Antonio Di Natale – lojalność bez żadnych granic

Czas czytania: 9 m.
5
(1)

Siedział w znanej sobie jak własna kieszeń szatni na Stadio Friuli. W centrum uwagi był zawsze, jednak tego dnia lampy zwrócone na niego świeciły wyjątkowo jasno. Rozmyślał nie tylko o nadchodzących 90 minutach, ale głównie o długiej i wspaniałej drodze, którą przebył. Po rozegraniu ponad 450 meczów dla ukochanego klubu wiedział, że to koniec. Podczas rozgrzewki doznał urazu, lecz to nie mogło stanowić przeszkody. Za wszelką cenę chciał zagrać, strzelić gola i pożegnać się z kibicami w wielkim stylu. Po wszystkim nawet nie podejmował próby obrony przed łzami. Najpierw delikatnie się wzruszył, by po upłynięciu kilku chwil drżeć z emocji i szlochać. 12 lat spędzone w 100-tysięcznym mieście na północy Włoch nadało mu status żywej legendy.

Dane osobowe

  • Imię i nazwisko: Antonio Di Natale
  • Data i miejsce urodzenia: 13 października 1977, Neapol
  • Wzrost: 1,70
  • Pozycja: Napastnik

Kluby i reprezentacja (oficjalne):

  • Empoli (1996-04) – 158 występów, 49 bramek
  • Iperzola (1997-98 wyp.) – 33 występy, 6 bramek
  • Varese (1998 wyp.) – 5 występów, 0 bramek
  • Viareggio (1998-99 wyp.) – 25 występów, 12 bramek
  • Udinese Calcio (2004–16) – 385 występy, 191 bramek
  • Włochy (2002-12) – 42 mecze, 11 bramek

Osiągnięcia zespołowe:

  • Włochy
    – wicemistrzostwo Europy (2012)

Osiągnięcia indywidualne:

  • 1x piłkarz roku serie A (2010)
  • 2x król strzelców Serie A (2009/10, 2010/11)
  • 1x król strzelców pucharu włoch

Antonio Di Natale to doskonały przykład zawodnika, który mógł wygrać, osiągnąć, a przede wszystkim zarobić znacznie więcej, jednakowoż kierował się w życiu innymi priorytetami. W wieku niespełna 27 lat osiadł w Udinese i zapisał się na kartach włoskiego futbolu jako ten wierny, pełen pasji, pozbawiony ślepego pędu za szelestem banknotów. Popularny „Toto‘‘ zasłużył na szacunek całego piłkarskiego świata.

Ostatni Mohikanin

Trykot w biało-czarne pasy zakładał od lata 2004 roku aż do końca sezonu 2015/2016. Swoją pozycję w Udinese zawdzięcza nie tylko genialnej postawie na boisku, ale także charakterowi lidera i mentora. Piotr Zieliński, który miał przyjemność uczyć się u boku wieloletniego kapitana, wyznał, iż ten traktuje młodszych graczy jak synów i nigdy się nie wywyższa. Zależy mu na rozwoju nieopierzonych zawodników, czego najlepszym dowodem jest założona przez niego w 2010 roku szkółka piłkarska dla dzieci.

REKLAMA 2

Co nieco o Di Natale w programie „Foot Truck” na platformie Youtube opowiedział Wojciech Pawłowski. Wojtek jako młody golkiper trafił do Udinese. Polak był pełen uznania dla umiejętności starszego kolegi, który… pożyczał mu szampon.

– Antonio pożyczał mi szampon, bo nigdy nie miałem swojego. Obracałem się i mówiłem „Antonio daj trochę szamponu na dłoń” (śmiech). Nigdy nie trenowałem z takim gościem. On takie cuda robił… To nie typ ekstra sprintera czy siłacza, imponował sprytem, miał nosa i strzelecki instynkt. Potrafił wszystko tą swoją małą nóżką

– sięgał pamięcią aktualny bramkarz Unii Janikowo.

W trakcie pięknej przygody w Udinese wielokrotnie kusiły go potężne marki. Ogromną ochotę na jego transfer miał w okolicach 2008 roku Liverpool, ale też zespoły z innych regionów Półwyspu Apenińskiego chętnie widziałyby go u siebie – mowa tutaj o Juventusie i Milanie. Swego czasu bajeczny kontrakt w Chinach proponowali mu przedstawiciele Guangzhou Evergrande, ale im również grzecznie odmówił, mimo że w Państwie Środka zarobiłby ponoć siedem lub osiem razy więcej, niż inkasował wówczas w Italii.

– Nie potrafiłbym związać się z kobietą, którą kręci błysk fleszy i życie celebrytki. Moja żona poświęca dużo dla rodziny i wychowuje dwoje naszych dzieci. Zdecydowaliśmy, że zostajemy. Chłopcy chodzą tutaj do szkoły, są przywiązani do tego miejsca. Nie ma tematu przeprowadzki. Gdyby zależało nam na pieniądzach, już dawno zmieniłbym klub. Jestem wdzięczny za zainteresowanie moją osobą, ale nigdzie się stąd nie ruszam

– mówił kiedy dostał pytanie o odrzucenie oferty z Juventusu.

Gdy idol trybun deklaruje takimi słowami przywiązanie do klubu, kibice automatycznie ubóstwiają go jeszcze bardziej. Di Natale nigdy nie rzucał słów na wiatr. Prezydentowi Giampaolo Pozzo obiecał, że karierę zakończy na Stadio Friuli i tak właśnie zrobił. Z Pozzo do dzisiaj posiada wyjątkową więź. Wzajemnie się uwielbiają, a Di Natale stwierdził niegdyś, że czuje się częścią rodziny prezydenta, która zawsze dawała mu niebywałe wsparcie.

Antonio można śmiało nazywać Ostatnim Mohikaninem w świecie krwiożerczego biznesu, jakim stał się futbol. Dzięki takim opowieściom wypada jeszcze wierzyć w ostatki romantyzmu w tym sporcie i niekoniecznie trzeba widzieć w każdym piłkarzu jedynie produktu z kodem kreskowym na potylicy.

15 maja 2016 roku w wieku 38 lat oficjalnie powiedział „dość”. W ostatniej kolejce Udinese podejmowało na własnym terenie Carpi, a Antonio zaczął ten mecz na ławce rezerwowych tak jak większość spotkań w ostatnim roku gry. Gospodarze przegrali 1:2, jednakże idol pożegnał się z ukochanymi kibicami godnie – wszedł w końcówce i strzelił gola.

Mieć serce, gdy innym serca zabraknie

12 kwietnia 2012 roku calcio dosięgnęła gigantyczna tragedia. Z powodu niewykrytej wady serca na boisku zmarł Piermario Morosini, wypożyczony z Udinese do Livorno pomocnik, a prywatnie przyjaciel Di Natale. Rodzinę Morosinich dopadło sporo przykrych zdarzeń. Rodzice Piemario zmarli, gdy był bardzo młody. Jego brat popełnił samobójstwo rok po stracie ojca. Niepełnosprawna siostra Morosiniego opierała się na dochodach piłkarza i w ten sposób opłacała leczenie. Jej przyszłość stała pod znakiem zapytania, jednak wtedy do akcji wkroczył Antonio.

– Znamy sytuację jego siostry i jako klub postanowiliśmy jej pomóc, ponieważ znalazła się w prawdziwej potrzebie. Niezbędne jest wspieranie jej już do końca życia. Cztery lata temu zmarła moja matka, Giovanna. Piermario wiedział, jak było mi trudno, bo sam musiał poradzić sobie ze śmiercią najbliższych. Teraz ja chce pomóc siostrze Piermario

– jasno zadeklarował.

Tamte smutne koleje losu sprawiły, że myślał nawet o zawieszeniu butów na kołku. Finalnie zaniechał realizacji tego planu i prolongował kontrakt z „Zebrami” do końca czerwca 2014 roku. Empatia, altruizm oraz przede wszystkim szeroko pojęte normalne podejście do ludzi odbierały mu zupełnie niepotrzebnego w jego mniemaniu blasku gwiazdy, a przybliżały do zwykłego człowieka. Fani pokochali go w równym stopniu za boiskowe popisy, jak i za pozaboiskowe zachowanie.

O tym, jak daleko mu do egoisty, można było przekonać się podczas meczu Udinese kontra Lazio w sezonie 2010/2011. Ekipa Di Natale przegrywała 2:3. W ostatnich minutach Antonio miał przed sobą fantastyczną okazję do zdobycia wyrównującej bramki. Kątem oka dostrzegł jednak, że Libor Kozak, gracz rzymian, zwija się z bólu na murawie. Filigranowy, mierzący zaledwie 170 centymetrów wzrostu napastnik postanowił wybić futbolówkę, zamiast spróbować strzelić gola. Za to kapitalne zachowanie otrzymał później nagrodę Fair Play.

Zanim powstał pomnik

Jak już zostało wspomniane, do Udinese trafił relatywnie późno. Znamienite persony włoskiej piłki, takie jak na przykład Paolo Maldini albo Francesco Totti w jednym klubie spędzili cały sportowy żywot. Od juniora do bohatera. Z Antonio było inaczej. Zanim stał się postacią pomnikową w Udine, szukał swojego miejsca na ziemi w innych rejonach kraju.

Di Natale urodził się 13 października 1977 roku na przedmieściach Neapolu. Kiedy miał 13 lat na jednym z turniejów młodzieżowych wypatrzyli go skauci Empoli i namówili na przeprowadzkę do Toskanii, leżącej kilkaset kilometrów od jego rodzinnego domu. Tęsknota doskwierała, początkowo miał spore kłopoty z aklimatyzacją w nowym środowisku i powroty do rodziny postrzegał jako ulgę. Pewnego razu uciekł ze szkoły z Empoli, wsiadł w autobus i ponownie odwiedził familię.

Antonio w końcu poradził sobie z przykrościami, które niesie ze sobą brak bliskich u boku i w pełni skupił się na tym, co potrafił najlepiej. Pomógł mu w tym Vincenzo Montella. W momencie przyjścia Di Natale do juniorów Empoli był już zawodnikiem pierwszej drużyny. Montella, pochodzący również z obrzeży Neapolu wlał w utalentowanego chłopaka otuchę i objął pomocnym ramieniem.

W barwach drużyny ze Stadio Carlo Castellani zadebiutował w sezonie 1996/1997 na poziomie Serie B, jednak kolejne dwa lata spędził na wypożyczeniach w niższych ligach. Na przełomie tysiącleci wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce „Niebieskich”. W rozgrywkach 2001/2002 zanotował aż 16 trafień, czym przyczynił się do awansu klubu do Serie A. To był pierwszy duży błysk „Toto” w karierze. Jeśli chodzi o przydomek „Toto”, zawdzięcza go  Salvatore Schillaciemu, królowi strzelców mistrzostw świata w 1990 roku, na którego właśnie tak wołano. Antonio wzorował się na nim jako dzieciak i chciał, by wszyscy nazywali go takim samym pseudonimem.

Premierowy sezon w Serie A okrasił zdobyciem 13 bramek, a Empoli spokojnie się utrzymało. W tamtym okresie najczęściej grywał na lewym skrzydle, wykorzystując swoją dynamikę i znakomity balans ciała, co przy jego wzroście pozwalało na naprawdę efektowny drybling. Zdecydowanie wyróżniał się na tle swoim kolegów jakością i umiejętnościami.

Kolejny sezon przyniósł już jedynie rozczarowanie. Podopieczni Attilo Perottiego z hukiem spadli do Serie B. To wtedy, latem 2004 roku Di Natale zdecydował się podpisać umowę z Udinese i wyznaczył dla siebie szlak na resztę kariery. Po odejściu Martina Jorgensena do Fiorentiny wolnym numerem była „dycha”. Antonio szybko przejął trykot po Duńczyku, czym pokazał, że nie boi się wyzwań.

Reprezentacja, czyli rozstania i powroty

W listopadzie 2002 roku otrzymał powołanie do reprezentacji Włoch. Taki ruch selekcjonera Giovanniego Trapattoniego był niemałym zaskoczeniem dla kibiców i mediów. Raczej nikt nie spodziewał się powołania dla niezbyt popularnego 25-latka. W kadrze zadebiutował 20 listopada w starciu z Turcją, zaliczył 85 minut i zebrał dobre opinie za swój występ.

Jego związek z reprezentacją nie należał do oczywistych i trwałych. Gdy zimą 2004 roku zdobył pierwszego gola w narodowych barwach (w towarzyskim meczu z Czechami), zapewne nie spodziewał się, że kolejną sposobność do strzelania dla kraju będzie miał dopiero 2,5 roku później, latem 2006 roku, w sparingu z Chorwacją. Mistrzostwa świata 2006, tak cudowne dla Italii, ominęły go szerokim łukiem.

W eliminacjach do Euro 2008 grał już często i co za tym idzie, pojechał na swój pierwszy wielki turniej w życiu. Na czempionacie odbywającym się w Austrii i Szwajcarii  wystąpił  w przegranej grupowej rywalizacji z Holandią (0:3) oraz w ćwierćfinale z późniejszymi triumfatorami całej imprezy, Hiszpanią. Włosi przegrali dopiero w karnych, a jednym z tych, którzy nie wykorzystali swojej próby, był właśnie Di Natale.

Wyśmienity sezon 2009/2010 (29 ligowych goli, król strzelców Serie A) sprawił, że wymieniało się go jako pewniaka do wyjazdu na mundial w RPA. W eliminacjach często wychodził na plac w pierwszej jedenastce wybieranej przez selekcjonera Lippiego, a w towarzyskim, wygranym 2:0 meczu ze Szwecją, będącym jednym z etapów przygotowań do mistrzostw, założył nawet opaskę kapitana.

– To niezapomniany wieczór. Wygraliśmy, a ja czułem ogromną dumę z powodu opaski kapitana na ramieniu

– stwierdził po tamtej wygranej.

Zmagania w Afryce dla Antonio, jak i całej reprezentacji Włoch okazały się totalną klapą. „Squadra Azzurra” z dorobkiem zaledwie dwóch punktów odpadli w grupie z Paragwajem, Nową Zelandią i Słowacją. Klęska, bo trudno dwa remisy i porażkę z tego typu zespołami nazywać inaczej, odbiła się szerokim echem. Panujący mistrzowie globu przyjechali bronić tytułu, a – porywając się na kolokwializm – dostali w cymbał od słabeuszy. Antonio wziął udział we wszystkich trzech blamażach, a na otarcie łez pozostała mu bramka strzelona Słowacji.

Na kolejne występy w kadrze czekał prawie dwa lata. W wieku niespełna 35 lat znów zanotował wyborny etap w lidze, zdobywając 23 gole i dogrywając osiem ostatnich podań. Ta forma nie przeszła uwadze selekcjonerowi Cesare Prandelliemu, który powołał weterana na Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Włosi dotarli aż do decydującego spotkania, a Di Natale grał we wszystkich meczach, prócz batalii w 1/4 z Anglią. Był rezerwowym, ale dostawał na tych mistrzostwach sporo czasu, aby coś zmienić. W grupowym starciu z Hiszpanią wszedł na murawę za Mario Balotellego i wyprowadził swój kraj na prowadzenie.

Italia, mimo iż grała naprawdę znakomicie, musiała w ostatecznym rozrachunku uznać wyższość Hiszpanii, niemającej na tamtym Euro, jak i w tamtym okresie sobie równych. Di Natale w finale zagrał 45 minut. Ta porażka to jego ostatni raz w reprezentacji. Licznik występów zatrzymał się na 42, a goli na 11. Patrząc na konkurencję, z jaką musiał mierzyć się w kadrze na przestrzeni lat – nie są to złe liczby.

The best of

Legenda bez żadnego trofeum. Nic. Zero. Przez dwie dekady do gabloty nie włożył nawet jakiegoś Superpucharu. Czy można się temu dziwić? Pewnie nie bardzo, zważywszy na kluby, w jakich miał przyjemność grać. Tylko dwa kluby. Empoli i Udinese. Skala szacunku i chwała, jakiej się dorobił, patrząc na jego CV, jest niesamowita. Naprawdę to niełatwe zadanie, aby znaleźć innego gracza o takich umiejętnościach i renomie, który nie podniósł żadnego pucharu.

Sprawy mają się trochę inaczej, jeżeli mówimy o osiągnięciach indywidualnych. Dwa razy został Capocannoniere, czyli królem strzelców Serie A. Miało to miejsce w kampaniach 2009/2010 (wspomniany już sezon, dzięki któremu pojechał na mundial w RPA) i 2010/2011. Zapakował wówczas kolejno 29 i 28 ligowych trafień i ten czas można nazwać jego najlepszym, bowiem wtedy został wybrany piłkarzem roku 2010. W sezonie 2014/2015 był też królem strzelców Pucharu Włoch ze skromnym dorobkiem czterech bramek.

Początki w Udinese musiały napawać go optymizmem. Wraz z Vincenzo Iaquintą oraz Davidem Michellem stworzył świetne trio, mocno przyczyniające się do ostatecznie czwartego miejsca tabeli w sezonie 2004/2005. Ten fakt oznaczał udział w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, który później przerodził się na historyczny awans do najbardziej prestiżowych zmaganiach Starego Kontynentu. Udinese poradziło sobie w Champions League bardzo przyzwoicie i otarło się o awans z grupy C.  Stanowiły ją jeszcze Barcelona, Werder Brema oraz Panathinaikos. Di Natale w sześciu meczach zdobył trzy gole i zaliczył dwie asysty. Niestety, już nigdy nie miał sposobności, by poprawić swoje statystyki w Lidze Mistrzów, bo po prostu więcej w niej nie zagrał, choć było tego blisko. W sezonie 2011/2012 Udinese wywalczyło rewelacyjne trzecie miejsce na koniec rozgrywek, jednakże kwalifikacji do pucharów przejść się nie udało.

Przez długi czas występował na lewym skrzydle, jednak gdy już dojrzał piłkarsko, coraz częściej pełnił rolę środkowego napastnika. Na tej pozycji ugruntował go szkoleniowiec Francesco Guidolin. To bez wątpienia pomogło mu wykręcać jeszcze lepsze statystyki. W oczy rzuca się jeden ranking, ukazujący, jak doskonale starzał się bohater tekstu. W ligach top 5, tylko trzech piłkarzy strzeliło więcej goli po ukończeniu trzydziestki – Cristiano Ronaldo, Zlatan Ibrahimovic oraz Arthur Chandler.

W Udinese rozegrał 445 spotkań, w których bramkarza rywali pokonywał aż 227 razy. W samej lidze uzbierał 209 sztuk (191 dla Udinese, 18 dla Empoli). Barierę 20 goli w jednym sezonie Serie A łamał cztery razy. W zestawieniu wszech czasów najlepszych strzelców ligi zajmuje szóstą lokatę, wyprzedzając między innymi Roberto Baggio czy Alessandro Del Piero. Jest oczywiście najbardziej łownym graczem w historii Udinese.

Ambicja czy jej brak?

Każdy medal ma dwie strony. Opowieść o Di Natale jest piękna i wzbudza sympatię oraz estymę w kierunku tego wybitnego piłkarza, choć znajdą się głosy, które zapytają wprost: a może zabrakło mu ambicji? Może wystraszył się wyzwania, jakim jest na przykład przejście do Juventusu? Sformułowania o strefie komfortu są stare jak świat i wykorzystywane często do argumentacji.

 „Toto” w Udine miał wszystko: status, wygodę, absolutne uwielbienie fanów, wciąż niemałe – a patrząc racjonalnie – ogromne pieniądze i korzenie coraz głębiej wbijane w niewielkie, spokojne miasteczko. Czy brak chęci podejmowania większych sportowych wyzwań i wywrócenie do góry nogami swojego życia w danym miejscu, to brak ambicji czy może po prostu odnalezione szczęście i własna przystań?

Ci, którzy wciąż dziwią się jego przywiązaniu do przeciętnego klubu i omijaniu lukratywnych ofert od europejskich tuzów  nie rozumieją, że definicja sukcesu i szczęścia jest kwestią niezwykle indywidualną. Ktoś, kto rezygnuje z większych pieniędzy i większej popularności uchodzi za dziwaka, a czasami, zamiast ciągle wałkować temat coraz większej kasy i jaśniejszego blasku fleszy, wystarczy zapytać, czy ktoś jest szczęśliwy z tym, co już posiada.

Istnieją ludzie, dla których ambicja to spokój i radość rodziny, stabilizacja i dążenie na szczyt inaczej niż poprzez kilka baniek rocznie więcej, głośne nagłówki w gazetach i ogromną presję towarzysząca wyzwaniom. Najczęściej trzeba im sprostać, by nie okrzyknięto cię nieudacznikiem albo przeciętniakiem przez bandę często prymitywnych osób, którym tak łatwo przychodzi ocenianie. Czy to wszystko jest tego warte?

„Boję się śmierci, a nie piłki nożnej” – zwykł mawiać Di Natale, dając do zrozumienia, że futbol i wyniki to nie sprawa najważniejsza, a nawet nie wyjątkowo istotna w jego pojmowaniu świata.

Statystyki Antonio Di Natale

Sezon Klub Liga Puchar Włoch Puchary Europejskie Reprezentacja Łącznie
Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki
1996/67 Empoli 1 0 0 0 0 0 0 0 1 0
1997/98 Iperzola 33 6 0 0 0 0 0 0 33 6
1998/99 Varese 4 0 0 0 0 0 0 0 4 0
1998/99 Viareggio 25 12 0 0 0 0 0 0 25 12
1999/00 Empoli 25 6 5 1 0 0 0 0 30 7
2000/01 Empoli 35 9 3 1 0 0 0 0 38 10
2001/02 Empoli 38 16 4 2 0 0 1 0 43 18
2002/03 Empoli 27 13 5 1 0 0 2 0 34 14
2003/04 Empoli 33 5 2 1 0 0 1 1 36 6
2004/05 Udinese 33 7 6 4 2 0 0 0 41 11
2005/06 Udinese 35 8 3 3 10 4 4 1 52 15
2006/07 Udinese 31 11 2 2 0 0 7 3 40 13
2007/08 Udinese 36 17 1 1 0 0 10 4 47 18
2008/09 Udinese 22 12 1 1 7 0 5 0 35 13
2009/10 Udinese 35 29 3 0 0 0 6 1 44 29
2010/11 Udinese 36 28 1 0 0 0 0 0 37 28
2011/12 Udinese 36 23 1 1 6 5 6 1 49 29
2012/13 Udinese 33 23 1 0 8 3 0 0 42 26
2013/14 Udinese 32 17 2 1 4 2 0 0 38 20
2014/15 Udinese 33 14 1 4 0 0 0 0 34 18
2015/16 Udinese 23 2 2 2 0 0 0 0 25 4
Suma 606 258 43 25 37 14 42 11 728 297
  • https://www.elartedf.com/antonio-di-natale-udinese-legend/
  • https://bleacherreport.com/articles/1913501-udinese-captain-antonio-di-natale-a-man-to-admire-a-striker-to-fear
  • https://footballbh.net/2017/11/02/antonio-di-natale/
  • https://ultrautd.com/antonio-di-natale-a-truly-underrated-figure/
  • https://www.gentlemanultra.com/2017/07/07/in-praise-of-toto-di-natale-the-kind-hearted-goal-scorer-and-hero-of-udine/
  • https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/serie-a/antonio-di-natale-legendarny-juz-napastnik-udinese-calcio/q379l62
  • rssf, wikipedia, transfermarkt
[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...