Wojna hiszpańsko-włoska. Najlepsze mecze w historii.

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Historia pojedynków Włochów z Hiszpanami sięga początków futbolu w Europie. Obydwie drużyny biorą udział w „wojnie półwyspów” o dominację na Starym Kontynencie. Chociaż w ostatnich latach na prowadzenie nieznacznie wysunęli się Hiszpanie, Italia w dzisiejszym finale w Berlinie ma szansę odebrać jej koronę i wrócić na szczyt. Z tej okazji warto przypomnieć pięć najbardziej pamiętnych potyczek pomiędzy włoskimi i hiszpańskimi klubami, a także reprezentacjami obydwu krajów.

5. Inter Mediolan – Real Madryt 3:1 (1:0) 27.05.1964

Wielki finał Pucharu Mistrzów w sezonie 1963/1964 rozegrany został w Wiedniu, na Praterstadion (dziś stadion im. Ernsta Happela). Spotkały się w nim światowy dominator, jedna z najlepszych drużyn wszech czasów – Real Madryt z fantastycznym Alfredo di Stefano w składzie – oraz mistrz Włoch, Inter Mediolan, który dopiero budował swoją ówczesną potęgę. Obydwa zespoły przeszły poprzednie rundy niczym burza, ale znacznie większe spustoszenie siali Królewscy. Miażdżenie kolejnych rywali na swojej drodze robiło ogromne wrażenie na całym ówczesnym futbolowym światku. Tymczasem w Mediolanie myślano zupełnie inaczej. Stery Nerazzurrich trzymał bowiem Helenio Herrera, legendarny argentyński szkoleniowiec, który wprowadził do powszechnego użytku taktykę zwaną Catenaccio, która polegała na zmasowanej obronie i płynnym przechodzeniu do kontrataku. Taktyka Herrery zrewolucjonizowała piłkę nożną niemal w tym samym stopniu, co „Futbol Totalny” Rinusa Michelsa. Większość drużyn grała otwartą, ofensywną piłkę, co w starciu z Catenaccio oznaczało nieuchronną klęskę. W ten sposób Inter wyeliminował najpierw angielski Everton (1:0 w Mediolanie po golu Jaira, 0:0 w Liverpoolu), następnie francuskie Monaco (1:0 w Mediolanie po golu Ciccolo, w rewanżu 1:3 po dwóch bramkach Mazzoli i jednej Suareza), potem Partizan Belgrad (2:0 w Belgradzie po golach Mazzoli i Jaira, 2:1 w Mediolanie, również Jair oraz Corso), a na sam koniec niemiecką Borussię (2:2 na wyjeździe po golach Corso i Mazzoli, 2:0 u siebie po bramkach Jaira i Mazzoli). Dla porównania Real niemiłosiernie łoił każdego. 7:0 w dwumeczu z Rangers (4 bramki Puskasa), 8:4 z Dinamem Bukareszt, 4:3 z piekielnie mocnym Milanem (w pierwszym meczu zwyciestwo 4:1) oraz 8:1 z FC Zurich w półfinale rozgrywek.

Mimo gwiazd pokroju Facchettiego, Suareza, czy Mazzoli nikt nie dawał Interowi wielkich szans w starciu z gigantem, jakim był madrycki Real. Herrera w finale miał podwójną motywację, bowiem to porażka z Królewskimi sprawiła, że stracił posadę szkoleniowca Barcelony. Wbrew oczekiwaniom mecz był niezwykle wyrównany. Pierwsza bramka padła tuż przed przerwą, gdy Sandro Mazzola zauważył wysuniętego bramkarza i uderzył z dystansu umieszczając piłkę tuż pod poprzeczką bramki Realu. Niedługo po rozpoczęciu drugiej połowy gry Aurelio Milani pokonał Vicente po raz drugi. Golkiper stołecznego zespołu zdołał sięgnąć piłkę uderzoną precyzyjnie w lewy dolny róg bramki, ale mimo jego rozpaczliwej interwencji wpadła ona do siatki. Piłkarzy z Hiszpanii stać było na jeden zryw. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego jeden z zawodników Królewskich strącił piłkę za siebie, tam przyjął ją Felo, który dość przypadkowo podbił futbolówkę do góry i zakończył akcję przepięknym strzałem nożycami. Na niewiele się to jednak zdało. Sześć minut później błąd obrońcy wykorzystał Sandro Mazzola, który przejął niefortunnie wybitą piłkę i w stuprocentowej sytuacji pokonał Vicente. Inter wygrał Puchar Mistrzów po raz pierwszy w historii i zatrzymał trofeum w Mediolanie, gdyż rok wcześniej triumfatorem rozgrywek okazał się Milan. Nerazzurri zatrzymali puchar również w następnym sezonie, gdy ponownie zdeklasowali konkurencję.

* * *

4. Juventus – Real Madryt 0:1 (0:0) 20.05.1998

Odwrotna sytuacja do tej przedstawionej powyżej. Tym razem to włoski zespół był dominatorem, najlepszą drużyną na kontynencie, która uległa w wielkim finale teoretycznie słabszemu rywalowi. Juventus, który po raz trzeci z rzędu rywalizował o najważniejsze klubowe trofeum na Starym Kontynencie, chciał powetować sobie ubiegłoroczną porażkę z Borussią Dortmund i odzyskać cenny puchar. Marcelo Lippi miał wówczas do dyspozycji szatnię pękającą w szwach od wielkich nazwisk – Peruzzi, Del Piero, Zidane, Pessotto, Inzaghi, Davids, Deschamps… Tylko cud mógł sprawić, że Królewscy, którzy na dodatek spisywali się fatalnie na pozostałych frontach, ograją ten iście galaktyczny zespół. Finał rozgrywany na Amsterdam ArenA w stolicy Holandii miał być zresztą pożegnalnym meczem Juppa Heynecka jako trenera Realu. Królewscy dysponowali niewiele gorszą „artylerią”. Redondo, Seedorf, Raul, Morientes, czy wreszcie bohaterowie finału: Hierro i Mijatović, należeli do grona najwybitniejszym zawodników świata. Zacznijmy jednak od początku.

Stara Dama nie rozpoczęła rozgrywek za dobrze. W grupie z Manchesterem United, Feyenoordem Rotterdam i Koszycami nie grała zbyt przekonująco (może poza pierwszym meczem, w którym rozbili Holendrów 5:1), ale awansowała do kolejnej rundy zajmując drugie miejsce w grupie B. W tym samym czasie Real naprzemian wysoko ogrywał lub zawodził w grupie D. Wysokie zwycięstwa z Olympiakosem i Rosenborgiem nieco przyćmiły porażka i remis w rewanżach z tymi zespołami, ale w ostatniej kolejce stołeczny klub zdemolował Porto i bez problemu zajął pierwsze miejsce w grupie. Warto dodać, że rozgrywki miały wtedy nieco inny format i zwycięzcy poszczególnych grup, a także dwa najlepsze zespoły z drugich miejsc (w tym właśnie Juve) od razu przechodziły do ćwierćfinału. Tam ponownie nie było łatwo. Juventus zremisował z Dynamem w Turynie, a Real z Bayerem w Leverkusen, ale w rewanżowych spotkaniach obydwaj giganci spisali się na miarę oczekiwań i odprawili z kwitkiem niżej notowanych rywali. Spośród dwumeczów półfinałowych więcej emocji wzbudziło starcie Bianconerich z Monaco, w którym padło aż dziesięć goli. Po zwycięstwie Juve 4:1 w pierwszym spotkaniu, w rewanżu Francuzi wygrali 3:2, ale mimo to odpadli z rozgrywek. Finał okazał się fantastycznym widowiskiem, w którym starły się dwa piłkarskie światy. Faworyt z Włoch szybko stracił przewagę, którą „wypracował” jeszcze przed meczem. Real grał zdecydowanie lepszą piłkę, ale nie potrafił zagrozić bramce rywala i do przerwy utrzymywał się rezultat remisowy. Po przerwie jedyną stuprocentową okazję dla zespołu z Hiszpanii wykorzystał Mijatović i tak po 32 latach Real ponownie zdobył Puchar Mistrzów.

* * *

3. Hiszpania – Włochy 4:0 (2:0) 01.07.2012

Hiszpanie będący u szczytu futbolowego świata, najlepsza drużyna globu, zwycięzcy mundialu w RPA spotkali się z rewelacją turnieju, Włochami. Wcześniej obydwa zespoły mierzyły się ze sobą w fazie grupowej Euro. Mecz ten zakończył się remisem 1:1, a bramki strzelali Cesc Fabregas i Antonio Di Natale. Tym razem jednak miało być inaczej. Wielki finał był okazją do udowodnienia światu siły La Furia Roja i potwierdzenia jej dominacji. Tak też się stało…

Hiszpanie przyjechali na turniej do Polski i Ukrainy jako zdecydowany faworyt. W fazie grupowej gładko pokonali Irlandię, byli nieznacznie lepsi od Chorwacji i podzielili się punktami z Italią. To pomiędzy Włochami a Chorwacją miała rozegrać się walka o drugie miejsce i awans do ćwierćfinału. Azzurri zremisowali z piłkarzami z Półwyspu Bałkańskiego, ale dzięki ich porażce z Hiszpanią przeszli do kolejnego etapu rozgrywek. W kolejnych rundach obydwie drużyny nie miały łatwych rywali. Hiszpanie poradzili sobie jednak z Francją, a po serii rzutów karnych do strefy medalowej dostali się Włosi, którzy wygrywając z Anglią zwrócili na siebie oczy fanów futbolu. W półfinale role się odwróciły – to Hiszpanie musieli męczyć się w konkursie jedenastek z Portugalią, a podopieczni Cesare Prandellego niespodziewanie pokonali Niemców (pamiętna cieszynka Mario Balotellego pochodzi właśnie z tego spotkania). Obydwa zespoły ponownie zmierzyły się ze sobą w finale, który zapowiadany był jako starcie dwóch światów. Rzeczywistość pokazała, że obydwa światy dzieli jednak ogromna przepaść. Włosi nie podjęli walki, nie wyglądali jak drużyna, która walczy o jeden z najważniejszych pucharów w światowym futbolu. Totalna dominacja Hiszpanii i rozpaczliwie broniący się Azzurri – tak wyglądało 90 minut najbardziej jednostronnego finału od lat. Nawet wielki Gigi Buffon nie potrafił zatrzymać La Furia Roja. Bramki Silvy, Jordiego Alby, Torresa i Maty przesądziły o wysokim zwycięstwie drużyny z Półwyspu Iberyjskiego.

* * *

2. Dwumecz Milan – Deportivo La Coruna. 4:1 (2:1) i 0:4 (0:3) 2o04

Dramaturgia tego dwumeczu przerosła wszelką możliwą skalę. Kapitalny powrót Deportivo i rozbicie wielkiego Milanu na własnym stadionie sprawiło, że w drużynie z La Coruny zakochała się Europa. Ten ćwierćfinał miał nie różnić się niczym od innych spotkań faworytów z kopciuszkami. Rossoneri, którzy wygrali swoją grupę i wysoko ograli Spartę Praga byli jednym z faworytów rozgrywek. Dla porównania Deportivo zajęło drugie miejsce w grupie, za AS Monaco, ale za to w fazie pucharowej Hiszpanie wyeliminowali Juventus. Ogranie wielkiego rywala Milanu nie miało jednak znaczenia na San Siro, gdzie Diavolo totalnie zdominowali rywala. Co prawda to goście rozpoczęli strzelanie, ale cztery szybkie ciosy pod koniec pierwszej i na początku drugiej połowy meczu przesądziły sprawę zwycięstwa i jak się wydawało również awansu. W rewanżu drużyna z ligi hiszpańskiej niespodziewanie podjęła rękawicę. Ba, Deportivo o kilka klas przerosło gwiazdy z Milanu! Pierwszego gola ponownie zdobył Pandiani, następnie do bramki trafił jubilat – 39-letni Valeron, a dzieła zniszczenia dopełnili Luque i Fran. Heroiczna walka do końca zaowocowała awansem do półfinału, a także pokazała wszystkim, że nie ma sytuacji, z której nie da się wyjść. Spotkanie rewanżowe było jednak owiane tajemnicą. Andrea Pirlo w swojej autobiografii zasugerował, że Hiszpanie mogli być pod wpływem środków dopingowych. Włoski „maestro” przyznał, że zawodnicy Deportivo „nie wyglądali wtedy jak ludzie”, mieli ogromną przewagę siły i kondycji nad rywalem i dosłownie zabiegali Milan na boisku. Czy plotka Andrei ma w sobie ziarnko prawdy? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy.

* * *

1. AC Milan – FC Barcelona 4:0 (2:0) 18 maja 1994

Fani Rossonerich określają ten mecz mianem jednego z najwspanialszych występów ich klubu w historii. Nic dziwnego, bowiem 18 maja 1994 roku w Atenach miała miejsca niezwykła lekcja pokory i szacunku w wykonaniu piłkarzy z Mediolanu. FC Barcelona miała wówczas gigantyczną przewagę nad resztą stawki. Piłkarze prowadzeni przez Johana Cruyffa byli światowym potentatem, nikt nie mógł dorównać Blaugranie, która z góry patrzyła na każdego kolejnego rywala. Nie inaczej miało być w finale. Hiszpańska prasa rozpływała się w marzeniach wróżąc Katalończykom wysokie zwycięstwo nad mniej doświadczonym rywalem. Tymczasem to Barca ze Stoiczkowem i Romario w składzie musiała przełknąć bardzo gorzką gorycz kompromitacji.

Złota era Barcelony prowadzonej przez Cruyffa miała trwać w najlepsze przez lata. Po delikatnej wpadce w pierwszej rundzie rozgrywek w Kijowie, gdzie nieoczekiwanie zwyciężyło Dynamo, Barca ruszyła do przodu niczym wojenna machina. Łatwo wygrana grupa postawiła ich w roli faworyta rozgrywek. Gdzieś z tyłu dreptali wówczas Rossoneri, którzy co prawda również zajęli pierwsze miejsce w swojej grupie, ale zremisowali aż cztery z sześciu meczów. W zmienionym formacie rozgrywek zwycięzcy grup wzięli udział w półfinałach rozgrywanych na ich terenie. W nich obydwa zespoły zwyciężyły swoich rywali w takim samym stosunku bramek – 3:0. Finał zapowiadał się emocjonująco, ale większość kibiców przyznała tytuł przed meczem, oczywiście Barcelonie. Blaugrana na mecz wyszła pewna siebie, zapatrzona we wróżby dziennikarzy i ekspertów, za co została szybko i boleśnie skarcona. W grze Blaugrany widać było dużą nonszalancję i chęć udowodnienia swojej wyższości, Milan natomiast grał konsekwentnie. Walczył o każdy sektor boiska i wyrywał piłkę rywalowi. Jeszcze przed przerwą dwie bramki zdobył Daniele Massaro, a po zmianie stron Barcę uporzyli Savicević i Desailly. Wtedy narodziła się świetna drużyna Diavolo, którzy na stale zapisali się na kartach historii futbolu. Paolo Maldini, Mauro Tasotii, Roberto Donadoni, czy Zvorimir Boban zakończyli pierwszą erę złotej Barcelony w majowy grecki wieczór w Atenach.

Redakcja: Paweł Wilamowski

 

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...