„Najlepszy trener na świecie” – recenzja

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

Dziś Jacek Gmoch wśród młodszych czytelników jest raczej bardziej znany z rysowania strzałek. Trochę starsi kojarzą go z… charakterystycznej szczęki, która doczekała się nawet swoich historii. Jedną z nich był sparing bokserski na treningu Legii. Naprzeciw siebie stanęli Kazimierz Deyna oraz Gmoch, a zawodnicy zebrani dookoła widowiska krzyczeli „wal byle gdzie, i tak trafisz w szczękę”. Były selekcjoner reprezentacji Polski, sympatyczny i ciekawie wypowiadający się w telewizji człowiek, postanowił zebrać swoje wspomnienia w książce.

[wp-review id=”15567″]

Od dawna było jasne, że Jacek Gmoch w końcu wyda książkę. Sam powtarzał w telewizji, że jest w trakcie spisywania wspomnień. To miało być coś innego, niż „Alchemia Futbolu” wydana w 1978 roku we współpracy z Tadeuszem Olszańskim. Pozycja sprzed 40 lat skupiała się na tak zwanej „myśli trenerskiej”. Trochę czasu upłynęło, a trener Gmoch zdał sobie sprawę, że chciałby przekazać młodszym pokoleniom wiele anegdot. Zaznacza, że wielu rzeczy już nie pamięta. Książka ma się ukazać 9 maja nakładem wydawnictwa W.A.B.  Dwóch dziennikarzy – Arkadiusz Bartosik oraz Łukasz Klinke – zaproponowało wydanie pozycji w formie wywiadu, a nie samodzielnie napisaną przez trenera książkę. Gdyby nie ta współpraca, to wiele wątków mogłoby zostać pominiętych z uwagi na luki w pamięci. Podczas czytania pozycji „Najlepszy trener na świecie” można zauważyć, że Jacek Gmoch wiele rzeczy sobie przypomina, nie zawsze przy pierwszym pytaniu.

Uwagę przykuwa okładka i kontrowersyjny, chwytliwy tytuł. W książce znajdziemy archiwalne zdjęcia, jedna prawdziwą „bombą” jest treść. Lekko spisana rozmowa z inteligentną osobą przenosi nas w czasie. Myślicie, że przez ponad 300 stron będziecie czytać tylko o piłce? Błąd. Autorzy chcieli sportretować człowieka. Poruszane są tematy młodości, pierwsze randki, nauka, przygoda z piłką. Jacek Gmoch wiele ciepłych słów poświęca swojej żonie Stefanii, która miejscami wplątana jest w dialogi (np. nieoczekiwane wejścia do pokoju i wtrącenia do dyskusji, które mądrze wprowadzono w książkę). Podkreśla też, że żona… nie widzi już dla niego ratunku.

Kompletnie mnie ignoruje i nie mogę się jej wygadać. Uważa, że w moim przypadku to już tylko oddział zamknięty. Ma dosyć piłki. Dlatego mamy dwa telewizory. Ja zawsze wędruję przed ten gorszy, a ona ogląda jakieś śpiewające bzdety na lepszym. A przecież nic nie może się równać z porządnym meczem…

Główny bohater widzi swoją zasługę w sukcesie na mundialu. To on był twórcą banku informacji, kiedy pracował przy reprezentacji. Przypomina nawet, że ma artykuł z niemieckiego „Spiegla”, w którym zaznaczają, że Polska była prekursorem zbierania materiałów i nowoczesnych analiz przedmeczowych. Znajdziemy też sporo o Legii Warszawa czy greckich klubach. Dowiecie się, który grecki piłkarz nie podawał do swoich kolegów, bo był daltonistą i ich nie rozpoznawał. Przeczytacie o pedikiurzystce w reprezentacji, która dbała o to, aby „bęcwałom” nie wrastały paznokcie. Rozmowa z Jackiem Gmochem przenosi nas również do czasów PRL-u i strasznej wojny. Zapamiętał wiele faktów, choć ta skończyła się, kiedy miał sześć lat. Bezwzględni Niemcy, którzy nie oszczędzali nawet dzieci, dokarmianie ludzi w pociągach, ucieczka ojca z obozu, czy rozkopywanie zbiorowych mogił. Niektóre ze wspomnień są wstrząsające. Ukazano człowieka z innej epoki.

Może to niepopularne, może ktoś się obrazi, ale uważam, że nasze pokolenie – dzieci, które przetrwały wojnę – miało łatwiej w życiu. Nie mieliśmy konkurencji. Wiele dzieciaków umarło, a do końca lat 50. był niski przyrost naturalny, co od razu na wstępie dawało duży handicap. Było nam łatwiej o pracę, łatwiej o kariery. To między innymi dlatego mogłem jednocześnie studiować dziennie na Politechnice Warszawskiej i grać w Legii.

To nie wszystko. Dowiemy się, że były selekcjoner szykowany był na księdza, ale nieumyślne podpalenie kościoła utwierdziło wszystkich, że się nie nadaje. To tak z przymrużeniem oka. Mógłbym napisać, jak wyglądał mundial 1978 okiem Gmocha, ale nie będę zdradzał wszystkiego. Jedynym minusem jest brak krytyki wobec konkretnych osób. Wbijane są małe „szpilki”, jedna ewidentna skierowana w stronę Włodzimierza Lubańskiego, lecz nic więcej. Główny bohater na samym początku podkreślił, że woli opowiadać o tym co dobre. Warto kupić wywiad-rzekę z Jackiem Gmochem. Nie tylko ozdobimy swoją półkę. Będziemy mądrzejsi o doświadczenia osoby, która przeżyła więcej, niż zdajemy sobie sprawę. To tylko kropla w morzu wspomnień wspaniałego człowieka, który przez 346 stron opowiada o sobie – „Najlepszym trenerze na świecie”.

MARIUSZ ZIĘBA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...

Przełamanie w starciu z liderem – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Weegree AZS Politechnika Opolska

Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii w meczu 9. kolejki Bank Pekao 1. Ligi podejmowali Weegree AZS Politechnikę Opolską. Spotkanie rozegrane zostało w przeddzień Święta...