Bosonodzy czarodzieje, czyli Indie na igrzyskach w Londynie

Czas czytania: 13 m.
0
(0)

Piłka nożna jest najpopularniejszą dyscypliną sportu na świecie. W wielu krajach większym zainteresowaniem cieszą się jednak inne sporty. Można by tutaj naprawdę długo wyliczać od hokeja na lodzie w Kandzie, przez koszykówkę na Litwie i zapasy w Mongolii, aż po krykiet i hokej na trawie w Indiach. Sportowcy z tego ostatniego kraju bardzo szybko dołączyli do olimpijskiej rodziny, ale indyjscy piłkarze pokazali się światu dopiero na igrzyskach olimpijskich w Londynie w 1948 r. Swoją ambicją i zaangażowaniem zapadli w pamięć wielu kibicom i pokazali, że umiejętności wcale im nie brakowało.

Indie pierwszy raz były reprezentowane na igrzyskach już w Paryżu w 1900 r. Jedynym wówczas ich przedstawicielem był urodzony w Kalkucie Norman Pritchard. Wychował się w brytyjskiej rodzinie kolonialnej i po przyjeździe do Europy zdołał zakwalifikować się na igrzyska. Co prawda IAAF uważa go za zawodnika brytyjskiego, ale MKOl traktuje go jako reprezentanta Indii Brytyjskich. Norman zdobył wówczas dwa srebrne medale – pierwszy w biegu na 200 m, a drugi na tym samym dystansie, ale z płotkami. Przez następne 24 lata były to jedyne indyjskie medale olimpijskie.

Pierwsza reprezentacja Indii z prawdziwego zdarzenia wzięła udział w igrzyskach w Antwerpii. Pięciu sportowców reprezentowało kraj w dwóch dyscyplinach – lekkoatletyce i zapasach. Do medali trochę zabrakło, ale skromna delegacja zebrała bezcenne doświadczenie. Cztery lata później w Paryżu reprezentacja Indii liczyła już kilkunastu sportowców, a na kolejnych igrzyskach w Amsterdamie Indie po raz pierwszy wzięły udział w olimpijskim turnieju hokeja na trawie. To wtedy właśnie indyjscy laskarze zaczęli pisać swoją piękną historię triumfów na igrzyskach. Zdobyli złote medale i rozpoczęli okres swojej wieloletniej dominacji w tej dyscyplinie. Wygrywali w Los Angeles, w Berlinie, w Londynie, w Helsinkach, w Melbourne i dopiero w Rzymie w 1960 r. lepsi okazali się Pakistańczycy.

Futbol w Indiach

Hokej na trawie nie był jednak jedyną grą zespołową, którą emocjonowano się w Indiach. Popularny był również krykiet, ale i piłka nożna cieszyła się dużym zainteresowaniem. Zwłaszcza w Bengalu futbol zyskał sobie wielu sympatyków. Podobnie jak w innych częściach brytyjskiego imperium pojawił się on w Indiach za sprawą Anglików.

Pierwszy ogólnokrajowy związek piłkarski założono w Indiach 23 czerwca 1937 r. Przedstawiciele stowarzyszeń piłkarskich z sześciu regionów spotkali się wówczas w kwaterze głównej armii w Simli i powołali do życia All India Football Federation (AIFF). Do tego czasu sprawami futbolu w tym kraju de facto zarządzał najstarszy ze związków, czyli utworzona już w 1893 r. Indian Football Association (IFA), która miała siedzibę w Kalkucie.

Początkowo w komitecie wykonawczym IFA dominowali Anglicy, a jedynym przedstawicielem Indii był Kalicharan Mitra. Stowarzyszony z angielską federacją związek był głównym organizatorem piłkarskiego życia w Indiach w pierwszych dekadach XX w. To właśnie z IFA negocjowały zagraniczne drużyny, które chciały rozegrać spotkania w Indiach i to IFA kierowała wszystkimi wyjazdami rodzimych zespołów i reprezentacji.

Zdawano sobie jednak sprawę, że żeby naprawdę zaistnieć na arenie międzynarodowej, to konieczne jest założenie ogólnokrajowego związku. Pierwsze próby podjęto w 1935 r., ale nie udało się dojść do porozumienia ze wszystkimi stowarzyszeniami i obok IFA powstała wówczas All India Football Association. Dopiero dwa lata później osiągnięto konsensus i wszystkie rodzime związki utworzyły AIFF. Nowo utworzony związek próbował spopularyzować grę w całym kraju. Najbardziej rozkochane w futbolu były Bengal i Kalkuta, ale dużą popularnością piłka nożna cieszyła się też w Delhi, Bombaju i Majsurze oraz w stanach Assam, Bihar i Uttar Pradesh.

Osobną sprawą była reprezentacja. Swój pierwszy mecz narodowa drużyna Indii rozegrała już w 1933 r. z Cejlonem. Jednak jej międzynarodowe kontakty były bardzo rzadkie. Dopiero po powstaniu AIFF kwestia reprezentacji nabrała nieco rozpędu. W drugiej połowie 1938 r. kadra wybrała się do Australii, gdzie zawodnicy rozegrali serię meczów towarzyskich z mniej lub bardziej poważnymi rywalami. Zwycięstwa były przeplatane porażkami, a wysokie hokejowe wyniki nikogo wówczas nie dziwiły. Trudno było jednak na ich podstawie ocenić potencjał i umiejętności zawodników z Indii, bo Australijczycy w latach 30. nie prezentowali przecież najwyższego poziomu. Poza tym mało kto przejmował się wtedy odpowiednim przygotowaniem fizycznym czy taktyką, a mecze często kończyły się już po godzinie, bo z wytrzymałością piłkarzy też nie było najlepiej. W późnych latach 30. oprócz Australii odwiedzono też Japonię, Chiny, Birmę, Malezję czy Singapur.

Indie wychodzą z cienia

Po odzyskaniu niepodległości przez Indie w 1947 r. AIFF zintensyfikowało działania, żeby stać się członkiem FIFA. Cel osiągnięto już w 1948 r. i w tym samym roku piłkarze z Indii mieli po raz pierwszy pokazać się szerszej publiczności. Drużyna narodowa została zgłoszona do pierwszych powojennych letnich igrzysk olimpijskich w Londynie.

Mimo że już od 1930 r. rozgrywano piłkarskie mistrzostwa świata, to futbol na igrzyskach ciągle jeszcze cieszył się sporym uznaniem. Zwłaszcza dla krajów z peryferii światowej piłki turnieje olimpijskie były doskonałą okazją do zaprezentowania się szerszej publiczności. Podobnie było z reprezentacją Indii, która chciała pokazać się z jak najlepszej strony.

Dodatkową motywację stanowił fakt, że igrzyska w Londynie odbywały się niespełna rok po odzyskaniu przez Indie niepodległości. Sportowcy mogli więc wreszcie wystąpić bez ciężaru kolonizacji na plecach. Do Europy wysłano składającą się tylko z mężczyzn 79-osobową reprezentację. Największymi gwiazdami byli oczywiście laskarze i to z ich występem wiązano najwięcej nadziei. Pozostali sportowcy mieli za zadanie godnie reprezentować swój kraj i zebrać doświadczenie, które miało zaprocentować w przyszłości. Piłkarze nie zamierzali jednak pozostawać w cieniu swoich reprezentacyjnych kolegów i chcieli udowodnić, że sport w Indiach to dużo więcej niż tylko hokej na trawie.

Początkowo do turnieju zgłosiły 23 reprezentacje. Z Azji, oprócz Indii, chęć udziału zgłosiły jeszcze Afganistan, Birma, Chiny, Korea, Pakistan i Palestyna. Z uwagi na tak dużą liczbę zgłoszeń organizatorzy postanowili przeprowadzić rundę wstępną, w której miało wziąć udział czternaście drużyn. Zwycięzcy siedmiu wstępnych pojedynków mieli dołączyć do pozostałych dziewięciu zespołów, które miały wolny los.

Po przeprowadzonym 17 czerwca w Zurychu losowaniu okazało się, że Indie w swoim pierwszym olimpijskim boju będą się mierzyć z Birmą. Jednakże do pojedynku nie doszło. Od zakończenia wojny minęły ledwie trzy lata i wiele krajów ciągle zmagało się z rozmaitymi problemami. Nie obyło się więc bez rezygnacji kilku z nich. Przed rozpoczęciem zmagań wycofały się drużyny Pakistanu, Palestyny, Węgier, Polski (mimo że piłkarze zdążyli już złożyć olimpijskie ślubowanie) i właśnie Birmy. Dzięki temu Indie swój udział w igrzyskach mogły zacząć od pierwszej rundy, w której ich przeciwnikiem była reprezentacja Francji.

Selekcja i podróż do Europy

Po serii treningów i sparingów 7 maja wybrano siedemnastu zawodników, którzy mieli udać się do Londynu, a kolejnych trzech umieszczono na liście rezerwowej. Wyselekcjonowani gracze wywodzili się z trzech głównych ośrodków piłkarskich w Indiach. Zaliczały się do nich Kalkuta wraz z Bengalem, Bombaj i Majsur razem z Bengaluru.

W skład pierwszej piłkarskiej reprezentacji Indii na igrzyska weszli bramkarze Kenchappa Varadaiah Varadaraj (Bangalore Blues, Majsur) i Sanjiva Uchil (Trades India SC, Bombaj), obrońcy Sailendra Nath Manna (Mohun Bagan, Bengal), Taj Mohamed (Mohun Bagan, Bengal) i Mathew Papen, który znany jest również jako Thomas Varghese (Tata SC, Bombaj), pomocnicy Talimeran Ao (Mohun Bagan, Bengal), Mahabir Prasad (Mohun Bagan, Bengal), Syed M. Kaiser (Bengal), Anil Nandy (Eastern Railway SC, Bengal) i Sattar Bashir (Majsur) oraz napastnicy Balasundra Nataraja Vajravelu (Majsur), Ramachandra Balaram Parab (Trades India SC, Bombaj), Sahu Mewalal (Mohun Bagan, Bombaj), Santosh Nandy (Eastern Railway SC, Bengal), Ahmed Mohamed Khan (Majsur), Sarangapani Raman (Majsur) i Kadirvelu Ponnwangam Dhanraj (Majsur). W rezerwie pozostali Robi Das (Bhawanipore, Bengal), Sunil Ghosh (East Bengal, Bengal) i S.M. Dey. Trenerem zespołu był Balaidas Chatterjee.

Wyprawa do Wielkiej Brytanii wiązała się ze sporymi kosztami, ale z pomocą związkowi przyszły kluby, które pomogły w zebraniu funduszy w trakcie zorganizowanych meczów towarzyskich. W Kalkucie świeżo powołani reprezentanci zmierzyli się z połączonymi zespołami dwóch wielkich rywali – East Bengal i Mohun Bagan. Kolejne dwa mecze rozegrano w Bombaju, gdzie kadra zebrała się tuż przed wyjazdem do Europy. Mimo dość dobrych wyników w sparingach, nie wróżono indyjskim piłkarzom wielkich sukcesów. Po pokazowym meczu z zespołem Trades India S.C. prasa pozostawiała kibicom złudzeń:

Po tym przedstawieniu nawet najbardziej zagorzały kibic indyjskiej piłki nożnej nie powinien żywić nadziei, że Indie przebrną przez wstępną rundę międzynarodowego turnieju – pisano 3 czerwca w The Times of India.

Wreszcie 4 czerwca razem z reprezentantami z innych dyscyplin piłkarze opuścili Bombaj na pokładzie liniowca TSS Empire Brent. Trzy tygodnie później dotarli do Liverpoolu. Lista pasażerów oprócz nazwisk i wieku zawierała też informację o wykonywanych zawodach. Stąd wiemy, że pięciu członków drużyny było studentami, czterech pracowało w sektorze usług, trzech było zatrudnionych w kolejnictwie, dwóch było kupcami, jeden prowadził własne interesy, kolejny pracował jako mechanik samochodowy i jednego przedstawiciela miała policja. Udział w turnieju wiązał się z koniecznością wzięcia długiego urlopu, dlatego też w składzie dominowali studenci i pracownicy dużych firm. Jeszcze przed wyjazdem drużyna trenowała razem przez pięć tygodni, a kiedy na początku czerwca wyruszyli do Europy, to wrócili do kraju dopiero po czterech miesiącach. Spośród rezerwowych do Wielkiej Brytanii pojechał tylko Robi Das, ale zabrakło go na pokładzie statku i podróżował osobno.

Przedolimpijskie sprawdziany

Po dotarciu do Liverpoolu i potem do Londynu reprezentacja początkowo przygotowywała się w Richmond Park, a później przeniosła się do swojego stałego miejsca zakwaterowania w Pinner County School. Mecz z Francją zaplanowano 31 lipca, więc indyjscy piłkarze mieli sporo czasu, żeby zadbać o odpowiednią formę. Oprócz treningów i gier wewnętrznych zaplanowano kilka meczów kontrolnych z londyńskimi zespołami z niższych lig. W Indiach panował zupełnie inny klimat niż w Londynie. Wielu zawodników z panującymi w Wielkiej Brytanii warunkami spotkało się po raz pierwszy. Dzięki rozegraniu serii towarzyskich gier mogli szybciej się zaaklimatyzować i z bliska poznać europejski styl gry.

Reprezentacja Indii rozegrała w Londynie i jego najbliższych okolicach pięć spotkań. Wygrała wszystkie, strzelając w nich w sumie 39 bramek i tracąc przy tym tylko pięć. Rezultaty sparingowych spotkań prezentują się następująco:

  • 13 lipca 15:0 z Department Store XI
  • 16 lipca 3:1 z Metropolitan Police F.C.
  • 24 lipca 9:1 z Pinner FC
  • 26 lipca 4:1 z Hayes F.C.
  • 28 lipca 8:2 z Alexandra Park FC

Oczywiście pokonane zespoły nie były zbyt wymagającymi rywalami, ale mimo to swoimi występami Hindusi wzbudzili uznanie dziennikarzy i udowodnili wszystkim niedowiarkom, że potrafią grać w piłkę. Solidnie podreperowali też własne morale i uwierzyli, że są w stanie powalczyć o dobry wynik.

Zanim zawodnicy przystąpili do olimpijskiej rywalizacji, pojawiły się wątpliwości, czy zespół zostanie w ogóle dopuszczony do udziału w turnieju. Indyjski związek, który był nowym w strukturach FIFA, nie zdołał uregulować jeszcze składek członkowskich i obawiano się, czy nie pociągnie to za sobą dyskwalifikacji. Sekretarz AIFF Dutta Ray, który przebywał w Londynie razem z całą ekipą, zwrócił się wówczas o pomoc do sekretarza angielskiej federacji Stanleya Rousa. Anglik był odpowiedzialny za organizację turnieju olimpijskiego i natychmiast o wszystkim powiadomił listownie sekretarza generalnego FIFA Ivo Schrickera. Niemiec zapoznał się ze sprawą i w ciągu trzech dni wysłał do Londynu odpowiedź, w której zapewniał, że brak opłacenia składek członkowskich w FIFA, nie będzie miał żadnego wpływu na występ Indii na igrzyskach olimpijskich.

Bosonodzy czarodzieje

Występy indyjskiej drużyny spotkały się ze sporym zainteresowaniem wśród angielskich kibiców. Nie chodziło tylko o ich wysoką skuteczność, ale też, a może przede wszystkim o to, że grali oni na boso. Zamiast butów zakładali na stopy grusze skarpety albo owijali je bandażami. Twierdzili, że w ten sposób lepiej czują piłkę i mogą precyzyjniej podawać. Kapitan zespołu Talimeran Ao zapytany przez brytyjskiego dziennikarza o grę bez butów odparł, że ta dyscyplina nazywa się football, a nie bootball.

Na suchych, twardych boiskach w Indiach taka gra sprawdzała się całkiem dobrze, ale kiedy murawa była grząska, to pojawiały się problemy. Przed takim właśnie wyzwaniem stanęli po dotarciu do Wielkiej Brytanii, gdzie miękkie, podmokłe boisko nie było niczym niezwykłym. Zdecydowano, że jeśli sytuacja będzie tego wymagać, to piłkarze zagrają w butach, a kiedy będzie sucho, to będą grać na boso. Nie chodziło tutaj o nic innego, jak o komfort gry – zawodnikom z Indii po prostu wygodniej grało się bez butów.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. 31 lipca przed stadionem Cricketfield przy Lynn Road w Ilford w północno-wschodnim Londynie ustawiła się spora kolejka kibiców. Chcieli na własne oczy zobaczyć, jak spiszą się grający na boso goście z Indii w starciu z renomowanym europejskim rywalem. W ten sobotni wieczór na trybunach zasiadło 17 tys. fanów futbolu. Sędzią głównym był Szwed Gunnar Dahlner, a na liniach pomagali mu Vieter Rae z Wielkiej Brytanii i Agostino Gamba z Włoch.

W pierwszym, oficjalnym historycznym meczu Indii po uzyskaniu niepodległości trener Balaidas Chatterjee wystawił do gry następujący skład: Kenchappa Varadaiah Varadaraj – Taj Mohamed, Sailendra Nath Manna – Sattar Bashir, Talimeran Ao (kapitan), Mahabir Prasad – Robi Das, Ramachandra Balaram Parab, Sahu Mewalal, Ahmed Mohamed Khan, Sarangapani Raman. Podbudowani wynikami z przygotowań wyszli na boisko z wielką wiarą we własne umiejętności, a ośmiu z nich zagrało bez butów.

Pierwszy gwizdek wybrzmiał o 18:30. Oba zespoły grały w ciągle wówczas popularnych ustawieniach 2-3-5. Przez pierwsze pół godziny gry żadna ze stron nie była w stanie uzyskać wyraźnej przewagi. Mecz stał jednak na wysokim poziomie i wielu kibiców oglądało go na stojąco. Pierwszy gol padł w 30. minucie spotkania, kiedy to Francuz René Courbin przechytrzył indyjskiego bramkarza i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

Zawodnicy z Indii jednak się nie załamali i konsekwentnie starali się zagrozić bramce rywali. Imponowali kontrolą nad piłką i przewyższali Francuzów pod względem technicznym. Rywale coraz częściej musieli uciekać się do fauli, żeby zatrzymać nacierających Hindusów. Tuż przed końcem pierwszej połowy kolejny groźny atak został nieprzepisowo zatrzymany i szwedzki sędzia podyktował rzut karny dla Indii. Do piłki podszedł jeden z najlepszych indyjskich zawodników Sailendra Nath Manna. Wiedział, że od tego, czy trafi, będzie bardzo dużo zależało i ten ciężar odpowiedzialności okazał się dla niego za duży. Posłał piłkę w lewy, górny róg bramki, ale po chwili mógł tylko bezradnie patrzeć, jak futbolówka przelatuje nad poprzeczką.

Druga odsłona

Po przerwie Indie z werwą ruszyły do odrobienia strat. Nie mieli praktycznie nic do stracenia i zaczynali grać z coraz większą swobodą. Ich ataki sprawiały Francuzom coraz większe kłopoty. Bardzo dobrze grał Talimeran Ao, który organizował grę w środkowej strefie boiska. W napadzie mocno dawali się przeciwnikom we znaki Ahmed Mohamed Khan i wprowadzony z ławki Balasundra Nataraja Vajravelu. To właśnie ta dwójka zainicjowała w 70. minucie akcję, która dała Indiom wyrównanie. Znany z precyzyjnych podań Khan wymienił piłkę z Vajravelu, wymanewrował francuskich defensorów i dograł do Sarangapaniego Ramana. Ten nie miał problemów z pokonaniem bramkarza i pewnym strzał doprowadził do wyrównania. Stał się tym samym pierwszym strzelcem gola dla Indii w oficjalnym meczu międzypaństwowym.

Hindusi złapali wiatr w żagle i uwierzyli, że naprawdę są w stanie wygrać. Francuzi z kolei zaczynali się gubić, widząc, że pewne zwycięstwo wymyka im się z rąk. W pomeczowym raporcie sędzia zauważył, że francuski zespół grał coraz ostrzej, a piłkarze sprawiali wrażenie sfrustrowanych wydarzeniami na boisku. Dziesięć minut po wyrównującej bramce Szwed podyktował drugi tego dnia rzut karny dla Indii. Manna bojąc się, że znów przestrzeli, nie chciał podejść do piłki. Po latach określił swoje ówczesne zachowanie jako żałosne. Futbolówkę na jedenastym metrze ustawił zamiast niego Mahabir Prasad, a zgromadzona na trybunach widownia wstrzymała oddech. Prasad trafił w bramkę, ale uderzył zbyt słabo i jego strzał znakomicie zdołał obronić Guy Rouxel.

Do końca pozostawało około dziesięciu minut. Indyjskim piłkarzom coraz bardziej we znaki dawało się zmęczenie. Nie byli przecież przygotowani do gry przez cały mecz w tak dużej intensywności. Kiedy zegar wskazywał 89. minutę i wszyscy spodziewali się, że starcie rozstrzygnie się w dogrywce, Francuzi przeprowadzili jeszcze jedną kontrę. Skuteczną. René Persillon wykorzystał stworzoną sytuację i pokonał indyjskiego bramkarza, dając swojej drużynie upragnioną wygraną. Hindusi byli załamani. Parę chwil później szwedzki arbiter zagwizdał po raz ostatni i piękna olimpijska przygoda indyjskich piłkarzy zakończyła się, zanim tak naprawdę zdążyła się zacząć.

Mentalni zwycięzcy

Indyjscy piłkarze przegrali, ale wygrali uznanie w oczach kibiców i dziennikarzy. Po meczu chwalono ich za styl, panowanie nad piłką i organizację gry. W oficjalnym raporcie z turnieju olimpijskiego tak opisano ich występ:

Dzięki grze bez butów zyskali znakomite przyspieszenie i lekkość w poruszaniu się. Tę przewagę często trwonili przez niezdecydowanie pod bramką. Kilku z nich na stopach miało bandaże zamiast obuwia, ale żaden nie uchylał się od najcięższych nawet starć.

Swoją grą zaskarbili sobie sympatię nie tylko zwykłych kibiców. Do pałacu Buckingham zaprosił ich król Jerzy VI. Według jednej z anegdot, której autentyczności nie sposób dzisiaj potwierdzić, monarcha miał podwinąć nogawkę spodni Sailendry Nath Manny, chcąc w ten sposób sprawdzić, czy faktycznie obrońca ma nogi ze stali, bo tak wynikałoby z siły jego strzałów.

Mimo gry na boso Hindusi nie odstawiali nóg i nie unikali twardych starć. Do szczęśliwego zakończenia ich pięknej przygody zabrakło naprawdę niewiele. W ćwierćfinale Francuzi minimalnie ulegli reprezentacji Wielkiej Brytanii, przegrywając 0:1. Można tylko domniemywać, jak w starciu z Brytyjczykami spisaliby się Hindusi. Jednego można być jednak pewnym – motywacji i serca do walki z pewnością by im nie zabrakło. A kto wie, czy futbol angielski nie umarłby już wtedy.

Uznanie w Europie

Dobrym występem przeciwko Francji zyskali sporą popularność i w związku z tym zapadła decyzja, żeby nie wracać od razu do domu, tylko zostać w Europie na kilka towarzyskich spotkań z innymi zespołami. 12 sierpnia indyjscy piłkarze rozegrali w Rotterdamie mecz z miejscową Spartą. Znów pokazali się z dobrej strony, a porażka 1:2 ujmy im nie przyniosła. Tym bardziej że nie sprzyjały im warunki, ponieważ z powodu deszczu musieli grać w obuwiu.

Jednak dwa dni później mogli już grać tak, jak lubili najbardziej, czyli na boso i sprawili sporą niespodziankę. W Amsterdamie w obecności 10 tys. widzów pewnie wygrali z Ajaxem. Swoją grą krótkimi podaniami i panowaniem nad piłką wzbudzili entuzjazm wśród kibiców, a pojedynek zakończył się wynikiem 5:1 dla gości z Azji. W składzie holenderskiej ekipy wystąpił wówczas nie tak słynny jeszcze 20-letni Rinus Michels.

Futbol w Holandii ciągle jeszcze był wtedy amatorski i na arenie europejskiej nie znaczył zbyt wiele. Niemniej Ajax był jednym z największych i najlepszych klubów w Holandii i tak wysokie zwycięstwo musi budzić uznanie. Wyprawę do Kraju Tulipanów Hindusi zakończyli w Hadze. Z występującym wówczas na drugim poziomie rozgrywkowym V.U.C. przegrali 0:1, ale swoimi występami po raz kolejny udowodnili, że z piłkę można grać na bosaka i da się to robić dobrze.

17 sierpnia planowano mecz w Düsseldorfie z ekipą niemiecką, ale ostatecznie spotkanie zostało odwołane, o czym poinformowano w krótkim komunikacie. Warto pamiętać, że w latach powojennych niemiecki futbol był dość mocno izolowany na arenie europejskiej, a reprezentacja swój pierwszy mecz rozegrała dopiero w 1950 r.

Drużyna indyjska wróciła wobec tego do Wielkiej Brytanii, gdzie zaaranżowano kilka kolejnych sparingów. 21 sierpnia Hindusi wygrali 3:1 z drużyną złożoną z zawodników Isthmian League – jednej z regionalnych lig z Londynu i okolic. Następnie rozegrano dwa mecze z amatorską reprezentacją Walii. W Wrexham 23 sierpnia Indie wygrały 4:1, a trzy dni później w Swansea było 0:0. Zwłaszcza pierwszym występem zdobyli uznanie wśród miejscowych kibiców, a reporter lokalnej gazety nazwał tamto spotkaniem meczem życia.

Od kiedy piłka nożna po raz pierwszy zagościła na Wrexham Racecourse, nigdy nie widziałem meczu, w którym byłoby tyle jakości i czystości w grze, jak w pierwszym z dwóch amatorskich starć Walii z Indiami. Ośmiu indyjskich zawodników grało bez butów, ale w żaden sposób nie zmniejszyło to siły ich uderzeń. Ich celność była niesamowita, podania nieskazitelne, a utrzymaniem piłki na ziemi dali miejscowym prawdziwą lekcję poglądową. Niewiele drużyn opuści Wrexham przy większej owacji niż ta, którą otrzymali ci Hindusi – pisał o tamtym pojednyku na łamach Wrexham Leader z 27 sierpnia 1948 r.

Po kilkudniowej wizycie w Walii wrócili do Anglii, gdzie 31 sierpnia w Sutton Coldfield 1:0 pokonali zespół Boldmere St. Michaels F.C. Ze względu na trudne warunki atmosferyczne Hindusi musieli w tym meczu grać w butach. Brakowało im przez to nieco precyzji w podaniach, a na ciężkim, błotnistym boisku nie byli w stanie rozwinąć skrzydeł. Jedyną bramkę w tamtym meczu zdobył Sarangapani Raman, a asystę zaliczył Balasundra Nataraja Vajravelu.

Wczorajszy mecz pomiędzy Boldmere St. Michaels a reprezentacją olimpijską Indii, wygrany przez gości jedną bramkę, uwidocznił kontrast pomiędzy różnymi stylami gry. Zespół Boldmere postąpił dobrze, starając się utrzymać drużynę gości z dala od bramki, ale trzeba też odnotować, że panujące warunki były dla Indii bardzo niekorzystne – pisano nazajutrz w prasie.

Ostatnie spotkanie podczas swojej wizyty w Europie rozegrali 2 września. Ich przeciwnikiem była drużyna graczy Athenian League, a mecz zakończył się remisem 1:1. W drogę powrotną do Indii reprezentacja wyruszała dwa dni później z Liverpoolu na RMS Circassia.

Dobre widoki na przyszłość

Mimo dobrych meczów rozegranych w czasie pobytu w Europie ciągle rozpamiętywano porażkę z Francuzami. Wielu nie mogło się pogodzić z przegraną i zastanawiano się, jak daleko indyjska drużyna mogła dotrzeć w turniejowej drabince. W starciu z Wielką Brytanią na pewno nie byli bez szans, a kto wie, czy nawet nie byli w stanie sięgnąć po medale.

W swoim pierwszym międzynarodowym występie zaprezentowali się z bardzo dobrej strony i byli świetnymi ambasadorami niepodległych Indii. Pokazali, że zasługują na włączenie w struktury światowego futbolu, a na piłkarskiej mapie świata pojawił się kraj, który oprócz wniesienia nieco kolorytu przez ich grę na bosaka, dysponował naprawdę solidnym potencjałem.

Kolejnym krokiem w powrocie do normalności w piłkarskim świecie po kataklizmie II wojny światowej było zorganizowanie mistrzostw świata. Indie, żeby się rozwijać, potrzebowały jak najczęstszego kontaktu ze światową czołówką. W Azji tego kontaktu nie mieli wcale, więc jedynymi okazjami do ponoszenia umiejętności były igrzyska olimpijskie i właśnie powracające mistrzostwa świata, do których eliminacje miały się rozpocząć całkiem niedługo. Hindusi odegrali w nich swoją rolę, ale o to temat na inną opowieść.

Swoją drogą ciekawe, w którą stronę poszedłby futbol, gdyby grający na boso Hindusi odnieśli na londyńskich igrzyskach większy sukces.

BARTOSZ DWERNICKI

[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...