„1932. Czarne punkty” – recenzja

Czas czytania: 7 m.
5
(4)

Seria „Polska Ligi Piłki Nożnej” ma już ugruntowaną, bardzo wysoką renomę wśród miłośników historii rodzimego futbolu. Nie dziwi więc, że większość z nich czekała niecierpliwie na kolejny tom. „1932. Czarne punkty” ukazał się w marcu tego roku i opisuje niezwykle dokładnie sezon 1932 ligi polskiej.

„Ideał jest niemożliwy, ale zawsze trzeba do niego dążyć” – taka idea przyświeca twórcom serii „Polska Liga Piłki Nożnej”. Stoją za nią Jerzy Miatkowski i Jarosław Owsiański, warto też wymienić Jarosława Boguckiego, bo to właśnie jego wydawnictwo wypuszcza na rynek kolejne tomy. Autorów charakteryzuje świetny warsztat historyczny: imponująca kwerenda źródłowa oraz niezwykła szczegółowość i precyzja w prezentowaniu danych. Niemożliwe jest, abyśmy stworzyli w 100 procentach pewną i pełną dokumentację rozgrywek o mistrzostwo Polski, ale warto rozwikłać tyle zagadek, ile tylko się da. I Jerzy Miatkowski z Jarosławem Owsiańskim właśnie to robią.

Oczywiście nie da się uniknąć porównań z publikacjami wydawnictwa GiA z Katowic i nieżyjącego już niestety Andrzeja Gowarzewskiego. Niektórzy wciąż uważają podważanie osiągnięć autorów Encyklopedii Piłkarskiej FUJI za atak na świętość i wtedy w ocenie działalności Miatkowskiego i Owsiańskiego pojawia się sporo emocji. Pobieżna lektura ich publikacji mogłaby sugerować, że faktycznie celem jest jedynie wytykanie błędów śp. Andrzejowi Gowarzewskiemu. Sam początkowo wpadłem w taką pułapkę. Jednak jako wierny czytelnik serii „Polska Liga Piłki Nożnej” wiem już, że mimo licznych „szpilek” w stronę GiA, tak naprawdę Miatkowski i Owsiański cenią ogrom pracy, jaką przez lata wykonało katowickie wydawnictwo. Krytykują jedynie bezmyślną wiarę w to, że jeśli Andrzej Gowarzewski i spółka coś napisali, to z pewnością tak było. Zresztą pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć dłuższy fragment z książki „1932. Czarne punkty”, gdzie jest to dokładnie opisane:

To kolejny już przypadek przypisywania przypadkowych danych biograficznych do osiągnięć sportowych zawodnika. Czy to efekty pomyłek, czy też może daleko idąca dowolność przy identyfikacji biograficznej – trudno ocenić. Być może uznano, że ważne jest tylko to, by skompletować pełny zakres danych tak, aby wszystko się z grubsza zgadzało. Prawdopodobnie zakładano, że nikt tych danych nie będzie sprawdzał. Jeśli tak było, to jest to wprost skandaliczny proceder fałszowania tożsamości piłkarzy ligowych, dokonywany zapewne głównie po to, żeby budować prestiż wydawnictwa, co owocowało zapewne licznymi zleceniami od piłkarskich instytucji. Najgorszy jest w tym wszystkim fakt, że tak wiele osób dało się na to nabrać. Naukowcy, dziennikarze i statystycy piłkarscy przez wiele lat zachwycali się poziomem szczegółowości kolejnych publikacji wspomnianego wydawnictwa i bezkrytycznie przepisywali ewidentnie nieprawdziwe informacje do własnych opracowań albo formułowali zachwyty i peany, kompromitując samych siebie. Wszelkie rekordy pobił dziennikarz pewnej gazety, który napisał: „[…] Kiedy dowiedziałem się, że A. G. w ramach encyklopedii piłkarskiej FUJI rozpoczyna serię „Mistrzostwa Polski, stulecie” od razu wiedziałem, że będzie odlot. Jednak już tom pierwszy („Mistrzostwa Polski 1918-1939. Ludzie”) rzuca na kolana. Tą książką A. G. podniósł do góry kamień młyński i dalekim rzutem przesunął granicę naszej wiedzy. W tej dziedzinie mógł to zrobić tylko ten człowiek. Pod względem wartości sam tylko pierwszy tom już teraz jest jedną z najważniejszych książek w historii polskiego futbolu. Pewne jest, że będzie stanowiła punkt odniesienia dla następnych pokoleń ludzi zainteresowanych polską piłką. Niezwykłe w tym dziele jest to, że można się nim zachłystywać na różne sposoby. Mając tak niezwykłe dane, można tworzyć przeróżne statystyki. Książka ukazała się zaledwie paręnaście dni temu, a już słyszałem zachwyty nią wielkich polskiej piłki. I ja nie mogę inaczej. Panie, Panowie! My Polacy, właśnie zdobywamy mistrzostwo świata”. Warto dodać, że w tej „genialnej” książce znalazły się m.in. dwie postacie, którym przypisano osiągnięcia sportowe już po ich śmierci, co sprawia, że trudno taką pracę traktować poważnie, nawet bez analizy szczegółów. A przecież jest tam kilkadziesiąt nieprawdziwych biogramów. Co ciekawe, sam autor owej książki kilkanaście miesięcy później, po głosach dobitnej krytyki, słusznie uznał (duży szacunek), że ów pierwszy tom serii opisującej mistrzostwa Polski ma wartość jedynie kolekcjonerską. W tej sytuacji najbardziej groteskowe stały się, doprowadzające do mdłości, serwilistyczne opinie tych i innych klakierów. Rzeczywiście, był to totalny odlot. Jednak była też inna grupa – dzisiejszych mędrców, którzy wówczas, z powodu panicznego strachu, bali się opublikować choćby jedno krytyczne zdanie. Trudno ocenić, która postawa jest gorsza. Jedno zdanie z cytowanej recenzji było jednak istotne i zarazem słuszne: książka będzie stanowiła punkt odniesienia dla następnych pokoleń. Tak się właśnie dzieje. Paradoksalnie bowiem opracowania Andrzeja Gowarzewskiego są najbardziej wartościową i zarazem komplementarną dokumentacją rozgrywek ligowych w Polsce, wobec której formułujemy wiele naszych uwag, jednocześnie doceniając jej wszystkie zalety i zarazem dążąc do wyeliminowania nieprawidłowości. W tym zakresie tematycznym (ekstraklasa) i przy takim stopniu szczegółowości nie ma bowiem innych książek godnych uwagi. (s. 111-112)

To chyba w pełni odpowiada na pytanie, czy Jerzy Miatkowski i Jarosław Owsiański cenią dorobek Andrzeja Gowarzewskiego. Dostało się trochę redaktorowi Pawłowi Czadzie, skądinąd autorowi naprawdę dobrych książek o futbolu na Górnym Śląsku. Pawła Czadę trochę rozumiem, bo kiedy zachwycałem się tomem Andrzeja Gowarzewskiego o Pucharze Polski, to słusznie zwracali mi uwagę na jego błędy Jarosław Owsiański i Wojciech Frączek. Pojawiła się u mnie wtedy myśl, że może czynią to z zazdrości o osiągnięcia Andrzeja Gowarzewskiego. Prawda jednak jest bajecznie prosta – słusznie wytknęli nieprawidłowości, bo mają o nich wiedzę. Sprawę wyjaśnił mi kiedyś szczegółowo przy okazji wizyty w łódzkim Antykwariacie Sportowym Kamil Wójkowski, autor książki „HKS Kutnowianka. Historia klubu i jego kibiców”. W wielkim skrócie – Andrzej Gowarzewski w swojej dokumentacji Pucharu Polski pominął ponad 200 meczów. Dlaczego? Najprawdopodobniej nie miał co do części z nich pełnych danych i w ten sposób sprytnie przygotował książkę, w której „wszystko jest”. Ale to już tylko domysły innych dokumentalistów polskiej piłki. Kończąc ten prywatny wątek, dziękuję Jarosławowi Owsiańskiemu, Wojciechowi Frączkowi i Pawłowi Gaszyńskiemu, którzy zwracali mi uwagę na niedociągnięcia w moich recenzjach. Nie było to przyjemne dla mnie, bo krytyki nikt nie lubi, ale niezwykle cenne. Dzięki temu stałem się bardziej świadomym recenzentem.

Wystarczy tego nazbyt długiego wstępu ogólnego, ponieważ przedmiotem tej recenzji jest książka „1932. Czarne punkty”. Jest to chyba pierwszy tak intrygujący tytuł w serii „Polska Liga Piłki Nożnej”, wcześniejsze były dość oczywiste. Przyznam szczerze, że mnie zaintrygował i tym chętniej dowiedziałem się, o co chodzi z tymi „czarnymi punktami” w sezonie 1932. Po szczegóły odsyłam oczywiście do książki. Najlepiej na strony 228-230.

Standard tego tomu jest równie wysoki, jak tych wcześniejszych z lat 1927 (wydanie pierwsze i drugie), 1928, 1929, 19301931. Zaczyna się od dokładnych opisów sytuacji w polskiej piłce w 1932 r. na tle wydarzeń politycznych w kraju i na świecie. W porównaniu do poprzednich tomów, autorzy coraz chętniej wspominają o ważnych wydarzeniach z innych dyscyplin sportowych, co dla mnie stanowi duży plus. Wspomnieć można choćby o ciekawych relacjach dotyczących mistrzostw świata w hokeju na lodzie w Krynicy (były w 1931 r. i opisano je w poprzednim tomie, ale teraz autorzy podali sporo nowych informacji) czy Igrzyskach Machabejskich w Tel Awiwie, w których udział wzięło wielu cenionych polskich piłkarzy wyznania mojżeszowego.

Przed częścią główną, czyli niezwykle szczegółową dokumentacją sezonu 1932, znajdziemy także poprawki do wszystkich wcześniejszych tomów. Jest to wielka wartość całej serii i dowód na to, że Miatkowski i Owsiański wymagają niezwykle dużo od innych, ale nie mniej także od siebie.

Każdy ligowy mecz sezonu 1932 jest dokładnie udokumentowany, z podaniem wszystkich niezbędnych źródeł. W przypadku ich rozbieżności, autorzy prezentują swoje poglądy – dlaczego zdecydowali się na konkretną wersję lub zastrzegają, że jest ona jedynie najbardziej prawdopodobną. W przypadku najbardziej kluczowych odkryć czy ustaleń publikują skany relacji prasowych lub innych dokumentów, potwierdzających przyjętą przez nich tezę. Powtórzę się więc raz jeszcze, że warsztat historyczny i krytyka źródeł są tutaj na najwyższym poziomie.

Wielką wartością tomu „1932. Czarne punkty” (i całej serii) są biogramy wybranych ligowców. Jerzy Miatkowski i Jarosław Owsiański opisują zazwyczaj postaci mniej znane – często w odpowiedzi na nieprawdziwe informacje, podawane przez wcześniejsze książki GiA. Wyjątkiem w tym tomie jest biogram Wacława Kuchara (s. 304-307). Wydaje mi się, że jego koleje losu są dość dobrze znane, niedługo po jego śmierci wyszła biografia autorstwa Jacka Bryla. Nie wiem właściwie, co skłoniło autorów do prezentacji tego biogramu. Mnie to oczywiście nie przeszkadza, zwłaszcza że Wacław Kuchar to poniekąd mój krajan z Łańcuta (tam się urodził). Poza tym poznajemy raczej życiorysy postaci dużo mniej znanych, w wielu wypadkach piłkarzy, którzy w ekstraklasie zaliczyli mało znaczące epizody. A kiedy losy danego człowieka są nieznane od jakiegoś momentu, autorzy uczciwie to przyznają. Np. biogram Hugona Piltza (s. 296) urywa się na 1929 r. Życzę autorom, żeby dotarli do źródeł na temat jego dalszych losów. A że takie biogramy udaje się pogłębiać z biegiem czasu i pracy źródłowej, ukazuje nam następujący przykład:

Warto przeanalizować jeszcze raz życiowe losy Mojżesza Selingera, które nie są tak różowe, jak prze[d]stawiliśmy to w tomie poświęconym rozgrywkom sezonu 1931. Napisaliśmy wówczas, że Mojżesz Selinger późną jesienią 1929 wyjechał do Wiednia, skuszony finansową ofertą WAC Wiedeń. Tam poślubił Rosę Feingold (ur. 19.06.1918 w Wiedniu), co okazuje się dość istotne. Wydało nam się zastanawiające, biorąc pod uwagę żydowski holocaust, że po zakończeniu wojny Mojżesz Selinger wyjechał do Argentyny. Nowe światło na jego okupacyjne losy rzuca artykuł zamieszczony w krakowskim „Naprzodzie” z 13 listopada 1947 roku, zatytułowany „Selinger konfidentem gestapo”. Wprawdzie opisane są w nim działania Maurycego Jakuba Selingera (spolszczona wersja pierwszego imienia), a nie Mojżesza Jakuba Selingera, ale fakt, że pojawia się tam informacja o jego karierze piłkarskiej, oraz imię żony Róża (ponownie wersja spolszczona) nie pozostawia wątpliwości, że artykuł dotyczy piłkarza ekstraklasy z sezonów 1931 i 1932. (s. 353)

Pojawiła się w tym miejscu drobna literówka: przestawiliśmy zamiast przedstawiliśmy. Ale to oczywiście mało znaczący szczegół. Dalej następuje obszerny cytat z artykułu, opisującego niecne postępki Mojżesza Selingera i nazwiska ludzi, którzy zginęli wskutek jego donosów. Niezwykle cenię autorów właśnie za taką nieustępliwość w poszukiwaniu faktów i wielki brak zaufania nawet w stosunku do samych siebie. Jak mawiał kiedyś mój nauczyciel na warsztatach dziennikarskich: „Jestem przekonany, że „Pana Tadeusza” napisał Juliusz Słowacki. Ale jeszcze to sprawdzę”.

Po części zasadniczej znajdziemy tradycyjnie bardzo szczegółowe podsumowania statystyczne sezonu 1932 i wyjaśnienia wszystkich wątpliwości odnośnie klasyfikacji strzelców (a jest ich sporo). Wielką wartością jest też możliwie najdokładniejsze (na tyle, na ile pozwalają źródła) opisanie walki o awans do ekstraklasy i rozgrywek klasy A w roku 1932, czyli de facto drugiej ligi.

Pozwolę sobie wytknąć kilka usterek, naprawdę drobnostek, bo wiem, że autorzy to cenią. I tak na s. 42, w rozdziale o dokumentalistach polskiej piłki, pojawia się Julian Radoń – powinien być Albin Radoń. Na s. 109 wkradła się literówka i mamy Józefa Mile zamiast Józefa Milę. Na s. 119 w dokumentacji meczu Warszawianka – Czarni Lwów pada informacja, że strzelcem bramki samobójczej był Symplicjusz Zwierz II. Był chyba tylko jeden piłkarz o takim (dość niespotykanym, nawiasem mówiąc) imieniu i nazwisku, więc nie rozumiem, co oznacza ta rzymska „dwójka” przy nim. Na s. 209, w poruszającym opisie śmierci płk. Kazimierza Hozera, szefa klubu piłkarskiego WKS 22 p.p. Siedlce, najpierw pojawia się sformułowanie „z Olend”, a potem „po minięciu Olęd”. Niekonsekwencja w nazewnictwie miejscowości, powinno być dwa razy przez „ę”. Na s. 249 w „uwagach” do meczu Pogoń Lwów – Warszawianka jest wzmianka: „Były też zapowiedzi, że mecz rozpocznie się o 17.00”. Tymczasem autorzy podają, że ten mecz rozpoczął się o … 17.00. Gdzieś wkradła się pomyłka. Wreszcie na s. 422, w biogramie Franciszka Dmytrówa, zmieniono gen. Andersowi imię z Władysława na Zygmunta. Ale podkreślam, że są to szczególiki i wskazuję je jedynie po to, aby można było ich uniknąć przy ewentualnych kolejnych wydaniach.

W kwestii jakości graficznej wydania mamy standard adekwatny do poprzednich roczników: całość czarno-biała (poza prezentacją graficzną strojów wszystkich drużyn), ale bardzo przejrzysta i przyjazna do czytania. Na wielki plus obszerna liczba zdjęć i skanów artykułów prasowych z epoki. Zdjęcia są bardzo dokładnie opisane, choć oczywiście jakość w wielu przypadkach niska – w końcu to skany z prasy lat 30. Pewnie zwolennicy wydawnictwa GiA będą podkreślać, że tam całość jest w kolorze i na kredowym papierze, ale przecież nie to jest najważniejsze.

NASZA OCENA: 9,5/10

Książka „1932. Czarne punkty” to siódmy (licząc dwa wydania sezonu 1927) już rocznik serii „Polska Liga Piłki Nożnej”, będący absolutnym must have dla wszystkich miłośników historii polskiej piłki nożnej. Praca spełnia najwyższe standardy naukowości i warsztatu historycznego, prostuje wiele utrwalanych latami błędów faktograficznych. Jest to encyklopedia, więc niekoniecznie do czytania „od deski do deski”, ale niezbędna do pisania jakichkolwiek sensownych artykułów dotyczących sezonu 1932. Mimo tej encyklopedyczności, w przypadku wspominanych biogramów czy artykułów tematycznych – choćby podsumowań każdej kolejki – widać w tekście pasję autorów i czyta się je z przyjemnością. Całość, pod każdym względem, oceniam niezwykle wysoko. Dziesiątki jeszcze nie daję – czekam z nią na kolejne tomy.

BARTOSZ BOLESŁAWSKI

Nasz partner Sendsport przygotował dla Was zniżki! Książka 1932. Czarne punkty oraz wiele innych tytułów taniej o co najmniej 10%.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 4

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartosz Bolesławski
Bartosz Bolesławski
Psychofan i zaoczny bramkarz KS Włókniarz Rakszawa. Miłośnik niesamowitych historii futbolowych, jak mistrzostwo Europy Greków w 2004 r. Zwolennik tezy, że piłka nożna to najpoważniejsza spośród tych niepoważnych rzeczy na świecie.

Więcej tego autora

Najnowsze

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...