Bohater tego tekstu to dość ciężki przypadek polskiego piłkarza. Jego zamiłowanie do alkoholu z pewnością nie pozwoliło na rozwinięcie skrzydeł i międzynarodową karierę, ale też nie zniszczyło go kompletnie. Skończył więc jako absolutna legenda warszawskiej Legii i polskiej Ekstraklasy, a za granicą spędził tylko kilka owocnych lat w Grecji.
Leszek Pisz – biogram
- Pełne imię i nazwisko: Leszek Pisz
- Data i miejsce urodzenia: 18.12.1966
- Wzrost: 167 cm
- Pozycja: Środkowy pomocnik
Historia i statystyki kariery
Kariera juniorska
- Wisłoka Dębica (1977-1984)
Kariera klubowa
- Igloopol Dębica (1942-1986)
- Legia Warszawa (1987-1996)
221 występów, 45 bramek - Motor Lublin (1991-1992)
33 występy, 8 bramek - PAOK Saloniki (1996)
15 występów, 1 bramka - AO Kawala (1997-2000)
99 występów, 27 bramek - Paniliakos AO (2000)
13 występów, 1 bramka - Śląsk Wrocław (2001)
13 występów, 1 bramka - Pogoń Staszów (2002)
Kariera reprezentacyjna
- Polska (1990-1996) –
14 występów, 1 bramka
Kariera trenerska
- Igloopol Dębica (Trener młodzieży)
Służba lepsza w Warszawie
Pisz urodził się w 1966 roku w Dębicy, miejscowości między Tarnowem a Rzeszowem, gdzie od samego początku uchodził za chłopca z ogromnym talentem do piłki nożnej. Swoje pierwsze kroki stawiał w ekipie Wisłoki, którą po siedmiu latach zamienił na grający na zapleczu i ligi Igloopol.
W końcu ten klub zdołał awansować na najwyższy szczebel nad Wisłą, jednak już dawno bez udziału Pisza. Ten grał już bowiem w Legii Warszawa. Dlaczego? Powód w tamtych czasach oczywisty – obowiązkowa służba wojskowa. Tą według wstępnych planów miał odbyć w barwach Lublinianki Lublin. Po konsultacjach ze swoimi trenerami zdecydował jednak, że służbę lepiej będzie mu spędzić w Warszawie. Tam trafił pod skrzydła Jerzego Engela, który również nie chciał wypuszczać z rąk wielkiego talentu. I choć oddał go jeszcze na wypożyczenie do Dębicy, po powrocie stał się żywą legendą warszawskiej Legii i na lata symbolem „siódemki” na plecach, z którą się nie rozstawał.
Jak sam wspominał, wchodząc na szatni, gdzie roiło się od reprezentantów Polski, na początku czuł się odrobinę nieswojo. Tak było jednak w klubowym budynku. Gdy tylko zawodnik z Dębicy wyszedł na murawę i dostał piłkę do nogi, skończyły się wszelkie sentymenty I zaczął zachwycać już od samego początku.
Wolne opanowane do perfekcji
Tak naprawdę głównym reżyserem jego przenosin do stołecznej ekipy był nie sam Engel, a kierownik drużyny, Kazimierz Orłowski, który zdążył usłyszeć jeden element, który według niego mógł pozwalać na to, by ten zawodnik bezpośrednio zapewniał Legii punkty w lidze – rzuty wolne, które zaczął razem z nim pielęgnować po treningach, raczej z rezerwowym bramkarzem, Grzegorzem Tomalą. Ten po pewnym czasie zaczął mieć już dość, nie mógł znaleźć sposobu na mocne i precyzyjne uderzenia lewą nogą.
To właśnie rzuty wolne stały się prawdziwą wizytówką tego zawodnika. Choć początkowo, wrodzona skromność nie pozwalała nawet dyskutować z Dariuszem Dziekanowskim o to, kto powinien uderzać, cierpliwie czekał na swoją kolej, szlifując do doskonałości ten element na treningach. W końcu nastąpiła kolej zawodnika z Dębicy, a ten zachwycał swoimi uderzeniami, stając się rekordzistą Legii pod względem liczby strzelonych bramek w taki sposób.
Początkowo przeszkodą do rozwoju w Legii były kontuzje. Pisz trzykrotnie złamał tę samą nogę, co znacząco ograniczyło ilość występów i formę w pierwszych sezonach po transferze. Za każdym razem konsekwentnie dążył do powrotu na boisko. Aż zdrowie dopisało i dzięki temu mógł błyszczeć na boisku.
Koniec z piwem
Co do jego jakości piłkarskiej, nikt nie miał wątpliwości. W końcu jednak i w stołecznym klubie znalazła się osoba, która za wszelką cenę chciała wyplewić, to co w przypadku Pisza, jak i wielu innych zawodników było stałym elementem – alkohol. Trener Władysław Stachurski stwierdził bowiem, że dla niego nie ma świętych krów i gdy przyłapał go razem z Dariuszem Czykierem na spożywaniu alkoholu, odsunął ich od drużyny, a bohatera tego tekstu wysłał na wypożyczenie do Motoru Lublin. Wtedy był też blisko pogrążenia Legii, której groził spadek z ligi. Jak sam wspominał w wywiadach, chętnie by zagrał w meczu i go wygrał, tym samym wysyłając rodzimy klub do II ligi, władze Motoru zadecydowały jednak, że nie wystąpi.
Wychowanek Wisłoki Dębica nigdy nie stronił od alkoholu. Lubił się w piwie, które często spożywał razem z kolegami z zespołu. Jak sam jednak wspominał, zawsze starał się trzymać umiar, by następnego dnia być w pełni gotowym do „zapieprzania” na treningu. Choć po meczach i treningach zawodnicy często spotykali się w słynnym „Garażu”, gdzie przy piwku analizowali swoją postawę.
Po rocznym rozbracie ze stolicą piłkarz, którego znakiem rozpoznawczym był charakterystyczny wąs, wrócił do wielkiej formy, a to przełożyło się również na formę całej Legii, która w latach 1993-1997 nie schodziła z podium na koniec sezonu w ligowej tabeli. Pisz, będąc gwiazdą Legii, dostał jednak do pomocy takich piłkarzy, jak Marcin Mięciel, czy Wojciech Kowalczyk. I razem zaczęli podbijać również Europę.
Legendarna główka
W 1995 roku „Wojskowi” zdołali awansować do Ligi Mistrzów, pokonując w eliminacjach IFK Goteborg, a jedną z bramek w rewanżu, która ostatecznie przypieczętowała awans polskiej drużyny, strzelił właśnie Pisz. Jednak najdziwniejsze było to, że strzelił bramkę głową, mimo że należał do najniższych na boisku (167 cm wzrostu).
Legia awansowała do gazy grupowej Ligi Mistrzów, a sam Pisz, piastujący funkcję kapitana, dyrygował grą w środku pola. Został wtedy pierwszym piłkarzem, który strzelił dla polskiego klubu dwie bramki w jednym meczu Champions League (z Rosenborgiem). Stołeczny klub ostatecznie awansował do fazy pucharowej, tam jednak w ćwierćfinale silniejszy okazał się Panathinaikos. Jednak dobre występy w dwumeczu kapitana, zaowocowały transferem na południe Półwyspu Bałkańskiego.
Greckie „z piekła do nieba”
Najpierw trafił do PAOK-u Saloniki. Tam jednak kariery wielkiej nie zrobił, gdyż trener ubzdurał sobie, że zrobi z niego lewego obrońcę, więc przy pierwszej lepszej okazji wrócił do Polski i rozglądał się za nowym pracodawcą. Wszystko zmieniło się po transferze do Kawali, gdzie szybko zyskał status wielkiej gwiazdy. Wybitny zaliczył sezon 1998/1999 gdy zdobył w lidze 14 bramek, co dało mu trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców, notując m.in. dwie bramki przeciwko wielkiemu Panathinaikosowi, które dały zwycięstwo Kavali 2:1. Został wybrany najlepszym sportowcem 40-lecia greckiego klubu.
Wiosną 2001 roku wrócił do Polski i rundę rewanżową spędził w Śląsku Wrocław. Tam jednak furory nie zrobił. Rok później grał jeszcze w III lidze w barwach Pogoni Staszów, jednak i tam długo miejsca nie zagrzał.
Czarną plamą na jego karierze jest jednak reprezentacja. Mimo kapitalnych występów w klubie nie zyskał nigdy uznania w oczach kolejnych selekcjonerów. Rozegrał w biało-czerwonych barwach zaledwie 14 spotkań, w których zdobył jednego gola. Jednak tylko dwukrotnie wystąpił w meczach „o punkty”.
Woli prowincję zamiast stolicy
Po zakończeniu kariery postanowił wrócić w rodzinne strony i trzymać się z dala od telewizyjnych kamer i mikrofonów. Na próżno szukać go w mediach, ani nawet w samej Warszawie, którą odwiedza dość rzadko. Jak sam mówi, zbyt daleko ma z Dębicy, żeby jeździć na każde zawołanie, a przeprowadzka nigdy mu się nie widziała. Przez chwilę trenował w Igloopolu, prowadząc m.in. Artura Jędrzejczyka, a także był gospodarzem orlika w Dębicy, jednak tak na dobrą sprawę nigdy nie chciał wrócić do „większej” piłki. Choć całkowicie od tej dyscypliny się nie odciął. Często jest widywany na meczach niższych lig w swojej okolicy. Swego czasu został też poproszony o udział w wyborach samorządowych. Jednak mimo tego, że się zgodził, sam nie chciał uczestniczyć w polityce.