Bez butów, lecz z błogosławieństwem biskupa

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Był poniedziałkowy poranek, a zegar na Victoria Tower wskazywał 8:30. Do liverpoolskiego portu właśnie dobił statek MV Apapa, wiozący nietypowych pasażerów. Trapem na brzeg zeszli: biały mężczyzna z towarzyszącą mu małżonką oraz 18 czarnoskórych wysportowanych chłopaków, dla których właśnie zaczynała się piękna piłkarska przygoda.

29 sierpnia 1949 roku był ostatnim dniem rejsu Apapy z Lagos do Liverpoolu. Statek i jego załoga wykonali ważne zadanie. Bezpiecznie dowieźli do Anglii kapitana Donalda H. Holleya, jego żonę Dorothy oraz reprezentację Nigerii, która na Wyspach miała rozegrać 9 meczów towarzyskich z angielskimi klubami amatorskimi. Być może fakt, że liniowiec omijały wszelkie morskie nieszczęścia, to efekt wstawiennictwa siły wyższej. Wszak, zanim Apapa opuściła lagunę, jej załogę i pasażerów pobłogosławił sam biskup.

„Scementować przyjaźń”

W 1949 roku ziemie, które dziś nazywamy Federacją Nigerii, były częścią Wielkiej Brytanii, a właściwie rzecz ujmując, brytyjską kolonią. I to w Londynie zapadały najważniejsze decyzje odnośnie porozrzucanych po całym świecie terytoriów znajdujących się we władaniu Korony. Nie inaczej było w przypadku terenów położonych w delcie rzeki Niger. Nawet z pozoru tak błaha sprawa, jak wyjazd na Wyspy na kilka meczów towarzyskich, musiał zyskać „błogosławieństwo” Anglików. Wszak sprawa, oprócz wymiaru sportowego, miała także podtekst polityczny.

REKLAMA 2
Bez butów, lecz z błogosławieństwem biskupa 3

Nie byłoby tej podróży, gdyby nie zaangażowanie kapitana Donalda Holleya, ówczesnego prezesa Nigeryjskiej Federacji Piłkarskiej. Ale i on, choć zajmował poważne stanowisko, nic by nie mógł zrobić bez poparcia gubernatora brytyjskiego w Nigerii sir Johna MacPhersona. Należało jeszcze uzyskać zgodę English Football Association (EFA). Gubernator, pisząc do EFA, podkreślał, że gdy ogląda mecz w Nigerii, jest „niezmiennie pod wrażeniem dobrej sportowej rywalizacji nie tylko wśród piłkarzy, ale także wśród ogromnych tłumów widzów”. Przekonywał, że piłkarze będą dobrymi ambasadorami Nigerii w Wielkiej Brytanii, i że mogą „scementować przyjaźń ludzi z tych dwóch krajów”.   

W lutym 1949 roku przyszła pozytywna odpowiedź od EFA. Można było rozpocząć przygotowania do wyjazdu.

CZYTAJ TAKŻE: Lindy Delapenha – przez Atlantyk do Historii

Obalić mity

Zanim statek wypłynął z Lagos do Liverpoolu, trzeba było dopełnić wielu kwestii organizacyjnych. Należało oczywiście ustalić harmonogram gier. Za nie mniej istotne sprawy uważano wizyty w ważnych miejscach i spotkania z notablami. No i selekcja zawodników…

Wydawałoby się, że o tym, kto pojedzie do Anglii, powinny decydować jedynie względy sportowe. Nie do końca tak było w przypadku selekcji prowadzonej przez Holleya. Co prawda zwracał on uwagę na umiejętności piłkarskie, ale musiał tak dobrać kandydatów, by godnie reprezentowali kolonię nie tylko na boisku. Wyjazd – o czym nie należy zapominać – obarczony był także bowiem (a może przede wszystkim) realizacją celów wizerunkowych i politycznych. Wizyta Nigeryjczyków w Anglii miała za zadanie obalić powszechne na Wyspach rasistowskie mity o Afrykanach i pokazać ich w pozytywnym świetle. Krótko mówiąc, chodziło o legitymizację obecności Brytyjczyków w delcie Nigru.  

Niemało do powiedzenia mieli również działacze piłkarscy. Za swoimi piłkarzami skutecznie lobbowali na przykład ludzie związani z kolejowym klubem Railways FC. Stąd silna reprezentacja pracowników kolei podczas touru po Anglii.

W końcu zapadła decyzja. Trzynastu z osiemnastu wybranych graczy pochodziło z Lagos, dwóch z zachodnich prowincji, dwóch ze wschodnich, a także jeden z północy. Wśród nich znaleźli się urzędnicy, pracownicy kolei i nauczyciele, a także członkowie Nigeryjskiego Departamentu Morskiego, będącego częścią brytyjskiej Royal Navy.  

Thunder

Ci, którzy ostatecznie zostali wybrani przez Holleya i jego współpracowników, przeszli do historii jako członkowie pierwszej nigeryjskiej drużyny mającej okazję zagrać w Anglii. Pamięć kibiców o większości z nich wprawdzie zatarł już upływ czasu, ale kilku z nich ma w kraju status legendy. Bez wątpienia największą z nich jest Teslim Balogun, zwany – ze względu na swój atomowy strzał – Grzmotem (ang. Thunder). Jego zasługi dla rozwoju futbolu w zachodniej Afryce są niepodważalne – był pierwszym zawodnikiem z Nigerii, który podpisał kontrakt z klubem angielskim (w 1955 roku dołączył do Peterborough United), a potem został pierwszym profesjonalnym trenerem piłkarskim z Afryki i poprowadził kadrę Nigerii podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 1968 roku. Imieniem Teslima Baloguna nazwano stadion w Lagos.

Oprócz Thundera swoich sił w angielskich klubach miało okazję spróbować także kilku innych uczestników pamiętnego rejsu do Wielkiej Brytanii. Titus Okere trafił na krótko do Swindon Town, Ahmed Tijani Ottun został zawodnikiem South Liverpool FC, a Etim Henshaw bronił barw Cardiff Corinthians.

Z kolei Dan Anyiam dwukrotnie miał okazję pracować jako selekcjoner reprezentacji Nigerii. On także ma stadion swojego imienia. Obiekt znajduje się w mieście Owerri.

Przebieżki na pokładzie

Apapa, wioząca w kajutach ludzi, a w ładowniach ryż, olej palmowy, krewetki, szynkę, baraninę czy czerwoną paprykę, opuściła port w Lagos 16 sierpnia 1949 roku. Na „do widzenia” machało im mnóstwo ludzi. Błogosławił im nawet biskup Lagos Leslie Vining. – Powodzenia na boisku. Z butami czy bez butów – miał krzyknąć duchowny.

Organizatorzy i uczestnicy wyprawy, jeszcze zanim się ona zaczęła, obawiali się o to, że piłkarze będą cierpieć na chorobę morską. Przecież dla niektórych był to pierwszy w życiu rejs statkiem. Na szczęście dobrze znosili podróż. Codziennie biegali po pokładzie, starając się utrzymać w dobrej kondycji. A w międzyczasie kapitan Holley otrzymał bardzo ważny telegram. „Jego wysokość, Książe Edynburga, przesyła zespołowi najlepsze życzenia i ma nadzieję, że drużyna będzie miała przyjemną wizytę” – brzmiała wiadomość. Jej nadawcą był sam Książę Filip (zm. 2021), mąż wciąż panującej w Wielkiej Brytanii Królowej Elżbiety.

Wreszcie po niemal dwóch tygodniach całkiem przyjemnego rejsu statek dobił do portu w Liverpoolu. Na nabrzeżu na gości z Nigerii czekali już przedstawiciel FA Andrew Ralston oraz niegdyś skrzydłowy Fulham John Finch, któremu przypadła rola trenera piłkarzy z Afryki.

Piłkarze, zarówno podczas tamtego powitania, jak i w trakcie innych oficjalnych spotkań, musieli być ubrani w szare flanelowe koszule oraz zielone marynarki z naszytymi napisami „NFA” oraz „United Kingdom 1949”. Nie pozwolono im zakładać tradycyjnych afrykańskich strojów.

Stopy twardsze niż buty

Dwa dni po przybyciu do Liverpoolu Nigeryjczyków czekał pierwszy mecz. Rywalem była ekipa Marine Crosby FC. Ubrani w zielono-oliwkowe koszulki i białe spodenki ograli Anglików 5:2. Mecz oglądało 6 tys. kibiców, a sporo z nich było emigrantami z zachodniej Afryki, którzy osiedlili się w Liverpoolu i Manchesterze.

O meczu mówiło się bardzo wiele. Spotęgował je fakt, że Afrykanie, poza jednym zawodnikiem, Sokarim Dokubo, grali bez butów. Zamiast nich nogi owijali elastycznymi bandażami.

Gazeta „Liverpool Echo” rozpływała się nad umiejętnościami Titusa Okere, który – zdaniem dziennikarzy – „mógłby znaleźć miejsce w większości klubów ligi angielskiej”.

– Wkrótce okazało się, że ich stopy są twardsze niż nasze buty

– wspominał z kolei Len Carney, kapitan Marine Crosby FC.

Co ciekawe, Marine Crosby przekazało cały dochód z meczu, około 200 funtów, na rzecz Nigeryjskiego Związku Piłki Nożnej.

Dodajmy jeszcze, że zarówno ten mecz, jak i pozostałe osiem, które rozegrali Afrykanie wtedy na Wyspach, trwał 90 minut. Nie ma w tym oczywiście wielkiego zaskoczenia, ale trzeba pamiętać, że przeszło 70 lat temu w Nigerii spotkania piłki nożnej, ze względu na panujący tam upał, kończyły się po 70 minutach.

Kość słoniowa w prezencie

Kolejnym rywalem Nigeryjczyków był klub Bishop Auckland FC. W spotkaniu z tym rywalem zagrali ci, którzy nie mieli okazji wystąpić przeciw Marine Crosby. Holley

zawarł bowiem z piłkarzami umowę, że każdy z nich będzie mógł wystąpić przynajmniej w 1 meczu. W przypadku pozostałych 7 spotkań na Wyspach, o tym, kto gra, miały zdecydować forma i boiskowe umiejętności. Tym razem to Anglicy okazali się silniejsi od Afrykanów. Wygrali 5:2.

Po Bishop Auckland przyszedł czas na wizytę w Londynie. Tam goście z Afryki uzyskali nieoczekiwaną pomoc. Jako że nie przepadali za kuchnią angielską, oddelegowano do gotowania im żony czterech nigeryjskich oficjeli pracujących w stolicy. To nie koniec zaszczytów, jakie ich spotkały. Zapraszano ich na pomeczowe przyjęcia, wzięli udział w tradycyjnej herbatce w Colonial Office, zwiedzili m.in. Tower of London, Westminster Abbey, obejrzeli z trybun kilka meczów z udziałem najlepszych angielskich drużyn, wizytowali Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud, a nawet, dzięki uprzejmości przedsiębiorcy sir Arthura Elvina, mogli oglądać na Wembley mecz bokserski w ramach Brittania Shield. Otrzymywali liczne prezenty: tarczę upamiętniająca trasę zespołu, pamiątkowe odznaki, popielniczki i książki. W zamian ofiarowali gospodarzom papierośnice wykonane z kości słoniowej.

Przy sztucznym oświetleniu

Podobnie jak w pojedynku z Bishop Auckland, Nigeryjczycy przegrali także z dwoma następnymi rywalami: Leytonstone (1:2) oraz Isthmian League (1:5). Potem wprawdzie zremisowali z Corinthian League 2:2, ale przyszły dwie kolejne porażki: z Dulwich Hamlet 0:1 oraz szczególnie bolesna z Athenian League 0:8.

Mecz z Athenian miał swoją historię. Boisko było mokre i pokryte błotem. Bosonodzy Nigeryjczycy zupełnie nie radzili sobie, ślizgając się raz po raz po murawie. W drugiej połowie, pod naciskiem Holleya, próbowali grać w butach z kołkami. Zupełnie im to jednak nie wychodziło. Na szczęście, tylko to jedno spotkanie podczas ich touru odbyło się w tak niedogodnych warunkach. Wrzesień 1949 roku był wyjątkowo upalny w Wielkiej Brytanii.

Udana pod względem sportowym była za to końcówka pobytu na Wyspach. Wygrana z Bromley 3:1 i remis 2:2 z South Liverpool FC były pięknym zwieńczeniem wyprawy Nigeryjczyków.

Szczególnie w pamięć zapadł ten ostatni mecz. Na stadionie South Liverpool FC właśnie zamontowano sztuczne oświetlenie, a więc mecz z nigeryjskim zespołem miał być pierwszym rozgrywanym na tym obiekcie po zmroku. Zaszczytu zapalenia lamp dostąpił ówczesny burmistrz miasta Joseph Cleary.

REKLAMA 2
Bez butów, lecz z błogosławieństwem biskupa 4

Kolor skóry piłkarzy z Afryki w połączeniu z grą przy sztucznym oświetleniu był obiektem do żartów dla dziennikarzy „Liverpool Echo”. – „Sztuczne oświetlenie było niezbędne, by znaleźć czarnych w ciemności” – pisała gazeta. – „Myślę, że gracze South Liverpool byli poinstruowani, by nie strzelać, zanim nie zobaczą białek ich oczu” – drwił dziennikarz.

Z drugiej strony jednak dziennikarze doceniali duże umiejętności Nigeryjczyków, skupiając się przede wszystkim na ich szybkości.

Mecz z South Liverpool FC odbył się 28 września. Następnego dnia goście z Afryki wsiedli na statek RMS Accra i odpłynęli do Lagos. Na pokładzie zabrakło jednak kapitana drużyny Etima Henshawa, który został w Anglii, bo zamierzał studiować inżynierię morską na Cardiff Technical College. Plan zrealizował. Do Lagos wrócił dopiero rok później.

CZYTAJ TAKŻE: Piłkarskie czary na Czarnym Lądzie

Źródła

  • Artykuł „The Story of the 1949 Nigerian Football Team’s UK Tour” autorstwa Olaojo Aiyegbayo [https://www.horebinternational.com/the-story-of-the-1949-nigerian-football-teams-uk-tour/] z
  • Artykuł „The Famed UK Tourists of Nigeria” [http://thehamlethistorian.blogspot.com/2010/06/famed-uk-tourists-of-nigeria.html] z 7 czerwca 2010 roku
  • Artykuł „A brief history of Nigeria’s Super Eagles” autorstwa Chety Nwanze [https://africasacountry.com/2014/06/a-brief-history-of-nigerias-super-eagles]
  • Książka „The Feet of the Chameleon” autorstwa Iana Hawkeya, Londyn 2010.
  • Artykuł „Colonialism and football: the first Nigerian tour to Britain” autorstwa Phila Vasiliego

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Dominik Górecki
Dominik Górecki

Samorządowiec, dziennikarz, sadownik, miłośnik podróży i fan futbolu. Entuzjasta Serie A, Bundesligi i piłki afrykańskiej. Od dzieciństwa zakochany w Juventusie.

Więcej tego autora

Najnowsze

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...