5 listopada 2023 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie przy okazji meczu 14. kolejki Fortuna 1. Ligi. Miejscowa Stal podejmowała GKS Katowice. To spotkanie było dla nas pretekstem, by przypomnieć triumfy katowickiego klubu w Pucharze Polski.
Przed meczem
Zapowiadało się bardzo wyrównane starcie, oba zespoły bowiem zajmowały w tabeli miejsca blisko siebie. Drużyna ze Śląska była dwunasta i miała zaledwie dwa punkty przewagi nad trzynastą w rozgrywkach ekipą z Podkarpacia.
Stal w poprzedniej kolejce przegrała 1:2 na wyjeździe z Lechią Gdańsk, a później zaliczyła udany występ w Pucharze Polski, eliminując ekstraklasową Puszczę Niepołomice. GKS Katowice przegrał natomiast przed własną publicznością z Polonią Warszawa 0:2, co było jego siódmym z rzędu ligowym meczem bez zwycięstwa.
Obie drużyny były więc zainteresowane wyłącznie zwycięstwem. Do rywalizacji rzeszowian z katowiczanami jeszcze wrócimy. Wcześniej jednak przeniesiemy się w przeszłość. GKS Katowice jest wszak klubem z dużymi tradycjami i odnosił onegdaj duże sukcesy. Czterokrotnie zdobywał wicemistrzostwo kraju, rywalizował w europejskich pucharach i trzy razy sięgał po Puchar Polski. Triumfy GieKSy w tych ostatnich rozgrywkach przypomnimy w naszym tekście.
Dawne sukcesy
GKS Katowice założony został w 1964 roku. Jest być może najsilniejszym klubem, który nigdy nie zdobył mistrzostwa Polski. Brak tytułu nie oznacza jednak, że GieKSa nie święciła sukcesów na krajowej arenie.
Pierwsze wicemistrzostwo Polski padło łupem piłkarzy z Katowic w 1988 roku. Osiągnięcie to zostało powtórzone już rok później. Na początku lat 90. – w 1992 i 1994 roku GKS znów mógł poszczycić się mianem drugiej najlepszej drużyny w naszym kraju. Czterokrotnie zajmował też trzecie miejsce w ligowej tabeli – ostatni raz w 2003 roku.
Klub mający siedzibę przy ulicy Bukowej zaliczył też sporo pamiętnych występów w europejskich pucharach. Niezwykle dramatyczny był jego debiut w rozgrywkach międzynarodowych. Na początku lat 70. GieKSa postawiła się bowiem wielkiej Barcelonie w Pucharze Miast Targowych, ponosząc ostatecznie dwie minimalne porażki.
Pierwsza połowa lat 90. przyniosła z kolei katowickiej drużynie wielki sukces. Było nim wyeliminowanie z Pucharu UEFA Girondins Bordeaux, w którego barwach występował wówczas Zinedine Zidane.
Pewnie kiedyś przyjdzie okazja do napisania na naszych łamach dłuższych opowieści na ten temat. Na razie skupimy się na triumfach GKS Katowice w Pucharze Polski. Jest o czym pisać, gdyż, jak już wspomniano, klub ten trzykrotnie zwyciężał w Pucharze Tysiąca Drużyn.
1985/1986 – zwycięstwo w śląskim finale
GieKSa po raz pierwszy sięgnęła po Puchar Polski w sezonie 1985/1986. Pierwszym pokonanym rywalem był Górnik Niwka Sosnowiec. Następnie wyższość katowickiego zespołu musiał uznać Lech Poznań. W ćwierćfinale rozgrywano już dwumecz. Zwycięstwo 3:1 i porażka 2:3 z Legią Warszawa sprawiły, że awans wywalczył GKS. Półfinał również składał się z dwóch spotkań, a śląska ekipa wyeliminowała w nim Pogoń Szczecin. Stało się tak po przegranej 1:2 i wygranej 3:1.
Finał nie mógł być bardziej śląski. Rozegrany został bowiem na Stadionie Śląskim w Chorzowie, a zmierzyły się w nim dwa śląskie kluby. Rywalem GKS był Górnik Zabrze. Najważniejszy mecz rozgrywek odbył się 1 maja 1986 roku, został uświetniony występami górniczej orkiestry i założyciela zespołu SBB, Józefa Skrzeka, a pierwszy gwizdek wybrzmiał o godzinie 17.
Niezależnie od wyniku wiadomo było, że w przyszłym sezonie oba zespoły dostąpią zaszczytu reprezentowania naszego kraju w europejskich pucharach, gdyż Górnik zdobył tytuł mistrza Polski. Katowiczanie, którzy w lidze zajęli piąte miejsce, nie zamierzali jednak zadowalać się przepustką do Europy i chcieli sięgnąć po trofeum.
Do przerwy prowadzili 2:0 po dwóch golach Jana Furtoka. Na początku drugiej połowy kontaktową bramkę dla Górnika zdobył Ryszard Komornicki, ale w końcówce GKS wyprowadził dwa decydujące ciosy w postaci trafień Marka Koniarka i ponownie Furtoka.
Zwycięstwo 4:1 dało katowickiemu klubowi pierwszy krajowy puchar, a architektem tego sukcesu był trener Alojzy Łysko. Szkoleniowiec pokonanych Hubert Kostka powiedział po meczu:
Sprawa się skomplikowała w momencie odnowienia się kontuzji Ossowskiemu, który skręcił staw skokowy. Po utracie dwóch bramek z kontrataków zdecydowałem się wystawić trzeciego napastnika. Jestem mimo wszystko pełen podziwu dla mojej drużyny za drugą połowę. Szybko zdobyła kontaktowego gola i były dalsze okazje do zmiany rezultatu. Ale cóż, taka jest piłka…
1990/1991 – triumf nad Legią
Z perspektywy czasu może trudno w to uwierzyć, ale w sezonie 1990/1991 finał Pucharu Polski odbył się w Piotrkowie Trybunalskim. Teraz gdy decydujące mecze tych rozgrywek odbywają się na wypełnionym po brzegi Stadionie Narodowym, wydaje się to nieco dziwne.
Pierwszymi rywalami GKS Katowice w drodze do finału były Szombierki Bytom i Korona Kielce. W ćwierćfinale porażka 0:1 z Górnikiem Zabrze nie miała znaczenia przy zwycięstwie nad tym zespołem 2:0. Podobnie półfinałowa wygrana 3:1 nad Zawiszą Bydgoszcz sprawiła, że przegrana 0:1 w rewanżu nie pozbawiła katowiczan awansu.
Tak jak przy okazji poprzedniego triumfu GieKSy w finale pewne było, że obaj finaliści zagrają w europejskich pucharach, tak tym razem tylko zwycięzca decydującego meczu zdobywał prawo gry w Europie. Katowiczanie, którzy w rywalizacji ligowej zajęli czwarte miejsce, walczyli bowiem o puchar z Legią Warszawa, która w walce o mistrzostwo Polski była dopiero dziewiąta.
23 czerwca 1991 roku o godzinie 15 rozpoczął się mecz, który przyniósł klubowi z Katowic drugą wiktorię w pucharowych rozgrywkach. Znów poprowadził go do niej trener Alojzy Łysko, chociaż drużynę objął ponownie dopiero pod koniec sezonu. W finale padła tylko jedna bramka, a zdobył ją trzynaście minut przed ostatnim gwizdkiem Andrzej Lesiak.
Warto dodać, że zaledwie cztery dni wcześniej GKS pokonał Legię w meczu ligowym. Wygrał z nią także w rundzie jesiennej, co oznacza, że w tamtym sezonie zwyciężał stołeczną drużynę aż trzykrotnie. A przecież Legia była wówczas półfinalistą Pucharu Zdobywców Pucharów!
Alojzy Łysko w wywiadzie, którego udzielił po meczu dziennikarzowi „Sportu” Jerzemu Dusikowi, nawiązał do poprzedniego pucharowego triumfu:
W tej samej kurtce i tej samej koszuli wystąpiłem 5 lat temu na Stadionie Śląskim i wtedy wygraliśmy z Górnikiem Zabrze 4:1, zdobywając po raz pierwszy w historii klubu Puchar Polski. Tym razem ubrałem się tak po to, by przynieść nam szczęście. Już przed meczem powiedziałem: jeżeli uda nam się wygrać to spotkanie, moi zawodnicy będą mogli podrzeć tę kurtkę na strzępy. I tak się stało.
1992/1993 – wygrane rzuty karne
Wspomnieliśmy, że finał, który w 1986 roku dał klubowi z Katowic pierwszy puchar, nie mógł być bardziej śląski. Ale taki był również finał, który zapewnił drużynie z Bukowej trzeci triumf w tych rozgrywkach.
Decydujący mecz w sezonie 1992/1993 odbył się wszak także na Stadionie Śląskim, a rywalem GieKSy ponownie był zespół z tego samego regionu. Tym razem w najważniejszej potyczce zagrały rezerwy Ruchu Chorzów.
Pierwsza drużyna chorzowskiego klubu odpadła już w drugiej rundzie! Drugi zespół sprawił ogromną niespodziankę, lecz w finale zagrali zawodnicy z pierwszej drużyny, która występowała w najwyższej klasie rozgrywkowej. Doszło więc do nieco dziwnej sytuacji, przepisy jednak pozwalały na to, co zrobili chorzowianie.
Spotkanie rozegrane zostało 23 czerwca 1993 roku i rozpoczęło się o godzinie 18. W 37. minucie prowadzenie Ruchowi II Chorzów dał Mariusz Śrutwa, ale sześć minut po zmianie stron wyrównał Marian Janoszka.
W dogrywce gole nie padły, więc zwycięzcę miały wyłonić rzuty karne. Jedynym zawodnikiem, który nie posłał piłki do siatki z jedenastu metrów, był grający dla chorzowskiej drużyny Radosław Gilewicz. GKS wygrał zatem 5:4 i zdobył krajowy puchar po raz trzeci.
Zespół do sukcesu poprowadził austriacki szkoleniowiec Adolf Blutsch. Warto dodać, że w spotkaniu tym – w szeregach pokonanych – wystąpił obecny trener reprezentacji Polski Michał Probierz.
Jestem bardzo szczęśliwy ze zdobycia Pucharu Polski, ale muszę również pogratulować rywalom znakomitej postawy. Gdyby wykorzystali sytuację na początku drugiej połowy, to chyba oni cieszyliby się ze zdobycia pucharu. W rzutach karnych, wiadomo, trzeba mieć trochę szczęścia. Uśmiechnęło się ono tym razem do nas – powiedział po meczu trener zwycięzców.
Mecz w Rzeszowie
Wracamy do Rzeszowa, by opowiedzieć, jak wyglądał mecz zapowiadany we wstępie. Pierwszą groźną sytuację stworzyła w 12. minucie drużyna z Katowic, ale Jakub Wrąbel obronił strzał Mateusza Marca. W 25. minucie goście wyszli na prowadzenie po golu znanego na Podkarpaciu z występów w Stali Mielec Sebastiana Bergiera.
Na początku drugiej połowy Marzec zatrzymał faulem wychodzącego na czystą pozycję wprowadzonego w przerwie Jesusa Diaza. Sędzia najpierw pokazał zawodnikowi katowickiej drużyny żółtą kartkę, ale po analizie VAR zamienił ją na czerwoną.
Rzut wolny wykonywał Sebastien Thill, ale minimalnie spudłował. Stal ruszyła do ataku, chcąc wykorzystać grę w przewadze. Jednak w 55. minucie zamiast bramki dla gospodarzy, kibice zobaczyli drugiego gola dla ekipy Rafała Góraka. Piłka po strzale Bergiera trafiła we Wrąbla, ale dobitka Dawida Brzozowskiego była skuteczna.
Zespół Marka Zuba atakował. Dwa strzały z dystansu oddał rezerwowy Krystian Wachowiak, ale radził sobie z nimi Dawid Kudła. Dopiero na kwadrans przed końcem piłka pierwszy raz znalazła się w bramce drużyny ze Śląska. Z trafienia cieszył się Adler da Silva,
Stal poczuła szansę i zaatakowała jeszcze mocniej. Dobrą okazję miał m.in. Milan Simcak, ale zatrzymał go Kudła. W 87. minucie Adler trafił po raz drugi. Napastnik strzelał z rzutu wolnego, a piłka po rykoszecie wpadła do bramki. Straty zostały odrobione.
Podrażnieni goście stworzyli po chwili zagrożenie, ale Brzozowski spudłował w pojedynku z bramkarzem. W doliczonym czasie Adler mógł ustrzelić hat-tricka, lecz Kudła zaliczył kolejną interwencję.
Emocjonujący mecz zakończył się wynikiem 2:2. Widowisko dostarczyło wielu wrażeń, ale po ostatnim gwizdku chyba obie drużyny mogły czuć niedosyt. Stal nie wykorzystała bowiem gry w przewadze, GKS stracił zaś dwubramkowe prowadzenie.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener gości, Rafał Górak, powiedział:
Niewątpliwie było to emocjonujące spotkanie, które trzymało w emocjach do końca. Szkoda, że graliśmy o jednego zawodnika mniej, to zawsze jest ogromne utrudnienie. Zdobyliśmy bramkę na 2:0 i wydawałoby się, że przy naszej organizacji powinniśmy to prowadzenie utrzymać.
Szkoleniowiec gospodarzy, Marek Zub, podsumował:
Pierwsze, co mi się nasuwa na myśl to pewne podsumowanie naszych występów w tym sezonie – bardzo trudno nam przychodzi zdobywanie bramek, tracimy je natomiast w sposób absolutnie niespodziewany Wydaje mi się, że brakuje nam jeszcze dojrzałości, zarówno wtedy, kiedy mamy przewagę, jak i w momencie, kiedy są sytuacje trudne pod naszą bramką. Widowisko piłkarskie było ciekawe, ale ta ciekawość kończy się dla nas tylko jednym punktem.
Mecz rzeczywiście był dobrym widowiskiem, było zatem o czym rozmawiać. Zadałem więc trenerowi Stali kilka pytań.
– Nie pierwszy raz w tym sezonie tracicie bramkę, grając w przewadze. Tak było w derbach Rzeszowa, z tym że w meczu z Resovią obyło się bez konsekwencji w postaci straty punktów. We wtorek z kolei wygraliście, grając w osłabieniu. Z czego to wynika?
– Próbowałem na to odpowiedzieć w pierwszej wypowiedzi. Brakuje dojrzałości w konkretnych sytuacjach. To jest piłka nożna. Pokazuje to, jak trudno czasem wygrać, grając w przewadze i jak czasem łatwo jest obronić się, grając w niedowadze. Nikt w zasadzie z pełną premedytacją nie przygotowuje się do sytuacji, kiedy gra się w przewadze. To są sytuacje wpisane w scenariusz meczowy, ale nikt tego nie zakłada.
– Sporo do waszej gry wniosło wejście Jesusa Diaza. To była bardzo dobra zmiana. Nie żałuje pan, że nie wystawił go od początku?
– Praktycznie co tydzień odpowiadam na pytania dotyczące Jesusa i tego, czy mógłby grać od początku. Widzieliśmy, jak ożywiła się gra, ale z naszego trenerskiego punktu widzenia podejmujemy duże ryzyko. Nadal pracujemy nad Jesusem, bo chłopak ma naprawdę duży potencjał, żeby go ubrać w nasze zespołowe ramki. Jeżeli uda się to zrobić, to Jesus w końcu zacznie zdobywać bramki i nie będziemy mieli momentów niepewności.
– Jak duży wpływ na dzisiejszy mecz miał fakt, że kilka dni temu rozgrywaliście mecz Pucharu Polski? Czy walka na dwóch frontach ma wpływ na rywalizację o ligowe punkty?
– Uważam, że z naszego punktu widzenia nie. Mamy wyrównaną kadrę i na ławce jest wielu zawodników, którzy czekają na szansę, żeby zagrać. Myślę, że te zmiany, które zrobiliśmy dzisiaj, pokazały, że ci zawodnicy, którzy weszli w dalszej części meczu, równie dobrze mogli wyjść w podstawowym składzie. To była już kwestia naszych decyzji sportowo-taktycznych. Ale oczywiście, jeżeli rozgrywamy, tak jak w tym tygodniu, trzy mecze, bo biorę pod uwagę też mecz w Gdańsku, to musi mieć jakiś wpływ. Dlatego z jednej strony trzeba mieć na uwadze, żeby tym składem trochę rotować.
Marek Zub wierzył w gole Jesusa Diaza, o czym mówił na konferencjach prasowych. W następnej kolejce Stal Rzeszów zagrała w Niecieczy z Bruk-Bet Termaliką. Kolumbijczyk strzelił w tym spotkaniu pierwszego gola w barwach Żurawi, a drużyna ze stolicy Podkarpacia wygrała 2:1.
Źródła, z których korzystałem:
- Praca zbiorowa – „Księga pamiątkowa. 80 lat OZPN Katowice”
- Grzegorz Ignatowski, Andrzej Potocki, Mariusz Świerczyński (pod redakcją) – „Polskie kluby w europejskich pucharach”
- „Przegląd Sportowy”
- „Sport”
- „Piłka Nożna”
- Biblioteka PZPN