Dlaczego Indie zrezygnowały z udziału w mistrzostwach świata w 1950 r.?

Czas czytania: 8 m.
5
(1)

W połowie XX wieku w Indiach piłka nożna zaczynała gromadzić wokół siebie coraz więcej sympatyków. Kraj był świeżo po ogłoszeniu niepodległości, a dobre wyniki osiągane w sportach zespołowych dawały nadzieje na  wzrost poczucia narodowej jedności. Dla tak dużego i tak zróżnicowanego kraju, jakim są Indie, poczucie wspólnego, narodowego, łączącego wszystkie stany sukcesu było bardzo ważne. W 1948 r. indyjscy piłkarze zaskakująco dobrze zaprezentowali się na igrzyskach w Londynie. Dwa lata później mieli zagrać na mistrzostwach świata w Brazylii, ale ostatecznie tam nie pojechali. Przez lata wokół ich absencji narosło sporo mitów. Pora więc odpowiedzieć na pytanie – dlaczego Indie zrezygnowały z udziału w mistrzostwach świata w 1950 r.?

Na pierwszych powojennych igrzyskach w Londynie reprezentacja Indii pokazała się z bardzo dobrej strony. Co prawda zagrała tylko jeden mecz z Francją, który przegrała 1:2, ale niewiele brakowało, a wyszłaby z tego starcia zwycięsko. Indyjscy piłkarze zmarnowali dwa rzuty karne, a drugą bramkę stracili w samej końcówce. Swoją grą i zaangażowaniem zyskali jednak uznanie wśród kibiców i rozbudzili nadzieje na lepsze występy w przyszłości. Po olimpijskim turnieju zostali jeszcze przez jakiś czas w Europie, gdzie rozegrali szereg spotkań towarzyskich (potrafili ograć 5:1 Ajax Amsterdam).

Kolejnym krokiem dla futbolowego świata w powrocie do normalności po kataklizmie II wojny światowej były piłkarskie mistrzostwa świata. Dla Indii miał to być kolejny krok w budowaniu swojej renomy na arenie międzynarodowej. Miał być, ale nie był.

Eliminacje

Zacznijmy jednak od początku. Losowanie grup eliminacyjnych przeprowadzono 15 stycznia 1949 r. w Genewie. Dla Azji przewidziano jedno miejsce w finałach. Początkowo zgłosiło się sześć państw: Syria, Palestyna, która eliminacje kończyła jako Izrael, Birma, Indonezja, Filipiny i Indie. Syryjczycy trafili do grupy z Turkami i po porażce 0:7 w pierwszym meczu wycofali się z rywalizacji. Izrael w grupie mierzył się z Jugosławią i po przegranych 2:5 i 0:6 również zakończył swój udział w eliminacjach.

Pozostałe cztery ekipy trafiły do grupy 10. W tej rywalizacja toczyć się miała w dwóch fazach. W pierwszej Indie miały się zmierzyć z Birmą, a Filipiny z Indonezją. Wygrani mieli zaś stoczyć pojedynek o paszporty do Brazylii. Po wycofaniu się Birmańczyków Indie przeszły do drugiej fazy bez gry. W drugiej parze nie udało się wyłonić zwycięzcy, bo Filipiny i Indonezja nie przystąpiły do rywalizacji. Niektóre źródła podają, że zgłoszenie Indonezji zostało odrzucone, bo jako federacja nie spełniała wymogów członkostwa w FIFA. Tak czy inaczej, wobec braku rywala Indie uzyskały awans, nie rozgrywając żadnego meczu.

Grupowi rywale

Losowanie grup finałów przeprowadzono 22 maja 1950 r. w Rio de Janeiro. Indie trafiły do grupy C. Ich rywalami były drużyny Włoch, Szwecji i Paragwaju. Włosi w Brazylii bronili zdobytego przed wojną tytułu. W drugiej połowie lat czterdziestych dysponowali znakomitą drużyną. Oparta była na zawodnikach AC Torino, które seryjnie zdobywało mistrzostwo Włoch. Niestety 4 maja 1949 r. doszło do katastrofy na wzgórzu Superga, w wyniku której śmierć poniosła cała wracająca z Lizbony drużyna. Do historii przeszli jako Grande Torino. Osłabiona reprezentacja do Brazylii wybrała się w dwóch grupach – pierwsza drogą morską, a druga samolotem. Nie sposób było jednak zastąpić znakomitych graczy AC Torino na czele z Valentino Mazzolą i o obronie tytułu Włosi mogli raczej pomarzyć.

Szwedzi w 1948 r. w efektownym stylu wygrali turniej piłkarski na igrzyskach olimpijskich. Sam kraj w trakcie II wojny światowej oficjalnie zachował neutralność i szczęśliwie ominęły go wojenne działania. Nie powinno więc dziwić, że tuż po wojnie Szwecja dysponowała czołową europejską drużyną. Do Brazylii Szwedzi przyjechali bez swoich trzech asów Gunnara Grena, Gunnara Nordahla oraz Nilsa Liedholma. Cała trójka po igrzyskach trafiła do Serie A do zespołu AC Milan, gdzie stworzyli znakomite trio Gre-No-Li. Jako że w szwedzkiej reprezentacji mogli wówczas grać tylko amatorzy, to o udziale w mistrzostwach mogli jednak zapomnieć. Niemniej reszta reprezentantów prezentowała poziom pozwalający realnie myśleć nawet o fazie finałowej.

Paragwaj na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych dysponował jedną z najbardziej utalentowanych generacji w swojej historii. W 1949 r. na rozgrywanych w Brazylii mistrzostwach kontynentu zaprezentowali się bardzo dobrze. W ostatnim meczu z gospodarzami nieoczekiwanie wygrali 2:1 i żeby wyłonić mistrza, trzeba było dodatkowego meczu między Brazylią a Paragwajem. Trzy dni po porażce Brazylijczycy wzięli srogi rewanż i wygrali aż 7:0. Paragwaj jednak powetuje sobie niepowodzenie cztery lata później. W 1953 r. na peruwiańskich boiskach okazali się najlepsi w całej stawce, a o mistrzostwie decydował znów dodatkowy mecz, znów z Brazylią, ale tym razem wygrany 3:2.

Indie przy takich rywalach wyglądały jak kopciuszek, a szanse na awans z grupy były raczej iluzoryczne. Rywale po losowaniu pewnie dopisywali po dwa punkty za zwycięstwo nad Hindusami, ale na boisku mogło być różnie. Niedoceniany i traktowany z wyższością rywal zawsze może sprawić niespodziankę, o czym boleśnie na brazylijskim mundialu przekonali się Anglicy.

Indie rezygnują

O piłkarskich umiejętnościach reprezentantów Indii nikt się jednak w Brazylii nie przekonał. Wkrótce po rozlosowaniu grup włodarze indyjskiej federacji zebrali się na posiedzeniu za zamkniętymi drzwiami. Efektem tej debaty był zaskakujący komunikat o rezygnacji Indii ze startu w mistrzostwach.

Indie nie wezmą udziału w mistrzostwach świata. Ze względu na docierające z opóźnieniem informacje do Indii, zespół musiałby lecieć do Rio, co skutkowałoby odwołaniem spotkań selekcyjnych. Ponieważ nie zostało dużo czasu, drużyna indyjska nie będzie w stanie się odpowiednio przygotować, dlatego też właściwym będzie niewysyłanie zespołu na turniej – brzmiał komunikat indyjskiej federacji.

Klasyczny przykład oficjalnego komunikatu, w którym tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi. Wcześniej ze startu w imprezie zrezygnowały Turcja i Szkocja. Zrobiły to jednak na tyle wcześnie, że komitet organizacyjny miał czas zaproponować ich miejsce innym zespołom, które jednak odmówiły. Indie do ostatniej chwili zapowiadały przyjazd, więc decyzja o rezygnacji jest tym bardziej zastanawiająca.

Wśród najpopularniejszych teorii tłumaczących taką postawę są problemy finansowe, które nie pozwalały na wysłanie ekipy na drugi koniec świata, obawa o kompromitację po wylosowaniu grupowych rywali, a także wprowadzony przez FIFA zakaz gry bez butów. Przyjrzyjmy się po krótce każdej z nich.

Za daleko i za drogo?

Obojętnie jakby nie patrzeć, to Indie do Brazylii miały najdalej ze wszystkich finalistów. Federacja piłkarska w świeżo odrodzonym niepodległym kraju nie należała do najbogatszych. Sporym wyzwaniem było już wysłanie reprezentacji na igrzyska do Londynu dwa lata wcześniej. Długa podróż do Brazylii wiązała się ze znacznymi kosztami, ale stanowiła też spore przedsięwzięcie logistyczne. Należy pamiętać, że loty międzykontynentalne należały wówczas jeszcze do rzadkości. Gdyby więc zdecydowano się na wyjazd, to pewnie po drodze piłkarze mieliby przynajmniej kilka przesiadek.

No ale przecież o miejscu rozgrywania finałów nie dowiedzieli się w ostatniej chwili i był czas, żeby wszystko na spokojnie przeanalizować i zaplanować. Kwestie finansowe również nie powinny mieć tutaj decydującego znaczenia, bo gospodarze zaoferowali się, że pokryją koszty podróży. Zresztą z podobną ofertą wystąpił już w 1930 r. Urugwaj, więc nie było to niczym niezwykłym.

Obawa kompromitacji?

Faworytami w starciu z każdym z grupowych rywali z pewnością nie byli, ale całkowicie bez szans również nie. Włosi byli osłabieni, a kolektyw trenerów, który kierował reprezentacją, nie dogadywał się między sobą najlepiej. Najprawdopodobniej w gorącym brazylijskim klimacie lepiej potrafiliby się odnaleźć Hindusi, co na starcie dawałoby im małą, ale jednak przewagę. Już podczas swojego pobytu w Europie w 1948 r. Indie pokazały, że potrafią grać w piłkę i że wcale nie muszą być tylko tłem dla europejskich drużyn.

Pojedynek z Paragwajem mógł być dla Indii o tyle trudny, że nigdy wcześniej nie grali z zespołem z Ameryki Południowej i pewnie potrzebowaliby nieco czasu, żeby przyzwyczaić się do ich stylu gry. W składzie mieli jednak kilku zawodników, którzy również potrafili czarować przy piłce, więc nie stali na z góry straconej pozycji. Sailen Manna i Ahmed Khan, na których opierała się gra reprezentacji, byli naprawdę znakomitymi piłkarzami. Manna został w 1953 r. wybrany przez angielski FA do grona dziesięciu najlepszych kapitanów na świecie, a Khan na początku lat pięćdziesiątych wielokrotnie udowadniał swoją wartość w meczach z zespołami zagranicznymi.

Trzeci rywal, czyli silna reprezentacja Szwecji była jednak już raczej poza zasięgiem Indii. Nawet mimo braku najlepszych zawodników Szwedzi należeli do jednych z faworytów turnieju. Byli wszakże przyzwyczajanie do dość chłodnego klimatu, więc również tutaj pojawia się małe światełko nadziei dla ciepłolubnych Hindusów.

Poza tym na mistrzostwach świata startują najlepsze drużyny z całego globu, więc po co mieliby w ogóle brać udział w eliminacjach, skoro baliby się kompromitacji na turnieju? Swoimi występami na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych reprezentacja Indii dawała podstawy sądzić, że na brazylijskim turnieju jest w stanie odegrać może nie główną, ale już drugoplanową rolę jak najbardziej.

Bo nie mogli grać na boso?

Przed mistrzostwami FIFA wprowadziła kilka postanowień technicznych, wśród których był też zapis, że wszyscy piłkarze muszą grać w butach. Na londyńskich igrzyskach Hindusi wzbudzili ciekawość publiczności nie tylko swoją cieszącą oko grą, ale też, a może przede wszystkim, dlatego, że część z nich grała bez butów. Dzięki temu mogli lepiej panować nad piłką i być bardziej precyzyjnymi. Nie było jednak tak, że zawsze grali boso. Bardzo często warunki pogodowe wymuszały na nich grę w obuwiu i nie było to dla Hindusów niczym niezwykłym. Owszem, woleli grać boso, bo lepiej czuli wówczas grę, ale kiedy trzeba było założyć buty, to nie mieli z tym problemu.

To nie było tak, że nie byliśmy przyzwyczajeni do noszenia butów przed 1952 r. Często nosiliśmy buty, kiedy padał deszcz. Ziemia stawała się bardzo miękka, więc trudno było utrzymać równowagę bosymi stopami. Były nawet przypadki, że zaczynaliśmy mecz na boso, ale musieliśmy założyć buty na drugą połowę po tym, jak w przerwie padał deszcz – mówił Sailen Manna w wywiadzie dla magazynu Khela.

Skoro wcześniej grywali w butach, to naprawdę trudno uwierzyć, że zrezygnowali z gry w Brazylii, bo nie mogli grać na boso. Stali przecież przed szansą pierwszego występu na mistrzostwach świata, więc nie powinni mieć oporów, żeby odłożyć na bok swoje przyzwyczajenia. Tym bardziej że już dwa lata później gra w obuwiu stała się w reprezentacji obowiązkowa.

No to o co chodziło?

Wielu hinduskich ekspertów piłkarskich skłania się ku wersji, że głównym powodem rezygnacji ze startu był fakt, że futbolowe władze w Indiach nie do końca zdawały sobie sprawę z rangi mistrzostw świata. Faktycznie, turniej w Brazylii był przez wiele reprezentacji traktowany nieco pobłażliwie. W polskiej prasie pojawiały się tylko skąpe relacje, w których podawano w wątpliwość sens rozgrywania turnieju z tak małą liczbą uczestników. Świat jednak dopiero stawał na nogi, więc nic dziwnego, że w wielu krajach sport i piłka nożna zeszły na nieco dalszy plan.

Indie przez lata były pod wielkim wpływem Brytyjczyków, a ci dopiero po wojnie zdecydowali się włączyć do rywalizacji o mistrzostwo świata. Indyjskie gazety opierały swoje relacje na prasie brytyjskiej, a w tej próżno szukać szerokich sprawozdań z przedwojennych mistrzostw. Archiwalne wydania hinduskich gazet z 1950 r. zawierają sporo informacji o lidze angielskiej, ale turniej w Brazylii jest tam ledwie wspomniany. To z pewnością nie dodawało tej imprezie splendoru.

Dużo większą popularnością cieszyły się w Indiach igrzyska olimpijskie. W dużej mierze stało się tak dzięki sukcesom drużyny hokeja na trawie. To właśnie olimpijska rywalizacja dla władz kraju była głównym źródłem narodowej dumy i chwały. Warto też zauważyć, że łatwiej było wystąpić w olimpijskim turnieju piłki nożnej niż w mistrzostwach świata. Przed wojną tylko jeden azjatycki zespół zagrał na mundialu – w 1938 r. były to Holenderskie Indie Wschodnie. Zupełnie inaczej wyglądało to na igrzyskach. W 1936 r. Azja była reprezentowana przez Chiny i Japonię, a w 1948 r. już przez cztery państwa – Chiny, Koreę Południową, Afganistan i Indie. Nietrudno wobec tego zrozumieć, że igrzyska olimpijskie były zdecydowanie bliższe azjatyckim zespołom niż mistrzostwa świata.

Indyjska federacja była nowym członkiem FIFA. Działacze nie do końca byli zorientowani w przepisach, zwłaszcza że były to czasy, kiedy futbol amatorski i zawodowy ciągle się przenikały. AIFF miało obawy, że wzięcie udziału w turnieju z profesjonalistami wpłynie na amatorski status indyjskich graczy. Mogło to utrudnić w przyszłości start w igrzyskach, a to udział w tej imprezie był dla indyjskiego futbolu wówczas najważniejszy. W 1951 r. Indie były gospodarzem pierwszej edycji igrzysk azjatyckich. W programie tej imprezy nie było hokeja na trawie, więc oczy wszystkich kibiców zwróciły się w stronę piłkarzy. Władze kraju marzyły o końcowym triumfie, co pozwoliłoby wzmocnić poczucie narodowej dumy. Niektórzy sugerują, że to też mogło mieć wpływ na decyzję o wycofaniu się, bo udział w brazylijskim turnieju mógł przeszkodzić w przygotowaniach do igrzysk.

Nawet jeśli Indie przegrałyby w Brazylii wszystkie trzy mecze, to zebrane doświadczenie byłoby bezcenne. Mogliby w końcu liznąć futbolu na najwyższym poziomie. Olimpijskie turnieje ciągle miały jeszcze całkiem niezłą obsadę, ale powoli stawały się rozgrywkami drugiej kategorii. Rezygnacja ze startu w ostatniej niemal chwili pociągnęła za sobą konsekwencje – Indie nie mogły wziąć udziału w kolejnych eliminacjach do turnieju w Szwajcarii (choć niektóre źródła mówią, że zgłoszenie zostało nadesłane po terminie). O awans biły się wówczas Japonia i Korea Południowa, a Indie w starciu z nimi na pewno nie były bez szans. Do następnych kwalifikacji też jednak nie przystąpiły, obawiając się władz FIFA po dwóch zakończonych niepowodzeniem próbach.

Igrzyska azjatyckie w 1951 r. Indie zakończyły na pierwszym miejscu. Złoty sen się spełnił. Swoje umiejętności indyjscy piłkarze potwierdzali w kolejnych latach. W 1962 r. znowu okazali się najlepsi na igrzyskach azjatyckich. Dobrze poradzili sobie na olimpijskich turniejach w Melbourne i w Rzymie. Brakowało jednak kontaktu z choćby szeroką światową czołówką. Z czasem inne azjatyckie ekipy zaczęły rosnąć w siłę, a Indie pogrążały się w przeciętności. Świat z kolei wkrótce zaczął uciekać w coraz szybszym tempie i coraz trudniej było go dogonić. Tak blisko światowej elity, jak w 1950 r. Indie już nigdy nie były.

Indyjski futbol byłby na innym poziomie, gdybyśmy odbyli tę podróż – twierdził Sailen Manna.

BARTOSZ DWERNICKI

Przy pisaniu posiłkowałem się nastę§ującymi publikacjami:

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!