Czarodziej i lwy – przygoda Senegalu na MŚ 2002

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Przez ponad 80 lat piłkarskie mistrzostwa świata przeżywały mnóstwo zaskakujących historii. Jedna z nich miała miejsce w czasie turnieju, który rozgrywany był w Korei i Japonii w 2002 roku. Przygoda reprezentacji Senegalu, czyli popularnych Lwów Terangi zaskoczyła wszystkich fanów futbolu. Afrykańską ekipę poprowadził wtedy do niemałego sukcesu trener Bruno Metsu, który miał przydomek Biały czarodziej. Afrykanie już pierwszy dzień mistrzostw rozpoczęli od sensacji.

W 2002 Senegal debiutował na mundialu. Trafili do grupy z Francją, Danią i Urugwajem. Nikt nie miał wątpliwości, że piłkarze z Afryki będą typowymi chłopcami do bicia. Co więcej, przyszło im zagrać w meczu otwarcia turnieju przeciwko ówczesnym obrońcom tytułu, a więc Francuzom. Co do tego, że Trójkolorowi wygrają ten mecz nikt nie miał żadnych wątpliwości. Pozostawało pytanie – ile wpakują bramek.

Francuska kolonia

Senegal odzyskał niepodległość dopiero w 1960 roku. Do tego czasu była to kolonia należącą właśnie do Francji. Dodawało to przed spotkaniem dodatkowych smaczków. 31 maja 2002 roku oczy całego piłkarskiego świata zwrócone były więc na Seul i mecz otwarcia siedemnastych piłkarskich mistrzostw świata. Drużyna znad Sekwany miała w swoim składzie takich graczy jak: Henry, Thuram czy też Vieira. Jedynym piłkarzem Senegalu, na którego zwracano uwagę był występujący w Lens – El Hadji Diouf. Chociaż Trójkolorowi kontrowali grę, to nie byli przekonujący, a przede wszystkim skuteczni. Senegalczycy utrudniali im życie, wyprowadzając groźne kontry. W 30. minucie doszło do sytuacji, której absolutnie nikt się nie spodziewał. Wspomniany wcześniej Diouf ograł na lewej stronie Francka Leboeufa i posłał piłkę w pole karne. Próbował ją tam wybić Emmanuel Petit, ale trafił futbolówką niefortunnie w nogę Fabiena Bartheza. Piłka dotarła do Papy Bouby Diopa. Senegalski pomocnik wepchnął ją do bramki z pozycji siedzącej i dał swojej drużynie prowadzenie.

Francuzi mieli jeszcze ponad godzinę, żeby odmienić losu meczu, ale ich ataki były nieskuteczne. Lwy Terangi broniły się zaciekle i nie dały już sobie wydrzeć zwycięstwa. Złośliwi twierdzili, że Koreańczycy specjalnie pozmieniali wymiary bramek, na które strzelali Francuzi, gdyż rzeczywiście w kilku sytuacjach Trójkolorowym zabrakło centymetrów do strzelenia gola.

Kiedy strzeliłem bramkę w 30, minucie, to nie mogłem w to uwierzyć. Pobiegłem do narożnika i wszystko, co miałem w głowie, to obraz moich rodaków, którzy zaczęli szalenie się cieszyć w kraju. Przed meczem ustaliliśmy, że jeśli ktoś strzeli bramkę, to pobiegnie do narożnika, położy tam swoją koszulkę, a cała drużyna wokół niej zatańczy. Tak więc zrobiłem. Co za przeżycie – powiedział po meczu Pape Bouba Diop.

Więcej o podłożu politycznym tego pojedynku i olbrzymim znaczeniu tego zwycięstwa przeczytacie w osobnym artykule, poświęconym temu konkretnemu meczowi.

Wyjście z trudnej grupy

W drugiej serii spotkań Senegal zmierzył się z Danią. Tutaj nie zaprezentowali się już tak dobrze, jak w meczu z Francuzami. Duńczycy wyszli na prowadzenie po rzucie karnym, który wykorzystał Jon Dahl Tomasson. Dziennikarze zwrócili uwagę na to, że w pierwszych 45 minutach drużyna Mortena Olsena w umiejętny sposób kontrolowała przebieg gry, nie pozwalając rywalom na przejęcie inicjatywy. Wskazywano, że w taki właśnie sposób z Senegalczykami powinni byli grać Francuzi. Po przerwie jednak piłkarze Metsu wyraźnie się obudzili. W 52. minucie do wyrównania doprowadził Salif Diao. Na tempo spotkania wpływał ponad 30-stopniowy upał, który panował tamtego dnia w Daegu. W 79. minucie Diao z bohatera przeistoczył się nagle w antybohatera Lwów Terangi. Po brutalnym wejściu w Rene Henriksena otrzymał on czerwoną kartkę. Więcej bramek jednak nie padło i mecz zakończył się remisem. Morten Olsen nie ukrywał swojego rozczarowania. Nie możemy być zadowoleni z jednego punku – podsumował. Zwrócił także uwagę na wysoką temperaturę, w której przyszło grać obu drużynom:

Granie w 30-stopniowym upale to normalna rzecz dla Afrykanów, ale trudna dla Europejczyków. 

Senegal miał cztery punkty.

Prawdziwym thrillerem okazał się ostatni mecz grupowy, w którym zmierzyli się z Urugwajem. Piłkarzom z Afryki do awansu wystarczał remis. Pierwsza połowa wyszła im znakomicie. Do szatni schodzili z prowadzeniem 3:0. Przypomniał o sobie ponownie Pape Bouba Diop, który zdobył dwie bramki. Trzecią z karnego dołożył Khalilou Fadiga. W przerwie jednak w senegalskiej szatni musiało dojść do wielkiego rozluźnienia. 20 sekund po wznowieniu gry bramkę dla Urugwaju zdobył Richard Morales. Iskierka nadziei drużyny z Ameryki Południowej przeistoczyła się w płomień, kiedy to kontaktowe trafienie zaliczył Diego Forlan. Emocji nie brakowało do samego końca. W 88. minucie do wyrównania doprowadził Alvaro Recoba. W ostatnich sekundach meczu szansę na zwycięską bramkę zmarnował Morales. Nieco szczęśliwie Senegalczycy znaleźli się wśród najlepszych 16 drużyn turnieju.

Złoty gol daje i zabiera

W 1/8 czekała Szwecja, która wcześniej wygrała grupę śmierci z Argentyną, Anglią i Nigerią. Liderem skandynawskiego zespołu był legendarny Henrik Larsson. W kadrze Trzech Koron znajdowali się także: Olof Mellberg, Fredrik Ljungberg czy tez stawiający pierwsze kroki w dorosłej piłce Zlatan Ibrahimović. Początek spotkania znakomicie ułożył się dla Szwedów. Wyszli na prowadzenie w 11. minucie za sprawą wspomnianego Larssona. Senegal zdołał jednak wrócić do gry jeszcze przed przerwą. Wyrównującą bramkę zdobył Henri Camara. W drugiej połowie gra stała się bardziej wyrównana. Senegalczycy wskoczyli na zdecydowanie wyższy poziom. Żelazna defensywa Szwedów skutecznie odpierała ich szybkie ataki. Wynik nie uległ zmianie i potrzebna był dogrywka. W tamtym turnieju obowiązywała jeszcze zasada złotej bramki. Oznaczała ona, że wraz z pierwszym gole zdobytym w dogrywce sędzia kończył spotkanie. Blisko szczęścia był Anders Svensson, ale jego strzał trafił w słupek. Sprawdziło się stare futbolowe porzekadło, które mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Zimną krew zachował po raz drugi w tym meczu Henri Camara i zdobywając złotą bramkę w 107. minucie, zabrał swoich rodaków do ćwierćfinału. To było szalone spotkanie – przyznał po końcowym gwizdku szczęśliwy Bruno Metsu.

W 1/4 finału na drodze Lwów Terangi stanęła Turcja, która również była jedną z niespodzianek tamtego turnieju. Liderami ekipy znad Bosforu byli Hakan Şükür i Hasan Şaş. W pamięci kibiców mógł pozostawić ślad także bramkarz – Rüştü Reçber. Nie chodziło o jego znakomite parady, ale o barwy bojowe, które malował sobie pod oczami przed każdym spotkaniem. Turcy poradzili sobie wcześniej z Kostaryką, Chinami i Japonią. Nie mieli więc na rozkładzie europejskich siłaczy. Spotkanie stało na niskim poziomie jak na rangę ćwierćfinału. Obie ekipy były mocno sparaliżowane wielką stawką. Brakowało werwy i jakości w grze. Kibice nie mogli dostrzec dramatyzmu. Senegalczykom brakowało entuzjazmu, który charakteryzował ich grę w poprzedniej fazie turnieju. Chociaż Turcy byli nieco lepsi, to zawodzili w decydujących fazach akcji. W regulaminowym czasie bramki nie padły. Rozpoczęła się więc dogrywka. Mecz zakończył się w już w 4. minucie dodatkowego czasu gry. Swoją szansę wykorzystał İlhan Mansız (swoją drogą to piłkarz, który po karierze piłkarskiej zajął się… jazdą figurową na lodzie – tu krótki fragment na ten temat) i zakończył afrykańskie marzenia o grze w półfinale. Wszyscy byli jednak pełni uznania wobec dokonań senegalskiej ekipy. Niedosyt jednak pozostał. Turcja nie była gigantem nie do przejścia.

Wielu ludzi z innych krajów nie wiedziało wcześniej nawet o istnieniu Senegalu. Po turnieju to się jednak zmieniło. Zaznaczyliśmy nasz kraj mocno na mapie. Nie dało się zrobić nic wspanialszego. Mieliśmy niesamowitego ducha zespołu – coś, co powinien próbować mieć każdy zespól grający na mundialu. Kiedy grasz i spojrzysz na ławkę, gdzie siedzi twój przyjaciel, wiesz już, że musisz dać z siebie dla niego 100 procent. Nie jesteś od niego lepszy. Po prostu miałeś więcej szczęścia i mogłeś wyjść w pierwszym składzie. Nie możesz zmarnować więc tej szansy – powiedział po turnieju Pape Bouba Diop.

Drużyna Bruna Metsu

Opisując przygodę Senegalu nie sposób nie napisać paru zdań na temat trenera Metsu. Reprezentację narodową tego kraju objął w 2000 roku. W lutym tego samego roku dotarł razem z nią do ćwierćfinału Pucharu Narodów Afryki, gdzie przegrał po dogrywce z Nigerią 1:2. Przed MŚ przywrócił do kadry piłkarzy, których wcześniej z powodów dyscyplinarnych wykluczyła rodzima federacja. Jak wspominają gracze, nie zarządzał on zespołem żelazną ręką. Wpajał swoim piłkarzom, że razem mogą uczynić coś niesamowitego. Jego styl był bardzo luźny, ale zarazem inspirujący. Francuski trener szybko sprawił, że jego drużyna nabrała kształtu i zachwycała wszystkich swoją grą. Poprowadził ją do pierwszego w historii finału Pucharów Narodu Afryki (2002), który zakończył się przegraną z Kamerunem 2:3. Po powrocie z Korei i Japonii on i jego piłkarze byli witani w kraju jak bohaterowie. Tego samego roku zdecydował się na przerwanie pracy z reprezentacją Senegalu. Wszystko przez nieporozumienie, które zaistniało między nim i przedstawicielami tamtejszego związku piłki nożnej. Trenował później kluby z takich krajów jak Arabia Saudyjska czy też Katar. Zmarł 14 października 2013, przegrywając walkę z rakiem żołądka.

Chociaż piłkarze, którzy dotarli do ćwierćfinału mundialu wydawali się bardzo zdolnym pokoleniem, to ostatecznie nie zrobili wielkich karier. El-Hadji Diouf przeniósł się po turnieju do Liverpoolu. Zaliczył znakomity debiut na Anfield Road, zdobywając tam dwie bramki. Później jednak było tylko gorzej. Z powodu słabej formy musiał szukać szczęścia w przeciętnych brytyjskich klubach. Karierę zakończył w malezyjskim Sabah FA. Wśród jego największych osiągnięć należy wymienić dwa tytuły Piłkarza Roku w Afryce. W Liverpoolu wraz z Dioufem grał także Salif Diao. Niestety jego przygoda na Wyspach również przebiegała podobnie. Nie poradził sobie na Anfield i był kolejno wypożyczany do słabszych zespołów. Swoich sił próbował w Wielkiej Brytanii także Papa Bouba Diop. Jego największym sukcesem było zdobycie FA Cup wraz z Portsmouth w sierpniu 2007 roku. Później udało mu się jeszcze pomóc West Hamowi w powrocie do Premier League w 2012 roku.

Nikt nie odbierze jednak senegalskiej kadrze tego, co uczyniła na mundialu 2002 roku. Jako druga afrykańska drużyna w historii zdołała dotrzeć do ćwierćfinału światowego czempionatu. Wcześniej sztuka ta udała się jedynie Kamerunowi w 1990 roku. Jako trzecia ten szczebel mundialu osiągnęła Ghana w 2010 roku. Historia kopciuszka, który wyeliminował Francję, Urugwaj czy też Szwecję będzie wspominana jeszcze przez lata. Postawa piłkarzy Metsu była inspirująca dla innych mniejszych ekip, które próbowały swoich sił na mistrzowskich turniejach. W czasie ostatniego mundialu w Brazylii trafnym porównaniem może być reprezentacja Kostaryki, która również znalazła się w najlepszej ósemce. Miejmy nadzieję, że już niedługo na rosyjskich boiskach będziemy świadkami podobnych tego typu niespodzianek. Jakieś typy?

Pełny skład reprezentacji Senegalu na Mistrzostwach Świata 2002:

Tony Sylva, Omar Daf, Pape Sarr, Pape Malick Diop, Alassane N’Dour, Aliou Cissé, Henri Camara, Amara Traoré, Souleymane Camara. Khalilou Fadiga, El Hadji Diouf, Amdy Faye, Lamine Diatta, Moussa N’Diaye, Salif Diao, Oumar Diallo, Ferdinand Coly, Pape Thiaw, Papa Bouba Diop, Sylvain N’Diaye, Habib Beye, Kalidou Cissokho, Makhtar N’Diaye.

Trener: Bruno Metsu.

MATEUSZ SZTUKOWSKI

Źródła, z których korzystałem:

  • W większości materiały ze strony BBC oraz skróty spotkań

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Mateusz Sztukowski
Mateusz Sztukowski
Fanatyk Juventusu i wielki pasjonat włoskiego futbolu. Na gruncie polskim wierny kibic Jagielloni Białystok. W wolnych chwilach lubi oddawać się bieganiu, nauce języków obcych i słuchaniu muzyki. Z wykształcenia historyk, który od zawsze stawiał na pierwszym miejscu wszystko, co wiązało się z historią piłki nożnej.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.