Euro 2012. 10 pamiętnych momentów

Czas czytania: 15 m.
0
(0)

Choć polsko-ukraińskie mistrzostwa Europy rozegrane w 2012 roku są imprezą stosunkowo niedawno, to w pamięci wielu kibiców pewne turniejowe zdarzenia z pewnością się zatarły. Zapraszam na subiektywny przegląd dziesięciu najbardziej pamiętnych chwil z tego turnieju.

10. Ostrzeżenie Campbella

Koniec maja 2012 roku, piłkarska Europa już żyje zbliżającymi się mistrzostwami Europy. W tym momencie kij w mrowisko włożył były reprezentant Anglii Sol Campbell. Anglik publicznie powiedział, że UEFA popełniła błąd przyznając organizację tak ważnej imprezy krajom, w których – według byłego gracza Arsenalu – problemy społeczne, takie jak rasizm i przemoc pozostają głęboko zakorzenione.

Przedstawiciele Europejskiej Unii Piłkarskiej wydali oświadczenie, w którym zapewnili o podjęciu działań mających na celu zapewnienie pełnego bezpieczeństwa uczestnikom mistrzostw oraz milionom kibiców podkreślając, wszelkie przejawy rasizmu będą surowo piętnowane i karane.

Anglik twardo bronił swojego stanowiska i zwrócił się do angielskich kibiców, żeby dla własnego bezpieczeństwa pozostali w domach i obejrzeli mistrzostwa w telewizji, bo wyjazd do Polski i na Ukrainę skończy się dla nich powrotem w trumnie. Jakby na przekór słowom Campbella polsko-ukraińskie Euro przez wielu dziennikarzy i ekspertów było najlepiej zorganizowanym europejskim czempionatem w historii, a cztery lata później to głównie angielscy kibice wszczęli zamieszki podczas mistrzostw Europy we Francji.

9. Doniecki basen

W październiku 2012 Polska miała swój basen narodowy w Warszawie. Cztery miesiące i dzień wcześniej to samo spotkało Ukrainę podczas drugiego meczu grupowego z Francją.

Był piątek 15 czerwca. Tego dnia miała zakończyć się druga kolejka fazy grupowej. Gospodarze, uskrzydleni zwycięstwem nad Szwecją sprzed czterech dni stanęli naprzeciwko jednego z faworytów imprezy. Spotkanie rozpoczęło się o godz. 19:00 miejscowego czasu na Donbas Arenie w Doniecku.

ZOBACZ TEŻ:

Spóźnialscy kibice stali jeszcze w kolejce po coś zimnego do picia, kiedy mecz został przerwany. Powiedzieć, że w Doniecku rozszalała się ulewa, to nic nie powiedzieć. To było oberwanie chmury, do którego doszły pioruny oraz silny wiatr. Kibice zaczęli uciekać w górne części trybun, a dziennikarze pospiesznie zgarniali swoje laptopy ze stolików i zakładali peleryny przyniesione przez wolontariuszy.

Przerwa trwała blisko godzinę. Po przejściu największej fali deszczu rozpoczęły się gorączkowe próby maksymalnego odprowadzenia wody z murawy. Sędziowie oraz delegaci UEFA osobiście sprawdzali stan płyty, w niektórych miejscach woda sięgała im do kostek. Po pospiesznie przeprowadzonych pracach arbitrzy zdecydowali, że mecz może być kontynuowany.

Być może nie byłoby całego zamieszania, gdyby wybudowany za 300 milionów euro obiekt w Doniecku miał zamykany dach, choć jak wiemy z własnego podwórka – to nie musi zapobiegać tego typu zdarzeniom. Ponadto burze w okresie letnim są zjawiskiem jak najbardziej naturalnym. Nasuwa się skojarzenie z jednym z odcinków serialu 13 posterunek, w którym policjanci organizowali bal sylwestrowy. Jola, dziewczyna Czarka powiedziała, że pada śnieg. Zdziwiony posterunkowy zapytał: Śnieg w grudniu?! Co my zrobimy? Niestety historia donieckiego obiektu ma dużo smutniejszy epizod, napisany w 2014 roku. W trakcie ukraińskiej wojny domowej został kilkukrotnie ostrzelany i zbombardowany i nie nadaje się do użytku. Szachtar Donieck tuła się po różnych ukraińskich stadionach.

8. Klęska gospodarzy

W 2012 roku po raz trzeci w historii mistrzostwa Europy zorganizowały dwa kraje. Po raz drugi w historii dwaj gospodarze pożegnali się z walką o Puchar Henriego Delaunaya już po fazie grupowej.

Polska i Ukraina miały blisko trzy lata na wyselekcjonowanie kadry i przygotowanie się do udziału mistrzostwach. W Polsce sytuacja była bardziej klarowna. Po nieudanych eliminacjach do mistrzostw świata w RPA, zwolnieniu Leo Beenhakkera w wywiadzie telewizyjnym i tymczasowej kadencji Stefana Majewskiego, misję utworzenia silnej reprezentacji na Euro 2012 powierzono Franciszkowi Smudzie.

Franz – co dziś może wydawać się nieco dziwne – był człowiekiem z dużym społecznym poparciem. Uchodził za jednego z najlepszych polskich trenerów, miał za sobą udane trzy lata w Lechu Poznań. W stolicy Wielkopolski zabrakło mu tylko truskawki na torcie w postaci mistrzostwa Polski.

Zadanie postawione przed Smudą było jasne: od listopada 2009 do początku czerwca 2012r. masz do rozegrania tylko mecze towarzyskie, w trakcie których możesz testować co chcesz i kogo chcesz, ale ważne, żebyś zdążył zbudować dobry zespół do tej jakże ważnej imprezy.

Ukraińcy wiązali nadzieję na sukces z powrotem na stanowisko selekcjonera Olega Błochina, który pełnił tę funkcję w latach 2003-2007. W tym czasie doprowadził Ukrainę do najlepszej ósemki na świecie podczas mundialu w Niemczech. Błochin miał dużo mniej czasu niż Smuda, bo objął ukraińską reprezentację dopiero na rok przed mistrzostwami Europy.

Po losowaniu fazy grupowej większy optymizm panował w Polsce. Grupa A z Grecją, Rosją i Czechami uchodziła za najłatwiejszą z możliwych. Ukraina znalazła się w grupie D, a dolosowanymi do niej zespołami były Szwecja, Francja i Anglia.

Nadzieje na dobry wynik Polski zostały rozwiane błyskawicznie. Franciszek Smuda nie przypominał trenera, którego znaliśmy choćby z Lecha lub z Widzewa. Zdawał się być przytłoczony presją, która udzielała się też jego piłkarzom. Mistrzostwa, które miały być najważniejszą imprezą dla polskiej reprezentacji, okazały się sportową katastrofą. 1:1 z Grecją, 1:1 z Rosją i 0:1 z Czechami. Wyglądało to zwykle tak samo: niezły początek, a im bliżej do końca spotkania, tym gorzej Polacy wyglądali na boisku. Jedynym wyjątkiem był gol Jakuba Błaszczykowskiego w meczu z Rosją, strzelony w drugiej połowie.

Warszawska strefa kibica pękała w szwach w trakcie meczów Biało-Czerwonych

Ukraina zaczęła udział w mistrzostwach od wygranej 2:1 nad Szwecją. Kolejne mecze co prawda przegrała, odpowiednio 0:2 z Francją i 0:1 z Anglią, lecz wstydu swoim kibicom nie przyniosła.

W takich przypadkach przychodzi na myśl pytanie: czy duża liczba meczów towarzyskich i brak spotkań o stawkę przez długi czas bardziej pomaga czy szkodzi gospodarzom turniejów?

7. Piękne gole

To, co tygryski lubią najbardziej i co wzbudza największe emocje. Trafienia wyjątkowej urody doprowadzają każdego fana futbolu do euforii.

Rozegrano pięć turniejów o mistrzostwo Europy w 16-zespołowym składzie. Na boiskach w Polsce i na Ukrainie piłkarze strzelili 77 goli. Słabiej wypadli tylko zawodnicy uczestnicy Euro ’96, którzy pokonali bramkarzy rywali jedynie 65 razy. W 2004 i 2008 roku strzelono po 78 goli, a najlepiej pod tym względem wypada belgijsko-holenderski turniej z 2000 roku – wówczas bramkarze wyciągali piłkę z siatki aż 85 razy.

77 goli w 2012 oznacza, że średnia trafień wyniosła 2,48 gola na mecz. Raczej dobrze o poziomie rywalizacji świadczy fakt, że pierwszy bezbramkowy remis pojawił się dopiero w ćwierćfinale (Włochy – Anglia), a drugi i ostatni w półfinale (Hiszpania – Portugalia)

Najpiękniejszy w mojej opinii gol padł podczas serii rzutów karnych we wspomnianym wyżej ćwierćfinałowym spotkaniu Włoch i Anglii. W trzeciej serii do piłki podszedł Andrea Pirlo. Zawodnik Juventusu nie mógł się pomylić, bo wcześniej swojej jedenastki nie wykorzystał Riccardo Montolivo i w konsekwencji Anglia prowadziła 2:1. Pirlo nie dość, że stanął na wysokości zadania, to jeszcze ośmieszył Joe Harta, ponieważ strzelił gola technicznym strzałem w środek bramki, powtarzając wyczyn Antonina Panenki z 1976 roku.

Jak przyznał w rozmowie z dla oficjalnego kanału Europejskiej Unii Piłkarskiej w serwisie YouTube – decyzję o takim wykonaniu karnego podjął w trakcie wykonywania rozbiegu. Po co, by ukarać pewność siebie Harta, który stojąc na linii bramkowej wykonywał ruchy mające zdeprymować włoskiego mistrza. Zobaczcie to sami.

Pirlo strzelił jeszcze jednego gola wyjątkowej urody. W spotkaniu fazy grupowej przeciwko Chorwacji skierował piłkę do siatki przepięknym strzałem z rzutu wolnego.

W rankingu bramek zdobytych z gry na czele największej liczby poturniejowych rankingów znalazło się trafienie największego na świecie specjalisty od goli jedynych w swoim rodzaju, czyli Zlatana Ibrahimovicia. Szwedzi stracili szansę na awans do ćwierćfinału po porażkach z Ukrainą i Anglią. W ostatnim meczu niespodziewanie pokonali Francję 2:0, a Ibra otworzył wynik strzałem nożycami z 14 metrów.

Na szczególne wyróżnienie zasłużyły też gole Danny’ego Welbecka i Jakuba Błaszczykowskiego. Anglik strzelił zwycięskiego gola w spotkaniu ze Szwecją, ale jak strzelił. Dostał dośrodkowanie od Theo Walcotta, obrócił się tyłem do bramki i w takiej pozycji skierował piłkę do siatki wewnętrzną częścią stopy.

Błaszczykowski jest najskuteczniejszym polskim piłkarzem w mistrzostwach Europy. Ma na koncie trzy gole. Pierwszego strzelił na Stadionie Narodowym w Warszawie 12 czerwca 2012 roku. Jego potężny strzał z linii pola karnego dał Polakom remis z Rosją i szansę na awans do ¼ finału w przypadku pokonania Czechów.

6. Niedowierzanie gwiazd

Sukces jednych oznacza porażkę drugich. Można by złożyć niejedną jedenastkę z wybitnych piłkarzy, którym nie dane było wygrać trofeów na miarę ich talentu i możliwości. Przykłady pierwsze z brzegu? Węgierska złota jedenastka w dramatycznych okolicznościach nie sięgnęła po mistrzostwo świata. Steven Gerrard, choć był kapitanem Liverpoolu, który wygrał Ligę Mistrzów, nigdy nie został mistrzem Anglii. Można by wymieniać jeszcze długo.

Dwa obrazki ukazujące smutek i niedowierzanie z powodu porażki oglądaliśmy na ukraińskich obiektach, za sprawą dwóch wielkich postaci futbolu – Cristiano Ronaldo i Andrei Pirlo.

Zacznijmy od Portugalczyka. Półfinał mistrzostw Europy pomiędzy Hiszpanią i Portugalią. 120 minut gry nie przynosi rozstrzygnięcia i do wyłonienia finalisty konieczne są rzuty karne.

Portugalski selekcjoner Paulo Bento dokonuje dość zaskakującego wyboru: Cristiano Ronaldo ma strzelać dopiero jako piąty. Ale tamtego wieczoru już nie było mu dane ustawić piłkę na jedenastym metrze i stanąć naprzeciwko Ikera Casillasa.

W pierwszej serii spudłował i Xabi Alonso, i Joao Moutinho. W drugiej i trzeciej serii nikt się nie pomylił, a w czwartej na trafienie Sergio Ramosa nie odpowiedział Bruno Alves. Piąty rzut karny wykorzystał Cesc Fabregas i to obrońcy tytuły zameldowali się w finale. Ewentualny gol Ronaldo już nic by nie zmienił.

Realizator uchwycił gwiazdę reprezentacji Portugalii powtarzającą tylko jedno słowo: Injustica – to niesprawiedliwe. Wielki piłkarz stracił kolejną szansę na wywalczenie trofeum ze swoją reprezentacją. Powetował to sobie cztery lata później na francuskich boiskach.

Kijów – można by dodać za Jerzym Kilerem: Piękna ukraińska jesień, czterech urodzonych morderców uzbrojonych po zęby…W naszej historii zgadza się jedynie miasto. Ukraińskie lato, naprzeciwko siebie stają dwa znakomite zespoły Hiszpanii i Włoch.

Wielki finał XIV mistrzostw Europy był spotkaniem nad wyraz jednostronnym. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego wygrali 4:0 i obronili tytuł sprzed czterech lat. Jak doskonale wiemy, w sporcie sukces jednych oznacza łzy innych – czasem w sensie dosłownym.

Po końcowym gwizdku Andrea Pirlo nie mógł powstrzymać łez. Nie walczył o mistrzostwo Europy w 2000 roku, dla niego był to pierwszy i jedyny finał europejskiego czempionatu.

Choć Portugalczyk i Włoch przed przyjazdem do Polski i na Ukrainę zdobyli wiele trofeów, to ich reakcje po porażkach pokazały, że w wielkim sportowcu dążenie do zwycięstwa jest żywe cały czas.

5. Ostatni taniec Szewczenki

Człowiek-instytucja ukraińskiego futbolu i wielki ambasador swojego kraju w świecie. Legenda Dynama Kijów i AC Milan. Zaistniał w wielkim piłkarskim świecie, kiedy w listopadzie 1997 roku strzelił Barcelonie trzy gole w Lidze Mistrzów, i to na jej stadionie. Andrij Szewczenko jest najlepszym ukraińskim piłkarzem w historii.

Pięciokrotnie zdobywał mistrzostwo Ukrainy. W 1999 roku za 26 milionów dolarów trafił AC Milan. W barwach Rossonerich zdobył mistrzostwo Włoch i wygrał najważniejsze trofeum w swojej karierze – Ligę Mistrzów. W finale przeciwko Juventusowi wykorzystał decydujący rzut karny w serii jedenastek.

Dwa lata później wziął udział w pamiętnym finale Champions League w Stambule. Jego Milan prowadził do przerwy 3:0, by przegrać mecz po rzutach karnych. Sam Szewczenko miał szansę przechylić szalę zwycięstwa na korzyść włoskiego zespołu. Pod koniec dogrywki jego strzał i dobitkę obronił Jerzy Dudek, a potem ten, który w 2003 roku strzelił ostatnią jedenastkę, nie zdołał skierować piłki do siatki w decydującym momencie. Ot, chichot losu.

W reprezentacji Ukrainy debiutował w 1995 roku w przegranym spotkaniu z Chorwacją. Na pierwszy występ w wielkiej imprezie musiał poczekać aż 11 lat. W 2006 roku reprezentacja Ukrainy dotarła do ćwierćfinału mistrzostw świata, odpadając po porażce 0:3 z Włochami. Sukces spory, a odpaść z późniejszymi mistrzami to przecież żaden wstyd. Szewa strzelił dwa gole.

Rok po światowym czempionacie w Niemczech Szewczenko ramię w ramię z Jerzym Dudkiem skutecznie promowali polską ofertę organizacji mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie w 2012 roku. Jak się okazało, ten turniej był ostatnim epizodem w piłkarskiej karierze Andrija Szewczenki.

W 2012 roku legendarny napastnik był od trzech lat graczem Dynama Kijów. Powrócił do stolicy Ukrainy po nieudanej przygodzie w londyńskiej Chelsea i niepowodzeniu po powrocie do Milanu. Miał już 36 lat na karku.

Szewczenko dał dużo radości ukraińskim kibicom w pierwszym meczu w grupie D. Współgospodarze turnieju pokonali Szwecję 2:1, a zdobywca Złotej Piłki z 2004 roku dwukrotnie wpisał się na listę strzelców po strzałach głową. Postawiło to Ukrainę w niezłej pozycji przed kolejnymi spotkaniami, choć mimo to trudno było o optymizm – rywalami Ukrainy były Francja i Anglia. Nasi wschodni sąsiedzi przegrali odpowiednio 0:1 i 0:2 i pożegnali się z mistrzostwami po fazie grupowej. 

Po odpadnięciu Ukrainy z turnieju Szewczenko ogłosił zakończenie kariery reprezentacyjnej. Jego bilans występów w narodowych barwach zamknął się na 111 występach (z czego 58 z opaską kapitańską) i 48 golach, co czyni go najskuteczniejszym zawodnikiem w historii tej reprezentacji. Pod koniec lipca 2012r. Szewa oficjalnie zakończył karierę. Cztery lata później objął posadę selekcjonera reprezentacji Ukrainy, z którą ma nadzieję napisać kolejny piękny rozdział książki pt. Sukcesy reprezentacji Ukrainy.

4. Hiszpania po raz trzeci

Bez wątpienia reprezentacja Hiszpanii z okresu 2008-2012 była jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą drużyną narodową w XXI wieku. A przecież wszyscy pamiętamy słynne powiedzenie, podsumowujące kolejne występy Hiszpanów na wielkich turniejach. Popatrzmy zresztą na wyniki. Mundial 2006 – 1/8 finału, Euro 2004 – faza grupowa, mundial 2002 – ćwierćfinał, Euro 2000 – ćwierćfinał, mundial 1998 – faza grupowa.

Przełamanie nadeszło w 2008 roku. Na boiskach Austrii i Szwajcarii La Furia Roja pod wodą Luisa Aragonesa zaprezentowała widowiskowy, efektowny futbol i sięgnęła po mistrzostwo Starego Kontynentu – pierwsze od 1964 roku. Dwa lata później, już prowadzeni przez Vicente del Bosque Hiszpanie zostali najlepszą drużyną globu.

Byli tacy, którzy wieszczyli koniec dominacji zespołu z Półwyspu Iberyjskiego, choć piłkarze potwierdzili swoją klasę w eliminacjach. Osiem spotkań, osiem zwycięstw, bilans bramkowy 26:6 i 13 punktów przewagi nad drugimi w tabeli Czechami. Hiszpania, obok Francji, Włoch i Niemiec była głównym faworytem do sięgnięcia po tytuł.

Ten triumf Hiszpanów był dla nich o tyle cenny, że nie został wywalczony dzięki postawie rzucającej na kolana. Imponowała szczególnie defensywa – jedyną bramkę stracili w pierwszym spotkaniu grupowym z Włochami, zremisowanym 1:1. Później wygrali 4:0 z Irlandią i 1:0 z Chorwacją. Zwycięstwo w tym ostatnim spotkaniu hiszpańscy piłkarze zapewnili sobie dopiero na dwie minuty przed końcem spotkania. Ewentualna porażka pozbawiłaby ich awansu do kolejnej rundy. W ćwierćfinale Hiszpania wygrała z Francją 2:0, a awans do finału zapewniła sobie dopiero po zwycięstwie w serii rzutów karnych nad Portugalią. Dopiero w finale zaprezentowali futbol, którym zachwycali cały piłkarski świat. Włosi nie mieli żadnych szans i zostali kompletnie rozbici. Wynik 4:0 to najwyższe zwycięstwo w finale mistrzostw Europy w historii.

Hiszpania to jedyna drużyna, która obroniła tytuł mistrza Europy

Vicente del Bosque zaskakiwał ustawieniem drużyny na boisku. W obu meczach z Włochami, a także w spotkaniach przeciwko Francji i Irlandii Hiszpanie wychodzili na plac gry w systemie 1-4-6-0, bez nominalnego napastnika. W całym turnieju strzelili 12 goli, z czego Fernando Torres – jedyny hiszpański napastnik, który wpisał się na listę strzelców – trzy.

Do tej taktyki odnosił się również…Franciszek Smuda. Dzień po porażce z Czechami, która dla Polski oznaczała koniec walki o mistrzostwo Europy selekcjoner odpowiadał na pytania Jacka Kurowskiego z TVP. Zapytany o grę tylko jednym napastnikiem Franz odpowiedział, że to z pewnością nie miało wpływu na wyniki polskiej reprezentacji, bo przecież Hiszpanie wychodzą na mecze bez napastnika i sobie radzą. Panie trenerze, gdzie Rzym, a gdzie Krym!

W jedenastce turnieju wybranej przez Europejską Unię Piłkarską znalazło się pięciu reprezentantów mistrzowskiej drużyny: Iker Casillas, Sergio Ramos, Jordi Alba, Andres Iniesta i Xavi Hernandez.

3. Bohater Tytoń

Jeden z nielicznych wygranych w polskiej reprezentacji. Powołany do turniejowej kadry jako bramkarz numer trzy w hierarchii Franciszka Smudy, za Wojciechem Szczęsnym i Łukaszem Fabiańskim. Kontuzja tego drugiego sprawiła, że wychowanek Hetmana Zamość został drugim bramkarzem, choć wciąż bez wielkich szans na grę. Po meczu z Grecją nazwisko Przemysława Tytonia odmieniano przez wszystkie przypadki.

Trudno powiedzieć, żeby przed Euro 2012 był piłkarzem kompletnie anonimowym. W wieku 20 lat miał już na koncie pół setki spotkań w ekstraklasie w barwach Górnika Łęczna. W 2007 roku klub z Lubelszczyzny został karnie zdegradowany o dwie klasy rozgrywkowe za korupcję i wówczas 20-letni bramkarz przeniósł się do holenderskiej Rody Kerkrade. Dobre występy w Eredivisie zaowocowały transferem do PSV Eindhoven w 2011 roku.

Uraz Fabiańskiego nie wpływał zbytnio na przewidywania dziennikarzy i ekspertów – we wszystkich meczach bronić ma Szczęsny. Futbol po raz kolejny udowodnił, że wszelkie predykcje to jedno, a życie może przynieść zupełnie coś innego.

8 czerwca 2012 roku w Warszawie od rana czuć było atmosferę wielkiego święta. Od wczesnych godzin przedpołudniowych w stolicy można było napotkać wiele grup kibiców – ja sam, wówczas student I roku europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim wyściskałem się z pewnym starszym Grekiem na Krakowskim Przedmieściu po uprzednim wzajemnym przekonywaniu się, która z drużyn odniesie zwycięstwo.

Na trybunach Stadionu Narodowego zasiadło 56 tysięcy widzów, a kilkaset tysięcy kibiców – w tym również niżej podpisany – dopingowało Biało-Czerwonych w strefach kibica w całej Polsce. Samo spotkanie z Grecją też zaczęło się znakomicie, bo do przerwy Polska prowadziła 1:0, a rywale grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Sokratisa Papastathopoulosa.

Sytuacja zaczęła odwracać się po zmianie stron. Sześć minut po przerwie Dimitris Salpingidis doprowadził do remisu, a w 68. minucie zrobiło się zupełnie źle. Wojciech Szczęsny otrzymał czerwoną kartkę za faul na strzelcu gola dla Greków. Tytoń w ekspresowym tempie musiał przygotować się do szóstego występu w reprezentacji, a oponenci cieszyli się tak, jakby już prowadzili.

Golkiper PSV stanął naprzeciwko Giorgiosa Karangounisa i z oczywistych względów nie mógł słyszeć słów Dariusza Szpakowskiego Tytoń i Karangounis, a za Tytoniem ściana naszych pragnień, ale chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że tę jedenastkę wraz z Tytoniem broniła cała Polska. Mistrz Europy z 2004 roku posłał piłkę w swoją prawą stronę, reprezentant Polski rzucił się w kierunku swojego lewego słupka i obronił rzut karny. Ryk milionów polskich gardeł sprawił, że poziom decybeli w całym kraju z pewnością wskazywał niebezpiecznie wysokie wyniki. Zawodnik, który jeszcze dwa tygodnie wcześniej był tylko bramkarzem numer trzy nagle został bohaterem narodowym i uratował remis w meczu otwarcia, który wg Smudy mieliśmy łatwo wygrać. Słowa selekcjonera opisujące grę Greków pewnie wielu z naszych Czytelników zna, niestety nie nadają się do zacytowania.

Interwencja, dzięki której Tytoń zapisał się w historii polskiej piłki nożnej

Czy w historii piłki nożnej jakikolwiek inny bramkarz obronił rzut karny przy swoim pierwszym kontakcie z piłką? Prawdopodobnie nie, lecz tylko prawdopodobnie, bo nie sposób znaleźć źródeł, które by to potwierdziły. Podczas Euro 2012 Tytoń wystąpił jeszcze w meczach z Rosją i Czechami, choć w tym ostatnim Szczęsny mógł wrócić już do bramki.

Co ciekawe, sam zawodnik przewidział taki obrót wypadków. Dzień przed spotkaniem z Grecją kadrowiczów odwiedził Jerzy Dudek. Były bramkarz Feyenoordu przysiadł się do grupki zawodników, wśród których był również Tytoń. Dudek wspominał słowa młodszego kolegi, który tak przewidywał rozwój sytuacji w meczu:

Wiadomo, że Szczęśniak będzie bronił, bo na niego trener postawi. Raczej się tutaj nie zawaha. No, ale nic. Ja spokojnie siedzę na ławce, czekam na rozwój sytuacji. Będzie jakaś akcja, w której ktoś wyjdzie ze Szczęśniakiem sam na sam. Sfauluje gościa w polu karnym, dostanie czerwoną kartkę. Czyli wchodzę i oczywiście bronię tego karnego. Tak to widzę.

Dobra gra w mistrzostwach Europy pozwoliła Tytoniowi wskoczyć do reprezentacyjnej bramki na pierwsze mecze w eliminacjach do brazylijskiego mundialu, lecz od końca 2012 roku jego kariera znajdowała się niemal wyłącznie na równi pochyłej. Jego bilans w kadrze zamknął się w 14 występach. W chwili pisania tych słów jest zawodnikiem amerykańskiego FC Cincinnati.

2. Irlandzcy kibice

Dla reprezentacji Irlandii Euro 2012 było pierwszym dużym turniejem od dekady. W pamięci piłkarzy oraz fanów wciąż tkwiło świeże wspomnienie skandalu związanego z barażowym meczem o awans do mundialu w RPA. W listopadzie 2009 roku Irlandczycy byli o krok od awansu do mistrzostw świata, lecz w dogrywce rewanżowego spotkania barażowego Thierry Henry ręką opanował sobie piłkę, odegrał ją do Williama Gallasa, a ten zapewnił awans Francji.

Piłkarze z Zielonej Wyspy mieli zatem dodatkową motywację do pokazania Europie, że stać ich na dobrą grę. W grupie eliminacyjnej do Euro 2012 zajęli drugie miejsce za Rosją, ale w barażach łatwo uporali się z Estończykami. Tak prosto miało nie być w fazie grupowej turnieju. Irlandia trafiła do grupy C z Hiszpanią, Włochami i Chorwacją.

Przygotowania trwały nie tylko na boisku. Piosenka Rocky road to Poland będąca adaptacją irlandzkiego utworu ludowego Rocky road to Dublin została oficjalnym hymnem reprezentacji Irlandii na mistrzostwa Europy i w maju dotarła na szczyt tamtejszych list przebojów. W tym czasie analogicznym hymnem reprezentacji Polski zostało zapomniane już nieco Koko Euro spoko.

Sportowo podopieczni Giovanniego Trapattoniego zawiedli na całej linii. W pierwszym spotkaniu przegrali w Poznaniu z Chorwacją 1:3, tracąc pierwszego gola już w trzeciej minucie. Drugi mecz rozgrywali w Gdańsku z Hiszpanią. Choć znów przegrali, to po spotkaniu o irlandzkich kibicach mówił cały świat.

Ówcześni mistrzowie świata i Europy kontrolowali spotkanie od początku do końca i wygrali 4:0, pieczętując wynik w 83. minucie. Właśnie wtedy rozpoczęła się najbardziej magiczna część widowiska. Dwie porażki oznaczały, że Irlandia wróci do domu po fazie grupowej. Wtedy właśnie kibice z Zielonej Wyspy zaczęli wspierać swój zespół w sposób, który zachwycił świat. Piętnaście tysięcy irlandzkich gardeł śpiewało The Fields of Athenry, folkową balladę napisaną w 1970 roku. Opisuje ona historię mężczyzny imieniem Michael, który za kradzież jedzenia w czasie wielkiego głodu, najczarniejszego epizodu w historii Zielonej Wyspy zostaje karnie zesłany do Australii. W 1990 roku utwór został hymnem irlandzkich kibiców.

Kibice Hiszpanii i Irlandii wspólnie dopingowali swoje drużyny

Chóralny śpiew fanów ubranych w zielone koszulki rozpoczął się w chwili strzelenia czwartego gola i trwał do końcowego gwizdka arbitra. Wielu komentatorów zamilkło na kilka minut, aby dać widzom szansę usłyszenia tego, co się działo na trybunach gdańskiego stadionu. Hiszpańscy fani również wstrzymali się z celebracją zwycięstwa, szanując w ten sposób postawę kibiców drużyny przeciwnej.

To był najlepszy możliwy przykład tego, że prawdziwy kibic jest ze swoją drużyną na dobre i na złe, a właśnie wielką sztuką jest okazać takie wsparcie w tak trudnym sportowo momencie. Futbol łączy ludzi i można stwierdzić z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że w ten czwartkowy wieczór 14 czerwca 2012 roku każdy, kto oglądał tamto spotkanie nie mógł nie docenić tej postawy.

Na marginesie dodam, że oczarowani nią działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej wkrótce zaczęli rozmowy z przedstawicielami irlandzkiej federacji w sprawie dogadania terminu meczu towarzyskiego obu reprezentacji. Do spotkania doszło w lutym 2013 roku. Przegraliśmy 0:2.

1. Wielki mecz Super Mario

Wielki niespełniony talent włoskiej piłki. Kariera zmarnowana właściwie na własne życzenie, lecz któż z nas oglądających półfinałowe spotkanie Niemcy – Włochy przypuszczałby wtedy, że właśnie ogląda prawdopodobnie najlepszy mecz 22-letniego Mario Balotellego w jego karierze? Tego Mario, który debiutował w Serie A jako 17-latek, mając zaledwie 20 lat zgarnął potrójną koronę z Interem Jose Mourinho i trzy miesiące po triumfie w Champions League przeniósł się do Manchesteru City.

W reprezentacji Italii debiutował w 2010 roku. Na pierwsze trafienie musiał poczekać do 11 listopada 2011 roku – tego dnia otworzył wynik meczu towarzyskiego Polska – Włochy we Wrocławiu, który Squadra Azzurra wygrała 2:0. W Polsce sam wynik meczu zszedł na dalszy plan z powodu tzw. Afery orzełkowej – Biało-Czerwoni zagrali w nowych strojach dostarczonych przez sponsora technicznego i okazało się, że na koszulkach zamiast orła widnieje logo PZPNu.

Już wtedy było głośno o Balotellim, bynajmniej nie z powodów sportowych. Pod koniec października 2011r. brytyjskie media rozpisywały się o wybryku Włocha, który odpalił fajerwerki w łazience swojego domu. Sam zainteresowany odniósł się do tego podczas derbów Manchesteru. Jego City rozbiło United aż 6:1, a po strzeleniu pierwszego gola Balotelli uniósł koszulkę, pod którą miał drugą, na której widniało pytanie: Dlaczego zawsze ja?

W fazie grupowej polsko-ukraińskich mistrzostw Europy Mario nie odgrywał pierwszoplanowej roli w reprezentacji Włoch. Przeciwko Hiszpanii zagrał 56 minut, w meczu z Chorwacją został zdjęty na 21 minut przed końcem spotkania. Dopiero w ostatnim spotkaniu w grupie C zagrał pełne 90 minut i tuż przed finalnym gwizdkiem wpisał się na listę strzelców. W ćwierćfinale przeciwko Anglii przebywał na boisku przez 120 minut i wykorzystał swoją jedenastkę w pierwszej serii rzutów karnych.

 Półfinałowe spotkanie Włochy – Niemcy rozgrywane w Warszawie było okazją dla tych drugich do wzięcia rewanżu za porażkę w półfinale mistrzostw świata sprzed sześciu lat. To właśnie Niemcy uchodzili za faworytów, mieli w końcu znakomitą passę – w trzech poprzednich imprezach mistrzowskich wywalczyli dwa brązowe medale mistrzostw świata i wicemistrzostwo Starego Kontynentu.

Włochom od czasu zdobycia pucharu świata szło coraz słabiej. Przygodę z Euro 2008 skończyli na ćwierćfinale, a z mistrzostw świata w RPA wrócili już po fazie grupowej, w której zremisowali z Paragwajem i Nową Zelandią oraz przegrali ze Słowacją.

Historia historią, ale 28 czerwca 2012 roku to Cesare Prandelii miał najlepszego zawodnika spotkania w swoich szeregach. Mario Balotelli strzelił dwa gole w odstępie szesnastu minut. Pierwsze trafienie zanotował po strzale głową, wykorzystując dośrodkowanie Antonio Cassano. Podwyższył wynik niewiarygodnie mocnym uderzeniem z linii pola karnego pod poprzeczkę. Tego nie obroniłby żaden bramkarz na świecie. Manuel Neuer padł na kolana, Niemcy byli rozbici i musieli myśleć o odrabianiu strat. Sam Balotelli uczcił drugie trafienie jedną z najbardziej ikonicznych cieszynek w najnowszej historii piłki nożnej. Reprezentant Italii ściągnął koszulkę i zastygł w pozie eksponującej jego muskulaturę. Zdjęcia uwieczniające ten moment obiegły cały świat, a wśród internautów stały się wdzięcznym motywem najróżniejszych przeróbek. W finale Włochy przegrały z Hiszpanią, lecz Balotelli i Andrea Pirlo znaleźli się w jedenastce turnieju.

Mario Balotelli – wielki, niespełniony talent włoskiej piłki

Od tego czasu kariera Super Mario coraz mocniej wyhamowywała. Rok po polsko-ukraińskim czempionacie opuścił Manchester City i powrócił do Mediolanu, tym razem do czerwono-czarnej części stolicy Lombardii. Tam wytrzymał rok i trafił do Liverpoolu, z którego po kolejnych 12 miesiącach wypożyczono go z powrotem do Milanu. W 2016 roku podpisał trzyletni kontrakt z OGC Nice, gdzie zdołał odbudować dobrą formę. Sezon 2017/18 zakończył z dorobkiem 18 ligowych trafień, dostał także powołanie do reprezentacji po czterech latach przerwy.

W 2019 trafił na pół roku do Marsylii, po czym powrócił do Włoch. Przez chwilę grał w Brescii, a w momencie pisania tych słów jest zawodnikiem występującej w Serie B Monzy. Niestety za wielkimi możliwościami nie nadążyła psychika piłkarza i jego lekkie podejście do życia.

[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Przemysław Płatkowski
Przemysław Płatkowski
Absolwent europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim, na co dzień pracuję w finansach. Wielki fan niższych lig i piłki amatorskiej. Wychowany na meczach Zidane'a, Ronaldinho i brazylijskiego Ronaldo. Interesuję się piłką polską i europejską z przełomu wieków. Kibic Wisły Kraków.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...