Przed rozpoczęciem ostatnich mistrzostw Europy wielu kibiców i ekspertów upatrywało czarnego konia w reprezentacji Turcji. Wydawało się, że obecna kadra jest w stanie osiągnąć na Euro dobry wynik. Rzeczywistość zweryfikowała te przewidywania. Turcy przegrali trzy mecze, kończąc zmagania na fazie grupowej. Kibice znad Bosforu nadal mogą wspominać świetny występ swojej drużyny na turnieju w 2008 roku. I właśnie do tych wydarzeń powracamy w tym tekście.
Fascynujący kraj
Turcja jest krajem intrygującym, niejednoznacznym, nieoczywistym. Jej bogata historia fascynuje, wyjątkowa kultura działa na wyobraźnię, a jedyna w swoim rodzaju przyroda zachwyca. Niebanalnie opisał ten kraj Witold Szabłowski w książce „Zabójca z miasta moreli”. Ta lektura pokazuje Turcję z wielu perspektyw, opisuje różne jej zakątki, przedstawia ludzi mieszkających tam na co dzień, zmagających się z codziennymi problemami.
Pod względem sportowym Turcja również jest niepowtarzalna. Słynie przede wszystkim z gorącego klimatu panującego na trybunach, tworzonego przez fanatycznych kibiców, nie tylko na arenach piłkarskich, ale także podczas zmagań w innych dyscyplinach. Roman Kołtoń tak pisał o tureckim kibicowaniu na łamach wydanej przez „Przegląd Sportowy” publikacji „Wielkie kluby Europy. Galatasaray Stambuł”:
Kto widział spotkania ligowe w Anglii, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech czy Francji, ten wie, czym są spektakle piłkarskie rozgrywane przed kilkudziesięciotysięczną publicznością. Bo Premiership, Bundesliga, Primera Division, Serie A czy Ligue 1 to są znaczące ligi – także jeśli chodzi o kibicowanie. Jednak kto nie doświadczył Turcji, ten tak naprawdę nie wie, co to znaczy gorąca atmosfera.
Od lat z Turcją kojarzone są trzy wielkie kluby ze Stambułu – Galatasaray, Fenerbahce i Besiktas. Ich koloryt jest niepodrabialny. W ostatnich latach ich barwy przywdziewali znani, utytułowani piłkarze, kuszeni przez wspomnianą wyjątkową atmosferę, pełne trybuny, ale i duże pieniądze.
Nie tylko piłka nożna rozpalała tureckich fanów sportu. Duże sukcesy odnosiły siatkarki, które sięgały w ostatnim czasie po medale wielkich imprez – mistrzostw Europy, Ligi Narodów czy Igrzysk Europejskich. Triumfy, zarówno na polu reprezentacyjnym, jak i klubowym, święci także turecka koszykówka. Radość kibicom dawali ostatnio również przedstawiciele zapasów, taekwondo czy podnoszenia ciężarów.
Złota era piłkarstwa
W naszej opowieści skupimy się oczywiście na tureckiej piłce nożnej. Jej najlepszy czas przypadał na końcówkę XX wieku oraz pierwszą dekadę XXI. W sezonie 1999/2000 prowadzona przez Fatiha Terima drużyna Galatasaray, w składzie z takimi gwiazdami jak Claudio Taffarel, Gheorghe Hagi czy Hakan Sukur, wygrała rozgrywki o Puchar UEFA, pokonując w finale po rzutach karnych londyński Arsenal. Następnie stambulska ekipa sięgnęła po Superpuchar Europy, wygrywając z Realem Madryt.
W 2000 roku kibice doczekali się pierwszego sukcesu reprezentacji, która pod wodzą Mustafy Denizliego doszła do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Rok 2002 przyniósł jeszcze większe osiągnięcie. Narodowa kadra prowadzona przez Senola Gunesa (który pełnił rolę selekcjonera także po latach, podczas nieudanego Euro 2020) zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Korei Południowej i Japonii.
Rok później na boiskach we Francji Turcy zajęli trzecie miejsce w Pucharze Konfederacji. Przykrą niespodzianką zakończyły się eliminacje mistrzostw Europy 2004. Barażowa porażka z Łotwą pozbawiła trzecią drużynę świata wyjazdu do Portugalii. Reprezentacji Turcji zabrakło także na mistrzostwach świata w 2006 roku. Znów nie powiodło się w barażach. Tym razem pogromcą tureckiego zespołu była Szwajcaria.
Powrót pięknych dni
Przełamanie nastąpiło podczas mistrzostw Europy w 2008 roku. Drugi raz w historii europejski czempionat rozgrywany był w dwóch krajach, tym razem w Austrii i Szwajcarii. Kiedy Turcja przystępowała do eliminacji, selekcjonerem był wspomniany już Fatih Terim. Reprezentacja została przebudowana, nie można było sobie pozwolić na trzecie z rzędu przegrane eliminacje.
Rywalami Turków w walce o awans na Euro 2008 były Grecja, Norwegia, Bośnia i Hercegowina, Mołdawia, Węgry i Malta. Grupę wygrali Grecy, którzy jako jedyni wyprzedzili turecką ekipę. Zespół trenera Terima wywalczył zatem przepustkę na austriacko-szwajcarski turniej z drugiego miejsca.
Reprezentacja Turcji w końcu mogła przystąpić do wielkiej piłkarskiej imprezy. Do kadry na turniej nie dostał się doświadczony Hakan Sukur. Opaskę kapitana przejął po nim dobrze spisujący się w barwach Villarealu Nihat Kahveci. Pozycję pierwszego bramkarza stracił doświadczony Rustu Recber, który do Austrii i Szwajcarii pojechał jako zmiennik Volkana Demirela.
Faza grupowa
W turnieju o mistrzostwo Europy Turcja trafiła do grupy A. Miała okazję zaprezentować się przed kibicami już pierwszego dnia. Rywalem była Portugalia, która cztery lata wcześniej na własnych boiskach zdobyła wicemistrzostwo Starego Kontynentu.
7 czerwca o 20.45 na stadionie w Genewie Portugalczycy wygrali 2:0. Po pierwszej połowie utrzymywał się remis, jednak ostatnie pół godziny przyniosło gole dające zwycięstwo drużynie z Półwyspu Iberyjskiego. Najpierw trafił Pepe, a w doliczonym czasie wynik ustalił Raul Meireles.
Nikt nie załamywał się porażką z reprezentacją Portugalii. Był to bowiem najmocniejszy grupowy rywal i strata punktów w tym starciu nie zamykała Turkom drogi do wyjścia z grupy. Trzeba było jednak koniecznie szukać punktów w kolejnych meczach.
11 czerwca przeciwnikiem Turcji była Szwajcaria. O 20.45 piłkarze obu zespołów wyszli na murawę stadionu w Bazylei. Widowisko zapowiadało się pasjonująco. Helweci również przegrali pierwsze spotkanie (0:1 z Czechami), więc dla obu drużyn było to spotkanie o wszystko.
Po nieco ponad pół godzinie gry prowadzenie objęli współgospodarze turnieju. Co ciekawe, bramkę zdobył zawodnik tureckiego pochodzenia, Hakan Yakin. Do przerwy Turcy przegrywali i przepustka do ćwierćfinału mocno się od nich oddalała.
Druga połowa okazała się dla nich szczęśliwa. Najpierw wyrównał Semih Senturk, a w doliczonym czasie zwycięstwo graczom Fatiha Terima zapewnił Arda Turan. Pierwszy raz na tym turnieju tureccy piłkarze zrobili to, z czego zostali zapamiętani – odwrócili losy rywalizacji w samej końcówce i pokazali, że walczą do końca.
Najwięcej emocji dostarczył ostatni mecz grupowy. Na stadionie w Genewie rywalem Turcji była reprezentacja Czech, która cztery lata wcześniej dotarła na Euro do półfinału, prezentując ładny dla oka futbol.
Spotkanie Turcji z Czechami było bezpośrednim starciem o awans do ćwierćfinału. W gronie najlepszych ośmiu drużyn turnieju miał zameldować się zwycięzca. UEFA zdecydowała, że w przypadku remisu, decydować będą rzuty karne. Byłby to pierwszy w historii konkurs jedenastek w fazie grupowej.
Mecz rozgrywany na Stade de Geneve był jednym z najpiękniejszych i najbardziej dramatycznych w dziejach finałów mistrzostw Europy. Jeszcze w pierwszej połowie prowadzenie Czechom zapewnił Jan Koller. W drugiej części trafił Jaroslav Plasil.
Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem Turcy przegrywali dwiema bramkami. Ich marzenia wydawały się nieosiągalne. Wszystko wskazywało na to, że w fazie pucharowej zagrają Czesi. I właśnie wtedy nadzieję przywrócił Arda Turan.
Gdy do końca pozostawały trzy minuty, Turcja wciąż przegrywała. Końcówka była jednak popisem Nihata Kahveciego. Urodzony w Stambule napastnik pokonywał Petra Cecha w 87. i 89. minucie. Piłkarski świat przecierał oczy ze zdumienia.
Dramatyczny ćwierćfinał
Chyba jeszcze więcej emocji przyniósł ćwierćfinałowy bój z Chorwacją. Drużyna z Bałkanów w oczach wielu ekspertów uchodziła za czarnego konia mistrzostw. W eliminacjach wygrała z Anglią. Pamiętnym zwycięstwem 3:2 na Wembley zamknęła Wyspiarzom drzwi do austriacko-szwajcarskiego turnieju.
W grupie Chorwaci odnieśli trzy zwycięstwa – nad Austrią, Niemcami i Polską. Nadzieje sympatyków drużyny prowadzonej przez Slavena Bilicia były coraz większe. Po tak udanych meczach nikogo nie mogło to dziwić.
20 czerwca o 20.45 na Stadionie Ernsta Happela w Wiedniu rozpoczął się mecz, który przeszedł do historii reprezentacyjnego futbolu. Przez długi czas nic nie zwiastowało tego, by spotkanie Turcji z Chorwacją miało zapisać się w dziejach piłkarstwa tak mocno.
Gole długo nie padały. Na boisku nie działo się wiele. Wydawało się, że dogrywka również nie przyniesie bramek. Na minutę przed jej zakończeniem Chorwaci objęli jednak prowadzenie po trafieniu Ivana Klasnicia. Na trybunach wiedeńskiego stadionu oraz przed telewizorami w milionach domów na całym świecie prawdopodobnie niewielu było ludzi, którzy wierzyli jeszcze w awans Turków.
W doliczonym czasie stało się jednak coś, dzięki czemu opisywany mecz wszedł do piłkarskiej klasyki. Semih Senturk pięknym strzałem doprowadził do remisu, wprawiając w osłupienie chorwackich kibiców. Rywalizacja wciąż trwała.
Po tak szalonej końcówce wiele wskazywało na to, że w rzutach karnych przewagę psychologiczną będą mieli Turcy. Tak też się stało. Z chorwackich piłkarzy trafił jedynie Darijo Srna. Nieskuteczni byli Luka Modrić, Ivan Rakitić i Mladen Petrić. W zespole tureckim celnie strzelali Arda Turan, Semih Senturk i Hamit Altintop. Turcja wygrała 3:1 i zameldowała się w półfinale.
Tamtej nocy płakałem jak dziecko. To była największa wpadka w mojej karierze
wspominał Luka Modrić
Osłabienie na półfinał
Awans do najlepszej czwórki turnieju już był dla reprezentacji Turcji dużym osiągnięciem. W półfinale czekała drużyna niemiecka, która w poprzedniej rundzie wyeliminowała Portugalię. W starciu z Turkami drużyna prowadzona przez Joachima Loewa była faworytem.
Mimo to, obserwatorzy turnieju wiedzieli, że piłkarzy znad Bosforu nie należy lekceważyć i skazywać na porażkę. W czasie mistrzostw ekipa Fatiha Terima dokonała bowiem rzeczy wielkich. Niestety, przed rywalizacją z Niemcami, a właściwie zaraz po meczu z Chorwacją, pojawiły się poważne problemy. Turcja do spotkania o finał, w wyniku kontuzji i kartek, musiała przystąpić mocno osłabiona. Przeciwko trzeciej drużynie mistrzostw świata 2006 nie mógł zagrać m.in. dobrze spisujący się na austriackich i szwajcarskich boiskach Arda Turan.
Nic na szczęście nie zraziło Turków. 25 czerwca o 20.45 wyszli na murawę stadionu St. Jakob-Park w Bazylei z wiarą w to, że są w stanie sprawić kolejną niespodziankę. Mecz, chociaż obfitował w gole i szalone zwroty akcji, został zapamiętany nie tylko ze względów sportowych, ale i… pogodowych. Tego wieczora szalała burza, co przeszkadzało nie tylko piłkarzom, ale i komentatorom oraz oglądającym spotkanie w telewizji kibicom.
Przez warunki atmosferyczne transmisja była szarpana. Kilka razy zrywane było połączenie z komentującymi ten mecz dla Polsatu Bożydarem Iwanowem i Romanem Kołtoniem, zaś komentator niemieckiej telewizji publicznej przez jakiś czas relacjonował to widowisko przez telefon.
Na boisku też było ciekawie. W 22. minucie niespodziewane prowadzenie dał Turkom Ugur Boral. Cztery minuty później wyrównał Bastian Schweinsteiger. W drugiej połowie, zwłaszcza w jej końcowych fragmentach, działo się jeszcze więcej. Na jedenaście minut przed końcem gola dla Niemiec strzelił Miroslav Klose. To nie podłamało walecznych Turków. W 86. Minucie kolejną bramkę na turnieju zdobył Semih Senturk. I gdy zegar wybijał 90. minutę, a nad stadionem unosił się zapach dogrywki, zwycięstwo Niemcom zapewnił Philipp Lahm.
Niemcy wygrali 3:2. Zrobili to, co w większości turniejowych meczów robili Turcy – odwrócili losy rywalizacji w ostatnich minutach. Awansowali do finału, w którym musieli uznać wyższość Hiszpanów. Nikt po tym spotkaniu nie miał żalu do pokonanych. Osłabiona reprezentacja Turcji walczyła do końca, pokazała charakter, w starciu z faworytem zaprezentowała się z dobrej strony, wyszła na plac gry bez strachu. Cały turniej tureccy piłkarze zakończyli z podniesionymi głowami.
Zakończenie
Mistrzostwa Europy rozegrane w 2008 roku przyniosły Turkom największy w historii ich piłkarstwa sukces obok trzeciego miejsca na mistrzostw świata 2002. Na uwagę zasłużył nie tylko osiągnięty przez nich wynik, ale także styl, jaki prezentowali. Na ich meczach nie sposób było się nudzić. Grali niczym prowadzona przez Bogdana Wentę reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych. Każde ich spotkanie dostarczało szalonych emocji.
Wyszarpane zwycięstwo nad Szwajcarią, odwrócenie losów rywalizacji z Czechami, niezwykła końcówka dogrywki w meczu z Chorwacją, a na koniec zacięty bój z Niemcami i porażka, która nie przyniosła wstydu.
To był ostatni, jak dotąd, udany turniej reprezentacji Turcji. Od tego czasu piłkarze z tego kraju nie potrafili zakwalifikować się do finałów mistrzostw świata. Na Euro zagrali dwa razy, ale zarówno w 2016 roku we Francji, jak i w 2021, gdy mistrzostwa były rozsiane po różnych europejskich miastach, nie zdołali wyjść z grupy.
Tym bardziej warto pamiętać o sukcesie z 2008 roku. Turcja dodała turniejowi kolorytu, sprawiła, że o wielu meczach mówi się do dziś. Pokazała jak powinno się walczyć do końca i udowodniła, że warto wierzyć w zwycięstwo, nawet jeśli nie wszystko układa się pomyślnie. Upór, determinacja i wiara w siebie to cechy, które charakteryzowały tureckich piłkarzy tak pięknie reprezentujących swój kraj.
GRZEGORZ ZIMNY
- Witold Szabłowski – „Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji”
- Roman Kołtoń – „Wielkie kluby Europy. Galatasaray Stambuł” – publikacja wydana przez „Przegląd Sportowy”
- Artykuł ze strony ESPN https://www.espn.com/soccer/european-championship/0/blog/post/2890605/croatia-still-haunted-by-euro-2008-heartache-against-turkey