wiedzieć czemu przeszedł ze swojej skutecznej formacji „diagonal” do systemu „WM”. Piłkarzom było się trudno przystosować do nowych założeń taktycznych. Sam Zizinho twierdził, że w ostatnich czterech meczach mundialu grał w tym systemie po raz pierwszy w życiu i nie potrafił się odnaleźć na placu gry.
Drugi z winowajców Barbosa, w spotkaniu z Urugwajczykami zawalił przy bramce na 1:2. Brazylijczyk stracił gola z bardzo ostrego kąta, co było uważane jako karygodny błąd. Barbosa zagrał w narodowych barwach jeszcze tylko raz. Ludzie wytykali go palcami i obrażali na ulicy. Barbosie nie pomagał także fakt, że był Czarnoskóry, a w Brazylii dyskryminacja rasowa cały czas była bardzo powszechna. Przed śmiercią bramkarz „Canarinhos” powiedział, że: „w brazylijskim prawie najwyższy wyrok to 30 lat, ale moja kara trwa już 50”. Nagrodą pocieszenia było przyznanie nagród indywidualnych Ademirowi (król strzelców) i Zizinho (najlepszy zawodnik). Po nieszczęsnych mistrzostwach piłkarze brazylijscy po raz ostatni zagrali w białych koszulkach, uznając je za przeklęte.
Zmiana klubu i łabędzi śpiew
Po mundialu Flamengo chciało się pozbyć Zizinho. Popularny „Tio” został zmuszony przejść do drużyny Bangu Atlético Clube. W nowej drużynie grał na bardzo wysokim poziomie przez siedem lat. W tym czasie Zizinho miał także okazję pojechać na dwa mundiale z reprezentacją. Był jednak bardzo skłócony z brazylijską federacją, której miał wiele do zarzucenia i ostatecznie nie pojechał na światowy czempionat. Jak się po czasie okazało, decyzja ta musiała go niesamowicie boleć, gdyż „Canarinhos” z młodziutkim Pele wygrali turniej w Szwecji w 1958 roku. Finalnie jego licznik w kadrze zatrzymał się na 53 występach, w których strzelił 30 bramek.
W 1957 roku Zizinho po raz kolejny zmienił klub. Tym razem trafił do ekipy São Paulo. Dla klubu tego wygrał rozgrywki stanowe, co było ostatnim ważnym osiągnięciem. Pod koniec kariery „Tio” przywdziewał jeszcze koszulki São Bento de Marílii, Uberaby Sports Clubu i chilijskiego Audaxie Italiano. Jednak w żadnej z tych drużyn nie odegrał już znaczącej roli. W 1961 roku zawiesił buty na kołku. Zizinho po karierze piłkarskiej został urzędnikiem i próbował swoich sił jako trener. Prowadził kluby Bangu oraz Vasco da Gama, ale niestety nie były to dla niego owocne lata. W 2002 roku wieku 80 lat zmarł na zawał serca.
Niespełniony
Zizinho tak jak Neymar (jeśli nie wygra MŚ) zostanie zapamiętany jako genialny piłkarz, któremu zabrakło najważniejszego skalpu w karierze. Brazylia jest najbardziej utytułowanym krajem w piłce reprezentacyjnej. Zawsze więc będzie wyżej ceniła Pelego, Garrinche, Ronaldo czy Ronaldinho, którzy przywieźli do kraju złoty medal.
Jednak warto pamiętać, że Zizinho był idolem samego Pele. „Król futbolu” zafascynowany „Tio” na każdym kroku podkreślał dużą wartość Brazylijczyka: „Zizinho był kompletny. Grał zarówno w środku boiska, jak i w ataku. Był ofensywny i wiedział, jak strzelać gole. I nie bał się brzydkiej gry rywali”. Czasami takie uznanie przez największych jest bardziej wartościowe, niż nie jeden złoty medal, czy zwycięstwo w karierze.
Kibicie reprezentacji Brazylii także nie zapomnieli o Zizinho. W 2019 roku zorganizowano plebiscyt na imię dla maskotki kapibary w związku z nadchodzącym turniejem Copa America rozgrywanym w Brazylii. Fani wybrali imię Zizito, co nawiązuje do legendarnego zawodnika. Nazwa ta przyniosła szczęście, gdyż Brazylia wygrała mistrzostwo Ameryki Południowej po 12 latach przerwy. Zresztą sam Zizinhio wraz z Norbertem Mendezem jest najlepszym strzelcem w historii tych rozgrywek. Obaj zawodnicy mają na swoim koncie po 17 trafień.