Sportowa Książka Roku to największy serwis o polskich książkach sportowych i coraz bardziej prestiżowy plebiscyt. Powstał siedem lat temu i jest dziełem Krzysztofa Baranowskiego, który dał się także poznać w tamtym roku jako współprowadzący program Liga Literacka na antenie TVP Sport. Oprócz tego Krzysiek wciąż jest czynnym piłkarzem, a na co dzień pracuje jako informatyk. Tematem naszej rozmowy – co specjalnie dziwić nie może – były książki sportowe.
Kiedy i jak powstała Sportowa Książka Roku? Mam na myśli zarówno plebiscyt, jak i stronę, którą prowadzisz.
Sportowaksiazkaroku.pl powstała siedem lat temu. Pracowałem wtedy dla dużego serwisu o marketingu sportowym i zrodził się pomysł, aby publikować recenzje książek sportowych. Akurat wydawnictwo Sine Qua Non mocno wchodziło na rynek i ukazywało się sporo tych pozycji. Jestem z Krakowa, więc było łatwo nawiązać z nimi kontakt – zapytałem po prostu, czy chcieliby udostępniać nam egzemplarze recenzenckie. Dogadaliśmy się i zacząłem pisać. Jednocześnie potrzebny był jakiś sposób oceniania tych książek, coś w rodzaju klasyfikacji punktowej i ten pomysł ostatecznie wyewoluował w plebiscyt. W międzyczasie odszedłem z tego serwisu i miałem więcej czasu na własną działalność. Chciałem rozwijać się w dziedzinie dziennikarstwa sportowego, miałem ambicje stworzyć coś większego niż zwykły blog o książkach. Tak w największym skrócie powstała strona i plebiscyt Sportowa Książka Roku.
Dobrze też się później złożyło, że Piotrek Stokłosa zaczął pracować w SQN i nie miał już tyle czasu na rozwój swojego bloga (Ksiazkisportowe.blogspot.com), pionierskiego w kwestii książek sportowych. Od tej pory Sportowa Książka Roku jest właściwie jedyną stroną, która tak kompleksowo zajmuje się tą tematyką. Zacząłem współpracę z innymi blogerami, bo w pojedynkę ciężko byłoby mi utrzymać serwis na aktualnym poziomie. Ostatnio zaangażowałem się także w Ligę Literacką [cykl programów dla TVP Sport na temat literatury sportowej – przyp. BB], na którą zużywałem większość swojego urlopu, więc tym bardziej musiałem wspierać się pomocą innych. Chyba całkiem nieźle rozrosło się to przez te siedem lat, stworzyłem porządne kompendium wiedzy o książkach sportowych. Na razie polskich, ale może także – w przyszłości – zagranicznych.
Czyli od strony technicznej sam zbudowałeś wszystko?
Z zawodu jestem informatykiem, więc „postawienie” strony w internecie nie jest dla mnie wielkim problemem, choć to oczywiście szeroka branża, na co dzień nie zajmuję się programowaniem. Mimo wszystko trochę pieniędzy trzeba było na to wydać, dopiero po 3-4 latach nie musiałem już przesadnie dokładać do interesu. Mam z tym sporo roboty – oczywiście kilka osób oprócz mnie pisze recenzje, w plebiscycie też mam grono ekspertów, ale generalnie od strony organizacyjnej i technicznej większość jest na mojej głowie.
Jak układa się współpraca z wydawnictwami? Wspominałeś już, że SQN chętnie udostępnia książki do recenzji, zresztą jako Retro Futbol też mamy z nimi bardzo dobre doświadczenia. A reszta?
SQN, Arena czy Agora to więksi wydawcy, którzy mają odpowiednie fundusze na promocję i chętnie przekazują egzemplarze recenzenckie – bo rozumiem, że to pytasz. Natomiast mniejsi wydawcy często nie są zainteresowani jakąkolwiek reklamą, co mnie dość dziwi. W wielu przypadkach nie raczą nawet odpisać na e-maila. Trochę to dla mnie niezrozumiałe, bo przecież mogą mieć darmowy nośnik reklamowy w internecie, a teraz wszystko jest w internecie, nikt nie kupuje reklam w prasie. Nie będę wymieniał nazw tych wydawnictw, nie mam zamiaru robić nikomu czarnego PR. Grono wydawców, z którymi dobrze się współpracuje, jest mniejsze niż tych, którzy traktują mnie jak zło konieczne. A powinno chyba być na odwrót.
Ilu blogerów pisze recenzje dla Sportowej Książki Roku?
W sumie uzbierało się grono siedmiu osób, ale np. wspominany Piotrek Stokłosa nie ma już możliwości, aby angażować się w takie rzeczy. Także w tej chwili regularnie piszą dla mnie cztery osoby, wszystkie są wymienione na mojej stronie w zakładce „Autorzy”. W ostatnich miesiącach kończyłem budowę domu, miałem naprawdę mało czasu i na stronie trochę mniej się działo. Tym bardziej jestem wdzięczny, że w tym czasie mogłem część książek przekazywać do recenzji moim współpracownikom. Jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś z nich powiedział: „Nie zrecenzuję, nie mam czasu”. Także jestem im za to bardzo wdzięczny, zresztą też staram się tak rozdzielać te książki, żeby każdy czytał coś zgodnego ze swoimi zainteresowaniami. Jeśli ktoś się męczy przy lekturze książki, to potem widać to w jego tekście.
Założyłem sobie na samym początku, żeby publikowane recenzje nie były sztampowe; nie lubię takich, w których ktoś po prostu streszcza książkę. Staram się tylko nakierować czytelnika w 3-4 zdaniach na treść, poza tym bardziej zależy mi na opisaniu konwencji, odwoływania się autora do historii itp. Napisać dobrą książkę to jest wyzwanie, ale nie mniejszym jest napisanie dobrej recenzji. Nie wiem, czy mi osobiście się to udaje, niech ocenią czytelnicy.
Zakończyła się właśnie siódma edycja plebiscytu Sportowa Książka Roku. Jak ten konkurs zmieniał się na przestrzeni tych siedmiu lat?
W pierwszej edycji w 2013 roku były cztery kategorie: piłka nożna, biografie, motoryzacja i kategoria ogólna. Zwycięzcy każdej przechodzili do rundy finałowej i spośród nich była wybierana Sportowa Książka Roku; wygrał „Wielki Widzew. Historia polskiej drużyny wszech czasów” Marka Wawrzynowskiego. W tej pierwszej edycji zwycięzca był tylko jeden. Finalistami były jeszcze książki: „Sir Alex Frguson. 25 lat na szczycie” z wydawnictwa Anakonda, „Wszystkie barwy siatkówki” Marcina Prusa z SQN i „Mój styl jazdy” Sebastiana Loeba, także z SQN. W drugiej edycji w 2014 roku zmieniłem formułę i utrzymuje się ona do dziś – mamy po prostu kilka kategorii i w każdej wybierana jest jedna najlepsza książka. Piłka nożna, historyczne, biografie – to są stałe kategorie, natomiast jest też kilka ruchomych, np. w trzech poprzednich latach była górska, dawniej pojawiła się koszykarska. Wszystko zależy od tego, jakie książki ukazują się w danym roku. Do każdej kategorii jest osobne grono ekspertów.
Oprócz tego jest też głosowanie czytelników. Na początku wybierali spośród wszystkich książek, dwa lata temu zrobiłem osobne głosowanie w kategorii książek polskich i zagranicznych. Obecnie ukazuje się ponad 200 książek rocznie, więc trzeba to jakoś rozgraniczać. I tak pojawia się sporo kontrowersji, gdy wybieramy 30 nominowanych. Konsultuję nominacje z wieloma osobami z zewnątrz, tworzę takie swoiste kolegium redakcyjne – nie chcę tego robić sam, bo mój głos może nie być obiektywny. Im więcej głów, tym więcej dobrych pomysłów.
Na twojej stronie można znaleźć bardzo przydatny spis wszystkich sportowych książek, które ukazały się w danym roku. Nie wszystkie są recenzowane – zdaję sobie sprawę, że to fizycznie niemożliwe. Jaki jest jednak klucz wyboru tych, które recenzujesz?
Mam taką „kupkę wstydu”, na której piętrzą się książki do recenzji. Dostaję ich bardzo dużo i żeby wszystkie przeczytać, musiałbym się chyba zwolnić z pracy, zamknąć na strychu i tylko przyjmować od czasu do czasu posiłki. Na później odkładam te najbardziej popularne i najgłośniejsze – one i tak zostaną opisane w wielu miejscach. Staram się natomiast w pierwszej kolejności pisać o nietypowych, wręcz niszowych. Taką jest np. biografia Tigera Woodsa z grudnia 2018 roku, wydana przez Bukowy Las. Moim zdaniem to powinna być Sportowa Książka Roku, biorąc pod uwagę kategorię, do której można ją zaliczyć. Autorami byli dwaj dziennikarze Jeff Benedict i Armen Keteyian, którzy chcieli porozmawiać z głównym bohaterem. Jednak Tiger Woods, wiedząc, jaki jest temat książki, odmówił im spotkania. Nie mieli zamiaru pisać o tym, że Tiger Woods to wspaniały golfista, który wygrał mnóstwo turniejów, lecz skupili się na Woodsie jako fenomenie społecznym. Analizowali jego sukces od strony psychologicznej, a następnie upadek – dlaczego w ciągu kilku chwil stoczył się na dno. On jest bardzo popularny w USA i to był naprawdę spektakularny upadek. Golf w Polsce to wciąż zabawa dla bogaczy, dlatego ta książka nie odbiła się u nas wielkim echem. Z takich nieoczywistych publikacji mogę wymienić jeszcze „Klub” od Domu Wydawniczego Rebis, wcześniej „Premier League. Historia taktyki w najlepszej piłkarskiej lidze świata” z SQN. Obydwie opowiadają o lidze angielskiej. Biografia „Doktor Socrates. Piłkarz, filozof, legenda” od Areny była też całkiem porządna. To są ambitne i niezwykle ciekawe książki, zachęcam do ich przeczytania. Brałem udział w wydarzeniu „Przeczytam 52 książki w 2019 roku” – udało mi się dobić do 70, ale kosztem wielu wyrzeczeń. Czytanie zabiera dużo czasu, ale jest to świetna rozrywka, więc naprawdę warto.
Jakie masz pomysły na rozwój portalu? Wspominałeś kiedyś o recenzjach książek obcojęzycznych, które w Polsce się nie ukazały.
Jest taki pomysł, choć wiadomo, że nie będzie to w takim stopniu, jak w przypadku książek po polsku. Myślałem, żeby zaangażować naszego „zagranicznego” kolegę Radka Chmiela, który mieszka w Liverpoolu i czyta sporo angielskich książek. Może się dogadamy. Pomysłem na rozwój była też Liga Literacka, czyli program, którego pierwszy sezon był emitowany przez TVP Sport. Już od dawna chciałem uruchomić kanał wideo o książkach sportowych, więc ta współpraca z Norbertem Tkaczem i Niezwykłymi Opowieściami Sportowymi była zbawienna. Ogólnie jestem człowiekiem, który ma dużo pomysłów i cały czas coś mi wpada do głowy, więc jakieś innowacje mogą się w każdej chwili pojawić.
Miałem okazję niedawno rozmawiać z Radkiem Chmielem i gorąco rekomendował do wydania po polsku książkę „Europe United” Matta Walkera, która opisuje derbowe mecze we wszystkich krajach UEFA. Na okładce mamy kadr z derbów Krakowa. Czy ty masz jakąś zagraniczną książkę, którą koniecznie chciałbyś przeczytać po polsku?
Tak – „The Politics of Football in Yugoslavia. Sport, Nationalism and the State” Richarda Millsa. Czytanie w języku obcym schodzi dłużej, nie mam na to czasu, więc chętnie zobaczyłbym tę publikację po polsku. Sporo jest takich książek, ale trzeba patrzeć przez pryzmat ekonomiczny – u nas raczej nikt nie kupi książki o krykiecie, a w Wielkiej Brytanii one wygrywają plebiscyty. Fajnie wydać ambitną książkę i mieć ją w swoim portfolio, ale ona musi się przede wszystkim zwrócić. To biznes jak każdy inny.
Mam wrażenie, że dwie dyscypliny są trochę zaniedbane na polskim rynku książek sportowych – siatkówka i skoki narciarskie. Co tym sądzisz?
Biografia Svena Hannavalda była całkiem w porządku i z tego co wiem, sprzedała się dobrze. Na pewno brakuje porządnej biografii Adama Małysza. Były plany na jej powstanie jeszcze w czasie jego kariery, ale on wtedy straszył pozwami, sytuacja była bardzo napięta i wydawnictwo ostatecznie zrezygnowało. W kwestii skoków widzę więc potencjał tylko w Małyszu; wątpię, żeby dobrze sprzedawała się np. biografia Martina Schmitta. Poza tym opowieść o Kamilu Stochu na pewno będzie się cieszyć zainteresowaniem, ale to chyba jeszcze nie jest ten czas. W kwestii siatkówki – może się narażę wielu osobom, ale niezbyt lubię tę dyscyplinę i ciężko mi się wypowiadać. Na pewno „Giba. W punkt” to bardzo dobra książka. Mogę też polecić biografię Andrzeja Niemczyka, o której zresztą mówiliśmy w Lidze Literackiej. Pojadę banałami, ale czasem lepiej wydać 10 książek, ale naprawdę dobrych, niż trzydziestą biografię Leo Messiego i pięćdziesiątą biografię Cristiano Ronaldo. Książki siatkarskie można porównać do książek górskich. Rynek odbiorców jest hermetyczny i mimo że czasem ukaże się coś kiepskiego, to jednak ogólnie jedne i drugie trzymają poziom. Natomiast książki o piłce nożnej są czasami tak fatalne, że bardziej nadają się jako podstawka pod kubek niż do czytania.
Najlepsza książka sportowa według ciebie?
Ciężko wybrać jedną… Pójdę w sztampę i powiem, że „Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk”, naprawdę kapitalna. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie także „Wojna światów”, którą wypuściło na rynek wydawnictwo Amber. Jest to opowieść o rywalizacji Barcelony z Realem, czyli temat wałkowany już na wszystkie sposoby, jednak francuski dziennikarz Thibaud Leplat skonstruował bardzo ciekawą opowieść. Znalazłem tam wiele nieznanych anegdot, mimo że jako kibic Barcelony śledzę uważnie wszystko związane z tym klubem. Cenię sobie także biografię Sebastiana Loeba „Mój styl jazdy”. To była pierwsza książka sportowa, którą zrecenzowałem – dlatego mam do niej wielki sentyment. Poza tym lubiłem oglądać wyścigi WRC z Loebem w roli głównej i bardzo chętnie poznałem jego punkt widzenia na to wszystko. Dodam jeszcze książki górskie, choć przecież nie wszyscy wspinaczkę traktują jako sport… Tutaj zdecydowanie wybijają się „Czapkins” i „Spod zamarzniętych powiek”, czyli biografie Tomasza Mackiewicza i Adama Bieleckiego, które napisał Dominik Szczepański. Zresztą uwielbiam pióro Szczepańskiego, kapitalnie pisze o górach. Niedawno mieliśmy się okazje poznać podczas kręcenia kolejnego odcinka Ligi Literackiej, świetny człowiek. Z takich mniej oczywistych książek, powiem jeszcze o „Mistrzowskich rozmowach” Nikodema Chinowskiego. Ukazała się nakładem wydawnictwa Magnus tuż przed mundialem w Rosji, nie była zbyt promowana, a to bardzo ciekawe wywiady. Autor pracował dla Polskiej Agencji Prasowej i nie był stricte związany ze sportem, ale bardzo fajnie podszedł do tych rozmów.
To teraz książka najgorsza.
Ukazało się sporo słabych książek, ale nie chciałbym wymieniać konkretnych tytułów. Na swojej stronie recenzowane książki dzielę na cztery kategorie: „Trzeba przeczytać”, „Warto przeczytać”, „Można przeczytać” i „W ostateczności”. W tej ostatniej jest pięć książek, bo staram się aż tak drastycznie do tego nie podchodzić. Chociaż może powinienem, bo jak rocznie wychodzi ok. 200 książek o sporcie, to wśród nich zawsze trafiają się słabe. Mniejsi wydawcy przygotowują jedną czy dwie książki sportowe na rok i często jest to „zapychacz”. Ogólnie szacuję, że około połowa wydawanych rocznie książek warta jest uwagi. A te bardzo słabe po prostu wypieram z pamięci.
Ostatnie 7-8 lat to wielki boom na książki sportowe w Polsce. Skąd to się wzięło?
Sport jest ogólnie dość popularny w Polsce, szczególnie piłka nożna. Z drugiej strony, czytamy bardzo mało, o czym alarmują raporty. Książki sportowe to tylko mała część rynku czytelniczego, swoista nisza w niszy, więc może dlatego długo działo się w tym temacie bardzo mało. Chociaż jakieś 20 lat temu tez wychodziło trochę tych książek, po 2000 roku nastąpił przestój, aż do pojawiania się wydawnictwa SQN. Oni pokazali innym, że na książkach sportowych można zarabiać i doszli do momentu, w którym wydają ich co roku 30-40.
Urośli na tyle, że są w stanie zaprosić do Polski Christo Stoiczkowa i zrobić przy okazji wielkie show…
Zgadza się, poza tym myśleli też o zaproszeniu Fransesco Tottiego czy Zlatana Ibrahimovica. Mało jest wydawców, którzy mogą sobie na to pozwolić. Sine Qua Non zapoczątkowało zainteresowanie wydawców książkami sportowymi, choć oni cały czas są w pewnym sensie monopolistami. Pisałem kiedyś na Twitterze, że w mojej bazie książek sportowych aż 300 pozycji to SQN, potem długo, długo nic i dopiero drugi wydawca z ok. 50 publikacjami. Pojawiają się jednak inni „gracze”, np. wydawnictwo Galaktyka, które postawiło na bieganie czy wydająca wiele górskich książek Agora. SQN zapoczątkowało trend, ale inni go podłapali i dlatego ten rynek przeżywa ostatnio taki boom. Okazało się, że po prostu można na tym zarobić.
Wspominałeś, że niektóre wydawnictwa nastawiły się na konkretne dyscypliny sportowe. Myślisz, że są jeszcze jakieś nisze do zagospodarowania? Może pojawić się nowe wydawnictwo i wejść z propozycjami, o których nikt inny wcześniej nie pomyślał?
Chyba już nie ma takich dyscyplin… Książki o żużlu, rajdach samochodowych czy World Superbike raczej by się w Polsce nie sprzedawały, mimo że żużel jest u nas bardzo popularny, co zresztą pokazała ostatnia edycja plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na Najlepszego Sportowca Polski. Generalnie nie widzę jakiejś dyscypliny, za pomocą której można by nagle „zawojować” rynek. Trzeba po prostu robić skrupulatny research i przygotowywać do publikacji dobre książki. Dom Wydawniczy Rebis wydał w ubiegłym roku „Klub”, świetną książkę. To chyba jedyna ich sportowa pozycja w ostatnim czasie, ale jak już zdecydowali się kupić prawa, to do produktu z najwyższej półki. Podobnie z wydawnictwem Zysk i Spółka, które wydało biografię Miroslava Klosego. Zdaje się, że zapłacili za nią dużo pieniędzy i powinno im się to bez problemu zwrócić, aczkolwiek z tego co widzę, absolutnie jej nie promują. Rekordy sprzedażowe biła biografia Jerzego Kukuczki sprzed kilku lat, podobnie Robert Lewandowski; książka Pawła Wilkowicza została sprzedana do Chin, prawa nabyli też Rosjanie, choć nie ma jeszcze tamtejszego wydania. Takie książki sfinansowały się w stu procentach i jeszcze zarobiły na kilka następnych. „Dekalog Nawałki” Marcina Feddka też się dobrze sprzedał, choć jeśli chodzi o kadrę w tym okresie, mi bardziej przypadły do gustu „Tajemnice kadry” Sebastiana Staszewskiego. Także piłka nożna przede wszystkim – nie spodziewam się, żeby nagle furorę zrobiła jakaś książka o badmintonie, choć były przecież „Moje podróże z lotką” Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz. Wydawnictwa muszą celować w najpopularniejsze dyscypliny (piłka nożna, koszykówka) i kupować najlepsze tytuły z zagranicy. Dobrym pomysłem jest też pisanie własnych książek, jak np. „Mistrzowie bez tytułu” od Areny. Nie spodziewałem się, że będzie na to popyt, a sprzedaż tej publikacji jest na dobrym poziomie. Pewnie dlatego, że to po prostu bardzo dobra książka.
Czy jest książka, na którą czekasz szczególnie?
Wiele nocy nie przespałem grając w Football Managera, więc z wielką radością przyjąłem wydanie przez SQN książki „Football Manager to moje życie. Historia najpiękniejszej obsesji”. Pamiętam jakby to było wczoraj: mama wychodziła do pracy o godz. 6.00, ja nastawiałem budzik na 6:01, patrzyłem przez okno jak wsiada do tramwaju i „odpalałem” komputer. Już nie mówię o zepsutych „save’ach”, bo wtedy można było się zapłakać. Zazwyczaj grałem Wisłą Kraków, której kibicuję od dziecka. Kupiłem kiedyś podstarzałego Davida Beckhama, żeby wchodził na końcówki meczów i strzelał bramki z rzutów wolnych. Na tę książkę czekałem w szczególności, mimo że od wydania angielskiego oryginału minęło trochę czasu. Myślę, że będzie ciekawa, ale nawet jeśli taka nie będzie – i tak biorę ją w ciemno jako zagorzały fan FM.
Wyjdzie też niedługo historia Pepa Guardioli w Manchesterze City, również nakładem SQN. Jako fan Barcelony o Guardioli czytam wszystko, więc czekam niecierpliwie. Ogólnie mało jest jeszcze zapowiedzi na ten rok; często wiem z wyprzedzeniem o planach wydawców, ale zazwyczaj muszę zachować dyskrecję. Wiem już o zaplanowanych kilkunastu książkach piłkarskich, dwóch górskich i jednej koszykarskiej, które powinny wyjść do połowy roku. Zapowiedzi często trzymane są do ostatniej chwili, bo rynek jest dynamiczny i wiele tematów może w ostatniej chwili zostać zmodyfikowanych.
Początek tego roku upływa pod znakiem książek górskich. Właśnie ukazała się książka o Elisabeth Revol, niedługo Agora organizuje spotkanie z nią.
Właściwie to ta książka, z tego co wiem, miała ukazać się później, ale przez przypadek zapowiedź ukazała się w internecie i nie było już wyjścia – trzeba było publikować.
Jest to uzupełnienie do biografii Tomka Mackiewicza. Historią dramatycznej walki o przeżycie na Nanga Parbat żyła cała Polska.
Zgadza się. Jeśli już poruszyłeś temat „Czapkinsa”, to chcę powiedzieć, że nie zgadzam się zarzutami, że autorzy napisali tę książkę wyłącznie dla pieniędzy. A kto pisze książki nie dla pieniędzy? Zarabianie na książce nie jest niczym złym, zwłaszcza jeśli podchodzi się do tematu rzetelnie i uczciwie. Dominik Szczepański tak do tego podszedł i powstała świetna książka. Nie jestem żadnym alpinistą czy himalaistą, ale uwielbiam chodzić w góry. Lubię usiąść sobie na jakimś pniaku i pokontemplować w spokoju. Nie mamy prawa oceniać ludzi gór, ich wyborów moralnych itd. W sytuacji kryzysowej każdy jest tylko człowiekiem i nie ma sensu wchodzić w czyjąś psychikę. Tomek Mackiewicz, idąc w góry, zdawał sobie sprawę z zagrożeń i ze swojej formy. Wszyscy znamy się na polityce, w czasie meczów reprezentacji mamy 38,5 mln selekcjonerów, a w czasie akcji na Nandze mieliśmy 38,5 mln ratowników górskich, którzy specjalizują się w pilotowaniu helikoptera i w nocnej wspinaczce górskiej przy -40 stopniach Celsjusza.
Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono.
W sytuacji ekstremalnej każdy z nas ratowałby własne życie, przynajmniej ja bym tak robił. Może dlatego nie jestem himalaistą.
W tamtym roku na antenie TVP Sport pojawił się program Liga Literacka, który prowadziłeś razem z Norbertem Tkaczem z Niezwykłych Opowieści Sportowych. Jak do tego doszło?
Nieskromnie powiem, że to był mój pomysł. Ale wcześniej wspólnie z Norbertem pomyśleliśmy o tworzeniu wideo o książkach sportowych. Wtedy nie była to jeszcze Liga Literacka, chcieliśmy po prostu robić filmy na YouTube. Na początek powstał godzinny materiał na Koronie Kraków – naszymi gośćmi byli Piotrek Stokłosa z SQN i Tomek Gawędzki z Areny, zrobiliśmy podsumowanie 2018 roku. TVP Sport miało patronat nad kolejną edycją plebiscytu Sportowa Książka Roku i udało mi się porozmawiać z dyrektorem Markiem Szkolnikowskim, który lubi stawiać na nietypowe projekty. Po konsultacji z Norbertem zaproponowałem mu taki właśnie program o książkach sportowych. Zaprosił nas do siedziby TVP, w spotkaniu uczestniczył też świetny dziennikarz Leszek Jarosz, autor facebookowego profilu „Historia Mundiali”, który ostatecznie został opiekunem naszego projektu. Zaproponowali nam stworzenie trzech próbnych odcinków – spodobały się i podpisaliśmy umowę na pierwszy sezon, składający się z 12 odcinków. Oglądalność była niezła, nie spotkaliśmy się też z jakimiś krytycznymi głosami, raczej się podobało. Jest to nowy format, nie było wcześniej takiego programu o książkach sportowych.
Pytanie trochę z serii, które dziecko kochasz najbardziej, ale jednak zadam – który z tych 12 odcinków uważasz za najlepszy? Z którego jesteś najbardziej dumny?
W tych odcinkach widać mój rozwój, bo ja nigdy wcześniej nie miałem styczności z kamerą, więc byłem nieco drewniany. Norbert jest zwierzęciem medialnym i świetnie czuł się w roli prowadzącego, a ja musiałem się wszystkiego uczyć. Na początku wyglądało to trochę jak słynna scena z „Dnia świra”, kiedy to Norbert stał nade mną i kazał mi odmieniać czasownik „to be”. Niemalże dokładnie tak to wyglądało za kulisami. Odcinki nie były puszczane w kolejności chronologicznej i dociekliwy widz może się zorientować, które były dla mnie pierwszymi. A przechodząc już do twojego pytania – bardzo cenię sobie odcinek o książkach górskich. Rozmawialiśmy tam z Krzysztofem Wielickim, wielkim człowiekiem gór i wybitnym himalaistą. Otworzył się przed nami i powiedział wiele ciekawych rzeczy. Drugim rozmówcą był Dominik Szczepański, o którym już mówiłem. On z kolei bardzo interesująco mówił o śmierci i o wnioskach z niej wynikających, oczywiście na podstawie swoich rozmów z himalaistami. Pod względem merytorycznym był to chyba jeden z najlepszych odcinków, natomiast ja lubię wszystkie. Staraliśmy się je robić jak najlepiej, wkładaliśmy w to dużo serca i wyszło dobrze. Świetnie rozmawiało się też z Markiem Bobakowskim, autorem książki o Andrzeju Niemczyku, ciekawie opowiadał o książkach sportowych Piotrek Stokłosa. Muszę też podkreślić rolę naszego operatora i montażysty Bogusia Zdebskiego. Jego dobre oko sprawiło, że zdjęcia były nieszablonowe i wciągające. Śmiem nawet twierdzić, że nasza produkcja stoi na wyższym poziomie niż niektóre inne programy emitowane w telewizji. Nie mamy się czego wstydzić.
Będzie drugi sezon Ligi Literackiej?
Rozmawiamy, bądźcie dobrej myśli.
Czytasz dużo książek sportowych, piszesz o nich, nagrywasz programy. A czy sam planujesz coś napisać?
Kiedy chodziłem jeszcze do szkoły, przymierzałem się do pisania fantastyki. Jeśli chodzi o sport to niedawno byłem też konsultantem merytorycznym czterech książek dla dzieci. Swego czasu wydawnictwo Buchmann wypuściło serię o największych europejskich klubach, pisali je ówcześni dziennikarze Weszlo.com. Potem prawa przejęło inne wydawnictwo i przygotowało nową edycję. Miałem zaktualizować te o Realu Madryt, FC Barcelonie, Borussii Dortmund i Bayernie Monachium, ale w zasadzie trzeba było je napisać od nowa, bo kadry tych klubów przez kilka lat diametralnie się zmieniły. A już niedługo kilka osób, którym zalazłem za skórę swoimi recenzjami, będzie mogło się odegrać (śmiech). Nie jest tajemnicą, że Wieczysta Kraków, klub, w którym grałem w juniorach, wybrał mnie na autora klubowej książki. Także teraz zbieram materiały, a publikacja się pisze. Pewnie będę spamował wszystkich informacjami na jej temat, więc nikt jej nie przeoczy.
Na koniec – czym poza recenzowaniem książek sportowych zajmuje się Krzysiek Baranowski?
Jako się rzekło jestem informatykiem i to jest moje podstawowe zajęcie, którym zarabiam na życie. Poza tym gram w piłkę w krakowskiej klasie B, jestem pomocnikiem drużyny Novi Narama i reprezentacji TVP Kraków. Nieskromnie przyznam, że dostałem nawet statuetkę najlepszego pomocnika za zeszły sezon. Najlepszy pomocnik w B klasie – śmiesznie to brzmi, prawda? Ale traktuję to jako świetną zabawę i zbawienny ruch po paru godzinach dziennie na stołku przed komputerem. Poza tym gram ostatnio wieczorami w Call of Duty, także jeśli ktoś chce ze mną pograć, spokojnie znajdzie mnie na Playstation. Po pracy wracam do domu, spędzam czas z żoną i dzieckiem – nie jestem więc jakimś bardzo rozrywkowym typem. Cały czas rozmyślam o nowych „biznesach”, a mój komputer działa 24 godziny na dobę. Żona mnie strofuje, że stałem się niewolnikiem smarftona. Zdaję sobie z tego sprawę, ale ciężko mi z tym walczyć. Poza tym jestem bardzo poukładanym człowiekiem, lubię mieć wszystko z góry zaplanowane. Wolę przybyć na spotkanie 40 minut przed czasem niż spóźnić się pięć minut. Ale chyba da się ze mną żyć.
ROZMAWIAŁ: BARTOSZ BOLESŁAWSKI