Kanada i jej debiut na mundialu

Czas czytania: 31 m.
0
(0)

Kanada w świadomości piłkarskich kibiców tak na poważnie zaistniała dopiero niedawno. Kanadyjczykiem jest zbierający bardzo dobre oceny Alphonso Davies z Bayernu i po części dzięki niemu sympatycy futbolu coraz częściej spoglądają na ten kraj. W lidze MLS, która ciągle buduje swoją markę, całkiem dobrze radzą sobie też kanadyjskie kluby (Toronto FC w 2017 r. zdobyło mistrzostwo). W 2026 r. Kanada razem ze Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem zorganizuje mistrzostwa świata. W 2000 r. dość nieoczekiwanie zwyciężyła w Złotym Pucharze CONCACAF, ale jak dotąd największe sukcesy reprezentacja Kanady święciła w połowie lat 80., kiedy to jedyny raz w swojej historii wzięła udział w mundialu. I to właśnie historię występu na meksykańskich boiskach dzisiaj przybliżymy.

Futbol w Kanadzie prawdopodobnie nigdy nie będzie sportem numer jeden. Zdecydowanie najpopularniejszą dyscypliną sportową jest w tym kraju hokej na lodzie. W hokeja grają niemal wszyscy i niemal wszyscy się nim pasjonują. Dla Kanadyjczyków jest to prawdziwy sport narodowy. Niemniej piłka nożna w Kanadzie ma całkiem długą historię. Podobnie jak w innych częściach brytyjskiego imperium futbol zawitał tutaj w drugiej połowie XIX wieku. Pierwszymi, którzy starali się spopularyzować tę dyscyplinę, byli szkoccy marynarze.

Jeden z pierwszych meczów rozegrano tutaj już w 1859 r. Zmierzyły się wówczas drużyna St. George’s Society z zespołem złożonym z Irlandczyków. W 1877 r. utworzono Dominion Football Association, a trzy lata później powstała Western Football Association. Obie te federacje były prekursorami Dominion of Canada Football Association, którą powołano do życia w maju 1912 r. 6 stycznia 1913 r. federacja dołączyła do FIFA.

W 1885 r. Western Football Association wysłała do Stanów Zjednoczonych pierwszą nieoficjalną reprezentację. 28 listopada w East Newark w New Jersey Kanadyjczycy w pierwszym, historycznym pojedynku obu ekip wygrali 1:0 z gospodarzami. W rozegranym rok później rewanżu górą byli Amerykanie, którzy zwyciężyli 3:2. 19 września 1888 r. Kanadyjczycy pierwszy raz zagrali z drużyną z Europy. W Glasgow nie mieli jednak zbyt wiele do powiedzenia i gładko ulegli Szkotom 0:4.

Mało kto dzisiaj już pamięta, że w 1904 r. na igrzyskach olimpijskich w Saint Louis Kanadyjczycy zdobyli złote medale. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że w turnieju wzięły udział tylko trzy drużyny. Kanadę reprezentowała ekipa Galt F.C., a dwie pozostałe wystawili gospodarze – były to zespoły Christian Brothers College i St. Rose Parish. Piłkarze z Kanady nie mieli żadnych problemów z rywalami i zwyciężyli odpowiednio 7:0 i 4:0. Zdobyte wówczas złote medale były jednymi dla kanadyjskiego futbolu na igrzyskach aż do czasu, kiedy w 2012 i 2016 r. brązowe krążki wywalczyła reprezentacja kobiet.

W latach 20. reprezentacja Kanady odwiedziła Australię (w 1924 r.) i Nową Zelandię (w 1927 r.), gdzie rozegrała szereg meczów towarzyskich z nieoficjalnymi reprezentacjami tych krajów, a także z drużynami stanowymi i klubowymi (z których niektóre były tworzone ad hoc). W Australii wyniki były zróżnicowane i wysokie zwycięstwa przeplatane były dotkliwymi porażkami, ale już w Nowej Zelandii The Canucks, jak określa się kanadyjską reprezentację, przegrali tylko dwa z 23 rozegranych meczów.

Na peryferiach światowej piłki

21 czerwca 1926 r. władze piłkarskie Kanady podjęły decyzję, że Dominion of Canada Football Association, która dziś jest znana jako Canadian Soccer Association, opuści szeregi FIFA. Z tego też względu próżno szukać występów Kanady w eliminacjach do pierwszych turniejów o mistrzostwo świata. Na dodatek przez niemal trzy kolejne dekady reprezentacja nie rozegrała żadnego oficjalnego spotkania.

W 1937 r. w Dallas w Teksasie odbywała się wystawa Greater Texas & Pan-American Exposition, której towarzyszyły również skromne zawody sportowe w kilku dyscyplinach. Odbył się też miniturniej piłki nożnej, w którym udział wzięły trzy ekipy – z USA, Kanady i Argentyny. Gospodarzy reprezentował zespół Highlanders Football Club z Trenton w New Jersey, Argentyńczycy przysłali drużynę złożoną z graczy występujących w niższych ligach, a barw Kanady bronił Winnipeg Irish Club. 16 lipca Kanadyjczycy wygrali z Amerykanami 3:2, a dwa dni później otrzymali srogą lekcję futbolu od Argentyńczyków, którzy rozbili ich aż 8:1. Przez kolejne dekady kontakt kanadyjskiego futbolu z zagranicą był praktycznie żaden. Niektórzy imprezę w Dallas uważają za protoplastę Igrzysk Panamerykańskich, których pierwsza edycja odbyła się w 1951 r. w Buenos Aires.

W lipcu 1946 r. w Winnipeg odbyło się zebranie włodarzy kanadyjskiego futbolu, na którym zapadła decyzja o ponownym dołączeniu do FIFA, co oficjalnie nastąpiło dwa lata później. W 1957 r. Kanada po raz pierwszy wzięła udział w eliminacjach do mistrzostwa świata. Jej grupowymi rywalami były zespoły USA i Meksyku. Premierowy występ w walce o bilety do Szwecji wypadł nadspodziewanie dobrze, bo w Toronto Kanada wygrała 5:1 z USA. Niestety z powodu problemów finansowych niemożliwe okazało się rozegranie spotkania z Meksykiem na własnym terenie i z konieczności oba mecze odbyły się w México City. Gospodarze wygrali 3:0 i 2:0 i to oni awansowali do rundy finałowej. Kanadyjczykom na pocieszenie pozostała druga wygrana nad USA w Saint Louis 3:2.

Z eliminacji do turnieju w Chile Kanadyjczycy się wycofali, a do kwalifikacji na mistrzostwa w Anglii w ogóle się nie zgłosili. Na arenę międzynarodową wrócili w czerwcu 1967 r. W pierwszej rundzie eliminacji do turnieju olimpijskiego w Meksyku mierzyli się wówczas z reprezentacją Kuby. Oba mecze rozegrano w Edmonton w Kanadzie. Pierwsze starcie zakończyło się remisem 1:1, ale w drugim górą byli Kubańczycy, którzy wygrali 2:1.

Na okazję do rewanżu nie trzeba było długo czekać, bo ta nadarzyła się już pod koniec lipca w Winnipeg przy okazji V edycji Igrzysk Panamerykańskich. Kanada trafiła do grupy B, gdzie jej rywalami były reprezentacje Bermudów, USA i właśnie Kuby. Gospodarze zmagania rozpoczęli od starcia z Kubańczykami, którym udanie zrewanżowali się za porażkę sprzed miesiąca i wygrali 2:1. W takim samym stosunku pokonali w kolejnym meczu USA, czym zapewnili sobie wyjście z grupy. W ostatnim meczu zremisowali 2:2 z Bermudami i mogli szykować się do występu w półfinale. Tam ich rywalem był Meksyk. Niestety 1 sierpnia w obecności 11 tys. kibiców ulegli rywalom 1:2. Humorów nie poprawił im też z pewnością mecz o trzecie miejsce, w którym musieli uznać wyższość reprezentacji Trynidadu i Tobago. Wyspiarze pewnie wygrali 4:1, a Kanadyjczykom pozostało zadowolić się czwartą lokatą.

Za wysokie progi

W październiku 1968 r. Kanada po raz drugi wystartowała w eliminacjach do mistrzostw świata. Całej strefie CONCACAF przyznano w finałach jedno miejsce (drugie jako gospodarz miał zapewniony Meksyk). Kwalifikacje przebiegały w kilku etapach. Przygoda Kanady zakończyła się już na pierwszym z nich, choć początkowo nic tego nie zapowiadało. 6 października w Toronto The Canucks pewnie pokonali Bermudy 4:0, a tydzień później 4:2 zwyciężyli zespół USA i raczej dość spokojnie czekali na mecze rewanżowe. Niestety w Hamilton nie byli w stanie pokonać bramkarza rywali i z Bermudów wrócili tylko z bezbramkowym remisem. Porażka 0:1 w Atlancie z USA oznaczała, że Kanada musiała liczyć na potknięcie Amerykanów z Bermudami. Jednak gracze z USA pewnie wygrali oba mecze i to oni przeszli dalej. Kanadyjczykom do szczęścia zabrakło tylko jednego punktu.

Lata 70. to dla kanadyjskich piłkarzy kolejne nieudane starty w eliminacjach. W 1971 r. już w pierwszej rundzie pożegnali się z marzeniami o występach na igrzyskach w Monachium, choć trzeba zaznaczyć, że tylko o punkt ustąpili olimpijskiej reprezentacji Meksyku, z którą potrafili nawet wygrać. O tym, która z drużyn ze strefy CONCACAF zagra na światowych czempionatach w RFN i w Argentynie decydowały rozgrywane rok przed mundialami mistrzostwa kontynentu. Na turniej w 1973 r., którego gospodarzem było Haiti, Kanadyjczycy jednak nawet się nie zakwalifikowali, po raz kolejny przegrywając rywalizację z Meksykiem. Cztery lata później udało im się uzyskać awans, choć dopiero po dodatkowym meczu z USA. Na samej imprezie zaprezentowali się przeciętnie. Zanotowali dwie wygrane z Surinamem i Gwatemalą oraz remis z Haiti, ostatecznie zajmując czwartą lokatę.

Właściwie jedyną imprezą, w której piłkarze z Kanady dość regularnie brali udział były Igrzyska Panamerykańskie. W 1971 r. w Cali w Kolumbii udało im się nawet wyjść z grupy, ale w rundzie finałowej zajęli piąte miejsce w stawce sześciu ekip. Cztery lata później w Meksyku również przeszli pierwszą rundę, ale tylko dlatego, że Argentyna wbiła im mniej bramek niż Jamajce. W drugiej fazie już w pierwszym meczu ponieśli klęskę z Meksykiem, przegrywając 0:8. Do drugiego spotkania z Kostaryką już nie przystąpili, gdyż wcześniej wycofali się z udziału w imprezie, protestując w ten sposób przeciwko zawieszeniu pięciu ich zawodników z czternastoosobowej kadry.

W maju 1970 r. na 69. sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Amsterdamie podjęto decyzję, że gospodarzem letnich igrzysk w 1976 r. będzie Montreal. Kanadyjczycy nie musieli się więc martwić eliminacjami. Olimpijskie turnieje były wówczas turniejami drugiej kategorii, które poważnie traktowały głównie kraje socjalistyczne. Nie zmienia to jednak faktu, że dla kanadyjskich piłkarzy była to pierwsza poważna impreza, w której wzięli udział (turniej z 1904 r. trudno za taki uznać).

Żeby zwiększyć szanse na dobry występ Kanada coraz częściej rozgrywała towarzyskie mecze z wymagającymi rywalami. W październiku 1974 r. The Canucks odwiedzili Europę, gdzie mieli okazję zmierzyć się z drużynami NRD (porażka 0:2), Węgier (1:1) i Polski (porażka 0:2). Rok później te trzy reprezentacje zawitały z kolei do Kanady, żeby lepiej przygotować się do igrzysk. Wysokie wygrane jakie odniosły Polska (8:1 i 4:1) i NRD (3:0 i 7:1) dobitnie jednak pokazały, że przed Kanadyjczykami jeszcze dużo pracy.

Na olimpijskim turnieju rywalizowali w grupie D, w której ich przeciwnikami miały być zespoły Korei Północnej, Związku Radzieckiego i Zambii, która wycofała się ostatecznie ze startu, podobnie jak szereg innych afrykańskich reprezentacji. W pierwszym swoim meczu Kanadyjczycy mierzyli się z zespołem ZSRR, który był jednym z głównych faworytów do medali. Już po jedenastu minutach Sowieci prowadzili 2:0 po golach Wołodymyra Onyszczenki. Zapowiadało się na wysokie zwycięstwo graczy z ZSRR, ale Kanada więcej bramek nie straciła. Na parę minut przed końcem honorowe trafienie dla gospodarzy uzyskał Jimmy Douglas. Co prawda przegrali 1:2, ale wstydu swoim kibicom nie przynieśli. Trochę gorzej poszło w drugim spotkaniu z Koreańczykami. Azjaci jako pierwsi wyszli na prowadzenie, które utrzymali do końca pierwszej połowy. Kilka minut po przerwie wyrównał Douglas, ale już kwadrans później Kanada straciła drugiego gola, a ostatecznie cały mecz przegrała 1:3. Trudno było oczekiwać od Kanadyjczyków walki o najwyższe laury, ale zwłaszcza w spotkaniu z Koreą mogli postarać się o lepszy wynik.

Światełko w tunelu

Nadzieje na podniesienie poziomu w kanadyjskim futbolu, a co za tym idzie lepsze wyniki reprezentacji, pojawiły się wraz z rozwojem ligi NASL. Choć głównymi aktorami tych rozgrywek byli piłkarze z Europy i Ameryki Południowej, to całkiem dobrze radziły sobie w nich kluby kanadyjskie, w których rodzimi gracze odgrywali coraz ważniejsze role. W 1976 r. mistrzostwo ligi zdobył zespół Toronto Metros-Croatia, a trzy lata później sukces ten powtórzyła drużyna Vancouver Whitecaps.

Niestety wyniki, jakie The Canucks osiągali na przełomie lat 70. i 80. delikatnie mówiąc, nie napawały optymizmem. Dość powiedzieć, że rywalizację o awans na igrzyska w Moskwie zakończyli już na samym początku, przegrywając w dwumeczu z Bermudami 2:8. Wynik ten oznaczał również absencję w Igrzyskach Panamerykańskich w 1979 r. Nieco lepiej Kanadyjczycy zaprezentowali się w mistrzostwach strefy CONCACAF. Awans uzyskali z pierwszego miejsca w grupie – przed Meksykiem, z którym dwukrotnie zremisowali, i USA.

Na rozgrywanym w listopadzie 1981 r. w Hondurasie turnieju dali swoim sympatykom cień nadziei, że wkrótce nadejdą dla nich lepsze czasy. Dzięki bramce w ostatniej minucie Momčilo Stojanovicia wygrali w pierwszym meczu z Salwadorem 1:0, a następnie zremisowali 1:1 z Haiti. Z gospodarzami, którzy dysponowali wówczas naprawdę silną drużyną przegrali tylko 1:2. Remis 1:1 w kolejnym meczu z Meksykiem oznaczał, że ciągle są w grze o awans na mistrzostwa świata w Hiszpanii. W kończącym zmagania spotkaniu z Kubą musieli jednak wygrać. Niestety źle weszli w mecz, tracąc bramkę już na samym początku. Tuż po przerwie zdołali co prawda wyrównać, ale potem raz jeszcze musieli gonić wynik. Wyrównującego gola uzyskali dopiero w końcówce i na więcej zwyczajnie zabrakło im czasu.

Wiosną 1983 r. rozpoczęli kolejną batalię o wyjazd na igrzyska. W pierwszej rundzie rywalem Kanady znów były Bermudy. Tym razem jednak górą byli Kanadyjczycy. Już w pierwszym spotkaniu w Burnaby w Kolumbii Brytyjskiej praktycznie rozstrzygnęli losy dwumeczu, wygrywając 6:0. W rewanżu zremisowali 1:1 i mogli szykować się do jesiennych meczów z Meksykiem. Na własnym terenie The Canucks wygrali 1:0, ale w rewanżu w Toluce ulegli Meksykanom 1:2. O awansie decydował trzeci mecz, który rozegrano 20 grudnia na Florydzie. Kanada okazała się wówczas minimalnie lepsza i dzięki wygranej 1:0 zameldowała się w fazie finałowej. Tam jej rywalami były drużyny Kostaryki i Kuby. Z grona trzech ekip awans na igrzyska uzyskiwały pierwsze dwie. Najpierw w marcu dwa mecze między sobą rozegrały Kostaryka i Kuba. Pierwsza z tych ekip wygrała na własnym terenie 1:0, a na wyjeździe zremisowała 0:0. Kanada do gry wkroczyła 1 kwietnia. W San José bezbramkowo zremisowała z gospodarzami, a po dwóch tygodniach pewnie 3:0 wygrała u siebie z Kubą. Po drugim remisie 0:0 z Kostaryką, tym razem u siebie, stało się jasne, że Kubańczycy zajmą ostatnie miejsce w grupie i rewanżu pomiędzy Kanadą i Kubą nie rozgrywano. Do występu w USA mogły szykować się Kostaryka i Kanada.

Kanadyjczycy trafili do grupy B, która swoje mecze rozgrywała w Bostonie i Annapolis, czyli na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jej rywalami były drużyny Jugosławii, Kamerunu i Iraku. W pierwszym spotkaniu mierzyli się z Irakijczykami. Długo utrzymywał się bezbramkowy rezultat, ale w końcu w 70. minucie bramkarza rywali zdołał pokonać Gerry Gray. Niestety na kilka minut przed końcem Irak zdołał wyrównać i ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:1. W drugim spotkaniu z Jugosławią, która była jednym z faworytów turnieju, kibice również długo musieli czekać na pierwsze trafienie. Kanada postawiła twarde warunki drużynie z Europy i dopiero na kwadrans przed końcem gola na wagę zwycięstwa uzyskał Jovica Nikolić. Trzeci mecz decydował o tym, która z ekip oprócz Jugosławii wyjdzie z grupy. Kamerun po wygranej z Irakiem potrzebował tylko remisu, ale Kanadyjczycy zwietrzyli swoją szansę i nie zamierzali odpuszczać. Jeszcze przed przerwą prowadzenie dała im bramka Dale’a Mitchella. W drugiej części gry Kamerun, który w składzie miał kilku graczy występujących na co dzień we Francji (na czele z Rogerem Millą), nie miał wyjścia i musiał się bardziej otworzyć. Wykorzystali to rywale, a konkretnie urodzony w Bratysławie Igor Vrablic, który w 72. minucie podwyższył na 2:0. Cztery minuty później kontaktową bramkę uzyskał co prawda Louis-Paul M’Fédé, ale to było ostatnie słowo graczy z Afryki w tym meczu. Wynik ustalił w 82. minucie Dale Mitchell. Kanada wygrała 3:1 i zameldowała się w ćwierćfinale.

Po raz pierwszy od 80 lat byli o krok od strefy medalowej. Na drodze stanęła im jednak reprezentacja Brazylii. W składzie Canarinhos było kilku utalentowanych zawodników, ale po latach okazało się, że zdecydowanie największą karierę spośród nich zrobił Carlos Dunga. Faworytami byli oczywiście Brazylijczycy, ale Kanada pokazała już, że nie powinno się jej lekceważyć. Po bezbramkowej pierwszej połowie to właśnie The Canucks jako pierwsi wyszli na prowadzenie. W 58. minucie kolejnego gola na turnieju zdobył Dale Mitchell. Kilka minut później Kanadyjczycy zdobyli drugą bramkę, ale nie została ona uznana. Sędzia w tej sytuacji dopatrzył się spalonego, ale jak się później okazało, pomylił się. Trener Kanady Tony Waiters przyznał jednak potem, że nawet jeśli bramka została zdobyta prawidłowo, to padała po rzucie wolnym, którego arbiter nie powinien dyktować. Chwilę po nieuznanym golu Kanadyjczyków Brazylijczycy zdołali wyrównać, a strzelcem gola został w 72. minucie Gilmar Popoca. Do końca drugiej połowy bramki już nie padły. Również w dogrywce publiczność nie zobaczyła goli i żeby wyłonić półfinalistę, potrzeba było konkursu rzutów karnych. Te lepiej wykonywali mający większe obycie w świecie futbolu Canarinhos i po wygranej 4:2 to oni awansowali do półfinału.

Szkielet drużyny

Reprezentacja Kanady na igrzyskach w Los Angeles zaprezentowała się powyżej oczekiwań. Mało kto podejrzewał, że drużyna będzie stanie awansować z grupy. Mało tego, byli przecież o krok od półfinału. Wiadomo, że olimpijskie turnieje nie stały wówczas na najwyższym poziomie, ale dla takiej ekipy, jak Kanada, ćwierćfinał igrzysk był z pewnością wartym odnotowania sukcesem. Piłkarze pokazali, że są w stanie nawiązać równorzędną walkę nawet z renomowanym rywalem, a trzynastu zawodników, którzy byli w składzie na igrzyska, dwa lata później pojechało również na mistrzostwa świata. Nieliczni piłkarscy kibice w Kanadzie mogli wreszcie z większą nadzieją spoglądać w przyszłość.

Bardzo ważną rolę w budowie tej reprezentacji odegrał Anglik Tony Waiters, który w 1981 r. objął stanowisko selekcjonera. Jako piłkarz występował na pozycji bramkarza. Większość swojej kariery spędził w Blackpool, zaliczył też kilka występów w angielskiej reprezentacji. Niewiele brakowało, a znalazłby się w kadrze Alfa Ramseya na mistrzostwa świata w 1966 r. Po zawieszeniu butów na kołku poświęcił się pracy szkoleniowej. Najpierw przez kilka lat był trenerem angielskiego Plymouth Argyle, a w 1977 r. powierzono mu stery Vancouver Whitecaps. Dobre występy jego podopiecznych w NASL i zdobycie mistrzostwa w 1979 r. otworzyły mu drogę do pracy w reprezentacji. Jako przedstawiciel brytyjskiej szkoły futbolu preferował siłowy styl gry oparty w pierwszej kolejności na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki. Co ciekawe, w prowadzonej przez niego reprezentacji nie było miejsca dla piłkarzy z francuskojęzycznej części Kanady – Quebecu.

Ci gracze francuskiego pochodzenia są bardzo niezdyscyplinowani, cierpią na nadmiar fantazji, która powoduje, że nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głowy – argumentował swoje stanowisko Waiters.

W bramce niepodważalną pozycję miał jeden z najbardziej doświadczonych w drużynie Tino Lettieri. Jego akrobatyczne interwencje przysporzyły mu sporo miłośników. Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że jego boiskowym amuletem była mechaniczna papuga o imieniu Ozzie, którą zawsze kładł w rogu strzeżonej przez siebie bramki. O obliczu obrony decydowali grający na bokach doświadczeni Bob Lenarduzzi i pełniący funkcję kapitana Bruce Wilson. Środek defensywy zabezpieczali Randy Samuel, który bardzo dobrze czuł się w ograniczonej przestrzeni pola karnego i jeden z najsilniejszych punktów zespołu Ian Bridge.

Liderem drugiej linii i rozgrywającym zespołu był Randy Ragan. Pomagali mu zazwyczaj David Norman i Paul James. Ważną częścią tej formacji był też George Pakos, który debiutował w kadrze dopiero po trzydziestce, ale to w dużej mierze dzięki jego trafieniom Kanada uzyskała awans. Był synem polskich imigrantów, a jego ojciec Zenon miał przed wojną miał grać w naszej lidze. Jeśli wymagała tego sytuacja, to na boisku pojawiał się też Mike Sweeney, do którego zadań należała przede wszystkim gra w defensywie i uprzykrzanie życia rywalom.

O zdobywanie bramek mieli martwić się gracze wywodzący się spoza Kanady. Pierwszym był urodzony w Szkocji Gerry Gray, który w wieku 12 lat wyemigrował z rodziną do Toronto. Drugim wspominany już wyżej Igor Vrablic, który był wówczas na początku swojej piłkarskiej kariery, ale zaczynał odgrywać coraz ważniejszą rolę w reprezentacji swojej nowej ojczyzny. Na decydujące mecze eliminacji do drużyny dołączył urodzony w Manchesterze Carl Valentine. Początkowo próbował swoich sił w klubach angielskich, ale bez większych sukcesów, więc zdecydował się wyjechać do Kanady, gdzie stał się gwiazdą Vancouver Whitecaps. Tam dzięki swojej szybkości i świetnemu dryblingowi zbudował sobie taką renomę, że w 1984 r. wrócił do Anglii i podpisał kontrakt z West Bromwich Albion. Miał ciche nadzieję na grę w angielskiej reprezentacji, ale ostatecznie po otrzymaniu kanadyjskiego obywatelstwa wybrał grę dla Kanady. Grono napastników uzupełniał pochodzący z Vancouver Dale Mitchell.

Marsz do Meksyku

Swoja drogę na meksykańskie mistrzostwa Kanadyjczycy rozpoczęli od mistrzostw strefy CONCACAF. Na imprezę awansowali, nie rozgrywając żadnego meczu, gdyż Jamajka, która miała być ich rywalem, wycofała się z rozgrywek. W pierwszej rundzie trafili do grupy 2, gdzie ich przeciwnikami były Gwatemala i Haiti. Bój o bilety na mundial rozpoczęli w kwietniu 1985 r. od dwóch meczów na własnym terenie w mieście Victoria w Kolumbii Brytyjskiej. Przyzwyczajeni do wysokich temperatur rywale nie potrafili się odnaleźć w chłodnym kanadyjskim klimacie i już na starcie musieli przełknąć gorycz porażki. Najpierw 13 kwietnia Kanada bez większych problemów pokonała 2:0 Haiti. Wynik po pół godziny gry otworzył Igor Vrablic, a na kilka minut przed przerwą drugie trafienie dołożył Mike Sweeney. Tydzień później z chłodem i rywalami mierzyć się musieli gracze z Gwatemali. Kanadyjczycy losy meczu znowu rozstrzygnęli jeszcze przed przerwą. Prowadzili po dwóch golach Dale’a Mitchella, na co przeciwnicy odpowiedzieli w drugiej połowie tylko jednym trafieniem.

5 maja Kanada gościła w Gwatemali. Wynik znowu otworzył Mitchell, który wpisał się na listę strzelców w 39. minucie. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było jednak długo czekać, bo już trzy minuty później wyrównał Byron Pérez. Gwatemala, żeby zachować realne szanse na awans, musiała wygrać. Kanada z kolei mogła zadowolić się remisem. I to właśnie na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki i kontrolowaniu przebiegu spotkania w drugiej połowie skupili się Kanadyjczycy. Piłkarze z Gwatemali nie byli w stanie rozerwać szyków dobrze zorganizowanej kanadyjskiej obrony i ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:1. Trzy dni późnej w Port-au-Prince na Haiti wystarczyło już tylko postawić kropkę nad i. Najpierw w 14. minucie rywali napoczął niezawodny Mitchell, a po jedenastu minutach drugiej połowy złudzeń pozbawił ich Vrablic. Kanada po trzech wygranych i jednym remisie pewnie awansowała do rundy finałowej. Wysokie zwycięstwo Gwatemali 4:0 nad Haiti nie miało już wpływu na końcową klasyfikację.

W finałowej fazie oprócz Kanady zameldowały się też Honduras, który wcześniej uporał się z Panamą (w eliminacjach) oraz Salwadorem i Surinamem, a także Kostaryka, która nieznacznie wyprzedziła Stany Zjednoczone oraz Trynidad i Tobago. Meksyk jako gospodarz miał grę w finałach zapewnioną automatycznie i dlatego też awans na mistrzostwa uzyskiwała tylko najlepsza ekipa z całej trójki.

Zmagania rozpoczęły się 11 sierpnia meczem Kostaryki z Hondurasem w San José. Goście długo prowadzili 2:1, ale ostatecznie na dziewięć minut przed końcem gospodarze zdołali wyrównać. Z wyniku 2:2 najbardziej zadowoleni mogli być chyba Kanadyjczycy, pod warunkiem, że sami wykorzystają szansę na własnym boisku. 17 sierpnia w Toronto to jednak Kostaryka jako pierwsza wyszła na prowadzenie i utrzymała je do końca pierwszej połowy. W przerwie trener Waiters potrafił jednak w odpowiedni sposób dotrzeć do swoich zawodników i w drugiej części gry The Canucks wzięli się do odrabiania strat. Ich wysiłki przyniosły skutek w 58. minucie, a strzelcem wyrównującego gola był Paul James. Do końca meczu więcej bramek jednak nie padło i trzeba było się zadowolić jednym punktem.

Następnie Kanadyjczyków czekała podróż do Ameryki Środkowej. Najpierw 25 sierpnia mierzyli się w Tegucigalpie z Hondurasem, a potem 1 września w San José z Kostaryką. Honduras był jedną z czołowych drużyn na kontynencie. W 1982 r. debiutowali na mundialu w Hiszpanii i już w pierwszym swoim meczu napędzili gospodarzom solidnego stracha. Długo prowadzili 1:0 i Hiszpanom udało się wyrównać dopiero po rzucie karnym. Oprócz tego mocno postawili się Irlandii Północnej również remisując 1:1 i tylko minimalnie 0:1 ulegli Jugosławii po golu z karnego w samej końcówce. Wstydu więc nie przynieśli i zamierzali potwierdzić swoją klasę na boiskach Meksyku.

Najpierw jednak musieli pokonać Kanadę, a to wcale nie musiało być takie proste. Za gospodarzami przemawiał atut własnego boiska, gorący i duszny klimat oraz wsparcie rozkochanych w futbolu kibiców. Nieoczekiwanie jednak 37 tys. fanów zgromadzonych na Estadio Tiburcio Carías Andino nie doczekało się bramek swoich ulubieńców. 25 sierpnia gole strzelali tylko Kanadyjczycy. A ściślej jeden Kanadyjczyk. Jednego gola. W 58. minucie bramkarza gospodarzy pokonał George Pakos, czym znacząco zwiększył szanse Kanady na wyjazd do Meksyku. Pakos po pierwszej rundzie eliminacji początkowo został odsunięty od zespołu, ale po tym jak Mitchell doznał urazu więzadeł krzyżowych, syn polskich imigrantów wrócił do kadry.

W meczu Kostaryki z Kanadą kibice nie zobaczyli bramek. Kanadyjczykom pozostawał do rozegrania rewanżowy pojedynek z Hondurasem i mieli wszystko w swoich rękach. Podrażniony nieoczekiwaną porażką na własnym terenie Honduras zrehabilitował się kibicom, wygrywając u siebie z Kostaryką 3:1. Ciągle jednak tracił jeden punkt do Kanadyjczyków i przed decydującym meczem wcale nie był już faworytem.

Ostatni krok

Kanada była o krok od historycznego sukcesu i piłkarskie władze tego kraju nie chciały niczego zastawiać przypadkowi. Zamierzano do maksimum wykorzystać przewagę własnego boiska. Jako miejsce zawodów wybrano położone w Nowej Fundlandii miasto St. John’s. Taka decyzja dla wielu była zaskakująca, a niektórzy zwyczajnie pukali się w czoło. W tym szaleństwie była jednak metoda. Położone nad Atlantykiem miasto słynie ze spowijających je mgieł, które utrzymują się tutaj przez średnio ponad 120 dni w roku. Przeszywający wiatr od oceanu i często padające deszcze miały być jednym z atutów gospodarzy.

Jako arenę zmagań wybrano King George V Park. Był to położony w centralnej części publicznego parku prowizoryczny stadion, który nie miał nawet trybun. Na czas meczu zainstalowano tymczasowe miejsca dla publiczności, które miały odgrodzić boisko od reszty parku. Zdołało się na nich pomieścić aż 13 tys. kibiców, którzy w napięciu wyczekiwali pierwszego gwizdka.

Dla graczy z Hondurasu miejsce zawodów było prawdziwym szokiem. Z St. John’s bliżej jest przecież na Wyspy Brytyjskie niż do Vancouver. Kiedy pojawili się w Nowej Fundlandii, to zostali przywitani ulewnymi deszczami i zimnym wiatrem. Ciepłolubni Honduranie przez pierwsze 48 godzin w ogóle nie opuszczali hotelu, a kiedy musieli w końcu odbyć jakiś trening, wybrali zajęcia na hali.

Wreszcie w sobotnie popołudnie 14 września gwatemalski sędzia Rómulo Méndez dał znak do rozpoczęcia gry. Mecz lepiej zaczęli Kanadyjczycy, których żywiołowo dopingowała zgromadzona na trybunach publiczność. Pierwszy powód do radości kibice mieli już po kwadransie gry, kiedy to bramkę na 1:0 zdobył George Pakos. Wykorzystał on precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego Carla Valentina, który mimo grypy pojawił się na boisku i dla którego był to pierwszy mecz w reprezentacji. Wynik 1:0 utrzymał się do przerwy.

Jednak piłkarze z Hondurasu nie zamierzali odpuszczać. Od początku drugiej połowy ze zdwojoną siłą ruszyli do odrabiania strat, czego efektem była bramka z 49. minuty autorstwa Armando Betancourta. Remis ciągle promował na mundial Kanadyjczyków, ale podbudowani strzeleniem gola gościa coraz mocniej atakowali. Nauki trenera Waitersa nie poszły jednak w las i obrona Kanady dzielnie się trzymała. Gospodarze chcieli mocnym akcentem zakończyć eliminacje i z jak najlepszej strony pokazać się przed kibicami. W 61. minucie mieli rzut rożny. Do piłki w narożniku boiska znowu podszedł Carl Valentine i znów posłał precyzyjne dośrodkowanie w pole karne rywali. Do futbolówki tym razem najwyżej wyskoczył Igor Vrablic i kierując ją do bramki, ostatecznie podciął skrzydła gościom.

Kanada wygrała 2:1 dzięki golom zawodników o wschodnioeuropejskich korzeniach. To był jednak sukces całej drużyny i każdy z zawodników był w niej tak samo ważny. Nawet nieobecny Mitchell, który kontuzjowany siedział w domu i śledził poczynania kolegów w telewizji. Zaraz po meczu zadzwonili do niego koledzy i zapewnili go, że jest nieodłączną częścią zespołu i ma swój wielki wkład w ten sukces, a teraz najważniejsze, żeby się skupił na powrocie do zdrowia, żeby być gotowym na mistrzostwa. Po końcowym gwizdku rozradowani kibice wbiegli na boisko, żeby świętować awans razem ze swoimi pupilami.

Problem z przygotowaniami

Większość występujących w reprezentacji Kanady zawodników na co dzień grała w zespołach ligi NASL. Niestety rozgrywki te, które początkowo dynamicznie się rozwijały, z czasem zaczęły się borykać z poważnymi problemami. W sezonie 1984 wzięło w nich udział ledwie dziewięć zespołów, a kiedy pod koniec marca 1985 r. zawieszano  działalność ligi, to chęć dalszych występów deklarowały tylko dwa kluby – Minnesota Strikers i Toronto Blizzard. Dla wielu kanadyjskich reprezentantów oznaczało to brak możliwości dalszej gry i utratę źródła utrzymania.

Większość graczy była bez klubu, więc postanowiliśmy stworzyć tymczasowy zespół. Udawaliśmy się wszędzie tam, gdzie chcieli nam zapłacić i wszędzie tam, gdzie pokrywano nam koszty podróży. W ten sposób odbyliśmy tournée po północnej Afryce. Pojechaliśmy też do Azji. Staraliśmy się wykorzystać każdą okazję do gry, żeby zarobić pieniądze, z których część mogła trafić do kieszeni graczy – wspominał Tony Waiters.

Niektórym z piłkarzy udało się znaleźć zatrudnienie w klubach europejskich. Terry Moore trafił do Belfastu, gdzie grał dla miejscowego Glentoranu, a Ian Bridge zawędrował aż do Szwajcarii i został zawodnikiem FC La Chaux-de-Fonds. Z kolei Randy Samuel podpisał kontakt z holenderskim PSV, ale zaliczył ledwie kilka spotkań w pierwszym zespole. Igor Vrablic dostał szansę w Belgii, gdzie na jego zatrudnienie zdecydował się klub R.F.C. Seraing. Były to jednak tylko pojedyncze przypadki. Reszta zawodników musiała ratować się grą w rozgrywkach halowych, a tacy gracze jak choćby Bruce Wilson i Randy Ragan zostali bezrobotnymi i zdarzało się, że musieli stanąć w kolejce po zasiłek.

Również kanadyjska federacja borykała się z problemami finansowymi, a występ Kanadyjczyków w Meksyku stanął nawet w pewnym momencie pod znakiem zapytania. Zorganizowana została jednak zbiórka funduszy pod hasłem Marsz do Meksyku, a także wprowadzono do sprzedaży szeroką gamę pamiątek. Wśród nich znalazł się też muzyczny singiel nagrany przez duet Sons of Andrew z Edmonton. Ostatecznie udało się zabezpieczyć niezbędne środki i Kanada w Meksyku wystąpiła.

Wyjazd poprzedziło zgrupowanie w górach w Kolorado, gdzie na dużych wysokościach zadbano o odpowiednią aklimatyzację przed turniejem. Nie wszyscy jednak mogli wziąć w nim udział, bo część graczy miała zobowiązania wobec swoich nowych klubów, a inni ciągle szukali zatrudnienia w rozgrywkach halowych. W pierwszej połowie 1986 r. zaplanowano szereg spotkań towarzyskich z solidnymi rywalami, które miały pomóc w przygotowaniach. 29 stycznia w Vancouver Kanada bezbramkowo zremisowała z innym finalistą – Paragwajem. Na początku lutego w Miami przegrali z Urugwajem 1:3, a parę dni później w meczu z USA zanotowali remis 0:0. Pod koniec kwietnia udali się do Meksyku, gdzie jednak nie sprostali gospodarzom mundialu, przegrywając 0:3. Ostatnie sprawdziany przed mistrzostwami zaplanowano w maju, a formę Kanadyjczyków mieli sprawdzić reprezentanci Walii i Anglii. Najpierw 10 maja w Toronto Kanada pokonała Walijczyków 2:0. Dziewięć dni później w Vancouver zaplanowano rewanż, w którym wyraźnie lepsi byli już goście, którzy wygrali 3:0. W ostatnim meczu przed turniejem również w Vancouver Kanadyjczycy nieznacznie ulegli Anglikom 0:1, co przy odrobinie dobrej woli można było poczytywać za dobrą wróżbę. Tym bardziej, że goście z Wysp wystąpili w tym meczu w niemal najsilniejszym składzie.

Kanada jechała do Meksyku, żeby przeżyć wspaniałą przygodę. Kiedy okazało się, że ich grupowymi rywalami będą reprezentacje Francji, Węgier i ZSRR, to trudno było o optymizm i nikt poważny nie myślał o wyjściu z grupy. Celem była raczej ambitna gra w każdym z meczów i stracenie jak najmniejszej liczby bramek.

Bukmacherzy z Londynu płacą 1000:1 za zdobycie pucharu przez Kanadyjczyków i 10:1 jeśli zdobędą bramkę. Sukcesem było już samo przejście eliminacji. Skład Kanady pełen jest amatorów, piłkarzy halowych i uciekinierów z NASL. Bramkarz Tino Lettieri i ofensywnie usposobiona linia obrony dowodzona przez Bruce’a Wilsona powinny przysporzyć im nieco szacunku, ale logika podpowiada, że Kanadyjczycy nie awansują – pisał przed mistrzostwami John Power z Boston Globe.

Z Francją na dzień dobry

W swoim pierwszym historycznym meczu na mundialu Kanada mierzyła się z Francją. Trudno było o bardziej wymagającego przeciwnika. Francuzi dwa lata wcześniej w porywającym stylu zdobyli mistrzostwo Europy. W Meksyku byli co prawda o dwa lata starsi, ale przyjeżdżali tutaj jako jedni z głównych faworytów do końcowego triumfu, o czym głośno przed turniejem mówił Michel Platini. To on był liderem drużyny i jednym z kluczowych elementów Le Carré Magique, czyli formacji magicznego trójkąta, jak określano ustawienie drugiej linii Francuzów. Oprócz niego tworzyli ją również Luis Fernández, Alain Giresse i Jean Tigana. Wielkich nazwisk nie brakowało też w obronie, którą w ryzach trzymali Patrick Battiston i Maxime Bossis oraz w ataku, gdzie obok Dominique’a Rocheteau coraz lepiej zaczynał sobie radzić młody Jean-Pierre Papin.

Areną zmagań było Estadio Nou Camp w Léon. To położone w środkowym Meksyku miasto cechuje się gorącym klimatem, w którym średnie temperatury w maju i czerwcu oscylują wokół 30oC. Podobnie jak kilka innych miast-gospodarzy leży też na znacznej wysokości – ponad 1,8 tys. m n.p.m. Zdecydowanym faworytem spotkania byli oczywiście Francuzi. Nie powinno więc dziwić zachowanie kibiców, którzy przed meczem pokazywali na palcach jadącym w autokarze Kanadyjczykom, ile bramek strzelą im Platini i spółka. Wysokiego zwycięstwa Europejczyków oczekiwali wszyscy i wygrana sześcioma, siedmioma czy nawet ośmioma bramkami nie byłaby niczym niezwykłym.

Trener Tony Waiters przed spotkaniem zdawał sobie sprawę, że zbyt defensywne ustawienie zespołu będzie tylko wodą na młyn dla dobrze czujących się z piłką przy nodze rywali. Na przedmeczowej odprawie zwrócił więc uwagę swoim podopiecznym, żeby nie zostawiali Francuzom zbyt wiele miejsca i żeby, w miarę możliwości, jak najczęściej ich atakowali. Do gry desygnował sprawdzonych w eliminacjach zawodników.

Zaskoczeniem dla niektórych mogła być obsada bramki, bo zamiast Tino Lettieriego miejsce między słupkami zajął Paul Dolan. Ten młody golkiper, który w reprezentacji debiutował już dwa lata wcześniej, dopiero kilka tygodni przed turniejem skończył 20 lat. Był najmłodszym piłkarzem w ekipie, a jeszcze w sierpniu 1985 r. brał udział w młodzieżowych mistrzostwach świata. Zdążył też jednak zaliczyć parę spotkań w eliminacjach, a dzięki występowi przeciwko Francji zapisał się w kronikach jako drugi najmłodszy bramkarz w historii mistrzostw (młodszy był tylko Koreańczyk Lee Chan-myung w 1966 r.).

W obronie trener postawił na swoją żelazną czwórkę. Na lewej stornie zagrał kapitan drużyny Bruce Wilson, w środku Randy Samuel i Ian Bridge, a prawą flankę zabezpieczał Bob Lenarduzzi. W środku pola operował niestrudzony Randy Ragan, który mimo że nie miał cech typowego rozgrywającego, to był główną siłą napędową zespołu. Pomagał mu utalentowany Paul James, który został przesunięty bliżej środka ze skrzydła. Na prawej flance selekcjoner postawił na Davida Normana, a po drugiej stronie jako trochę cofnięty skrzydłowy zagrał Mark Sweeney. W ataku z kolei wystąpili Carl Valentine i Igor Vrablic. Wszyscy oni stanowili drużynę w pełnym tego słowa znaczeniu i każdy z nich był gotowy, żeby całkowicie poświęcić się dla zespołu. W oficjalnym raporcie FIFA z turnieju czytamy, że na mundialu nie było drugiej ekipy z tak mocno rozwiniętym poczuciem solidarności.

I to właśnie to poczucie jedności w zespole było jednym z głównych atutów Kanady. Rzecz jasna nie jednym, bo o tym, że The Canucks potrafią grać w piłkę, Francuzi przekonali się już na początku spotkania. Trójkolorowi spodziewali się, że rywale zamurują dostęp do własnej bramki, ale Kanadyjczycy bardzo szybko wyprowadzili ich z błędu. W 5. minucie stworzyli sobie pierwszą znakomitą sytuację. Po rzucie wolnym piłkę w pole karne posłał Sweeney, a na piątym metrze najwyżej wyskoczył do niej Bridge. Niestety zabrakło precyzji i po jego strzale futbolówka o centymetry minęła lewy słupek bramki Joëla Batsa.

Nie minęło wiele czasu, kiedy po kolejnym rzucie wolnym, który tym razem Kanadyjczycy wykonywali z własnej połowy, znakomitą sytuację zmarnował Vrablic. Dopadł on do piłki w polu karnym, wykorzystując niezdecydowanie Batsa, który zawahał się przy wyjściu z bramki. Kanadyjski napastnik zdołał wyprowadzić Francuza w pole i położyć go na ziemi, ale ostatecznie zabrakło mu trochę zimnej krwi i zmierzającą do bramki futbolówkę zdołał wybić obrońca.

Francuzi potrzebowali trochę czasu, żeby opanować nerwy i uporządkować grę. W końcu jednak im się to udało i też stworzyli sobie parę dogodnych sytuacji, ale brakowało im skuteczności. Kanadyjczycy na nikogo się nie oglądali i potrafili również groźnie skontrować. Podczas jednego z takich ataków Valentine podciągnął z piłką do linii końcowej i ze skraju pola karnego dośrodkował przed bramkę Batsa. Tam do strzału już miał składać się Sweeney, ale minimalnie szybszy okazał się od niego Giresse, który wybił futbolówkę na rzut rożny.

Druga odsłona

Na przerwę zespoły schodziły przy wyniku 0:0. Dużo bardziej z siebie zadowoleni byli Kanadyjczycy, którzy mogli jednak żałować nie wykorzystanych szans. W takich meczach, jak ten z Francją, nie można sobie pozwolić na taki brak precyzji. Na drugą połowę podrażnieni swoją niemocą Francuzi wyszli dużo bardziej zdeterminowani. Z czasem uzyskiwali coraz bardziej wyraźną przewagę, ale ciągle nic z niej nie wynikało. Bez zarzutu między słupkami spisywał się młody Paul Dolan. Przez większość spotkania dzielnie trwał na posterunku, a z równowagi nie byli go w stanie wyprowadzić nawet francuscy kibice, którzy w jego pole bramkowe w pewnej chwili wrzucili żywego koguta. Ptak opuścił boisko w asyście sędziego bocznego, ale jego dalsze losy nie są znane.

Po dziesięciu minutach drugiej połowy Waiters zdecydował się na pierwszą zmianę. Boisko opuścił Mark Sweeney, a zastąpił go Jamie Lowery, który debiutował w reprezentacji dopiero w styczniu tego samego roku z Paragwajem. Kanada coraz rzadziej gościła pod polem karnym rywali, a piłkarze mieli coraz więcej pracy w defensywie. Skoncentrowali się na utrzymaniu korzystnego rezultatu, a Francuzi razili nieskutecznością. Platini i spółka nie mieli szczęścia w tym meczu, a Kanadyjczyków raz uratował słupek.

Kiedy do końca pojedynku pozostawało 20 minut, zniecierpliwiony Henri Michel spróbował zmienić sytuację na boisku. Trener postanowił, że murawę opuści Dominique Rocheteau, a zastąpi go mający polskie korzenie Yannick Stopyra. To właśnie ten zawodnik odegrał kluczową rolę przy akcji bramkowej. W 79. Luis Fernández posłał górną piłkę na prawy słupek bramki Dolana. Młody bramkarz źle obliczył tor jej lotu i nie zdołał jej dosięgnąć. Tuż przed końcową linią dopadł do niej Stopyra i mimo asysty Lenarduzziego udało mu się ją zgrać do Papina, który z najbliższej odległości wepchnął futbolówkę do siatki. Była to bramka numer 1200 w historii mundiali.

Francuzi mogli wreszcie odetchnąć. Kanadyjczycy nie byli już w stanie odmienić losów meczu. Chwilę po stracie gola Waiters przeprowadził drugą zmianę. Na boisku pojawił się napastnik Branko Šegota, a opuścił je Paul James. Na niewiele się to jednak zdało i wynik 1:0 utrzymał się do końca. Po spotkaniu jednak na wygranych spadła fala krytyki, a pierwsze prasowe komentarze nad Sekwaną były niemal druzgocące. Francuzom zarzucano brak jakiejkolwiek koncepcji i słabą postawę praktycznie wszystkich zawodników. Henri Michel przyznał potem, że liczył się z tym, że Kanadyjczycy będą starali się im mocno przeszkadzać w grze, ale był zaskoczony ich determinacją i agresją.

Początek, jak zawsze był trudny. Kanadyjczycy okazali się groźniejsi niż przypuszczałem. Mój zespół miał trudności z uchwyceniem właściwego rytmu gry. Brakowało też szczęścia. Cieszymy się tylko z dwóch punktów – mówił na pomeczowej konferencji prasowej selekcjoner Francuzów.

Francja rozczarowała, ale mało kto zwracał uwagę na zaskakująco dobrą postawę Kanady. Uznawana za jedną z najsłabszych drużyn na turnieju zaprezentowała się naprawdę bardzo solidnie. Zwracał na to uwagę na konferencji Michel Platini. Zmęczony i ukrywający twarz w dłoniach próbował przekonać dziennikarzy, że Kanadyjczycy zasłużyli na wielkie wyrazy uznania. Ciepłych słów pod adresem rywali nie szczędził też Henri Michel.

Mieli swoje okazje na zdobycie gola. Zagrali z honorem. Podziwiam ich – komplementował postawę Kanady trener.

W oficjalnym raporcie FIFA zauważano, że Francuzi byli lepsi, ale przez długi czas nie potrafili odnaleźć właściwego rytmu gry. Kanadyjczycy z kolei konsekwentnie robili swoje, czym sprawili rywalom sporo kłopotów.

Zdecydowane wślizgi kanadyjskich sportowców, ich długie podania z solidnej defensywy, szybkie ruchy na skrzydle, ostre dośrodkowania i strzały z każdej pozycji i z każdej odległości raz po raz niepokoiły Francuzów – czytamy w raporcie.

Gracze z Kanady mimo porażki mogli być zadowoleni ze swojego występu. Przed meczem pewnie taki wynik braliby w ciemno. Gdyby mieli nieco więcej doświadczenia, to może udałoby się im ugrać więcej. Waiters po spotkaniu twierdził, że remis był w ich zasięgu oraz podkreślał wielkie zaangażowanie swoich podopiecznych.

Nikt nam nie dawał szans w tych mistrzostwach i w tym meczu. Tymczasem stoczyliśmy w miarę równy bój z jednym z faworytów. Remis był w naszym zasięgu. Mimo porażki jestem zadowolony z postawy swojej drużyny, która wykazała olbrzymią waleczność i ambicję – mówił selekcjoner Kanady dziennikarzom.

Pech z Węgrami

Drugim przeciwnikiem Kanadyjczyków na meksykańskim turnieju byli Węgrzy. Węgierski futbol zaczynał wówczas coraz wyraźniej tracić na znaczeniu i pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu. Do dzisiaj występ w Meksyku jest dla Węgrów ostatnim turniejem o mistrzostwo świata, w którym wzięli udział. W swoim meczu otwarcia zostali znokautowani przez znakomicie poukładaną reprezentację ZSRR. Sowieci już po pięciu minutach prowadzili 2:0, a całe spotkanie ostatecznie wygrali aż 6:0. Taki wynik dla większości obserwatorów był szokiem, a Węgrzy za wszelką cenę chcieli zmazać tę plamę na honorze i udowodnić, że nie trafili na mistrzostwa przypadkiem.

Kanadyjczycy byli przed spotkaniem raczej w dobrych humorach. Minimalna porażka z Francją ujmy im nie przynosiła, ale ciągle marzyli o strzeleniu pierwszej bramki w mistrzostwach. Jeśli mieli to zrobić w starciu z którymś z grupowych rywali, to najprędzej właśnie w pojedynku z Węgrami. Z gorącego i dusznego Léon przenieśli się do leżącego niemal 70 km na południowy wschód równie gorącego i dusznego, położonego na podobnej wysokości nad poziomem morza miasta Iraputo.

Pojedynek zaplanowano 6 czerwca w samo południe czasu miejscowego. Waiters dokonał paru korekt w wyjściowym ustawieniu. W bramce dał szansę Tino Letteriemu, a w środku pola obok Ragana zagrał Gerry Gray. Na lewe skrzydło powędrował David Norman, a na prawym zastąpił go przesunięty ze środka Paul James. Mike Sweeney tym razem zaczął mecz na ławce.

Po klęsce z ZSRR węgierski zespół zaczął mecz z Kanadą bardzo skoncentrowany. Tej koncentracji zabrakło Kanadyjczykom i to już na samym początku. W 2. minucie długim przerzutem na prawą stronę pod pole karne Kanady popisał się Lajos Détári. Piłkę opanował József Kiprich i płasko posłał ją w szesnastkę, ale po drodze odbiła się jeszcze od nóg obrońcy i zmieniła kierunek. Najszybciej dopadł do niej Márton Esterházy i pewnym strzałem tuż obok słupka dał Węgrom prowadzenie.

Szybko stracony gol nie podciął jednak Kanadyjczykom skrzydeł. Nie zamierzali rezygnować i raz po raz gościli pod bramką Węgrów. Sporo zamieszania w szykach obronnych rywali robił swoimi rajdami Carl Valentine. Z dystansu z kolei szczęścia próbował Gerry Gray. Przewaga Kanady była coraz wyraźniejsza, a postawa węgierskiej defensywy pozostawiała wiele do życzenia. Bramkarz József Szendrei kilkukrotnie był w opałach, ale szczęśliwie udało mu się dotrwać do przerwy z czystym kontem.

Jeszcze w pierwszej połowie na murawie zameldował się Mark Sweeney, który w 40. minucie zmienił Bruce’a Wilsona. Druga odsłona rozpoczęła się od oblężenia węgierskiej bramki, ale Kanadzie brakowało skuteczności. W 54. minucie boisko opuścił Paul James, a zastąpił go Branko Šegota. To właśnie ten urodzony w Rijece zawodnik był bliski szczęścia po potężnym uderzeniu z rzutu wolnego, ale golkiper zdołał jakimś cudem odbić piłkę, nie tracąc przy tym ręki. Dogodną okazję zmarnował też David Norman, a chwilę po nim niepilnowany Šegota próbował zaskoczyć rywali strzałem głową po dograniu Sweeneya, ale posłał piłkę z dala od bramki. Swoją szansę miał też Igor Vrablic, ale nie potrafił poradzić sobie z obrońcą i strzałem z szesnastego metra posłał piłkę w trybuny.

Węgrzy nie bardzo byli w stanie odpowiedzieć na ataki Kanadyjczyków, które stawały się coraz groźniejsze. Nieco ożywienia w ich grę wniósł wprowadzony w 62. minucie László Dajka. Po paru węgierskich kontrach znów nastąpił okres dominacji Kanady. Kiedy wydawało się już, że szczęście wreszcie uśmiechnie się do Kanadyjczyków i uda im się wyrównać, nadziali się na kontratak. W 75. minucie Détári zagrał na wolne pole do Kipricha, który znalazł się sam na sam z Lettierim. Bramkarz wyszedł jednak z tej sytuacji obronną ręką i odbił piłkę. Zrobił to jednak na tyle niefortunnie, że ta trafiła pod nogi nadbiegającego z głębi pola niepilnowanego Détáriego, który pewnym strzałem z linii pola karnego posłał ją do pustej bramki.

Po stracie gola Kanadyjczycy wyraźnie spuścili z tonu, a Węgrzy spróbowali pójść za ciosem. Raz jednak Kanadę uratował słupek, a chwilę później kolejną sytuację sam na sam zmarnował Kiprich. Pięć minut przed końcem na prawej flance na wolną pozycję wychodził György Bognár. Został jednak nieprzepisowo powstrzymany przez mającego już na koncie żółtą kartkę Sweeney’a. Prowadzący to spotkanie syryjski arbiter Jamal Al Sharif długo się nie zastanawiał i pokazując Kanadyjczykowi drugą żółtą kartkę i po chwili czerwoną, odesłał go do szatni. Był to pierwszy czerwony kartonik pokazany na tych mistrzostwach.

Ostatecznie spotkanie zakończyło się wygraną Węgrów 2:0, ale powinni się oni cieszyć, że Kanadyjczykom nie udało się doprowadzić do wyrównania. Raz za razem zagrażali oni bowiem węgierskiej bramce i kto wie, czy nie zgarnęliby pełnej puli. W kluczowych sytuacjach zabrakło im jednak doświadczenia i opanowania. Grali momentami zbyt lekkomyślnie, a ich strzałom brakowało precyzji. Dążąc do wyrównania, podjęli ryzyko, ale jak to często bywa, kontratak przeciwników pozbawił ich złudzeń.

Wiedzieliśmy, że Węgrzy zrobią wszystko by szybko strzelić gola. Przygotowaliśmy się na to, lecz nasz plan zawiódł. W drugiej połowie zaryzykowaliśmy, co pozwoliło rywalom zdobyć bramkę z kontrataku – mówił Tony Waiters na pomeczowej konferencji.

Węgierski selekcjoner György Mezey przyznał, że z trudem wytrzymał ten mecz nerwowo. Twierdził też, że w jego zawodnikach ciągle siedziała jeszcze porażka z ZSRR i że zmagali się nie tyle z przeciwnikiem, ile z własną słabością.

Pojedynek z ZSRR

Trzy dni po pechowej porażce z Węgrami naprzeciw Kanadyjczyków stanął zespół ZSRR. Prowadzona przez Walerego Łobanowskiego reprezentacja po wysokiej wygranej w pierwszym swoim meczu w drugim zremisowała 1:1 z Francją. Skład był oparty na zawodnikach kijowskiego Dynama, które na początku maja zdobyło Puchar Zdobywców Pucharów. O obliczu drużyny decydowali tacy gracze jak kapitan zespołu Anatolij Demjanenko, Ołeh Kuzniecow, Pawło Jakowenko czy Ihor Biełanow. W środku pola dużym zaufaniem trenera cieszył się Siarhiej Alejnikau, a w bramce bardzo dobrze spisywał się Rinat Dasajew. Wszyscy wymienieni wystąpili w meczach z Węgrami i Francją, ale na spotkanie z Kanadą załapała się tylko dwójka z nich – Kuzniecow i Alejnikau. Mając już awans w kieszeni, Łobanowski chciał dać odpocząć podstawowym zawodnikom i desygnował do gry drugi garnitur. Po raz pierwszy na turnieju od początku wystąpił doświadczony Ołeh Błochin, który wyprowadził zespół na boisko w roli kapitana.

W kanadyjskiej ekipie przed pożegnalnym meczem trener dokonał jednej zmiany. W ataku obok Carla Valentine’a wystąpił Dale Mitchell. Poza tym skład nie różnił się od tego, który wybiegł na pojedynek z Węgrami. Ambitni Kanadyjczycy chcieli godnie pożegnać się z turniejem, ale w zderzeniu z dobrze naoliwioną radziecką maszyną nie mieli zbyt wielkich szans.

Piłkarze z ZSRR już od pierwszych minut narzucili swój styl gry. Byli szybsi i lepiej zorganizowani. Na prowadzenie mogli wyjść już na początku meczu, ale zarówno Wadym Jewtuszenko, jak i Hennadij Łytowczenko zmarnowali dogodne okazje. W 16. minucie bliski strzelenia gola był Błochin, ale i tym razem górą był Lettieri. Kanadyjski bramkarz kolejną znakomitą interwencją popisał się też po groźnym uderzeniu głową Ołeha Protasowa. Gdyby nie on, to jeszcze przed przerwą ZSRR mogło prowadzić kilkoma bramkami.

Kanadyjczycy starali się przedrzeć pod bramkę rywali głównie skrzydłami, ale kiedy już się tam znaleźli, to brakowało im sił na skuteczne wykończenie akcji. Po raz kolejny sporo zamieszania swoimi akcjami robił Valentine, ale najbliższej szczęścia byli po rzucie wolnym podyktowanym za faul na Normanie. Piłkę po wystawieniu przez partnerów uderzał wówczas Dale Mitchell, ale minimalnie się pomylił, przenosząc futbolówkę tuż nad poprzeczką.

Pod koniec pierwszej części gry indywidualnych akcji próbowali Jewtuszenko i Łytowczenko. Swoją szansę miał także Andrij Bal, ale na tablicy wyników wciąż widniał rezultat 0:0. Po przerwie Łobanowski w końcu zaczął się tracić cierpliwość i w 56. minucie dokonał pierwszej zmiany. Za Protasowa wszedł Biełanow i to ten piłkarz chwilę później świetnie odnalazł się pod polem karnym, wymanewrował obrońcę i dograł do Błochina, który skierował piłkę do siatki. Niestety weteran radzieckiej ekipy odniósł w tej sytuacji kontuzję i musiał opuścić boisko, a zastąpił go Ołeksandr Zawarow.

Jeszcze przed stratą gola znakomitej sytuacji nie wykorzystał David Norman. Po dośrodkowaniu Mitchella przed pole karne jeden z Kanadyjczyków zgrał piłkę w kierunku pozostającego bez opieki Normana. Pomocnik natychmiast ruszył do piłki, ale na posterunku był Wiktor Czanow, który wychodząc z bramki skrócił kąt i okazał się minimalnie szybszy od rywala.

Waiters próbował dać swoim piłkarzom jakiś impuls z ławki i w 64. minucie na boisku pojawił się Branko Šegota, który zmienił Paula Jamesa. Pięć minut później swój pierwszy występ na turnieju zaliczył bohater eliminacji George Pakos, który zastąpił Gerry’ego Gray’a. Niewiele jednak z tych zmian wynikało. ZSRR był zespołem o klasę lepszym i ta różnica była widoczna w trakcie gry. Kanadyjczycy coraz bardziej odstawali od przeciwników.

O ile zmiany w ekipie Kanady nie miały wielkiego wpływu na grę zespołu, o tyle roszady dokonane przez Łobanowskiego okazały się strzałem w dziesiątkę. Zawarow już chwilę po tym, jak zameldował się na murawie, wykorzystał błąd defensywy rywali i wyszedł sam na sam z Lettierim. Bramkarz zdołał wyjść obronną ręką, ale akcje drużyny radzieckiej były coraz groźniejsze. Po dobrym dograniu Siergieja Rodionowa kapitalnym uderzeniem z woleja z siedemnastu metrów popisał się Siarhiej Alejnikau, ale Lettieri znów był na miejscu.

Wreszcie jednak musiał skapitulować po raz drugi. Kiedy do końca pozostawał mniej więcej kwadrans, z piłką z głębi pola ruszył Ołeh Kuzniecow i mimo asysty rywala zdołał podać do Zawarowa. Ten głową zagrał do Biełanowa, który z pierwszej piłki natychmiast do niego odegrał i po chwili Zawarow znalazł się oko w oko z Lettierim. Próbował mu jeszcze przeszkodzić Randy Samuel, ale bezskutecznie i gracz Dynama nie miał problemów z posłaniem piłki obok bezradnego Lettieriego. W 81. minucie bliski zdobycia gola był jeszcze Biełanow. Po jego silnym uderzeniu piłkę przed siebie odbił kanadyjski bramkarz i wiele nie brakowało, a napastnik zdołałby do niej dopaść i skierować do siatki. Ostatecznie jednak nie dał rady jej opanować, a wynik 2:0 utrzymał się do końca.

Łobanowski po meczu był zadowolony ze zwycięstwa i z tego, że drużyna zajęła pierwsze miejsce w grupie. Tłumaczył też dlaczego dał zagrać rezerwowym, którzy według niego niczym nie ustępowali graczom pierwszej jedenastki. Pod dużym wrażeniem gry radzieckiej ekipy był Tony Waiters, który miał nadzieję, że wynik, jaki jego podopieczni osiągnęli w Meksyku przełoży się na rozwój futbolu w Kanadzie.

Zespół radziecki zrobił na mnie duże wrażenie. W jego grze czuje się ogromną siłę. Zrobiliśmy wszystko na co było nas stać i jestem zadowolony, choć drużynie nie udało się uzyskać bramki ani zdobyć punktu. Doświadczenia tu zdobyte pozwolą na dalszy rozwój futbolu w Kanadzie. Wiemy teraz, czego nam brakuje. Wydaje mi się, iż ZSRR i Francja to równorzędne zespoły. Oba znajdą się w czołowej czwórce mistrzostw – mówił kanadyjski selekcjoner.

Niesławny epilog

W czwórce znalazła się jednak tylko Francja, która ostatecznie zajęła trzecie miejsce. ZSRR w 1/8 finału musiał uznać wyższość Belgów, którzy wygrali po rzutach karnych. Kanada wracała do domu po trzech meczach. Wszystkie przegrała i nie strzeliła żadnej bramki. Mimo to trzeba docenić jej postawę na tym mundialu. Waiters mówił przed turniejem, że chcą wrócić do kraju z podniesioną głową i chyba nikt nie powinien mieć do nich pretensji za występ w Meksyku. Biorąc pod uwagę stan rozwoju futbolu w Kanadzie, problemy z ligą i regularną grą wielu zawodników, to Kanadyjczycy osiągnęli na meksykańskich boiska naprawdę przyzwoite wyniki. Tym bardziej że trafili przecież na naprawdę klasowych rywali. Szkoda tylko, że nie udało im się uzyskać choćby jednej bramki.

Zdobyte w Meksyku doświadczenie miało zaprocentować przy okazji następnych eliminacji. Wielu kibiców wierzyło, że Kanada wreszcie doczekała się pokolenia piłkarzy, którzy będą potrafili zaznaczyć swoją obecność pośród szerokiej światowej czołówki. Swoją postawą stali się inspiracją dla wielu młodych chłopaków, którzy zamiast kija i łyżew woleli korki i piłkę. Jednym z nich był Jason de Vos, który w latach 90. i na początku XXI wieku był jednym z czołowych piłkarzy kanadyjskiej reprezentacji.

Oglądanie kanadyjskich zawodników, z których o większości nigdy nie słyszałem, walczących ze Związkiem Radziecki, Węgrami i legendarną drużyną francuską było doświadczeniem, które ukształtowało moją karierę. Zmotywowało mnie to do poświęcenia wielu godzin na podróżowanie i treningi oraz do rezygnacji ze zwykłego nastoletniego stylu życia na rzecz takiego, który był bardziej odpowiedni dla sportowca – wspominał de Vos.

Poczucie jedności, które z takim mozołem było budowane, zaczęło się rozpadać już kilka miesięcy po meksykańskim mundialu. Ze stanowiska ustąpił Tony Waiters, przekazując pałeczkę innemu Anglikowi, którym był Bob Bearpark. Pod wodzą nowego selekcjonera Kanada wzięła udział w rozgrywanym w Singapurze turnieju Merlion Cup. Nowy trener zabrał do Azji młodych i pozostających nieco w cieniu piłkarzy, ale znalazło się też miejsce dla kilku uczestników mistrzostw świata. Byli to Paul Dolan, Randy Ragan, Paul James, Dave Norman, Jamie Lowrey i Mike Sweeney.

W turnieju brało udział sześć ekip. Grano system każdy z każdym, a potem najlepsze cztery drużyny mierzyły się w meczach półfinałowych. Kanadyjczycy byli jednymi z faworytów, a w półfinale ich rywalem był zespół Korei Północnej, z którym wcześniej zremisowali 0:0. Czas wolny przed meczem gracze umilali sobie grą w karty. Podczas jednej z takich partii, w której brali udział Igor Vrablic, David Norman, Paul James, a także Hector Marinaro i Chris Chueden zawodnicy podjęli decyzję, która położyła się cieniem na ich dalszej karierze. Za odpuszczenie meczu z Koreańczykami zaproponowano im 100 tys. dolarów. Piłkarze, którzy ciągle borykali się z problemami finansowymi i nie byli pewni swojej przyszłości w klubach, zdecydowali się przyjąć ofertę.

Kanada przegrała 0:2. W meczu o trzecie miejsce pokonała jednak Singapur 1:0. Paul James, który początkowo razem z kolegami zgodził się wziąć udział w procederze, ostatecznie zmienił zdanie i swoją dolę przekazał pozostałej czwórce. Dręczony wyrzutami sumienia zwierzył się też swojemu przyjacielowi Randy’emu Raganowi. Ragan, który wrócił do Kanady po fazie grupowej, żeby podjąć studia prawnicze w Toronto, poinformował o sprawie byłego kapitana Bruce’a Wilsona. Wilson z kolei poradził się trenera Waitersa, który wkrótce potem zawiadomił o korupcji krajową federację. Canada Soccer Association sprawę przekazało do Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej.

Przeprowadzone dochodzenie wykazało, że na kontach piłkarzy krótko po ich powrocie do kraju zdeponowano duże sumy pieniędzy. David Norman dodatkowo kupił sobie nowy dom, a kiedy śledczy zapytali go o to, skąd miał na niego fundusze, piłkarz przyznał się do wzięcia łapówki w Singapurze. Później jednak twierdził, że zeznania składał pod przymusem. Pierwsze rozprawy sądowe odbyły się w grudniu 1987 r., a po odroczeniu sprawy o rok sąd w końcu orzekł, że kodeksu karnego nie można egzekwować poza Kanadą i domniemane przyjęcie łapówek pozostaje poza jego jurysdykcją, więc zarzuty zostały wycofane.

Jednak krajowa federacja podjęła własne kroki, żeby ukarać graczy. W listopadzie 1989 r. sąd w Ontario stwierdził, że Canada Soccer Association ma prawo do podejmowania działań, mających na celu przeprowadzanie wewnętrznego dochodzenia i zdyscyplinowanie zawodników. 13 maja 1990 r. Vrablic, Norman, Marinaro i Chueden zostali na czas nieokreślony wykluczeni z reprezentacji oraz zawieszeni na rok we wszystkich rozgrywkach. James, który od początku współpracował ze śledczymi i niczego nie zatajał, uniknął kary.

Po okresie zawieszenia Norman skutecznie odwołał się od decyzji wykluczenia z reprezentacji i wrócił do niej w 1992 r. Trzy lata później drugą szansę w drużynie narodowej dostał Marinaro. Vrablic i Chueden nigdy więcej nie wystąpili w reprezentacji. O ile można próbować tłumaczyć postępowanie zawodników, którzy mieli problemy finansowe, o tyle trudno zrozumieć decyzję Vrablica. Jeden z najbardziej utalentowanych kanadyjskich graczy po mundialu został zawodnikiem greckiego Olympiakosu i mając w kieszeni nowy kontrakt, nie musiał się już martwić o swoją przyszłość. W Grecji jednak furory nie zrobił i w 1988 r. wrócił do Kanady. Po dyskwalifikacji jego kariera jednak bardzo wyhamowała i po paru sezonach zrezygnował z profesjonalnego grania.

Dzisiaj Kanadyjczycy grający dobrze w piłkę już nikogo nie dziwią. Wielu zrobiło duże kariery w Europie. Wielu pewnie ciągle czeka, aż zostaną zauważeni. Niestety wynik z Meksyku nie pociągnął za sobą kolejnych występów na mistrzostwach. Batalię o wyjazd do Włoch Kanadyjczycy już na wstępie przegrali z Gwatemalą, która miała lepszy bilans bramek strzelonych na wyjeździe. Nawet po zdobyciu w 2000 r. Złotego Pucharu CONCACAF przez Kanadę nie udało się wywalczyć awansu na mundial w Korei i Japonii. Dość wyraźnie Kanada ustąpiła wówczas miejsca Trynidadowi i Tobago oraz Meksykowi w fazie półfinałowej. Kibicom w Kanadzie pozostaje mieć nadzieję, że może na organizowanych wspólnie z USA i Meksykiem mistrzostwach w 2026 r. ich ulubieńcy znowu pokażą światu, że oprócz hokeja, całkiem dobrze radzą sobie też w futbolu. No i że w końcu zdobędą swoją pierwszą bramkę na mundialu.

BARTOSZ DWERNICKI

Przy pisaniu posiłkowałem się następującymi publikacjami:

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Dwernicki
Bartosz Dwernicki
Pierwsze piłkarskie wspomnienia to dla niego triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów i mecze francuskiego mundialu w 1998 r. Później przyszła fascynacja Raúlem i madryckim Realem. Z biegiem lat coraz bardziej jednak kibicuje konkretnym graczom niż klubom. Wielbiciel futbolu latynoskiego i afrykańskiego, gdzie szuka pozostałości futbolowego romantyzmu. Ciekawych historii poszukuje też w futbolu za żelazną kurtyną. Lubi podróże i górskie wędrówki.

Więcej tego autora

Najnowsze

Sukces Pasiaków i wspomnienie pucharowych triumfów Kolejorza – reminiscencje po meczu Resovii z Lechem Poznań

W pierwszej rundzie Pucharu Polski 26 września 2024 roku drugoligowa Resovia rywalizowała z występującym w rozgrywkach PKO BP Ekstraklasy Lechem Poznań. Zdecydowanym faworytem tego...

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...