Katastrofa na mundialu, kompromitująca się Legia i to w dodatku ze sraczką. Ostatnio nie jest najlepiej, dlatego czas przypomnieć wspaniały tryumf polskiego futbolu, zwycięstwo! Złoty medal! Dość żartów. W sierpniu minie 13 lat, kiedy to wygraliśmy w międzynarodowym turnieju piłkarskim, a królem strzelców na tej imprezie został wyśmiewany przez wielu kibiców Grzegorz Rasiak. Chodzi oczywiście o niezwykłą chlubę, jaką była wygrana w turnieju imienia Walerego Łobanowskiego w 2005 roku.
W dniach 15-17 sierpnia 2005 roku odbyła się trzecia edycja Memoriału Walerego Łobanowskiego. Legendarny ukraiński trener – twórca sukcesów Dynama Kijów oraz reprezentacji ZSRR – zmarł 13 maja 2002 roku. Już rok później ukraińscy działacze postanowili uczcić pamięć tej szczególnej postaci. W pierwszych dwóch edycjach tych zawodów udział wzięły kluby pochodzące z terenów byłego Związku Radzieckiego. Zarówno w 2003 i 2004 roku zwycięstwo na swoim koncie zapisali piłkarze Dynama Kijów. Ciekawy przebieg miał szczególnie finał turnieju w roku 2004, kiedy to gospodarze pokonali mołdawski Sheriff Tyraspol wynikiem… 9:4. Żeby podnieść prestiż tej imprezy, organizatorzy planowali edycję, w której zagrają reprezentacje narodowe.
Niedogodny termin
Początkowo w turnieju miało wziąć udział osiem krajów. Ukraińscy działacze powysyłali zaproszenia do siedzib aż 30 federacji. Trudno było jednak kogokolwiek namówić. Większość drużyn miała już zajęty wakacyjny termin FIFA. W sierpniu wszystkie czołowe ligi rozpoczynały już rozgrywki. Kilka lat później FIFA zlikwidowała ów termin sparingów na skutek protestów klubów. Wstępne zainteresowanie udziałem w memoriale wyraziły (oprócz gospodarzy): Polska, Katar, Izrael, Serbia i Czarnogóra oraz Białoruś. Chętna do udziału w turnieju była także Argentyna, która oferowała nawet Ukraińcom 500 tysięcy dolarów. Albiceleste oczekiwali jednak w zamian darmowych, reklamowych praw telewizyjnych do swoich meczów. Gdy ukraińska federacja uświadomiła sobie w końcu, że skompletowanie ośmiu teamów stanowi zbyt duży problem, postanowili, że ograniczą liczbę do czterech. Ostatecznie stanęło na Polsce, Ukrainie, Izraelu oraz Serbii i Czarnogórze (wtedy jednym kraju).
Największym problemem był termin rozegrania turnieju. Wiele zespołów toczyło już ligowe boje lub dwumecze decydujące o awansie do europejskich pucharów. Z takiego obrotu sprawy niezadowolony był Jerzy Engel. Były selekcjoner naszej kadry narodowej był w owym czasie trenerem Wisły Kraków. Biała Gwiazda była w trakcie rozgrywania ostatniej rundy kwalifikacji, decydującej o awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jej przeciwnikiem był Panathinaikos. Wiemy jak to się skończyło… Pierwszy mecz podopieczni Engela wygrali 3:1. Rewanż miał odbyć się za dwa tygodnie, a pomiędzy jednym a drugim spotkaniem zaplanowano właśnie turniej ku czci Łobanowskiego. Janas zaś zabierał na Ukrainę pięciu graczy krakowskiej Wisły. Powołana przez niego kadra prezentowała się następująco:
Bramkarze: Jerzy Dudek (1973, Liverpool FC, Anglia, 51A), Wojciech Kowalewski (1977, Spartak Moskwa, Rosja, 4A).
Obrońcy: Marcin Baszczyński (Wisła Kraków, 21A), Jacek Bąk (1973, RC Lens, 61A – 2 gole), Tomasz Kłos (1973, Wisła Kraków, 62A – 5 goli), Tomasz Rząsa (1973, ADO Den Haag, 28A – 1 gol), Mariusz Jop (1978, FK Moskwa, 2A), Dariusz Dudka (1983, Wisła Kraków, 3A), Michał Żewłakow (1976, Anderlecht, 45A – 1 gol).
Pomocnicy: Damian Gorawski (1979, FK Moskwa, 12A – 1 gol), Kamil Kosowski (1977, FC Kaiserslautern, 33A – 3 gole), Jacek Krzynówek (1976, Bayer Leverkusen, 50A – 8 goli), Sebastian Mila (1982, Austria Wiedeń, 18A – 3 gole), Arkadiusz Radomski (1977, Austria Wiedeń, 12A), Mariusz Lewandowski (1979, Szachtar Donieck, 18A), Radosław Sobolewski (1976, Wisła Kraków, 8A), Mirosław Szymkowiak (1976, Trabzonspor, 22A – 2 gole), Euzebiusz Smolarek (1981, Borussia Dortmund, 4A).
Napastnicy: Maciej Żurawski (1976, Celtic Glasgow, 42A – 13 goli), Tomasz Frankowski (1974, Wisła Kraków, 12A – 7 goli), Andrzej Niedzielan (1979, NEC Nijmegen, 15A – 5 goli), Grzegorz Rasiak (1979, Derby County, 18A – 3 gole)
Działaczom mistrza Polski udało się wynegocjować, żeby ich zawodnicy grali w ograniczonym limicie czasowym. Przed samym turniejem z powodu kontuzji Jerzego Dudka, selekcjoner dowołał do drużyny Sebastiana Przyrowskiego – bramkarza Groclinu Grodzisk Wlkp, dla którego występ w Kijowie był okazją do debiutu w narodowych barwach oraz Artura Boruca, który tego samego lata zmienił Legię Warszawa na Celtic Glasgow.
Na początku XX wieku w miejscu, w którym znajduje się Stadion Dynama w Kijowie, były szklarnie, które zaopatrywały w jarzyny i owoce carską rezydencję . W 2005 roku szklarni już oczywiście nie było, ale żar był porównywalny. Wszystkie trzy ekipy przyjezdne zamieszkały w tym samym hotelu o nazwie „Ruś”. Turniej miał zostać rozegrany w formule dwóch półfinałów, finału i meczu o 3. miejsce. Kadra Janasa wylosowała ekipę z Bałkanów. Wszystkie cztery reprezentacje traktowały memoriał jako przygotowanie do ostatniego etapu eliminacji do MŚ w Niemczech. Zarówno Serbia i Czarnogóra, jak i Ukraina liderowały w swoich grupach i nie zaznały jeszcze goryczy porażki. Przybysze z byłej Jugosławii nie stracili nawet gola! Realne szanse awansu mieli także gracze z Izraela, którzy do samego końca dzielnie walczyli z Francją i Szwajcarią. My szykowaliśmy się do wrześniowych spotkań z Austrią i Walią w równie udanych dla nas eliminacjach. Trzeci Memoriał Walerego Łobanowskiego był naprawdę mocno obsadzony.
Polska – Serbia i Czarnogóra
15 sierpnia obchodzimy w Polsce Święto Wojska Polskiego. Kibice zgromadzeni przed telewizorami mogli oczekiwać więc… kanonady ze strony kadrowiczów Janasa. W roli faworytów upatrywano jednak ekipę Serbii i Czarnogóry. W jej składzie mogliśmy znaleźć graczy takiego formatu jak: Dejan Stanković, Mateja Kezman czy Savo Milosević. Podopieczni Iliji Petkovicia stawili się na Ukrainie w niedzielny wieczór (mecz był rozgrywany w poniedziałek po południu) i nie zdążyli nawet odbyć treningu na miejscu.
Mecz nie wzbudził zainteresowania miejscowej publiczności. Na trybunach Stadionu Dynama zasiadło zaledwie 2000 osób. Gra początkowo toczyła się w tempie B-Klasy. Popołudnie, słońce grzeje, warunki nie sprzyjają grze w piłkę, jakby powiedział jeden polski ligowiec. Zawodnicy rozkręcili się dopiero pod koniec pierwszej odsłony meczu. Wszystkie bezpańskie piłki w polu karnym przeciwnika zawsze spadały pod nogi… Tomasza Frankowskiego. Wielokrotny król strzelców polskiej ligi zrobił to, co przez całą karierę kochał najbardziej – dołożył nogę i mieliśmy 1:0. Radość Polaków trwała zaledwie dwie minuty. Chwilę później Mateja Kezman świetnie obsłużył w polu karnym Nikolę Zigicia. Nie minęło kolejnych pięć minut, a „Franek” popisał się świetną wrzutką ze stojącej piłki. W polu karnym najwyżej wyskoczył Grzegorz Rasiak i umieścił futbolówkę pod poprzeczką. 2:1 dla Polski. W 40. minucie Marković ręką zatrzymał dośrodkowanie Dariusz Dudki i sędzia Orechow z Ukrainy podyktował jedenastkę. Do piłki podszedł „Łowca bramek” i zdobył drugiego gola. Do szatni Polacy schodzili z dwubramkowym prowadzeniem. W przerwie Janas (zgodnie z obietnicą daną Engelowi) ściągnął z murawy Frankowskiego. Druga połowa toczyła się pod dyktando naszych rywali, ale stać ich było jedynie na gola kontaktowego. Tę strzelił młodziutki stoper Spartaka Moskwa – Nemanja Vidić, wówczas nieznany jeszcze szerszej widowni. Dzień po meczu, „Przegląd Sportowy” wystawił Tomaszowi Frankowskiemu notę „10”. A kapitan naszej drużyny, Jacek Bąk, tak podsumował występ reprezentacyjnego kolegi:
Ten facet ma niewiarygodny instynkt. Taki ktoś jest nam niezbędny. Wiadomo, są w drużynie ludzie od czarnej roboty, ale są i tacy jak on. Niewiele biega, chodzi sobie po boisku, a potem przystawia nogę i jakby nigdy nic trafia do siatki
Który z kibiców mógł sobie w tamtym momencie wyobrazić, że niespełna rok później Janas nie zabierze Frankowskiego na mundial w Niemczech? Bramki zdobyte z Serbią i Czarnogórą były jego ósmą i dziewiątą w 13. występie, odkąd stery reprezentacji przejął „Janosik”.
Polska – Serbia i Czarnogóra 3:2 (3:1)
Polska: Frankowski (30′, 42′ karny), Rasiak (37′).
Serbia i Czarnogóra: Zigic (32′), Vidic (59′).
Niespodziewanie przeciwnikiem Polaków w finale został Izrael. Przybysze znad Morza Śródziemnego pokonali po rzutach karnych gospodarzy. Było to tym większe zaskoczenie, że Ukraińcy wystąpili na turnieju w najsilniejszym składzie. W ich kadrze znajdowały się największe gwiazdy tamtejszej piłki z Szewczenką, Rebrowem, Woroninem i Tymoszczukiem na czele. Przed całym wydarzeniem bukmacherzy i eksperci przewidywali, że w finale to właśnie gospodarze zmierzą się z drużyną z Bałkanów. Finał i mecz o trzecie miejsce odbyły się dwa dni po spotkaniach półfinałowych. Najniższe miejsce na podium przypadło naszym wschodnim sąsiadom, którzy pokonali zawodników Serbii i Czarnogóry 2:1. Spotkania w których nie brała udziału reprezentacja Polski były sędziowane przez Tomasza Mikulskiego z Lublina.
Polska – Izrael
Pierwsi na prowadzenie w finale wyszli Polacy. Atomowym uderzeniem zza pola karnego popisał się Mirosław Szymkowiak, wówczas gracz tureckiego Trabzonsporu. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki izraelskiej bramki. Później Polacy mocno skomplikowali sobie sytuację. Interweniujący Artur Boruc sfaulował wychodzącego na czystą pozycję napastnika rywali i obejrzał czerwoną kartkę. W jego miejsce pomiędzy słupki wszedł Przyrowski, dla którego był to drugi występ z orzełkiem na piersi (w meczu z Serbią i Czarnogórą zagrał ostatnie 10 minut). To nie był koniec złych wiadomości dla Polaków. Walid Badir poszukał luki w polskim murze i pokonał zaskoczonego Przyrowskiego sprytnym strzałem z rzutu wolnego. Do przerwy było 1:1. Polacy jednak grali w osłabieniu. Rywale zaś rozpoczęli drugą połowę od mocnego uderzenia. Janiw Katan z Maccabi Hajfa pierwszy dopadł do odbitej od słupka piłki i umieścił ją po raz drugi w bramce Polaków.
Musieliśmy odrabiać straty i to mając w składzie o jednego piłkarza mniej. Los uśmiechnął się do „Biało-czerwonych” w końcówce spotkania. W 73. minucie gry Janas zdecydował się wpuścić Grzegorza Rasiaka. Dwie minuty później siły na murawie się wyrównały. Alon Harazi otrzymał od sędziego Karadzicia z Serbii drugi żółty kartonik i musiał przedwcześnie udać się pod prysznic. Chwilę później „Rasialdo” przeprowadził akcję skrzydłem. Wyprowadził w pole obrońców przeciwnika i wykorzystał niezdecydowanie izraelskiego bramkarza, doprowadzając tym samym do wyrównania. Gdy wydawało się, że do wyłonienia zwycięzcy będzie potrzebna dogrywka, Polacy zadali decydujący cios. Ostro bitą piłkę z rzutu wolnego posłał w pole karne Żurawski, a do tej jako pierwszy dopadł Rasiak i skierował ją do bramki Dudu Awata. Publiczność zgromadzona na Stadionie Dynama wiwatowała. Do zakończenia spotkania pozostały sekundy. Polacy wygrali III Międzynarodowy Memoriał Walerego Łobanowskiego. Turniej już rok później został rozgrywką reprezentacji młodzieżowych.
Polska – Izrael 3:1 (1:1)
Polska: Rasiak (77′, 89′), Szymkowiak (19′)
Izrael: Walid Badier (35′), Katan (47′).
„We are the champions” i król strzelców Rasiak
Po meczu Polacy wskoczyli na przygotowane specjalnie dla zwycięzców podium. Odebrali zwycięskie trofeum, wokół posypało się konfetti, a z głośników można było usłyszeć utwór „We are the champions” zespołu Queen. Prawie jak najlepszy zespół świata. Można było uruchomić wyobraźnię. Polacy dodatkowo zainkasowali 100 tysięcy dolarów nagrody. Królem strzelców imprezy został Grzegorz Rasiak – zdobywca trzech bramek, a wicekrólem Tomasz Frankowski, który strzelił dwa gole. Polska zwycięża w jakimś turnieju, a Rasiak zgarnia koronę króla strzelców? Tak, to naprawdę się wydarzyło. Mimo rangi tych zawodów i małego zainteresowania, i tak miło było zobaczyć chociaż raz Polaków w roli triumfatorów jakichkolwiek międzynarodowych zmagań.
A Grzegorz Rasiak? Przez lata był kozłem ofiarnym polskich kibiców. Czy zasłużył na takie traktowanie? Był surowy technicznie, przez co wielu fanów traktowało go jako uosobienie boiskowego ofermy. Jednak ilu polskich napastników wyrobiło sobie taką markę jak Rasiak w Championship? Wielu polskich graczy o większym potencjale nie poradziło sobie w tej lidze. On zdobył w niej kilkadziesiąt goli. Czy był aż tak słabym piłkarzem? Odpowiedzmy sobie sami. Poza tym miał podobno ogromny dystans do tych kibicowskich złośliwości. Na pytanie jednego z dziennikarzy o przydomki „Rasialdo” i „Drewninho” odpowiedział:
Dobre, dobre… a słyszałeś to? Van der Drwal!
Bardzo sympatyczny jest też filmik, gdzie Rasiak (wówczas piłkarz Lechii Gdańsk) opowiada żarty o sobie:
Tamten turniej był jedynym w którym wystąpiły seniorskie reprezentacje. Z powodu braku dogodnych terminów na jego rozegranie – organizatorzy uznali, że ściągnięcie dorosłych drużyn jest zbyt trudne. W kolejnych edycjach występowały już tylko drużyny młodzieżowe. W 2008 roku triumfował zespół Polski U-21 pod wodzą Andrzej Zamilskiego.
RAFAŁ GAŁĄZKA