Mirosław Szymkowiak – od Turcji do Turcji

Czas czytania: 8 m.
0
(0)

Był 8 maja 1993 r. Prowadzona przez Andrzeja Zamilskiego reprezentacja Polski grała z Włochami o tytuł mistrza Europy U-16. Biało-czerwoni w grupie zremisowali ze Szwajcarią, następnie pokonali Islandię i Irlandię Północną. W fazie pucharowej wygrali po karnych z Belgią i po dogrywce z Francją. Te wyniki dały im możliwość gry w najważniejszym meczu rozgrywanego w Turcji turnieju. Tam, na stadionie Beşiktaşu, pokonali rówieśników z Italii. Był to pierwszy złoty medal w polskim piłkarstwie od czasów mistrzostwa olimpijskiego, które w 1972 r. w Monachium zdobyli piłkarze Kazimierza Górskiego. Losy pięknie grających na tureckich boiskach zawodników potoczyły się różnie. Największą karierę zrobił Mirosław Szymkowiak, który pięciokrotnie został mistrzem Polski, grał w Lidze Mistrzów, a z dorosłą reprezentacją pojechał na mundial. Dziś wspominamy jego karierę.

Piłkarska młodość i pierwsze sukcesy

Tuż po pamiętnych dla nas mistrzostwach U-16 Mirosław Szymkowiak zadebiutował w Ekstraklasie. Był wówczas graczem Olimpii Poznań. Gwiazdą polskiej piłki stał się w Widzewie Łódź, do którego trafił w 1994 r. Jako młody zawodnik wspiął się na szczyt polskiej piłki klubowej, zdobywając w sezonie 1995/96 mistrzostwo Polski. Grał wówczas pod wodzą Franciszka Smudy, który w Łodzi odnosił jako trener wielkie sukcesy, budując drużynę potrafiącą sforsować bramy piłkarskiego raju i dostać się do Ligi Mistrzów.

Awans do najważniejszych europejskich rozgrywek klubowych jest przez kibiców polskiej piłki wspominany do dziś. To wtedy miał miejsce kultowy komentarz Tomasza Zimocha, który na antenie Polskiego Radia prosił tureckiego sędziego Ahmeta Çakara, żeby kończył to spotkanie.

Niemal wrzeszczałem. Pamiętam doskonale, że wszedłem na wysoką orbitę. Takie chwile zdarzają się rzadko. Czułem, że jestem na granicy możliwości wysławiania się, emocji. W głowie żar, serce nie biło, lecz waliło! Jak dzwon Zygmunta, ale nie dostojnie, tylko głośno i szybko, turbobicie. Tętno jakbym wjeżdżał rowerem na alpejskie szczyty – wspominał po latach dziennikarz.

Jak doszło do tego, że Zimoch, podobnie jak wielu kibiców polskiej piłki klubowej, przeżywał tego dnia tak mocne futbolowe doznania? Jednym z architektów tych niezwykłych emocji był Mirosław Szymkowiak. Wszystko to miało miejsce podczas rywalizacji z Brøndby IF. Pierwsze spotkanie z duńskim rywalem odbyło się w Łodzi. Bohater naszego tekstu wyszedł w pierwszym składzie, a widzewiacy wygrali 2:1.

Skromna zaliczka wywalczona u siebie sprawiała, że w Skandynawii czekała łodzian trudna przeprawa. Już w pierwszej połowie zespół Franciszka Smudy przekonał się o tym, jak bardzo zmotywowana jest ekipa gospodarzy. Duńczycy strzelili dwa gole, tuż po przerwie dołożyli trzeciego i wydawało się, że Liga Mistrzów w Łodzi nie zagości.

Widzew pokazał jednak charakter i walkę do końca. Strzelił dwa gole, drugiego tuż przed końcem, wytrzymał napór rywala w doliczonym czasie i cieszył się z awansu. Turecki sędzia wreszcie zagwizdał. Mistrzowie naszego kraju weszli do Champions League. Reprezentacja Polski prowadzona przez Kazimierza Górskiego miała zwycięski remis z Anglią w 1973 r. Widzew Smudy ponad dwie dekady później zaliczył natomiast zwycięską porażkę. Szymkowiak wspominał tamte chwile w rozmowie z dziennikarzami Przeglądu Sportowego Romanem Brzozowskim, Łukaszem Olkowiczem i Piotrem Wołosikiem. Dialog doskonale obrazował radość łódzkich piłkarzy i pomeczową atmosferę:

W tym czasie świętowaliśmy zwycięstwo.
Chyba przegraną, która dała awans.
Nie poprawiajcie mnie. Dla nas to była wygrana. Co jeszcze zapamiętałem? Ciszę. Absolutną ciszę. Chcieliśmy się z zawodnikami Brøndby wymienić koszulkami. Kierownik Gapiński poszedł do nich, lecz szatnia była zamknięta. Jakby w klubie nie było nikogo. Cisza. Przeżywali porażkę i nie chcieli nikomu otwierać. Wyszli po godzinie. Co mogli powiedzieć? Przy prowadzeniu 3:0 sztuką było odpaść. Nie wierzyli.

W fazie grupowej Widzew trafił na trudnych rywali – Borussię Dortmund, Atlético Madryt i Steauę Bukareszt. Z grupy nie wyszedł, ale wstydu nie przyniósł. Zapamiętaliśmy choćby piękną bramkę Marka Citki zdobytą z połowy boiska w meczu przeciwko madrytczykom. Drużyna Smudy zajęła trzecie miejsce, zdobywając cztery punkty i wyprzedzając Rumunów. Szymkowiak zagrał we wszystkich sześciu meczach w podstawowym składzie.

Drugie mistrzostwo

Widzew łączył heroiczną walkę w Lidze Mistrzów z rywalizacją o kolejny tytuł mistrza Polski. Marsz po drugi z rzędu triumf w krajowych rozgrywkach zakończył się powodzeniem. Już każdy będzie wspominał sezon 1996/97 przez pryzmat jednego z najbardziej niezwykłych meczów w dziejach naszej ligi. Widzew przywdział mistrzowską koronę, po tym jak 18 czerwca 1997 r. pokonał przy Łazienkowskiej warszawką Legię 3:2, mimo że jeszcze na kilka minut przed końcem przegrywał 0:2. Tak pomeczową radość w Łodzi opisywała Gazeta Wyborcza:

W klubie „Siódemki” na ul. Piotrkowskiej spotkanie transmitowane w Canal+ oglądało ponad 500 kibiców. Po bramce Majaka wszyscy oglądali już mecz na stojąco. Trzeciego gola widziało niewielu, bo ludzie skakali i rzucali się sobie w ramiona. Kilku mężczyzn z radości rozebrało się do majtek. Czerwono-biały pochód kibiców na głównej ulicy miasta łodzianie pozdrawiali z okien i balkonów. Do rana rozbrzmiewały okrzyki kibiców, w pubach i ogródkach. Samochodami ustrojonymi w barwy Widzewa podróżowało po Łodzi kilkaset osób. Kilkunastu mężczyzn na olbrzymich harleyach przywiązało do motocykli flagi łódzkiego klubu.

Tym razem nie udało się awansować do Ligi Mistrzów. Widzew w pierwszej rundzie eliminacji rozbił Neftçi Baku w dwumeczu aż 10:0, ale w kolejnej nie miał szans w starciu z AC Parmą. Łodzianie musieli poszukać szczęścia w Pucharze UEFA. Niestety, z tych rozgrywek również zostali wyeliminowani przez włoski zespół, tym razem Udinese Calcio.

Szymkowiak miał pewne miejsce w składzie Widzewa. Był jednym z ważniejszych zawodników, ale jego drużyna takich sukcesów już nie odnosiła. W sezonie 2000/01 przeniósł się do Wisły Kraków. Rundę jesienną spędził jeszcze w Łodzi, ale wiosną biegał już w koszulce Białej Gwiazdy.

Przejście do Wisły

W Krakowie szybko sięgnął po mistrzostwo Polski i dołożył do tego Puchar Ligi. W kolejnym sezonie Wisła mistrzostwa nie obroniła, ale triumfowała w krajowym pucharze i z przyzwoitej strony pokazała się w europejskich pucharach. Szymkowiak mógł dzięki temu znów posmakować piłki na wysokim międzynarodowym poziomie. Grał chociażby w pamiętnych meczach z FC Barceloną w eliminacjach Ligi Mistrzów. Znowu miał okazję trenować pod okiem ważnego w jego karierze trenera Smudy, który objął posadę szkoleniowca w krakowskim klubie.

Wisła postawiła się Barcelonie (zwłaszcza w pierwszym meczu, który przegrała u siebie po szalonym boju 3:4), ale wyeliminować jej nie zdołała. W Pucharze UEFA uporała się z Hajdukiem Split, a potem stoczyła wyrównaną, choć przegraną walkę z Interem Mediolan. Na osłodę pokonała u siebie drużynę z Lombardii 1:0, ale dwubramkowej straty z Włoch nie odrobiła.

Sezon 2002/03 był zarówno dla Szymkowiaka, jak i całej Wisły niezwykle udany. Drużyna przejęta przez Henryka Kasperczaka zdominowała krajowe rozgrywki, zdobywając dublet. Prawdziwą furorę zrobiła jednak na arenie europejskiej. W Pucharze UEFA eliminowała m.in. AC Parmę i Schalke 04 Gelsenkirchen. Zatrzymała się dopiero na 1/8 finału, gdzie nieznacznie lepsze okazało się nafaszerowane gwiazdami rzymskie Lazio.

Szymkowiak był ważnym filarem Białej Gwiazdy w tych pamiętnych meczach. Zwłaszcza wyjazdowe starcie z Schalke wspomina się do dziś. Wiślacy wygrali w Niemczech 4:1. Szczególnie w drugiej połowie pokazali futbol rzadko prezentowany przez polskie drużyny.

To był popis. Trzy kwadranse demonstracji siły. 45-minutowe show, w które polskim kibicom trudno było uwierzyć. Dla Europy to też był szok, jakby ktoś odkrył wodę na Marsie, okazało się bowiem, że w Polsce jest jakieś życie, że ktoś potrafi tutaj grać w piłkę – opisywał tamte chwile Mateusz Miga w książce „Wisła Kraków. Sen o potędze”.

Europejski niedosyt

Kolejne dwa sezony również zakończyły się dla Szymkowiaka i Wisły tytułami najlepszej drużyny w kraju. W europejskich pucharach już tak pięknie nie było. Znów nie udało się awansować do Ligi Mistrzów. Tym razem na drodze do niej stanął Anderlecht. Rywalizacja z Belgami była dużym rozczarowaniem, zwłaszcza że wydawało się, że są w zasięgu Wisły, ale jednak to oni wygrali oba spotkania.

W Pucharze UEFA krakowianie wyeliminowali holenderskie NEC Nijmegen, ale później zaliczyli bolesną wpadkę, odpadając z norweską Vålerengą. W dwumeczu gole nie padły, w rzutach karnych lepsza okazała się ekipa z Oslo, chociaż to Wisła była faworytem. Tomasz Frankowski, klubowy kolega Szymkowiaka z ówczesnej Wisły, opowiadał na łamach książki „Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek” napisanej wspólnie z Piotrem Wołosikiem:

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie traktowaliśmy Vålerengi z lekkim przymrużeniem oka, ale przygotowywaliśmy się do dwumeczu poważnie. Nie mieliśmy jednak wątpliwości, że jesteśmy lepsi. I trochę rozdrażniły nas wypowiedzi Norwegów, że trafili na traktorzystów z Polski.

W konkursie jedenastek spudłowali zarówno Frankowski, jak i Szymkowiak. Awansowali Norwegowie. Wisła zakończyła udział w europejskich pucharach, nawet nie zbliżając się do wyczynu, jakiego dokonała sezon wcześniej.

Kampania 2004/05, jeśli chodzi o rozgrywki międzynarodowe, również nie przyniosła sukcesów. Do Krakowa przyjechał wielki Real Madryt w składzie z takimi gwiazdami jak Zinédine Zidane, David Beckham, Ronaldo czy Raúl. Szymkowiak zagrał tylko w pierwszym meczu, w obu lepsi okazali się Królewscy. Odpadnięcie z madryckim gwiazdozbiorem rozumiał każdy. Trudniej było jednak przełknąć porażkę z Dynamem Tbilisi w Pucharze UEFA. Po wielkich wynikach w Europie pozostały tylko wspomnienia.

Sezon nie został przez naszego bohatera do końca rozegrany w barwach klubu ze stolicy Małopolski. W rundzie wiosennej został on zawodnikiem tureckiego Trabzonsporu. Zaczął się kolejny, ważny etap w karierze urodzonego w Poznaniu piłkarza.

Transfer do Turcji

Turcja była pierwszym i jednocześnie jedynym zagranicznym krajem, w którym Szymkowiak zarabiał na życie, kopiąc piłkę. Początki nad Morzem Czarnym były udane. Polak zdobył wicemistrzostwo Turcji, mając duży wkład w ten sukces. Strzelił dziewięć goli.

Kolejny sezon zakończył z pięcioma bramkami, ale zaczynało być coraz gorzej. Pojawiły się problemy w klubie. W grudniu 2006 r. piłkarz postanowił niespodziewanie zakończyć karierę. Kontrakt z klubem z Trabzonu został rozwiązany dopiero w sierpniu 2007 r. za pośrednictwem FIFA. Szymkowiak stał się wolnym zawodnikiem, otrzymał kilka ofert z polskich klubów, ale nie zdecydował się z nich skorzystać. Decyzja o zakończeniu profesjonalnej gry w piłkę była nieodwołalna.

W wywiadzie opublikowanym w 2014 r. na łamach Przeglądu Sportowego Mateusz Miga zapytał Szymkowiaka czy nie zdecydował się na ten krok zbyt wcześnie. Zawodnik odpowiedział:

Nie. Turcy nie dowierzali, ale ja już we wrześniu 2006 r. powiedziałem im, że mam dosyć i w grudniu zakończyłem karierę. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę – od ośmiu lat nie wziąłem żadnego zastrzyku. Co najwyżej tabletkę przeciwbólową, by zagrać w oldbojach. A w trakcie kariery? Nagminnie brałem codziennie po 3-4 tabletki, które rujnowały mój żołądek i jelita. Ktoś kto nie bierze takich rzeczy, nie zrozumie o czym mówię.

Kilka lat później wychowanek poznańskiej Olimpii pograł jeszcze na peryferiach wielkiej piłki, m.in. w oldbojach krakowskiej Wisły i w drużynie Prądniczanki Kraków. Jeszcze w tym sezonie można było go oglądać w akcji na boiskach klasy okręgowej w barwach LKS-u Szaflary.

Szymkowiak w reprezentacji

Ważnym rozdziałem w karierze Mirosława Szymkowiaka była także reprezentacja Polski. Zawodnik zadebiutował w niej 6 września 1997 r. w towarzyskim meczu z Węgrami w Warszawie. Pierwszą bramkę w narodowych barwach zdobył w spotkaniu przeciwko San Marino w eliminacjach EURO 2004. Trafił także w wyjazdowym meczu z Łotwą, ale eliminacje okazały się dla Polaków nieudane i nie dały przepustki do rozgrywanego w Portugalii turnieju.

Lepiej naszej kadrze powiodło się w eliminacjach mistrzostw świata. Szymkowiak mocno przyczynił się do wywalczenia awansu i pojechał z prowadzoną przez Pawła Janasa drużyną na mundial do Niemiec. Pomiędzy meczami eliminacyjnymi reprezentacja Polski wygrała w Kijowie memoriał Walerego Łobanowskiego, pokonując w finale 3:2 Izrael. Pierwszą bramkę w tym meczu zdobył pięknym strzałem właśnie Szymkowiak. Dla młodszego pokolenia, które nie pamiętało złotych czasów polskiego piłkarstwa, triumf na ukraińskim turnieju był namiastką czegoś wielkiego.

W końcu nadeszły niemieckie mistrzostwa. Wielkie nadzieje, narodowa euforia i na końcu totalne rozczarowanie. Porażki z Ekwadorem i Niemcami, na pocieszenie zwycięstwo nad Kostaryką. Szymkowiak nie wystąpił tylko w meczu z gospodarzami. Do kraju, podobnie jak jego koledzy, wracał ze spuszczoną głową.

U Leo Beenhakkera zagrał tylko dwa razy. Rozpoczął udane eliminacje do mistrzostw Europy. Niestety, wybiegł na boisko jedynie w pierwszym meczu, który akurat do udanych nie należał. Porażka 1:3 z Finlandią w Bydgoszczy była dla niego ostatnim występem w narodowych barwach. Jego bilans to 33 mecze i trzy gole.

Zakończenie

Mirosław Szymkowiak zakończył profesjonalną karierę wcześnie, bo w wieku 30 lat. Dobrze odnalazł się w nowym życiu. Nie może to dziwić. Zawsze był barwną postacią, nieskupiającą się wyłącznie na piłce nożnej. Paweł Wilkowicz tak opisywał go w artykule zamieszczonym w szóstej części wydanej przez Rzeczpospolitą publikacji „Piłka w grze”:

Nie boi się odważnych wypowiedzi, jest ciekawy świata, dużo czyta. Bywa tak, że rozmowa z nim zaczyna się od futbolu, a kończy na polityce albo gospodarce. 

Kiedy przestał grać w piłkę na najwyższym poziomie, założył wspólnie z Tomaszem Frankowskim i Markiem Koniecznym akademię piłkarską. Pracował w mediach jako ekspert stacji Canal+, w której analizował mecze Ekstraklasy. Zajmuje się także branżą fryzjerską.

Był zawodnikiem ważnym dla reprezentacji, jednym z architektów awansu na mundial. Posmakował gry na mistrzostwach świata. Wiele osiągnął w piłce klubowej. Zdobywał tytuły mistrza Polski, grał z Widzewem Łódź w Lidze Mistrzów, z Wisłą Kraków zapisał piękną kartę w Pucharze UEFA. Poradził sobie w lidze tureckiej. Warto przypomnieć karierę tego zawodnika. Dla wielu osób z pokolenia obecnych 30-latków był bohaterem piłkarskiej młodości.

GRZEGORZ ZIMNY

[/su_spoiler]

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...