Po kilku tygodniach wróciły rozgrywki na zapleczu piłkarskiej elity. Sezon 2024/2025 przynosi dwie zmiany. Pierwsza liga ma bowiem nowego sponsora tytularnego, którym jest firma Betclic. Mecze na drugim froncie będą też pokazywane przez nowego nadawcę, czyli Telewizję Polską, dzięki czemu trafią na antenę otwartą. Retro Futbol 22 lipca gościło na meczu pierwszej kolejki. Stal Rzeszów podejmowała Arkę Gdynia.
W poprzednim sezonie Stal zajęła w pierwszoligowej tabeli jedenaste miejsce. Zespół Marka Zuba został zapamiętany z odważnego stawiania na młodych piłkarzy. Rzeszowianie mieli trudne momenty, ale na kilka kolejek przed końcem zapewnili sobie utrzymanie.
Celem Arki był awans do PKO BP Ekstraklasy. Drużyna Wojciecha Łobodzińskiego miała kilka szans na wywalczenie przepustki do elity, ale najpierw przegrała derby z pewną powrotu do elity Lechią Gdańsk, później w decydującym o bezpośrednim awansie meczu ostatniej kolejki uległa GKS Katowice, a na koniec w dramatycznych okolicznościach poniosła porażkę w finale baraży z Motorem Lublin.
Nowe oblicze ligi
Jak już wspomniano we wstępie, pierwszoligowe rozgrywki toczyć się będą w nowej rzeczywistości marketingowej i telewizyjnej. Jesienią ubiegłego roku Telewizja Polska nabyła prawa do pokazywania przez trzy sezony meczów drugiej klasy rozgrywkowej. O tym, że sponsorem pierwszej ligi (a także drugiej i trzeciej) zostanie firma Betclic, Polski Związek Piłki Nożnej poinformował zaś w czerwcu.
Na antenach telewizyjnych w każdej kolejce zostaną pokazane cztery mecze – trzy w TVP Sport, jeden w TVP 3, niektóre transmisje trafią także do TVP Polonia. W Internecie, na stronie TVP Sport.pl, będzie można natomiast zobaczyć wszystkie spotkania pierwszoligowych zmagań.
W poprzednich latach mecze na zapleczu elity pokazywały sportowe kanały Polsatu, które również transmitowały na antenie telewizyjnej po cztery spotkania w kolejce, pozostałe zaś emitowane były w Internecie, w usłudze Polsat Box Go. Teraz dostęp do rozgrywek będzie jednak bezpłatny.
Na większy zasięg meczów zwrócił uwagę także trener Stali Rzeszów Marek Zub, którego na konferencji prasowej po meczu z Arką Gdynia zapytaliśmy o to, jak czuje się w nowej marketingowej rzeczywistości pierwszej ligi:
Tak się złożyło, że przed dzisiejszym meczem rozmawiałem z dwoma dziennikarzami z telewizji, która teraz pokazuje ligę. Dla mnie nie ma najmniejszego znaczenia czy rozmawiam z tą stacją, z tą, czy z kim innym. Biorąc natomiast pod uwagę zasięg, jaki będzie miała teraz pierwsza liga, to uważam, że jeżeli chodzi o nasz projekt, o nasz klub, to jest to bardzo dobra sprawa, bo to potwierdza, że będzie zainteresowanie. Podejrzewam, że w przypadku stacji komercyjnej, która odpowiada za relacjonowanie rozgrywek pierwszej ligi, te zasięgi są zdecydowanie mniejsze, tutaj natomiast, z tego, co słyszę, będą i Telewizja Polonia i Regionalna Trójka. Rozmawiałem z dziennikarzami i oni potwierdzają, że zasięg jest ogromny. Ma to bardzo duży wymiar i znaczenia dla lokalnej społeczności południowo-wschodniej Polski i Podkarpacia, bo mimo że od roku funkcjonujemy w takim układzie i z takim szyldem, to mam wrażenie, że niewielu ludzi związanych z piłką ma świadomość tego co tu się dzieje, patrząc wyłącznie przez pryzmat wyniku sportowego na poziomie szóstego miejsca w lidze. Wydaje mi się, że dla naszego klubu jest to zdecydowanie korzystne.
O tym, co działo się na boisku w starciu Stali z Arką, napiszemy pod koniec tekstu. Wcześniej, jak zawsze, zanurzymy się w historii, by opisać triumfy klubu z Gdyni w rozgrywkach Pucharu Polski.
Lepsi od Wisły
Arka Gdynia dwukrotnie zdobyła Puchar Polski. Pierwszy raz dokonała tego w sezonie 1978/1979. Po skromnych zwycięstwach nad Piastem Nowa Ruda i Wartą Sieradz na drużynę z Trójmiasta czekał ćwierćfinałowy bój z Lechem Poznań. Po dogrywce było 2:2, a w długim konkursie rzutów karnych Arka wygrała 7:6.
Rywalizacja w półfinale nie była aż tak zacięta. Zespół z Gdyni pokonał bowiem Szombierki Bytom 3:0, dzięki czemu zameldował się w finale. Decydujący mecz został rozegrany 9 maja w Lublinie. Rywalem była prowadzona przez Oresta Lenczyka Wisła Kraków, ówczesny mistrz Polski i ćwierćfinalista Pucharu Europy.
O godzinie 14 sędzia Alojzy Jarguz po raz pierwszy zadmuchał w gwizdek, a już kwadrans później Wisła objęła prowadzenie po golu Kazimierza Kmiecika. W drugiej połowie Arka odwróciła jednak losy rywalizacji, dokonując tego w bardzo krótkim czasie.
W 49. Minucie do remisu doprowadził Janusz Kupcewicz, a dziesięć minut później prowadzenie trójmiejskiej ekipie dał Tadeusz Krystyniak, który wykorzystał rzut karny. Więcej goli tego dnia kibice nie obejrzeli, co oznaczało, że krajowy puchar pierwszy raz w historii padł łupem Arki Gdynia.
Finałowe rozstrzygnięcie było niespodzianką, zwłaszcza że na murawę nie mógł tego dnia wybiec czołowy zawodnik Arki Tomasz Korynt. Napastnik co prawda pojechał do Lublina, ale na miejscu się rozchorował.
Jeszcze jak jechaliśmy do Lublina, wszystko było OK. Tomek Korynt złapał jakąś bakterię dopiero na miejscu. W dniu meczu miał prawie 39 stopni gorączki, do tego rewolucje żołądkowe. Był tak zainfekowany, że meczu nie oglądał nawet ze stadionu, a w telewizji pokoju hotelowego – opowiadał na łamach portalu Wyborcza.pl/Trójmiasto ówczesny trener Arki Czesław Boguszewicz.
Gdy Arka wygrywała finał Pucharu Polski, jej szkoleniowiec miał zaledwie 29 lat. Karierę zawodniczą musiał przerwać z powodu kontuzji oka. Wcześniej rozegrał nawet pięć meczów w reprezentacji Polski.
Triumf w Pucharze Polski zapewnił piłkarzom Arki przepustkę do występów na arenie europejskiej. W Pucharze Zdobywców Pucharów drużyna z Gdyni odpadła jednak już na pierwszej przeszkodzie. Za mocna okazała się bułgarska drużyna Beroe Stara Zagora. Polski zespół wprawdzie wygrał u siebie 3:2, ale w wyjazdowym rewanżu, po sędziowskich kontrowersjach, przegrał 0:2. Bułgarzy w kolejnej rundzie sprawili wielką niespodziankę, pokonując 1:0 na swoim stadionie Juventus, lecz w Turynie ulegli 0:3 i ostatecznie odpadli z rozgrywek.
Zwycięstwo na Narodowym
Kibice Arki musieli bardzo długo czekać na to, aż ponownie zobaczą, jak ich piłkarze wznoszą Puchar Polski. Doczekali się tej radosnej chwili w sezonie 2016/2017. Gdyńska drużyna sprawiła wówczas dużą niespodziankę, gdyż do rozgrywek przystępowała jako beniaminek Ekstraklasy.
Droga do finału rozpoczęła się dla Arki od wyjazdowego zwycięstwa w 1/32 finału nad Romintą Gołdap 4:1. Następnie przyszły wygrane 1:0 nad Olimpią Zambrów i 2:1 nad KSZO 1929 Ostrowiec Świętokrzyski. Od fazy ćwierćfinałowej rozgrywano dwumecze. Arka mierzyła się z Bytovią Bytów, z którą przegrała na wyjeździe 1:2, a później wygrała 1:0 przed swoją publicznością. Awansowała więc dzięki bramce zdobytej na terenie rywala.
W półfinale drużyna z Gdyni pokonała na wyjeździe Wigry Suwałki 3:0. Wydawało się więc, że rewanż będzie formalnością. U siebie Arka przegrała jednak 2:4 i niewiele zabrakło, a do finału weszłaby drużyna z Suwałk. Ostatecznie piłkarze z Gdyni okazali się w dwumeczu lepsi o jedną bramkę.
Finał został rozegrany 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie. Miesiąc wcześniej doszło do zmiany na stanowisku trenera trójmiejskiej drużyny. Leszek Ojrzyński zastąpił bowiem Grzegorza Nicińskiego, który doprowadził gdyński zespół do wielkiego finału. W rozgrywkach ligowych Arka grała o utrzymanie, które ostatecznie wywalczyła.
Jej finałowym rywalem był Lech Poznań, zespół z ekstraklasowej czołówki. Nie ulegało wątpliwości, że w roli faworyta występowała drużyna z Wielkopolski. Dla Kolejorza był już to trzeci z rzędu finał Pucharu Polski. W poprzednich dwóch poznaniacy przegrywali z Legią Warszawa.
O godzinie 16 sędzia Tomasz Musiał dał znak do rozpoczęcia meczu. Kibice bardzo długo nie oglądali goli. Padły one dopiero w drugiej połowie dogrywki. W 107. minucie prowadzenie dla Arki uzyskał Rafał Siemaszko. Gdy cztery minuty później Luka Zarandia podwyższył na 2:0, było już bardzo blisko sensacyjnego rozstrzygnięcia. Krótko przed końcem dogrywki nadzieję kibicom Lecha dało jeszcze trafienie Łukasza Trałki, ale zawodnicy Nenada Bjelicy nie zdołali doprowadzić do remisu.
Po zakończeniu meczu finałowego Leszek Ojrzyński, w wypowiedzi dla „Przeglądu Sportowego”, podkreślał zasługi Grzegorza Nicińskiego i podziękował swojemu poprzednikowi na stanowisku trenera Arki:
Medal jeszcze wisi na szyi, ale na pewno go oddam. Chcę podziękować Grześkowi, że doszedł z drużyną do finału, to jego zasługa. Ja trafiłem tu jako szczęściarz i mogłem poprowadzić zespół w finale.
W kolejnym, dzięki zdobyciu Pucharu Tysiąca Drużyn, Arka wystąpiła w rozgrywkach europejskich. W eliminacjach Ligi Europy postawiła się duńskiemu FC Midtjylland. Dwumecz zakończył się remisem, ale polski zespół odpadł, ponieważ strzelił mniej goli na wyjeździe. O spotkaniach Arki z Duńczykami więcej pisaliśmy w tekście, który można przeczytać tutaj.
Arka jeszcze dwa razy zagrała w finale Pucharu Polski. Już rok po triumfie nad Lechem ponownie przyjechała na Stadion Narodowy, ale tym razem przegrała 1:2 z Legią Warszawa. W sezonie 2020/2021 uległa zaś na Arenie Lublin Rakowowi Częstochowa także 1:2.
Mecz w Rzeszowie
Wracamy do meczu zapowiadanego we wstępie. Początkowo przewagę mieli goście. Arka atakowała, ale nie przełożyło się to na wynik. Świetne okazje mieli Joao Oliveira i Karol Czubak, ale efektowne interwencje zaprezentował Krzysztof Bąkowski, dla którego był to powrót do rzeszowskiej drużyny. W pierwszej połowie gole zatem nie padły.
W drugiej części drużyna Marka Zuba grała bardzo dobrze, rzadko dopuszczała rywali do groźnych sytuacji, a gdy doszło do tego na kwadrans przed końcem, to świetnie interweniował Michał Synoś, który tuż przed linią wybił piłkę po strzale Marca Navarro. Miejscowi też kilka razy byli bliscy zdobycia bramki, ale minimalnie pudłowali m.in. Michał Synoś i Szymon Kądziołka
W 82. minucie Stal wyszła na prowadzenie. Jesus Diaz, jeden z najlepszych zawodników na boisku, ograł obrońców Arki, po czym oddał efektowny strzał sprzed pola karnego. Piłka po ziemi wpadła do bramki Pawła Lenarcika. Udział przy golu miał także Tomasz Bała, nowy piłkarz Stali, który przed rozpoczęciem sezonu przyszedł do Rzeszowa z Wisłoki Dębica. W spotkaniu z Arką pojawił się na boisku dwadzieścia minut przed końcem.
Po ostatnim gwizdku kibice Stali mieli powody do radości. Rzeszowski zespół pokonał jednego z głównych kandydatów do awansu na najwyższy ligowy szczebel. Było to zwycięstwo jak najbardziej zasłużone.
Gratulacje dla gospodarzy, bo zagrali bardzo ambitnie. Jeżeli chodzi o mój zespół, to bardzo łatwo i szybko kreowaliśmy sobie sytuacje w pierwszej połowie, mieliśmy niezłą intensywność i naprawdę graliśmy nieźle przez trzydzieści minut. Można było ten mecz inaczej poprowadzić. Później zabrakło nam trochę intensywności. Zmiany niewiele nam przyniosły. Stal mocno zagęszczała środek pola i grała na kontry, co robiła bardzo dobrze. W pierwszej połowie mieliśmy kilka sytuacji, szczególnie na początku meczu graliśmy bardzo dobrze, a później coś się zacięło – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener Arki Gdynia Wojciech Łobodziński.
Szkoleniowiec Stali Rzeszów Marek Zub podsumował:
Wydaje mi się, że było to dobre widowisko, mimo że początek spotkania nie napawał nas optymizmem. W pierwszym kwadransie, przy dobrych wiatrach dla portowców z Gdyni, mogło się to skończyć bramką, a bramka zdobyta przez zespół przyjezdny w pierwszych fragmentach gry na pewno byłaby dla nas dużym obciążeniem. W wielu momentach, w których wydawało się, że to może być sytuacja bramkowa, bardzo dobrze zachowywali się nasi zawodnicy. Mam na myśli presję na piłkę do końca, wykorzystanie każdego ułamka sekundy do tego, żeby utrudnić strzał przeciwnikowi.
Przypomnijmy, że w poprzednim sezonie pierwszoligowych rozgrywek Stal Rzeszów dwukrotnie przegrała z Arką Gdynia – w rundzie jesiennej 2:3 u siebie, na wiosnę zaś aż 1:5 na wyjeździe. Teraz więc piłkarze drużyny ze stolicy Podkarpacia zrewanżowali się rywalowi z Trójmiasta.
Źródła, z których korzystałem:
- Grzegorz Ignatowski, Andrzej Potocki, Mariusz Świerczyński (pod redakcją) – „Polskie kluby w europejskich pucharach”
- „Przegląd Sportowy”
- „Piłka Nożna”
- „Gazeta Wyborcza”
- Łączy nas piłka
- 90 minut.pl