Wroniecki rodzynek – jak Amica starała się bronić honoru polskiej piłki w Pucharze UEFA

Czas czytania: 7 m.
0
(0)

Dwie dekady temu, celem uatrakcyjnienia rozgrywek Pucharu UEFA, Unia Europejskich Związków Piłkarskich zdecydowała się, wzorem Ligi Mistrzów, wprowadzić fazę grupową. Po rundach kwalifikacyjnych oraz I rundzie właściwej, 40 drużyn zostało podzielonych na osiem grup. Z polskich drużyn do tej części rywalizacji udało się dostać jedynie Amice Wronki, ale jej występ nie zapisał się w historii złotymi zgłoskami.

Na początku XXI wieku nie mieliśmy raczej powodów, aby wstydzić się za występy polskich zespołów na arenie europejskiej.

Symptomatyczna obietnica

W sezonie 2002/2003 w Pucharze UEFA furorę zrobiła Wisła Kraków, dochodząc do 1/8 finału, po drodze eliminując AC Parmę i Schalke 04 Gelsenkirchen. Rok później, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski była lepsza od Herthy Berlin i Manchesteru City. Pojedyncze dobre występy notowała również Legia Warszawa (pierwszy w historii wygrany dwumecz z holenderskim klubem – FC Utrecht, remisy z Valencią CF i Schalke 04). Przed kolejnym kampanią na Starym Kontynencie kibice mogli być więc względnymi optymistami.

Do I rundy PU dostały się trzy nasze zespoły, choć kompletnie różnymi ścieżkami. Wisła Kraków kolejny raz nie dała rady zakwalifikować się do wymarzonej Ligi Mistrzów, choć zadanie miała ekstremalnie trudne. W ostatniej fazie eliminacji dzielnie walczyła z samym Realem Madryt i wstydu polskiej piłce nie przyniosła (0:2 i 1:3). Rundę wcześniej w dwumeczu rozbiła jednak WIT Georgię Tbilisi 11:2 (8:2 i 3:0), co kazało przypuszczać, że ze słabszymi przeciwnikami nie powinna mieć problemów. Legia Warszawa mierzyła się z innym gruzińskim klubem – SK Tbilisi. O ile na wyjeździe wymęczyła wygraną 1:0, o tyle już u siebie rozbiła w pył niżej notowanego rywala aż 6:0. Amica Wronki zaś do awansu potrzebowała serii rzutów karnych. We Wronkach pokonała Budapest Honved 1:0, taki sam wynik padł dla gospodarzy w stolicy Węgier. W serii jedenastek górą byli jednak wronczanie, a bohaterem okazał się Maciej Mielcarz, który obronił decydujący strzał Jovana Drobnjaka. W przedbiegach odpadł tylko Lech Poznań, wracający do europejskich pucharów po pięciu latach przerwy. Dwie porażki z Terekiem Grozny po 0:1 były jednak szokiem, wszak dla zespołu z Czeczenii był to debiut na arenie międzynarodowej. 

Losowanie było raczej łaskawe dla naszego eksportowego tria, zatem marzenia o trzech zespołach w fazie grupowej PU nie były pozbawione merytorycznych podstaw. Piłkarska jesień A.D. 2004 zaczęła się jednak dla nas koszmarnie. Wisła Kraków do swojej europejskiej księgi wstydu mogła dopisać kolejny rozdział. Przegrała bowiem dwumecz z Dinamo Tbilisi. Kłopoty zaczęły się jeszcze przy Reymonta, gdzie Biała Gwiazda już po pół godziny gry, przegrywała 0:2. Ostatecznie mistrzom Polski udało się wygrać 4:3, ale zwiastowało to ciężki rewanż. I faktycznie tak było – niebiesko-biali wygrali 2:1 i to oni awansowali do fazy grupowej. Bardziej wymagającego rywala (Austria Wiedeń) miała Legia Warszawa, ale też nikt nie spodziewał się, że starcie z drużyną z Franz Horr Stadion będzie tak jednostronne. Die Veilchen wygrali u siebie 1:0, a na wyjeździe 3:1 i także przeszli dalej.

Do fazy grupowej PU dostała się więc tylko Amica, która okazała się lepsza od FK Ventspils.  Awans jednak wymęczyła w bólach. Na Łotwie gracze Macieja Skorży zremisowali 1:1. Bardziej rywalizowali jednak z naturą, aniżeli ze zdobywcami krajowego pucharu. Wiatr znad Bałtyku – jak informowała „Gazeta Wyborcza Poznań” – momentami wiał z prędkością 55 km/h. W rewanżu w Wielkopolsce też solidnie wiało, ale nudą. Gospodarze po bramce Jacka Dembińskiego wygrali 1:0 i uratowali honor polskiego futbolu klubowego.

Klub z Wronek trafił do niezwykle ciężkiej grupy F – z AJ Auxerre, AZ Alkmaar, Grazer AK i Rangers FC. Symptomatycznie brzmiały słowa wiceprezesa Amiki, Arkadiusza Kasprzaka, który po losowaniu w Nyonie w rozmowie z portalem poznan.naszemiasto.pl powiedział: – Ze swojej strony mogę tylko obiecać, że wstydu polskiej piłce nie przyniesiemy.

Zepsuty jubileusz

Amika dysponowała wówczas naprawdę ciekawym składem. Rutyna (Jacek Dembiński, Paweł Kryszałowicz, Maciej Mielcarz, Paweł Skrzypek) mieszała się z młodością (Marcin Burkhardt, Dariusz Dudka, Karol Gregorek). Nad tą mieszanką czuwał asystent selekcjonera Pawła Janasa, jeden z najzdolniejszych szkoleniowców młodego pokolenia, Maciej Skorża. Na Ekstraklasę to wystarczało, na Europę już nie.

Pierwszym rywalem Amiki byli Rangers FC, w okresie poprzedzającym mecz we Wronkach, w lidze szkockiej kroczący od zwycięstwa do zwycięstwa (pięć wygranych w sześciu meczach, w dodatku wszystkie bez straty bramki). W składzie mieli takie gwiazdy jak Szota Arweładze, Nacho Novo, Fernando Ricksen czy przede wszystkim jedna z gwiazd poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, kupiony latem z AS Monaco, Dado Prso. Gracze z Wielkopolski nadziei mogli upatrywać w fatalnej passie spotkań wyjazdowych The Gers w rozgrywkach europejskich (dziewięć delegacji bez wygranej). Przy ul. Leśnej 52, zła seria podopiecznych Aleksa McLeisha dobiegła jednak końca.

Dla niebiesko-biało-czerwonych był to jubileuszowy, 25. występ w europejskich pucharach. „Zamiast wielkiego święta w małych Wronkach, można było obejrzeć kolejną klęskę polskiej drużyny” – relacjonowała „Gazeta Wyborcza Poznań”. Rangers nie mieli bowiem dla Amiki litości, pokonując ją aż 5:0. Początek spotkania nie zapowiadał najwyższej domowej porażki polskiego klubu w historii jego gier na arenie międzynarodowej. Już w 2. minucie, po wymianie piłki między Marcinem Burkhardtem a Pawłem Kryszałowiczem, nieznacznie chybił Mateusz Bartczak. W 17. minucie goście objęli co prawda prowadzenie za sprawą Petera Lovenkrandsa, ale gra wciąż była wyrównana.

W drugiej połowie dominował już tylko jeden zespół. W ciągu ostatnich trzydziestu minut, wicemistrzowie Szkocji aż cztery razy pokonywali Arkadiusza Malarza (Novo, Ricksen, Arweładze, Alan Thompson). Amikę w tym czasie stać było tylko na strzał w poprzeczkę Jacka Dembińskiego. „A później Szkoci grali już tak, jak na środowej gierce w „dziadka”. Amica była bezradna, a kolejne bramki Szkoci zdobywali z uśmiechem na ustach” – podsumowała grę piłkarzy Macieja Skorży, „Gazeta Wyborcza Poznań”.

Teatr jednego aktora

Klęska z Rangersami już na starcie zatem postawiła Amikę pod ścianą. Trzeci zespół Ekstraklasy w sezonie 2003/2004 nie miał już bowiem marginesu błędu i w kolejnych trzech spotkaniach nie mógł sobie pozwolić na kolejne potknięcia. Kolejnym rywalem drużyny z Wielkopolski był mistrz Austrii, Grazer AK, który walkę o Ligę Mistrzów nieznacznie przegrał z Liverpool FC (0:2 i 1:0). Nie wiedzieć czemu, ale właśnie ekipa Waltera Schachnera wydawała nam się rywalem będącym w naszym zasięgu. Za swoją naiwność, na Arnold Schwarzenger Stadion kolejny raz zapłaciliśmy jednak wysoką cenę.

Amikę hat-trickiem skarcił Roland Kollman, król strzelców austriackiej Bundesligi w poprzednim sezonie. Spotkanie znów zaczęło się znakomicie dla wronczan, bo w 27. minucie wyszli na prowadzenie po trafieniu Dembińskiego. Kollman wyrównał jednak pięć minut później, a kolejne dwa gole strzelił w drugiej połowie. Różnica klas w Grazu znów była gigantyczna.

Na półmetku zmagań w grupie F, Amica zamykała więc tabelę z zerowym dorobkiem punktowym. Nie straciła jednak jeszcze definitywnie szans na awans, bo z grupy do 1/16 finału kwalifikowały się trzy zespoły. Warunkiem sine qua non były jednak dwa zwycięstwa w dwóch ostatnich meczach. Zważywszy na klasę oponentów, była to misja z gatunku „niemożliwych”.

Zdziwieni Holendrzy

W końcówce listopada do Wronek zawitała rewelacja Eredivisie, AZ Alkmaar, które po 13. kolejkach było wiceliderem ligi holenderskiej. Zespołem dowodził Co Adriaanse, a w składzie miał tak znakomitych graczy jak Joris Mathijsen, Denny Landzaat czy Keeneth Perez. Na arenie międzynarodowej Kaaskoppen również radzili sobie bardzo dobrze, w pierwszej serii gier w fazie grupowej PU, pewnie pokonując AJ Auxerre 2:0. Z Amiką czerwono-biali także poradzili sobie bez większych kłopotów. Już do przerwy prowadzili 3:0 po trafieniach Barrego van Galena, Martijna Meerdinka i Steina Huysegemsa. „AZ Alkmaar ani przez moment nie pozostawił gospodarzom złudzeń, kto jest lepszy, a w miarę upływu czasu jego przewaga była coraz większa” – pisał „Głos Wielkopolski”. Dopiero w drugiej połowie drużyna z Holandii Północnej nieco spuściła z tonu, dzięki czemu Dembiński mógł zdobyć honorową bramkę.

– Nie spodziewaliśmy się tak łatwej wygranej we Wronkach – stwierdził po meczu Landzaat. Zadanie swojemu zespołowi z pewnością utrudnił Skorża, który na ławce niespodziewanie posadził lidera Marcina Burkhardta. „Bury” na murawę wszedł dopiero w drugiej odsłonie, a asystent selekcjonera tłumaczył to faktem, że jego as nie ma sił na grę przez 90 minut. Zastępujący go Krzysztof Kowalczyk, będący graczem zdecydowanie mniej kreatywnym, kompletnie się spalił. Burkhardt nie zamierzał jednak roztrząsać sprawy. – Taka była decyzja trenera, nie będę jej komentować – powiedział w rozmowie z mediami.

„Bojaźń piłkarzy z Wronek — czołowej drużyny polskiej ekstraklasy — była tak wielka, że w pierwszej połowie nawet nie podjęli walki z rywalem. Zespół z Alkmaar miał dużą przewagę, bez problemu przedostawał się w okolice pola karnego Amiki. Dla Polaków nawet przekroczenie linii środkowej boiska było za to osiągnięciem” – mogliśmy przeczytać nazajutrz w „Gazecie Wyborczej Poznań”. – Nasza gra miała wyglądać zupełnie inaczej, ale graliśmy biernie i zostaliśmy zepchnięci do bardzo głębokiej defensywy – bezradnie rozkładał ręce Skorża na konferencji prasowej.

Burkhardt show w bramce

Na zakończenie pucharowych zmagań, niebiesko-biało-czarni udali się do Francji na starcie z AJ Auxerre. Gracze legendarnego Guy Roux nie potrafili wygrać dwóch pierwszych spotkań w PU (remis z Grazer AK i porażka z AZ Alkmaar), zatem, żeby przedłużyć szanse na awans do fazy pucharowej, koniecznie musieli pokonać Amikę. Nad Stade de l`Abbe – Deschamps unosił się zatem zapach kolejnej klęski. I faktycznie tak było.

Biało-niebiescy już po trzech (!) minutach prowadzili 2:0. W 17. minucie co prawda kontaktową bramkę zdobył Kryszałowicz, ale piłkarze z departamentu Yonne w następnych dziesięciu minutach strzelili kolejne dwa gole. Załamany bramkarz gości, Arkadiusz Malarz już po 38 minutach opuścił murawę, a jego zmiennik, Radosław Cierzniak dziewięć minut później wyleciał z boiska, za interwencję rękoma poza polem karnym. Do Francji nie poleciał trzeci z golkiperów, Maciej Mielcarz, zatem bramkarski trykot zmuszony był założyć któryś z graczy z pola. Padło na Burkhardta, który okazał się bohaterem rywalizacji. Puścił co prawda gola po strzale Bonaventury Kalou, ale poza tym popisał się aż siedmioma znakomitymi interwencjami, które fetowała…miejscowa publika.

„Jaki początek, taki koniec” – podsumowała grę Amiki w fazie grupowej PU w sezonie 2004/2005 „Gazeta Wyborcza Poznań”.

Skupienie wszystkich nieszczęść

Amica Wronki była jednym z sześciu zespołów (obok AEK Ateny, AO Egaleo, Dinamo Tbilisi, FC Utrecht i KSK Beveren), który w rywalizacji grupowej nie zdobył choćby punkty. Żadna z tych drużyn nie straciła jednak aż tylu goli, co wronczanie (16). Ze zrozumiałych względów, popisy wielkopolskiego klubu nad Wisłą spotkały się z opinią jednoznacznie negatywną. „Wielki wstyd” – tak jego kampanię w PU podsumował „Dziennik Polski”. Krytyka nie była jednak wycelowana wyłącznie w Amikę. Dotyczyła całego polskiego futbolu klubowego, którego nieudolność, jak w soczewce odbijała się w grze brązowych medalistów Ekstraklasy. „Na drużynie Macieja Skorży skupiły się wszystkie nieszczęścia i kompleksy polskiej piłki. W pewnym sensie Amica zrobiła sobie krzywdę awansem do fazy grupowej PUEFA, bowiem przyszło jej wstydzić się częściej od Lecha, Wisły i Legii. Nam też” – słusznie podkreślał „Dziennik Polski”.

Pamiętam, że jako cały zespół czuliśmy się skonsternowani, jaka jest różnica między nami a rywalami z Zachodu. I to różnica pod każdym względem – technicznym, taktycznym, przygotowania fizycznego. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć pozytywów. Zaczęło do nas docierać, że coś jest nie tak z naszą piłką, że to nie może tak wyglądać – podsumował po latach, w rozmowie z weszło.com, Dawid Kucharski.

Skorża winę za tragiczną postawę na europejskiej arenie zrzucał na brak doświadczenia swoich graczy. – Nasza trema na arenie międzynarodowej nie pozwoliła nam pokazać pełni umiejętności – przyznał. Była to argumentacja właściwa, bo choć średnia wieku jego drużyny wynosiła 25,7, to o doświadczeniu europejskim w zasadzie można było mówić tylko w przypadku Jacka Dembińskiego, Pawła Kryszałowicza i Pawła Skrzypka.

Marcin Burkhardt był jednak święcie przekonany, że obycie na arenie międzynarodowej przyjdzie z czasem. – Rywale wykonywali to, co mieli wykonywać, a my tych elementów musimy dopiero się uczyć. Zapewniam, że za rok będzie zupełnie inaczej, bo jesteśmy zespołem, który przyszłość ma przed sobą. Dlatego nie jestem załamany – zapewniał. 

Nie spodziewał się jednak, że mecz z Auxerre będzie ostatnim występem Amiki w europejskich pucharach. A i sam klub z Wronek wkrótce przestanie istnieć.

Źródła:

  1. Gazeta Wyborcza Poznań
  2. poznan.naszemiasto.pl
  3. Głos Wielkopolski
  4. Dziennik Polski
  5. weszło.com

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...