Stanisław Baran – od Rzeszowa do Łodzi

Czas czytania: 7 m.
5
(1)

23 października 2022 roku znów odwiedziliśmy Stadion Miejski w Rzeszowie. Apklan Resovia rywalizowała o pierwszoligowe punkty z Łódzkim Klubem Sportowym. Była to druga w tym roku wizyta piłkarzy ŁKS w stolicy Podkarpacia. Gdy piłkarze Kazimierza Moskala gościli w Rzeszowie poprzednio, na meczu ze Stalą, na naszych łamach powstał tekst na temat związków piłki rzeszowskiej z łódzką. Przy okazji boju Resovii z ŁKS, opiszemy wyjątkową postać łączącą oba te kluby – Stanisława Barana.

Stanisław Baran – biogram

  • Data i miejsce urodzenia: 26 kwietnia 1920 w Górze Ropczyckiej
  • Data i miejsce śmierci: 12 maja 1993 w Łodzi
  • Wzrost: 172 cm
  • Pozycja: napastnik, boczny obrońca

Kluby i reprezentacja:

  • Resovia (1934-1937)
  • Warszwianka (1937-1939) – 25 występów, 9 bramek
  • Baltia Gdańsk (1945-1946)
  • ŁKS Łódź (1946-1958) – 178 występów, 70 bramek
  • Polska (1939-1950) – 9 występów
  • Kariera trenerska:
  • ŁKS Łódź (1961-1962)
  • Włókniarz Łódź
  • Orzeł Łódź
  • Włókniaz Pabianice
  • Wisłoka Dębica
  • Radomiak Radom
  • Pilica Tomaszów Mazowiecki

Sukcesy:

ŁKS Łódź:

  • 1 x Puchar Polski (1957)
  • 1 x mistrzostwo Polski (1958)

Przed meczem

Drużyna z Łodzi zajmowała przed meczem czwarte miejsce w tabeli. Resovia była trzynasta, ale od kiedy zespół przejął Mirosław Hajdo, jej wyniki były zdecydowanie lepsze. Nie przegrała meczu ligowego, wygrała m.in. derby ze Stalą, zremisowała z silnym Ruchem Chorzów, a w Pucharze Polski wyeliminowała ekstraklasową Cracovię.

Faworytem była ekipa gości, ale dobre wyniki rzeszowian sprawiały, że nikt nie odbierał im szans w starciu z mającym duży apetyt na awans ŁKS. Do tego meczu jeszcze w naszej opowieści wrócimy. Wcześniej przeniesiemy się w przeszłość, by opisać wyjątkowego piłkarza grającego zarówno w Resovii, jak i w Łódzkim Klubie Sportowym.

Na naszym portalu można przeczytać teksty o dwóch innych zawodnikach występujących we wspomnianych klubach – Marianie ŁączuTadeuszu Hogendorfie. Dziś pora poznać historię Stanisława Barana.

Debiut przed wojną

Stanisław Baran urodził się w kwietniu 1920 roku w Górze Ropczyckiej – niewielkiej miejscowości położonej w województwie podkarpackim. Jego pierwszym klubem była Resovia. Wygrał z nią rozgrywki lwowskiej klasy A, ale nie awansował do Ekstraklasy.

Gdy miał 17 lat, wspólnie z kolegą, wspomnianym już Tadeuszem Hogendorfem, postanowił wyruszyć w piłkarską Polskę.  Zrobił to wbrew woli rodziców. Ku uciesze działaczy Warszawianki, Baran i Hogendorf znaleźli się w stolicy. Mieli okazję grać u boku zawodników z reprezentacyjną przeszłością. Warszawianka była wówczas mocnym, solidnym zespołem.

Szefowie klubu zapewnili rodziców Barana, że zaopiekują się młodym Stanisławem. W końcu mama i tata naszego bohatera dali się przekonać. Siedemnastoletni zawodnik pozostał więc w nowej drużynie. Mocno się w niej rozwinął, co zaowocowało powołaniem do reprezentacji Polski. A stało się to w wyjątkowym czasie, kiedy narodowa kadra wybierała się na pierwszy w dziejach naszego piłkarstwa turniej o mistrzostwo świata.

Tę historię zna większość fanów polskiego futbolu. Biało-czerwoni pojechali na mundial do Francji w 1938 roku. Format imprezy był zupełnie inny niż obecnie. Przegrywając pierwszy mecz, odpadało się z turnieju. Polacy trafili na wielką Brazylię. W szalonym, jednym z najbardziej dramatycznych spotkań w historii naszej piłki polska drużyna strzeliła Brazylijczykom pięć goli, ale przegrała po dogrywce 5:6. Bohater naszego tekstu na mistrzostwa pojechał, ale przeciwko Canarinhos nie zagrał. Nie zmienia to faktu, że dla tak młodego piłkarza wyjazd na tak duże wydarzenie był wielkim przeżyciem i okazją do zebrania nieocenionego doświadczenia.

Dopiero rok później, 27 sierpnia 1939 roku, Baran zadebiutował w reprezentacji. Okoliczności znów były wyjątkowe. Rywalem była reprezentacja Węgier. Spotkanie rozegrane zostało w Warszawie i był to ostatni mecz Polaków przed II wojną światową. Wychowanek Resovii wszedł na boisko pół godziny po pierwszym gwizdku. Miał udział w zwycięstwie 4:2. Później świat pogrążył się w okrucieństwach największego konfliktu zbrojnego w dziejach. Nic już nie było takie samo. Nastał koniec tamtego świata.

Wojenne czasy

Wybuch II wojny światowej sprawił, że Stanisław Baran stracił najlepsze piłkarskie lata. Wciąż jednak kochał futbol. Antoni Bugajski tak pisał o zawodniku w książce „Był sobie piłkarz…cz. II”:

W Limanowej mobilizował miejscowych i paru innych przebywających w okolicy piłkarzy do udziału w konspiracyjnych meczach. Najważniejszymi wydarzeniami były dwa wygrane starcia z krakowskimi drużynami: Wisłą (3:2) i Garbarnią (5:1). Nikt nie miał wątpliwości, że bez pomocy tak fantastycznego zawodnika jak Stanisław Baran na zwycięstwa limanowskiej drużyny nie byłoby szans.

Działalność naszego bohatera podczas wojny nie ograniczała się do organizowania spotkań piłkarskich. Angażował się w akacje partyzanckie, należał do oddziału Związku Walki Zbrojnej, który później został przemianowany w Armię Krajową.

Późniejsza kariera

Stanisław Baran był jednym z trzech piłkarzy, obok Władysława Szczepaniaka i Edwarda Jabłońskiego, którzy zagrali w ostatnim przed wojną oraz pierwszym po wojnie meczu narodowej kadry. 11 czerwca 1947 roku, kiedy świat mozolnie próbował otrząsnąć się po wojennej zawierusze, reprezentacja Polski pojechała do Oslo, by rozegrać mecz towarzyski z Norwegią. Gospodarze wygrali 3:1, a Baran grał przez pełne 90 minut.

Zanim doszło do drugiego reprezentacyjnego występu, Baran przeszedł po wojnie do Baltii Gdańsk – klubu będącego poprzednikiem obecnej Lechii. Wraz z nim do Trójmiasta przyjechał także Hogendorf. Długo nad morzem nie pograli. Szybko zostali ściągnięci do Łódzkiego Klubu Sportowego. Trafił tam wówczas także inny wychowanek Resovii – grający wspólnie z Baranem i Hogendorfem w Gdańsku – Marian Łącz. Jak już wspomniano, jego historia opisana została kilka lat temu na naszych łamach. A była to historia niezwykle ciekawa, gdyż Łącz był nie tylko świetnym piłkarzem, ale także aktorem mającym za sobą wiele ról filmowych i teatralnych. W dzisiejszych czasach takie połączenie jest raczej niemożliwe.

Z przeprowadzką Barana, Hogendorfa i Łącza do Łodzi wiąże się ciekawa anegdota. Opowiadał ją Tadeusz Hogendorf:

Przez trzy dni chodzili za nami przedstawiciele łódzkiego klubu. Zapraszali nas do nocnego lokalu, gdzie śpiewała specjalnie dla nas primadonna warszawskiej operetki, Beata Artemska. Panowie z Łodzi właśnie przy pomocy pani Artemskiej namawiali nas do przeprowadzki do ŁKS-u. My stanowczo odmawialiśmy, bo w Gdańsku mieliśmy wyśmienite warunki. Od naszego transferu zależało czy ŁKS zagra w I lidze. Po raz kolejny zaprosili nas do nocnego lokalu. Kelner przyniósł nam dobre wino, potem wsiedliśmy do amerykańskiego, czarnego forda, trochę zaszumiało nam w głowach… Gdy obudziliśmy się na drugi dzień, na ulicach zobaczyliśmy… tramwaje i zorientowaliśmy się, że jesteśmy w Łodzi. Ostatecznie zdecydowaliśmy się podpisać deklarację na grę w ŁKS, potem jeszcze dostaliśmy „zaskórniaka” i takim sposobem trafiliśmy do Łodzi, dokąd wówczas przeniosło się z Warszawy życie kulturalne, ponieważ stolica była niemal doszczętnie zniszczona.

Wszyscy trzej wychowankowie Resovii to właśnie w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego odnosili największe sukcesy. Baran grał tam najdłużej, do 1958 roku, dzięki czemu zdobył mistrzostwo Polski (właśnie w roku 1958) oraz krajowy puchar (rok wcześniej).

Stanisław Baran, święcąc te triumfy, był już w poważnym, jak na sportowca wieku. A mimo to spisywał się znakomicie. Złotymi zgłoskami w historii ŁKS-u zapisał się wyjazdowy mecz przeciwko Górnikowi Zabrze. Po tym spotkaniu do klubu przylgnął słynny przydomek „Rycerze Wiosny”. Nie może to dziwić, wszak łodzianie rozbili rywali aż 5:1, mimo że początkowo przegrywali, a dodatkowo przez godzinę musieli grać w dziesiątkę.

Baran, przez długi czas grający na pozycji napastnika, w późniejszych latach występował jako obrońca. Legendarny Władysław Król, ówczesny trener ŁKS-u, zdecydował się w tamtym sezonie znów wystawiać wychowanka Resovii na pozycji atakującego. Była to świetna decyzja. Były gracz Resovii strzelił Górnikowi aż cztery gole. Mimo tak wysokiego zwycięstwa ŁKS-u sezon zakończył się mistrzostwem dla zabrzan. Kolejna kampania przyniosła już jednak tytuł łodzianom, w tym bohaterowi naszego tekstu.

Miał Stanisław Baran wkład nie tylko w wywalczenie przez ŁKS tytułu najlepszej drużyny w kraju, ale także w zdobycie Pucharu Polski. Finał rozgrywek w 1957 roku odbywał się właśnie na stadionie Łódzkiego Klubu Sportowego. Początkowo miejscem zmagań miała być Warszawa, ale Heliodor Konopka, ówczesny wiceprezes PZPN, stwierdził, że spotkanie powinno zostać rozegrane na obiekcie jednego z finalistów. Doszło więc do losowania, w którym uczestniczyli prezesi łódzkiego i śląskiego (drugim finalistą był bowiem Górnik Zabrze) OZPN. Szczęście było po stronie łodzian. Później wykorzystali oni atut własnej publiczności, wygrywając 2:1, a Baran zdobył jedną z bramek. 

Urodzony na Podkarpaciu zawodnik spędził w Łodzi aż dwanaście lat. Był prawdziwym wzorem dla młodych zawodników, cieszył się dużym autorytetem. To właśnie tam zakończył zawodniczą karierę, a później pracował jako trener.

Reprezentacja

Wspomnieliśmy już o pierwszych meczach Stanisława Barana w reprezentacji. Ostatecznie uzbierało się dziewięć występów – wszystkie w meczach towarzyskich. Jak już zostało napisane, pochodzący z Góry Ropczyckiej zawodnik debiutował w narodowych barwach spotkaniem przeciwko Węgrom w Warszawie. Kiedy grał w reprezentacji po raz ostatni, również rywalem byli Węgrzy, a areną zmagań stolica naszego kraju. 4 czerwca 1950 roku Polacy przegrali 2:5. W zespole naszych rywali grał słynny Ferenc Puskas. Baran wystąpił w pierwszej połowie, a przed rozpoczęciem drugiej zmienił go Marian Łącz.

W 1957 roku dużo mówiło się o możliwym powrocie Barana do reprezentacji. Piłkarz miał już 37 lat, ale wciąż był w dobrej formie. Tak mówił na łamach „Przeglądu Sportowego”:

Byłoby to dla mnie duże wyróżnienie, gdyby władze naszego piłkarstwa, nie mając nikogo lepszego, pozwoliły mi jeszcze przywdziać koszulkę z Białym Orłem. Nie ukrywam, że przyjąłbym to wyróżnienie z największą radością. Ze swej strony dołożyłbym wszelkich starań, aby godnie wypełnić ten wielki obowiązek.

W reprezentacji kolejny raz jednak nie zagrał, lecz i tak może być zadowolony ze swojej kariery. Zdobył mistrzostwo i Puchar Polski, pojechał na mistrzostwa świata, grał u boku świetnych zawodników, był wzorem dla młodych piłkarzy, odznaczył się piękną postawą w trudnych wojennych czasach. Zmarł 12 maja 1993 roku w Łodzi. Zapisał się w historii zarówno Resovii, której był wychowankiem, jak i ŁKS-u, z którym odnosił największe sukcesy.

Resovia – ŁKS

Przenieśmy się do teraźniejszości, by opisać mecz klubów, których łączy postać Stanisława Barana. Pogoda, jaka towarzyszyła zgromadzonym tego dnia na Stadionie Miejskim kibicom, była piękna i idealnie wpisywała się w złotą polską jesień. O godzinie 15 wybrzmiał pierwszy gwizdek sędziego.

Przez większą część pierwszej połowy spotkanie było wyrównane. Dopiero w ostatnich minutach przed zmianą stron drużyna z Łodzi zyskała przewagę. Rzeszowianie od tej pory rzadko wychodzili z własnej połowy, ale utrzymali do przerwy bezbramkowy remis.

Początek drugiej połowy nie przyniósł wielu groźnych sytuacji. W końcu jednak goście zaczęli być konkretniejsi, mocniej przycisnęli rywali, a efekt przyszedł w 62. minucie, kiedy padła pierwsza bramka. Sprzed pola karnego strzelał Pirulo, obrońcy Resovii zablokowali strzał Hiszpana, ale piłka trafiła do Piotra Janczukowicza, który kopnięciem z około 20 metrów pokonał Branislava Pindrocha.

W 75. minucie wspomniany Pirulo podwyższył na 2:0, trafiając do rzeszowskiej siatki po uderzeniu głową. W doliczonym czasie, gdy nadzieje kibiców rzeszowskiego klubu były już niewielkie, sędzia podyktował jeszcze rzut karny dla przyjezdnych. Pirulo wykorzystał jedenastkę, tym samym miał udział przy wszystkich golach strzelanych tego dnia przez łódzki zespół, a przecież zaczął mecz na ławce rezerwowych.

Resovia przegrała z Łódzkim Klubem Sportowym 0:3. Była to jej pierwsza porażka pod wodzą Mirosława Hajdy. Na pomeczowej konferencji szkoleniowiec gospodarzy powiedział:

Na pewno gratuluję ŁKS-owi zwycięstwa, bo na nie zasłużył i tutaj jak najbardziej szacunek dla moich zawodników, bo podjęli walkę. Widocznie to spotkanie w Pucharze Polski, gonienie wyniku swoje ślady zostawiło i trudniej nam się biegało w dzisiejszym meczu niż w środę. W końcówce meczu musieliśmy grać w dziesięciu, bo zrobiliśmy zmiany i Marek Mróz całkiem z niczego złapał kontuzję. Na dzisiaj mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i w kolejnym spotkaniu będzie mógł wystąpić.

Resovia do meczu z ŁKS-em przystępowała po wspomnianym już, pucharowym boju z Cracovią. W szalonym meczu rzeszowianie niespodziewanie pokonali ekstraklasowca 4:3 i, jak na razie, piszą ładną pucharową historię. W 1/8 finału zagrają na wyjeździe z Pogonią Siedlce. Trener Hajdo zapytany o to, czy wiedząc o zmęczeniu zawodników, obrał na mecz z ŁKS-em specjalną taktykę, odpowiedział:

Nie obieraliśmy żadnej specjalnej taktyki, wiedzieliśmy, że będziemy grać z drużyną, która prowadzi grę, która operuje piłką i robi to dobrze. Być może gdybyśmy dzisiaj odczuwali trochę mniej to spotkanie pucharowe, to myślę, że moglibyśmy nawiązać równorzędną walkę. Dzisiaj nie mogliśmy i ŁKS zasłużenie wygrał.

Zakończenie

Wizyty na meczach w Rzeszowie zawsze są dla nas okazją do opisania ciekawych historii, wydarzeń czy postaci. Dziś przedstawiliśmy piłkarza wyjątkowego, który stał się legendą Łódzkiego Klubu Sportowego, ale także jednym z najbardziej znanych wychowanków Resovii.

Podziw budziły jego gra, strzelane gole, długi piłkarski staż, ale i postawa poza boiskiem. Warto poznawać takich sportowców i pielęgnować pamięć o nich. Jako miłośnicy historii futbolu, musimy przypominać o osobach tak mocno zasłużonych dla naszego piłkarstwa.

Źródła, z których korzystałem:

  • Antoni Bugajski – „Był sobie piłkarz… cz. II”
  • Praca zbiorowa – „Księga pamiątkowa. Łódzki OZPN 80 lat 1920-2000
  • „Przegląd Sportowy”
  • „Nowiny”
  • PodkarpacieLIVE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!