Utrzymanie na zapleczu elity – podsumowanie występów koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w sezonie 2024/2025

Czas czytania: 12 m.
5
(4)

OPTeam Energia Polska Resovia przystępowała do sezonu 2024/2025 jako beniaminek koszykarskiej Bank Pekao 1. Ligi. Po fazie zasadniczej zespół ze stolicy Podkarpacia zakończył rywalizację. Nie awansował do play-off, ale utrzymał się na zapleczu elity.  Przez całe rozgrywki opisywaliśmy na łamach Retro Futbol występy rzeszowskiej drużyny. Przyszła teraz pora na podsumowanie. Jest o czym pisać, gdyż zawodnicy „Bieszczadzkich Wilków” dostarczyli ogromnych emocji.

Awans do drugiej klasy rozgrywkowej rzeszowscy siatkarze wywalczyli w maju 2024 roku. Przepustkę do grona pierwszoligowców dała im wygrana nad Energą Basket Warszawa, o czym więcej pisaliśmy tutaj. Resoviacy rozbudzili koszykarskie apetyty w stolicy Podkarpacia, a ich mecze zaczynały cieszyć się coraz większym zainteresowaniem.

Hala przy ulicy Towarnickiego podczas decydujących spotkań ubiegłego sezonu była szczelnie wypełniona. Wejście na zaplecze elity świętowano w huczny sposób. Rzeszów po kilkunastu latach znów zaczął żyć koszykówką, a fani z tego miasta coraz częściej wspominali osiągane przez „Bieszczadzkie Wilki” sukcesy, które także opisywaliśmy.  

Powrót legendy

Przed rozpoczęciem sezonu 2024/2025 do klubu z Rzeszowa po kilkunastu latach wrócił Kacper Młynarski, którego śmiało można nazwać legendą Resovii. Został oczywiście jej kapitanem i miał duży wpływ na drużynę, nie tylko od strony sportowej, ale również mentalnej. Dla młodych zawodników, których w zespole jest sporo, był bowiem swego rodzaju mentorem.

Dużym wzmocnieniem miał być Harrison Henderson. Mierzący 2011 centymetrów Amerykanin miał przebłyski, ale jego przygoda z rzeszowską drużyną nie była w pełni udana i zakończyła się już pod koniec grudnia.

Seria niefortunnych zdarzeń

Mawia się, że sport jest metaforą życia. W stwierdzeniu tym mieści się sporo prawdy. Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii udowodnili w tym sezonie, że nigdy nie należy się poddawać – zarówno w sporcie, jak i w życiu. W pewnym momencie ich sytuacja była bardzo trudna i wydawało się, że już po roku mogą opuścić szeregi zaplecza elity.

Rozgrywki Bank Pekao 1. Ligi rozpoczęły się pod koniec września. Rzeszowianie wyraźnie ulegli u siebie Enea Abramczyk Astorii Bydgoszcz. Następnie ponieśli wyjazdową porażkę z GKS Tychy. Pierwszego zwycięstwa doczekali się w trzeciej kolejce, gdy pokonali przed własną publicznością Polonię Warszawa.

Poszli za ciosem, przywożąc wygraną z Gdańska, gdzie ich rywalem były rezerwy Trefla Gdańsk. Pod koniec października miała miejsce historyczna chwila. Areną derbów Podkarpacia, w których rzeszowski zespół rywalizował z Miastem Szkła Krosna, była hala Podpromie – największy tego typu obiekt w mieście. Spotkanie to stanowiło powrót basketu w to miejsce po kilkunastu latach. Atmosfera tego dnia była niezwykła. Podobnie, jak widowisko, w którym gospodarze wygrali po dogrywce, co z trybun oglądało mnóstwo kibiców, bijąc rekord frekwencji na koszykarskim meczu drugiej klasy rozgrywkowej w Polsce.

Kilka dni później OPTeam Energia Polska Resovia wysoko przegrała w Poznaniu z Enea Basketem. Następnie uległa u siebie innemu beniaminkowi – ŁKS Coolpack Łódź. Listopad rzeszowscy gracze rozpoczęli od wyjazdowej porażki z Decką Pelplin. Oddech złapali po ograniu w hali przy Towarnickiego Weegree AZS Politechniki Opolskiej, ale już dni lat później wrócili na tarczy z Radomia, gdzie nie sprostali drużynie HydroTracku. Po tym meczu funkcję szkoleniowca rzeszowskiego zespołu przestał pełnić Kamil Piechucki.

Jego następcą został Wojciech Bychawski, który bardzo szybko dał się poznać jako osoba niezwykle barwna i wyrazista, o czym pisaliśmy niejednokrotnie. Trzeba też jednak oddać zasługi trenerowi Piechuckiemu, który zapisał się w historii Resovii, wprowadzając ją po latach na drugi szczebel ligowych rozgrywek.

Debiut trenera Bychawskiego przypadł na wyjazdowy mecz z KSK Qemetica Notecią Inowrocław, z którą resoviacy minimalnie przegrali. Pierwszym domowym spotkaniem dla nowego opiekuna rzeszowskich koszykarzy było rozegrane na Podpromiu starcie z Sensation Kotwicą Port Morski Kołobrzeg. Gospodarze znów przegrali, ale jeszcze gorszą informacją była dla nich poważna kontuzja Wojciecha Wątroby, który musiał później długo pauzować, lecz w końcu wrócił i pomógł drużynie w utrzymaniu.

Wygrana w Koszalinie nad MKKS Żakiem dała nieco spokoju, który szybko został jednak zmącony po dwóch domowych porażkach poniesionych w ciągu dwóch dni w starciach z zespołami z Wrocławia. Najpierw przy Towarnickiego wygrały rezerwy Śląska, a zaraz potem, w zaległym spotkaniu 10. kolejki, uczynił to WKK. Sytuacja podkarpackiej ekipy była wówczas bardzo trudna. Rzeszowianie nie tylko przegrywali, ale byli trapieni także przez problemy zdrowotne. Niektórzy zawodnicy leczyli kontuzje, inni natomiast chorowali, gdyż w zespole zapanowała grypa.

Trener po spotkaniach z wrocławianami usłyszał z ust jednego z kibiców okrzyk „druga liga”. Na konferencji prasowej obiecał wówczas, że utrzyma drużynę na drugim szczeblu, mimo okoliczności, które były wtedy nie do pozazdroszczenia. Grypa nie odpuszczała, kiedy resoviacy wybrali się do Starogardu Gdańskiego, gdzie nie dali rady tamtejszemu SKS Fulimpex.

Rzeszowski klub pragnął przełożyć mecz, lecz nie dostał na to zgody. Bychawski na spotkaniu z dziennikarzami powiedział, że gra w koszykówkę w takim stanie zdrowotnym może odbić się w przyszłości na jego zawodnikach i stwierdził nawet, że dopuszczając do wyjścia na parkiet, popełnia grzech ciężki.

Tuż przed końcem 2024 roku, świeżo po Bożym Narodzeniu, OPTeam Energia Polska Resovia dostała kolejny cios. W rozgrywanych na Podpromiu derbach Podkarpacia przegrała z Muszynianką Sokołem Łańcut różnicą aż 42 punktów. W spotkaniu tym zadebiutował mający imponujące CV Oleksandr Mishula. Ukrainiec szybko stał się czołowym graczem Pasiaków i miał ogromny wkład w późniejsze wywalczenie utrzymania.

Przezwyciężenie kryzysu

Początek 2025 roku, a zarazem start rundy rewanżowej, również był trudny dla resoviaków. Zaczęło się od porażki w Bydgoszczy. Trener Bychawski nadal jednak przekonywał, że pozostanie w gronie pierwszoligowców, jest możliwe. Nadzieję w serca kibiców wlała domowa wygrana nad GKS Tychy.

Prawdopodobnie jednym z najważniejszych momentów sezonu było natomiast zwycięstwo w Warszawie nad Polonią. Drużyna znad Wisłoka przegrywała w stolicy różnicą ponad dwudziestu oczek, lecz rzuciła się w szaleńczą pogoń, która dała jej niezwykle ważny triumf.

Później zawodnicy z Podkarpacia pewnie ograli na Podpromiu rezerwy Trefla Sopot. Klasę pokazali w kolejnych derbach regionu – tym razem w Krośnie, gdzie odnieśli kolejne zwycięstwo nad Miastem Szkła, przerywając długą serię wygranych tego zespołu.

Pierwszy dzień lutego przyniósł ogromne emocje, po których rzeszowianie zrewanżowali się u siebie drużynie z Poznania, wygrywając w dramatycznych okolicznościach. Kilka dni później przytrafiła się porażka w Łodzi, ale szybko o niej zapomniano, gdy podopieczni Wojciecha Bychawskiego różnicą jednego punktu pokonali na Podpromiu Deckę Pelplin.

Dwie wyjazdowe porażki – najpierw w Opolu, a później we Wrocławiu z WKK – pokazały, że o utrzymanie nie będzie łatwo, ale później znów wśród kibiców rzeszowskiego basketu pojawiły się dobre humory, gdyż ich drużyna osiągnęła dwa zwycięstwa – najpierw na Podpromiu z HydroTruckiem, a następnie przy Towarnickiego z Notecią Inowrocław. Podczas starcia z radomianami w Rzeszowie świętowano 50-lecie mistrzostwa Polski Resovii, o czym szeroko pisaliśmy tutaj.

Nad morze resoviacy udali się samolotem, ale wysoko przegrali w Kołobrzegu. W ostatnim spotkaniu na Podpromiu wygrali za to z MKKS Żakiem Koszalin, czym zbliżyli się do pozostania w lidze. W stolicy Dolnego Śląska lepsze od zespołu z Rzeszowa okazały się rezerwy Śląska. Nadszedł w końcu 29 marca – dzień, który przyniósł koszykarzom i kibicom z Rzeszowa wspaniałą wiadomość.

Właśnie tego dnia GKS Tychy pokonał MKKS Żaka Koszalin. Wynik ten sprawił, że OPTeam Energia Polska Resovia była pewna utrzymania w Pekao Bank 1. Lidze. Nazajutrz rzeszowianie przegrali w ostatnim domowym meczu sezonu z SKS Fulimpex Starogard Gdański 82:99, ale fani z Podkarpacia nie przejęli się zbyt mocno tą porażką, skupiając się na radości z utrzymania.

489930466 1181676096837983 5654162601373763422 n
Fot. Grzegorz Zimny

Okiem zawodnika

Tuż po zakończeniu tego spotkania porozmawialiśmy z zawodnikiem rzeszowskiej drużyny, Maciejem Koperskim, dla którego sezon 2024/2025 był bardzo udany. Po wspomnianym w naszym podsumowaniu, grudniowym meczu z WKK Wrocław, rozegrała się z udziałem tego zawodnika niezwykła scena, którą tak opisywaliśmy w naszej relacji:

Maciej Koperski, 25-letni zawodnik rzeszowskiego klubu, tak mocno przeżywał porażkę, że się rozpłakał. Szkoleniowiec podszedł do niego i w mocnych słowach starał się wytłumaczyć, że porażka nie powinna rodzić łez, a w trudnych chwilach ważne jest to, by mieć wysoko podniesioną głowę.

Na koniec trener przytulił swego podopiecznego, zapewniając, że wierzy w drużynę. Niezwykłym przeżyciem było obserwowanie tej sceny, gdyż znalazło się w niej wszystko, co jest kwintesencją sportu. Została w niej zawarta cała paleta emocji – nerwy, smutek i łzy, ale także wiara, pasja i nadzieja. Była to scena niczym z soczystego amerykańskiego kina.

W rozmowie z Maciejem Koperskim wspomnieliśmy tamte chwile. Koszykarz analitycznie podsumował sezon, podzielił się swymi spostrzeżeniami, wybrał także trzy najlepsze jego zdaniem mecze rzeszowskiego zespołu.

Retro Futbol: – Co czujesz, gdy już wiadomo, że macie zapewnione utrzymanie? Bardziej radość, czy ulgę?

Maciej Koperski: – Dobre pytanie. Myślę, że na pewno jest duży niedosyt. Przed sezonem poprzeczka naszych ambicji była na pewno dużo wyżej. Niestety, sezon potoczył się tak, jak się potoczył. Było wiele perypetii – zmiana trenera, kontuzje, choroby. Na pewno bardzo nas to spowolniło. Długo nie mogliśmy złapać rytmu meczowego, dopiero w drugiej rundzie zaczęło się to ruszać. Jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się utrzymać. To był nasz cel minimum, więc można powiedzieć, że go spełniliśmy, ale na pewno niedosyt zostanie, bo tak, jak mówię – jesteśmy ambitnymi zawodnikami i wiemy, że moglibyśmy zagrać dużo lepiej.

– Był taki moment w tym sezonie, pod konie 2024 roku, kiedy spadły na was liczne plagi – choroby, kontuzje, seria porażek. Po meczu z WKK Wrocław rozegrała się tutaj niemal filmowa scena z twoim udziałem. Wiem, że nie traciliście wówczas wiary, ale na pewno trudno było ją wykrzesać. Co pojawiało się w waszych myślach?

– Tak jak powiedziałeś, choroby bardzo nas spowolniły. Gdy jeden zawodnik wracał do zdrowia, to wypadał następny i było tak pewnie przez miesiąc. Treningowo nie mogliśmy złapać rytmu, nie mogliśmy odnaleźć swego DNA. Zmiana trenera pojawiła się w trakcie sezonu, potrzebowaliśmy zmiany systemowej, a przede wszystkim mentalnej, bo zaczęliśmy bronić agresywniej, co przyniosło nam dużo korzyści. Myślę, że plaga to dobre określenie, bo tamten okres, ten grudzień, był dla nas trochę depresyjny. Trzymaliśmy się końcówką wiary, bo wiedzieliśmy, że możemy lepiej, chcieliśmy lepiej, ale cały czas ktoś wypadał. Był to dla nas bardzo trudny okres. Tym bardziej cieszy to, jak weszliśmy w drugą rundę i jak ją skończyliśmy, bo do dzisiejszego meczu byliśmy niepokonani w swoich halach. Uważam, że należy nam się trochę szacunku za to, jak się podnieśliśmy z tego dołka. Po pierwszej rundzie mieliśmy przecież tylko pięć zwycięstw i myślę, że mało kto stawiał nas w roli drużyny, która się utrzyma.

– A co było przełomowym momentem? Może odniesione w niesamowitych okolicznościach zwycięstwo w Warszawie?

– Myślę, że tak. To zwycięstwo dodało nam skrzydeł. Zaczęliśmy sobie ufać, zaczęliśmy wierzyć w to, jaki trener ma pomysł na drużynę i że mocną defensywą możemy wygrywać duże mecze.

– Trener Bychawski jest bardzo wyrazistą postacią. Jego wkład w utrzymanie był pewnie bardzo duży. Cały czas było po nim widać wiarę w osiągnięcie celu.

– Zgadza się. Znam trenera bardzo długo, to jest już siódmy sezon, w którym współpracujemy. Trener na pewno jest bardzo wyrazistą osobą i nie gryzie się w język. Na pewno wierzy w to, co mówi, ma swoje zasady, swój regulamin, którego się trzyma od wielu lat. Jestem mu wdzięczny, bo z powrotem zaszczepił we mnie wiarę w umiejętności. Tak jak powiedziałeś, po meczu z WKK trener potrafił podejść do mnie, czy do innych zawodników i powiedzieć, że to tylko jeden mecz, że możemy grać lepiej, tylko musimy w to uwierzyć. Ta wiara dodała nam skrzydeł.

– Na koniec mała zabawa. Które z waszych meczów wskazałbyś jako trzy najlepsze w tym sezonie?

– Na pewno wygrana w Krośnie. Wybrałbym także mecz w Warszawie, mimo że styl może nie był najładniejszy. A trzeci mecz to spotkanie domowe z Notecią Inowrocław. Zaprezentowaliśmy w nim kupę charakteru. Ten mecz pokazał, jakich mamy wspaniałych kibiców, jak mogą oni nas nieść, gdy nam nie idzie, dlatego duże podziękowania dla nich.   

Bohater romantyczny

Na konferencji prasowej po spotkaniu z drużyną ze Starogardu Gdańskiego obok trenera Bychawskiego pojawił się kapitan OPTeam Energia Polska Resovii, Kacper Młynarski, który podobnie jak w powyższej rozmowie Maciej Koperski, mówił, że cieszy się z utrzymania, ale czuje też niedosyt:

Po pierwsze chciałbym podziękować kibicom, którzy zrobili dzisiaj wspaniałą atmosferę. Przez cały sezon byli naszym szóstym zawodnikiem. To było coś wspaniałego. Jest trochę niedosyt, bo dotychczas w drugiej rundzie byliśmy u siebie niepokonani. Na pewno brakło dziś pazura. Myślę, że wczorajszy wynik drużyny z Tychów, gwarantujący nam utrzymanie, też to spowodował. Lepiej było jednak grać bez noża na gardle. Był to szalony sezon.

Szkoleniowiec rzeszowian, jak mało kto, potrafi czynić show z konferencji prasowych. Zadaliśmy mu kilka pytań, wychodząc nawet poza sport. W spotkaniach Wojciecha Bychawskiego z dziennikarzami często pojawiają się tematy egzystencjalne, nie brakuje emocji, szczypty ironii i ciekawych spostrzeżeń dotyczących nie tylko koszykówki. Nie dziwi więc, że jakiś czas temu na portalu Polski Kosz nazwano trenera bohaterem romantycznym.

– Panie trenerze, trochę ironicznie odpowiedział pan w Krośnie, po meczu z Miastem Szkła, gdy pytaliśmy o mentalną stronę wyjścia z bardzo trudnej sytuacji. Być może udało się wyjść z kryzysu dlatego, że wasi zawodnicy podchodzą do tego, co robią z dużą ambicją. Maciej Koperski mówił o niedosycie, podobnie mówi Kacper Młynarski. Chyba dobrze świadczy to o nich jako sportowcach. 

– Po pierwsze, jeśli powiedziałem do pana z ironią, to była to sympatyczna ironia. Dzisiaj w rozmowie z prezesem wspominałem natomiast wigilię klubową, kiedy po serii przegranych meczów spotkaliśmy się w restauracji, żeby usiąść i coś zjeść. Dostaliśmy trochę drobnych, bardzo fajnych prezentów od jednego ze sponsorów. Śmiałem się, że jest taka atmosfera, przegrane mecze, a tutaj wjeżdżają prezenty. Oczywiście wszystko było świetnie zorganizowane, jak to w Rzeszowie – świetna restauracja, fajne jedzenie. A atmosfera była grobowa, niepewna przyszłość. Wszyscy się uśmiechali, były przyklejone uśmiechy i pytania co robić dalej. Właśnie o tym mówię w kontekście tego, że to daje powód do zadowolenia, że udało się zbudować zwycięską serię, wygrać wiele meczów u siebie.

Bardzo dużo rzeczy nie wyszło. Myślę, że w ambicjach klubu było nie tylko utrzymanie, ale też zagranie o coś więcej. Wszyscy tu uczyli się tej ligi krok po kroku. Pewne elementy trzeba przepracować. Jest to frycowe beniaminka. Dla mnie wyznacznikiem tego sezonu jest to, że wyprzedajemy bilety na taki mecz jak dzisiejszy, zanim zaczniemy je sprzedawać, na derby w Łańcucie nasze bilety rozeszły się od 20 do 20:12, znajomi do mnie dzwonią i pytają, czy nie wprowadziłbym ich gdzieś tak bokiem. Czy może być lepsza promocja sportu na Podkarpaciu? Wydaje mi się, że nie, bo dzieje się tak i u nas, i w Łańcucie, i w Krośnie. 

Jestem smutny, bo wczoraj miałem wielką ulgę, wielką satysfakcję z utrzymania, a po dzisiejszym meczu człowiek ma zadrę, bo ja nie nauczyłem się przegrywać, nie potrafię tego robić. Myślę, że gdyby nie chodziło o zdrowie mojego dziecka, to nie postawiłbym na przegraną swojego meczu nawet za milion złotych, nie oddałbym tego, bo jestem po prostu chorobliwie ambitny. Było tutaj natomiast tyle radości i emocji, że musiał się zdarzyć taki pasztet, jak dzisiaj. Rozmawiałem wczoraj z zawodnikami po meczu, który dał nam utrzymanie i zeszło z nas ciśnienie, bo drżeliśmy do końca. Mega się cieszę. Jest we mnie bardzo dużo radości, ale też chciałbym więcej. Chciałbym być na lepszym miejscu, jakiś czas temu była szansa na walkę o play-off. Nie byliśmy na to gotowi, choć może gdyby nie było tych chorób, gdybyśmy wyszarpali jeden, dwa mecze, to naprawdę mogłoby to wyglądać inaczej. W pewnym momencie wyglądaliśmy jak banda przypadkowych ludzi. Dlatego fajnie, że tak to puentujemy.

Bez cienia kokieterii, którą zarzucają mi złośliwi ludzie, jeszcze raz podkreślę, że nie grałem przy takiej publiczności. Przez cały pobyt tylko raz, o tym już opowiadałem, jeden pan z trybun krzyknął „druga liga”. Jeden pan. Odpowiedziałem mu wtedy, że utrzymam tę drużynę i powiedziałem to na konferencji. Nawet gdy były przegrane, ludzie nas wspierali. Dzisiaj podszedł do mnie bardzo sympatyczny człowiek, trochę starszy ode mnie, i powiedział mi tak: „słuchaj gościu, mam do ciebie sprawę. Nie lubię cię strasznie. Ale mam mega szacun do ciebie za to, że utrzymałeś tę drużynę, za to, że dotrzymałeś słowa i za to, jak to wygląda, chociaż bardzo cię nie lubię”. Zapytałem go, dlaczego mnie nie lubi. Nie umiał odpowiedzieć, ale to nieważne. Rozmowa zakończyła się sympatycznie, nie było żadnego hejterstwa, to była po prostu szczerość. Nawet gdy ktoś tu kogoś nie lubi, to potrafi to powiedzieć. W zeszłym roku w trudnych warunkach utrzymałem drużynę ekstraklasową z Gdyni. Niezależnie od tego, czy wygrywałem, czy przegrywałem, to ludzie z jakiegoś powodu mnie nie lubili, nie szanowali i deptali po mnie. A teraz gdy Arce nie idzie, ktoś wyżywa swoje złośliwości na prezesie, czy na kimś innym, ale nie na trenerze. Jestem trudnym człowiekiem do lubienia, już o tym mówiłem, ale nie ma potrzeby, żeby wszyscy mnie lubili. Ważne, że są ludzie, którzy potrafią za coś podziękować.

– Na portalu Polski Kosz nazwano pana bohaterem romantycznym.

– Może jestem bohaterem romantycznym i to nie jest próżność. Powiedziałem, że utrzymam drużynę i robiłem wszystko, by tak się stało. Gdybym panu powiedział, ile w tym czasie zapadło tu trudnych decyzji, ile było trudnych rozmów, trudnych sytuacji, kiedy musiałem chować pokorę do kieszeni, to by pan w to nie uwierzył, bo pewne rzeczy są w Vegas i zostają w Vegas. To wszystko powoduje, że wiem, ile muszę poświęcić, żeby pewne rzeczy zrobić. Cieszę się, że się udało, a wierzyłem w to, bo wiem, z jaką grupą ludzi pracuję. Wiedziałem, że dzięki nim staję się lepszy. Mieliśmy naprawdę różne problemy, ale potem przychodziła walka i dawaliśmy radę. Niech zatem pozostanie tak, że lubi mnie kilka osób, a reszta niech mnie nie lubi. Jak mówił Włóczykij do Muminka na pytanie o to, czy nie martwi się, że ludzie go nie lubią. Odpowiedział: „na wszelki wypadek sypiam bez piżamy, w razie gdyby mnie chcieli…”. I tu już odsyłam do lektury „Muminków”. Tyle mam do powiedzenia tym, którzy mnie nie lubią.

– A najpiękniejszy dla pana moment tego sezonu? Zwycięstwo w Krośnie, wygrana w Warszawie, może inny moment?

– Dużo było fajnych momentów, ale najpiękniejszy moment był wczoraj. Wracałem z treningu, z nerwów nie oglądałem meczu w Tychach. Pojechałem na cmentarz, gdzie odwiedzam moją mamę, która nie żyje od ponad roku. Bardzo dużo mi pomaga. Usiadłem przy jej grobie, odpaliłem sobie telefon i zobaczyłem, że się utrzymaliśmy. Myślę, że ona też się tam cieszyła i była ze mną. To był najpiękniejszy moment tego sezonu, bo zrobiłem to, co obiecałem zrobić.

Derby na koniec sezonu

Ostatnim meczem OPTeam Energia Polska Resovii w sezonie było derbowe starcie w Łańcucie z Muszynianką Sokołem. Rzeszowianie byli pewni utrzymania, lecz nie mieli szans na awans do play-off, łańcucianie walczyli zaś o jak najlepsze rozstawienie w decydującej fazie rozgrywek.

409e5235 2b18 4de6 99d2 b6a8983c65b9 1
Fot. Paweł Żądło

Trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca. Mecz także był dobrym widowiskiem i dostarczył sporych emocji. Drużyna z Rzeszowa wygrała aż trzy kwarty, ale w całym spotkaniu więcej punktów zdobyli gospodarze. Muszynianka Sokół zwyciężył 91:86.

7a6e9e81 3bb3 4c8c 8cb5 41d89c9c7e83
Fot. Paweł Żądło

Pierwsze miejsce w tabeli po zakończeniu sezonu zasadniczego zajęła trzecia z występujących na tym szczeblu ekip z Podkarpacia – Miasto Szkła Krosno. Zespół z Łańcuta był trzeci. Do fazy play-off awansowały też Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz, WKK Active Hotel Wrocław, GKS Tychy, Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg, Decka Pelplin i KSK Quemetica Noteć Inowrocław.

OPTeam Energia Polska Resovia uplasowała się na piętnastej pozycji, co dało jej utrzymanie w Pekao Bank 1. Lidze. Z zaplecza elity spadły MKKS Żak Koszalin, HydroTruck Radom i Bears Uniwersytet Gdański Trefl Sopot. Poniżej prezentujemy pary ćwierćfinałowe.

Muszynianka Sokół Łańcut – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Miasto Szkła Krosno – KSK Quemetica Noteć Inowrocław

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – Decka Pelplin

WKK Active Hotel Wrocław – GKS Tychy

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 4

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka o obronę europejskiego trofeum – mecze Asseco Resovii z Ziraatem Bankasi Ankara w finale Pucharu CEV

Siatkarze Asseco Resovii w sezonie 2024/2025 przystąpili do rozgrywek Pucharu CEV jako obrońcy trofeum. Przed rokiem triumfowali po finałowych zwycięstwach nad niemieckim SVG Luneburg....

Rok od śmierci legendarnego prezesa i królewski klub z dolnośląskiego. Relacja z meczu Polonia Warszawa — Chrobry Głogów

Co to był za mecz! Starcie Polonii Warszawa z Chrobrym Głogów w Betclic 1. Ligi ekscytowało chyba każdego kibica na Konwiktorskiej. Zwroty akcje, piękne...

„Adriano. Mój największy strach”. Mocne wspomnienia brazylijskiego piłkarza

Miał wszystko, żeby zostać czołowym napastnikiem na świecie przez długie lata. Dziś żyje w faweli, z której się wyrwał, nie stroniąc od alkoholu. Rusza...