Gdyby w piłce nożnej nadawać piłkarzowi miano króla, sadzać go na tronie i dawać mu berło, to zapewne każdy z nas miałby swój własny typ, kto powinien być tym jedynym. Ale gdyby podzielić to na grę głową, drybling, odbiór piłki czy przewidywanie, byłoby już nieco łatwiej, choć z pewnością dyskusja byłaby płomienna. Tylko jedna kategoria nie budziłaby żadnej wątpliwości. W królestwie przestrzeni i czasu na tronie zasiadłby Dennis Bergkamp.
Do takich wniosków doszedłem po przeczytaniu książki „Dennins Bergkamp – moja historia”. Choć muszę dodać, że moja opinia może nie być obiektywna. Będąc małym chłopcem, który uganiał się za piłką osiem godzin dziennie, bądź jeszcze dłużej, po strzeleniu bramki zazwyczaj krzyczałem: − Proszę Państwa, Dennis Bergkamp, albo − Taaaaaaak, Marco van Basten i do dziś ta dwójka pozostaje na mojej prywatnej liście dziesięciu najlepszych piłkarzy w historii futbolu, która liczy już ze sto nazwisk. Może to jakaś słabość do holenderskiej piłki, a może coś, co pozwoliła mu zrozumieć dopiero książka o Bergkampie.
Pewnie już cieknie wam ślinka na te anegdoty z szatni, na uszczypliwe opinie na temat kolegów z drużyny, czy na filozoficzne porównania rodem z książki o Andrea Pirlo, ale nic z tych rzeczy tutaj nie znajdziecie. Anegdoty są, ale zazwyczaj nie dotyczą one szatni, ciętych uwag brakuje, choć Dennis zwraca uwagę na pewne rzeczy za czasów jego gry w Interze Mediolan. Wszystko wydaje się wyważone i stonowane, ale przy tym jakże precyzyjne.
Jak już napisałem w tytule, jest to opowieść o królestwie przestrzeni i czasu. Dlaczego? Bo tak widział futbol Dennis Bergkamp. Holender był piłkarzem, który widział futbol właśnie z perspektywy przestrzeni i czasu, nie kręciło go zdobywanie bramek, nie przepadał za dryblingami, wolał obsłużyć partnera pozornie prostym podaniem, które miało przynieść korzyść drużynie. Był architektem, który w mgnieniu oka wykonywał obliczenia, z których otrzymywał dokładny wynik dotyczący tego, jak ma się ustawić i w jaki sposób ma ułożyć stopę, żeby osiągnąć perfekcję przy kontakcie z piłką. Efektem były takie bramki jak ta w meczu Holandia – Argentyna na mundialu w 1998 roku.
Trzeba w tym miejscu podkreślić, że kapitalną robotę wykonał autor książki – David Winner. Przede wszystkim nie komplikował tej historii ponad miarę. Skupił się na wypowiedziach piłkarza, rozszerzając je o swoją narrację i komentarze kolegów z drużyny bądź trenerów. Efekt jest zaskakujący. Opowieść początkowo jest o samym Bergkampie, ale z czasem ograniczenia dotyczące przestrzeni i czasu znikają i historia poszerza się o Johana Cruyffa, reprezentację Holandii, ligę włoską, aż w końcu sięga zupełnie innej dyscypliny sportu – golfa.
Z książki możemy też poznać kilka ciekawych szczegółów dotyczących historii, które jak dotąd nie zostały w pełni wyjaśnione. Dowiemy się na przykład jak dlaczego Bergkamp nie błyszczał we włoskiej Serie A (ta przeklęta taktyka) i dlaczego doszło do buntu w reprezentacji Holandii (te przeklęte ego). I choć opowieści z szatni Dennis raczej unika, to nie zabraknie też tego, co czytelnicy lubią najbardziej – anegdoty. Jedną z nich opowiedział Ian Wright. − Wracałem do domu z Croydon. Pamiętam, że tego dnia dużo mówiło się o tym, że Dennis Bergkamp może podpisać kontrakt z Arsenalem. „Mam nadzieję, że to prawda. Boże, mam nadzieję, że to prawda!” myślałem. W każdym razie musiałem się zatrzymać po benzynę na Clacket Lane Service (na M25) i stało tam duże, zagraniczne BMW serii 7, zaparkowane po niewłaściwej stronie dystrybutora. Moją pierwszą myślą było: „Kim jest ten idiota?” Chodzi o to, że kto do cholery postawiłby swój samochód w takim głupim miejscu? Wysiadłem więc z samochodu, żeby powiedzieć mu, co myślę o jego parkowaniu, on również wysiadł z samochodu… a to Dennis Bergkamp! Dosłownie wrzasnąłem, bo wcześniej modliłem się o to, żeby to okazało się prawdą, że Dennis Bergkamp podpisze kontrakt z Arsenalem… i oto on!
Książkę Dennis Bergkamp. Moja historia, możesz kupić w internetowej księgarni kibica Sendsport.pl. Kliknij i kup!
GRZEGORZ IGNATOWSKI
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE