Wisła Kraków to niewątpliwie zasłużony klub w dziejach polskiego sportu. W sezonie 2010/2011 ruszył wielki projekt, mający na celu przywrócić dawny blask Białej Gwieździe. Wszystko zaczęło się od zatrudnienia dwóch Holendrów. Stanowisko dyrektora sportowego objął Stan Valckx, a wraz z nim przybył nowy szkoleniowiec Wiślaków Robert Maaskant, który zastąpił tymczasowego trenera Tomasza Kulawika. Głównym celem tych dwóch panów było zdobycie mistrzostwa Polski, ale po cichu zaczęto mówić również o Lidze Mistrzów.
Od początku mojej prezesury chciałem zatrudnić dyrektora sportowego z zagranicy – Bogdan Basałaj, prezes Wisły Kraków
Na krajowym podwórku wszystko szło po myśli trenera, kibiców oraz całego zarządu. Wisła z siedmiopunktową przewagą nad drugim w tabeli Śląskiem oraz trzecią Legią Warszawa zdobyła upragniony tytuł mistrza kraju. Czwarte miejsce w europejskich pucharach przypadło Jagiellonii Białystok. Wielkim niepowodzeniem dla Poznania zakończyło się zatrudnienie Jose Marie Bakero, z którym Lech miał walczyć o najwyższe cele, a zajął dopiero piątą pozycje, która nie dawała nic, poza spokojnym bytem w lidze. Właśnie w tym sezonie musieliśmy pożegnać Arkę Gdynia, która spadła z ligi, również Polonii Bytom nie udało się utrzymać. Na samym dnie tabeli, ostatnie 3 drużyny dzielił zaledwie punkt (Bytom 27, Gdynia 28, Cracovia 29). Czwarta od dołu Korona była spokojna, z ośmiopunktową przewagą nad drużyną z Krakowa.
Po udanym sezonie zespół Wisły Kraków pożegnał się z kilkoma doświadczonym piłkarzami. Odeszli między innymi Maciej Żurawski, Wojciech Łobodziński czy Michaił Siwakow. Jednak dwójka Holendrów, która podejmowała kluczowe decyzje co do transferów, ściągnęła kilku dobrych piłkarzy. Potwierdzeniem tego był izraelski napastnik Dudu Biton, Ivica Iliev czy wypożyczony z Club Brugge Júnior Díaz, lewy obrońca grający już wcześniej w barwach Białej Gwiazdy.
Przeczytaj także: ” Legia Warszawa w Lidze Europy 2011/2012″
W taki oto sposób, wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Nadszedł czas przygotowań do eliminacji. Po raz kolejny zaczęła się saga, związana z polskim klubem w fazie grupowej najlepszych rozgrywek międzynarodowych w Europie. Zacznijmy od początku.
Skonto oraz Liteks
Wisła zaczęła eliminacje do Ligi Mistrzów od wyjazdu na Łotwę. Właśnie stamtąd pochodził ich pierwszy przeciwnik, Skonto Ryga. Można powiedzieć, że Wiślacy trafili na istnego hegemona tamtejszych rozgrywek. Od czasu założenia ligi do 2004 roku ten klub systematycznie co roku zdobywał tytuł mistrzowski, czyli przez 14 sezonów. Skonto współpracowało także z Lechią Gdańsk. W 2009 roku zarząd klubu z Gdańska podpisał list intencyjny o współpracy dotyczącej m.in. wymiany zawodników, stażach trenerskich, zgrupowaniach oraz turniejach.
Pierwszy mecz rozegrany na wyjeździe był dla kibiców i piłkarzy męczarnią. Fani Wisły licznie stawili się w Rydze, aby dopingować swój klub. Pierwsza połowa to heroiczna obrona. Linia defensywy Łotyszy rozpoczynała się na 30 metrze od bramki, a wszyscy piłkarze nie opuszczali swojej połowy. Każdy z nich starał się być obrońcą, włącznie z napastnikami. Ciężko było przebić się piłkarzom spod Wawelu przez Łotewskie „zasieki”. Pierwszą groźną akcję zainicjował w 30 minucie dopiero Maor Melikson, strzelając zza pola karnego. W 39 minucie stało się coś, co ucieszyło kibiców. Bohaterem Wisły okazał się prawy obrońca Lamey, który posłał płaskie dośrodkowanie po ziemi, a piłkę do własnej siatki wpakował Renars Rode. W drugiej połowie obraz się nie zmienił. Dopiero około 70 minuty piłkarze z Rygi zagrozili bramce Wiślaków, co więcej nie była to jedyna sytuacja, bo po błędach, chociażby Jaliensa, potrafili wyjść sam na sam z bramkarzem. Jednak Pareiko tego dnia był dobrze dysponowany. Mecz zakończył się rezultatem 1:0, a Wisła wywiozła cenne zwycięstwo, lecz co by nie powiedzieć, sukces rodził się w bólach.
Skład rozpoczynający eliminacje:
Sergei Pareiko – Michael Lamey, Kew Jaliens, Osman Chavez, Dragan Paljić – Cezary Wilk, Radosław Sobolewski, Maor Melikson (86. Łukasz Garguła) – Patryk Małecki, Cwetan Genkow (75. David Biton), Ivica Iliev
Rewanż był bardzo podobny do pierwszego starcia między obiema drużynami. Piłkarze Skonto z determinacją się bronili, a Wisła potrafiła oddać tylko dwa strzały, których autorem był Genkow. Sytuacja zmieniła się po przerwie, po świetnej indywidualnej akcji Patryk Małecki strzelił bramkę. Jednak to nie on był najjaśniejszym punktem tego wieczoru a Ivica Iliev, Serb również pokazał się po indywidualnej akcji i podwyższył wynik na 2:0. Mecz zakończył się zwycięstwem Wiślaków, a wszyscy zaczęli twierdzić, że Ivica jest najlepszą inwestycją tego okna transferowego.
W trzeciej rundzie Wiślacy spotkali się z Liteksem Łowecz. Bułgarzy mieli już doświadczenie w grze z polskimi drużynami. W drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów w sezonie 1999/2000 Liteks zmierzył się z Widzewem Łódź. Na swoim terenie wygrali mecz wysoko 4:1, ale podopieczni Grzegorza Laty potrafili odrobić trzy bramkową stratę, a później w rzutach karnych wygrali 3:2! To tak w ramach ciekawostki. Wracając do Wisły, pierwszy mecz rozegrany został na wyjeździe, a trener nie mógł skorzystać z Patryka Małeckiego, który pozostał w kraju. Liteks nie przestraszył się mistrzów Polski, od samego początku starał się zaatakować, jednak to Wisła (a konkretniej Michael Lamey) strzeliła bramkę po błędach obrony Bułgarów. Po straconej bramce gospodarze starali się odrobić straty, ciągłe natarcia przyniosły w końcu gola, którego w doliczonym czasie strzelił Tom. Druga połowa to była gra „cios za cios”. Akcje sunęły z obu stron, lecz znowuż to piłkarze Białej Gwiazdy okazali się skuteczniejsi, a Maor Melikson w 76 minucie umieścił piłkę w siatce. To właśnie takimi dobrymi meczami Izraelski piłkarz pokazywał się z jak najlepszej strony – wtedy zaczęto mówić o powołaniu do reprezentacji Polski (jego matka jest Polką). Mecz zakończony rezultatem 2:1 na korzyść Wisły, dawał świetne perspektywy przed rewanżem na Reymonta.
Pierwsza połowa meczu rewanżowego nie zachwycała. Po jednej akcji Cwetana Genkowa aż do 42 minuty nic się nie działo. Goście próbowali zagrozić piłkarzom z Krakowa kilkukrotnie, jednak Wisła mądrze się broniła. W samej końcówce meczu Maor Melikson zagrał „klepę” z Patrykiem Małeckim i strzałem po krótkim rogu ustalił wynik do przerwy. Dziesięć minut po zmianie stron, znowu Maor popisał się świetną indywidualną akcją, po której sędzia podyktował rzut karny. Powtórki wyraźnie pokazywały, że była to niesłuszna decyzja – lecz sędzia decyzji nie zmienił, a sam poszkodowany wykorzystał pewnie jedenastkę. Piłkarz Liteksu Bodurow zdobył kontaktową bramkę, lecz nie na wiele ona się zdała. Na kilka minut przed końcem spotkania, Cezary Wilk dokończył dzieła zniszczenia w 84 minucie.
Takim sposobem Wiślacy byli już pewni udziału w fazie grupowej Ligi Europy, lecz nikt o tym nie myślał – celem była Liga Mistrzów. W IV rundzie podopieczni Roberta Maaskanta mogli trafić na jedną z tych oto pięciu drużyn: FC Kopenhaga (Dania), BATE Borysów (Białoruś), Maccabi Hajfa (Izrael), Dinamo Zagrzeb (Chorwacja) i APOEL (Cypr).
Spod bram nieba na samo dno piekła – Nikozja
W IV rundzie piłkarze Wisły mieli zmierzyć się z Apoelem Nikozja, drużyną z Cypru, która była i jest istnym potworem tamtejszej ligi. Obecnie może poszczycić się 23 mistrzostwami, 20 pucharami i 13 superpucharami. Pierwszy mecz rozegrany u siebie był wyrównany. W wyjściowej jedenastce Białej Gwiazdy znalazło się tylko dwóch Polaków, a w Apoelu tylko jeden rodowity Cypryjczyk. Nikt nie powinien był lekceważyć drużyny gości. W 70 minucie po szybkiej kontrze i zmyleniu obrońcy Apoelu Patryk Małecki atomowym strzale z ostrego kąta pokonał Chiatisa. Wynik utrzymał się do samego końca. To był mecz pełen emocji, a bramy raju stały otworem, wystarczyło tylko mądrze zagrać w Nikozji.
Upalna Nikozja nie pomagała piłkarzom spod Wawelu. Widoczna była przewaga Cypryjczyków, którzy świetnie czuli się na swoim boisku. Grali szybciej, mądrzej rozgrywali akcje, a posiadanie piłki wyglądało miejscami, jakby grała Barcelona (66 do 34). To nie mogło się dobrze skończyć. W 29 minucie bramkę do własnej bramki wrzucił Pareiko. Tak opisał bramkarza Wisły fakt.pl:
Przypomniał tym samym, że Wisła w ostatnim czasie zawsze miała dziwnych bramkarzy. Niektórzy mówili nawet, że duch Pawełka unosi się nad krakowską bramką.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0, wystarczyło strzelić jedną bramkę, aby awansować. Jednak obraz gry po przerwie się nie zmienił, w 57 minucie po szybkiej akcji kolejnego gola dołożył Ailton. Po tej bramce z piłkarzami Apoelu stało się nagle coś dziwnego. Można powiedzieć, że przestali grać w piłkę. Zmęczenie? Może byli po prostu zbyt pewnie wygranej? I wtedy stało się coś niesamowitego. W 71 minucie piłkę w siatce umieścił Cezary Wilk, kto by się spodziewał, że defensywny pomocnik strzeli tak ważną bramkę, bramkę na wagę awansu do Ligi Mistrzów. Po tym golu Wiślacy zaczęli w heroiczny sposób się bronić. Resztkami sił rzucali się pod nogi piłkarzy z Nikozji, którzy za wszelką cenę chcieli strzelić jeszcze jedną bramkę. W 87 minucie po serii szaleńczych ataków Ailton po raz kolejny pokonał Pareikę. Byliśmy 4 minuty od sukcesu, od upragnionej Ligi Mistrzów, w której po raz ostatni grał Widzew Łódź 15 lat temu. Jednak awans Cypryjczyków nie był przypadkiem. Podczas ówczesnej edycji Champions League, odpadli dopiero w ćwierćfinale i to nie z byle kim, bo Realem Madryt.
W fazie grupowej emocje do samego końca
Los przydzielił drużynie Wisły Kraków, która trafiła do grupy K Ligi Europy trudnych przeciwników. Najpoważniejszym rywalem do awansu było Twente Enschede, w sumie nikt nie sądził, że ta drużyna nie wyjdzie z pierwszego miejsca w grupie. Kolejnymi rywalami był angielski Fulham Londyn oraz duńskie Odense, z tymi oto dwoma ekipami Wisła miała walczyć o drugie miejsce w grupie.
Odense BK – Stadion Miejski im. Henryka Reymana
Pierwszy mecz napawał optymizmem, Wiślacy podejmujący w opinii wszystkich ekspertów przeciętne Odense, duński klub, który wygrywał dawniej Puchar Intertoto. Posiadał także również polskie akcenty w postaci polskiego bramkarza Arkadiusza Onyszko. Jednak samo spotkanie było rozczarowujące. Piłkarze z Krakowa wyglądali mizernie przed własną publicznością. Również goście nie zachwycali. To nie było już to Odense, które eliminowało Panathinaikos i walczyło o Ligę Mistrzów z Villarrealem. Opierali się przede wszystkim na szybkich prostych akcjach i przygotowaniu fizycznym.
I niby taki przeciętny klub, sprawił piłkarzom Białej Gwiazdy tak wiele problemów. Krakowianie byli bezradni, a Odense prowadziło do przerwy 1:0 po bramce Johanssona, ale mogło wygrywać wyżej. Nie wspominając wielu akcji ofensywnych, których Duńczycy nie potrafili wykorzystać, trzeba wspomnieć, że należał się im także rzut karny, którego szwajcarski sędzia nie odgwizdał.
W drugiej połowie Wisła wzięła się do roboty. Gra pressingiem, wiele odbiorów, w końcu zobaczyliśmy drużynę, a nie tylko indywidualności. Bramkę na 1:1 w 54 minucie strzelił jeden ze słabszych piłkarzy tego wieczoru, Andraż Kirm. Jednak nie na wiele to się zdało. W 80 minucie po serii błędów obrony krakowian gola strzelił Peter Utaka. To był smutny wieczór na Reymonta, dodatkowo w doliczonym czasie kolejną bramkę dołożył Rasmus Falk. Nikt nie potrafił wyobrazić sobie pozytywnego przebiegu meczów z Fulham czy Twente. Już po pierwszym meczu spisano Wisłę na straty.
Twente Enschede – De Grolsch Veste
Drugi mecz w grupie nie napawał optymizmem. Wisła wybrała się do Holandii, aby zmierzyć się z faworytem grupy, Twente. I znowu potwierdziło się to, że gra w Ekstraklasie a w europejskich pucharach to dwie różne sprawy. Pierwsze minuty to natarcie piłkarzy z Enschede, jednak w 9 minucie i oni nie wystrzegli się błędu, lekceważąc Davida „Dudu” Bitona, który mocnym strzałem pod poprzeczkę sprawił niemałą sensację, wyprowadzając Wiślaków na prowadzenie.
Szczęście nie trwało zbyt długo. W 32 minucie po dobrym dośrodkowaniu Oli Johna, piłkę w siatce strzałem głową umieścił Luuk De Jong. Krycie przy stałych fragmentach to była zmora piłkarzy z Krakowa, którzy nie wystrzegli się podobnych błędów w meczu z Odense czy Ruchem Chorzów w lidze. To się potwierdziło w końcówce pierwszej połowy, tym razem nie ze stałego fragmentu, lecz z akcji dośrodkował po raz kolejny Ola John. Nikt nie przeciął tej piłki, a Marc Janko bez większych problemów umieścił ją w siatce Pareiki. Po przerwie Wiślacy rzucili się do ataku, potwierdzeniem prób odrobienia strat były dwie sytuacje Ilieva. Jednak w 57 minucie Marc Janko po raz kolejny pokazał się ze świetnej strony, przejmując piłkę w polu karnym i uderzając nie do obrony po długim rogu. W tym momencie mecz się skończył. Twente grało na luzie, dwa razy obijało poprzeczkę Wisły, a w końcu Janssen w 80 minucie ustalił wynik na 4:1. Po dwóch przegranych, bilansie bramek 7:1 na niekorzyść tylko cud mógł sprawić, że awans z grupy stanie się rzeczywisty.
Fulham Londyn – Stadion Miejski im. Henryka Reymana
Po fali krytyki, która spłynęła na podopiecznych Maaskanta, po dwóch przegranych spotkaniach, piłkarze z Krakowa wyszli skoncentrowani i zmobilizowani na boisko. Już w 2 minucie sędzia mógł wyrzucić Ilieva z boiska, jednak obyło się bez dramatu. Takowy spotkał Fulham, gdy w 30 minucie meczu Moussa Dembele odepchnął Gervasio Nuneza, sędzia bez wątpienia wyciągnął czerwony kartonik. Wisła grając o jednego zawodnika więcej, zaczęła przeważać, stała się równorzędnym rywalem dla Londyńczyków. Piłkarze Białej Gwiazdy pieczołowicie budowali swoje ataki, próbując zagrozić bramce Schwarzera, jednak ten do końca pierwszej połowy nie dał się pokonać. Wartym odnotowania zdarzeniem była awaria światła na stadionie, przez którą mecz został przerwany na pół godziny. Jednak zawodnicy gości zgodzili się kontynuować spotkanie po nieplanowanej przerwie.
W 60 minucie Dudu Biton uszczęśliwił kibiców znad Wisły. Po dobrym podaniu Nuneza, przebiegł z nią kilka metrów i huknął sprzed pola karnego na bramkę Fulham! Był to jedyny gol. Gospodarze dobrze utrzymywali się przy piłce, a goście rzucili się do ataku w ostatnich 7 minutach, gdy drugą żółta kartkę otrzymał Osman Chavez. Takim sposobem, Wisła zainkasowała swoje pierwsze 3 punkty w rozgrywkach Ligi Europy!
Mimo braku pięciu zawodników, rozegraliśmy dobry mecz. Zespół już zresztą przyzwyczaja się do tej trudnej dla nas sytuacji. Potrzebowaliśmy dobrego wyniku, więc zagraliśmy mniej otwarty futbol niż z Odense i Twente. Zaczęliśmy ostrożnie, oddaliśmy inicjatywę Fulham. Nawet jednak wtedy gdy graliśmy jeszcze jedenastu na jedenastu, mieliśmy swoje sytuacje. Rywale tą czerwoną kartką nieco “ułatwili” nam zadanie i później grało nam się już łatwiej – Robert Maaskant
Fulham Londyn – Craven Cottage
Wszyscy optymiści, którzy spodziewali się dobrego wyniku na Craven Cottage, byli w błędzie. Fulham w osłabieniu na stadionie w Krakowie, przegrał tylko 0:1. Jakiej postawy mogliśmy spodziewać się po anglikach przed własną publicznością? Już od pierwszych minut Wiślacy mieli niemałe problemy, a gola w 5 minucie po podaniu Andy`ego Johnsona strzelił Damien Duff. Nie po raz pierwszy jednak przypomniał o sobie Andraż Kirm, który po zaledwie 4 minutach wyrównał! Kibice ucieszeni takim obrotem spraw, mieli nadzieję na pozytywny wynik. Jednak to był show jednego piłkarza – Andy Johnson, zawodnik polskiego pochodzenia, niedoszły reprezentant Polski był tego dnia w świetnej dyspozycji. W 30 minucie pokonał bramkarza Wisły pięknym strzałem z woleja. W drugiej połowie także dołożył kolejna cegiełkę, strzelając w 57 minucie. Steven Sidwell dobił krakowian na 10 minut przed zakończeniem meczu. Jedyną klarowną sytuację na zmniejszenie strat miał Kew Jalians – jednak trafił tylko w słupek. W tym momencie wszystkie media zaczęły pisać „Wisła poza burtą”, „Koniec przygody w Lidze Europy”, „Iluzoryczne szanse Wiślaków na awans”.
Odense BK – Fionia Park
Spotkanie z Odense było swego rodzaju rewanżem za porażkę 1:3 w Krakowie. Piłkarze Wisły prowadzeni przez nowego trenera Kazimierza Moskala, który zastąpił zwolnionego Roberta Maaskanta mieli zacząć wygrywać. Na Fiona Park to goście mieli wyraźną przewagę. Już w 20 minucie piłkarze Białej Gwiazdy sforsowali obronę Duńczyków. Po dobrym podaniu Łukasza Garguły, izraelski napastnik Dudu Biton sprytnym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy. Osiem minut później Mads Toppel po raz drugi musiał wyciągać piłkę ze swojej siatki, świetną indywidualna akcją popisał się Małecki, który złamał do środka i strzałem w długi róg nie dał szans golkiperowi Odense. Nadzieje na wynik dobry dla gospodarzy dał Rasmus Falk, 19-letni piłkarz strzelił bramkę po błędzie obrony Wisły, od tamtego momentu zaczęły się szaleńcze ataki na bramkę strzeżoną przez Pareike. Jednak wynik utrzymał się do samego końca.
W innym meczu tej grupy Twente Enschede pokonało Fulham Londyn. To znaczyło, że Biała Gwiazda, aby awansować, w meczu ostatniej kolejki musi pokonać Twente, a angielski zespół nie może wygrać u siebie z Odense. Był to scenariusz prawie niemożliwy.
Twente Enschede – Stadion Miejski im. Henryka Reymana
Trener Twente dał zagrać w tym meczu kilku rezerwowym, wszakże Holendrzy byli już pewni awansu z pierwszego miejsca w grupie. Początek meczu był fatalny, po złym zagraniu Diaza piłkę w siatce mógł umieścić Janko, jednak Pareiko dobrze wyszedł z bramki i skrócił kąt. W 12 minucie świetną akcja popisał się Łukasz Garguła, który pokonał Marsmana- nominalnie trzeciego bramkarza w zespole, który nie mógł zaliczyć tego spotkania do najlepszych. Do 35 minuty Wiślacy nie oddawali piłki, tworzyli akcje za akcją, której jednak nie potrafili wykorzystać. Mimo to w 39 minucie to Wisła straciła bramkę, a pięknymi nożycami popisał się Luuk De Jong, nadzieja holenderskiej piłki. Druga połowa zaczęła się fenomenalnie, po wybiciu piłki przez Pareike, jednego z obrońców świetnie przepchnął Genkow, który strzelił podeszwą bramke na 2:1! Mecz miał potem różne fazy. Ataki piłkarzy Twente, próba wyprowadzenia kontry przez Białą Gwiazdę, jednak sam koniec był wyrównany i wynik utrzymał się do końca.
Widać dziś było, że to Wiśle bardziej zależało na odniesieniu zwycięstwa. Jednak moim zdaniem po pierwszych 45 minutach to mój zespół miał lekką przewagę. Nie zmienia to faktu, że polski zespół wygrał dziś zasłużenie. Wisła wyszła z grupy, a jej szansa na kolejny awans będzie zależała od tego, jak będzie wyglądać losowanie – powiedział po meczu Co Adriaanse, trener Twente.
I wtedy stało się to, o czym tylko można było spekulować. Wraz z końcem meczu na Reymonta, wszyscy czekali na meldunek z Craven Cottage. Po chwili okazało się, że Odense w 92 minucie wyrównało na 2:2! Taki rezultat dał awans piłkarzom Wisły, gdy wspominam obrazki z tamtej chwili przechodzą mnie ciarki, moment i komentarz w meczu z Odense utkwi mi na zawsze w głowie. p>
Lp. | Drużyna | Punkty | Mecze | W | R | P | Bramki |
1. | Twente Enschede | 13 | 6 | 4 | 1 | 1 | 14:7 |
2. | Wisła Kraków | 9 | 6 | 3 | 0 | 3 | 8:13 |
3. | Fulham Londyn | 8 | 6 | 2 | 2 | 2 | 9:6 |
4. | Odense BK | 4 | 6 | 1 | 1 | 4 | 9:14 |
Dwumecz ze Standardem
Na wiosnę Wiślacy mieli zmierzyć się ze Standardem Liege z Belgii. Losowanie wydawało się łaskawe. Liege było uważane za jeden z tych zespołów, które są w zasięgu Krakowian. Warunkiem była dobra gra. Jednak pierwsze spotkanie na stadionie im. Henryka Reymana nie zaczęło się najlepiej. Już w 26 minucie czerwoną kartkę za faul w polu karnym otrzymał Michał Czekaj, a jedenastkę pewnie wykorzystał Cyriac. Przez większość meczu spiker uspokajał kiboli, którzy rzucali śnieżkami w gości, a sędzia dwa razy przerywał spotkanie i groził jego zakończeniem. Z kolei Belgowie rzucali w sektory krakowian zapalonymi racami. Polacy nie pozostawali dłużni, czego efektem było wyrwane i rzucone w sektor gości krzesełko. Piłkarze Białej gwiazdy toczyli równy bój, nawet grając w 10 potrafili wyrównać w 88 minucie, bohaterem okazał się Cwetan Genkow i na rewanż wszyscy jechali w co nieco lepszych nastrojach.
Mecz rewanżowy nas nie rozpieszczał. Wisła nie przeprowadziła w pierwszej połowie żadnej konkretnej akcji. Na dodatek Nunez dostał drugą żółtą kartkę i scenariusz z pierwszego meczu się powtórzył. Znowu w osłabieniu nie potrafili strzelić bramki, a wynik 0:0 wywindował Standard do 1/8 Ligi Europy.
MARIUSZ ZIĘBA