Wieczorne szaleństwo w Księstwie. AS Monaco – Deportivo 8:3

Czas czytania: 10 m.
5
(1)

W sezonie 2003/04 AS Monaco oraz Deportivo la Coruna odegrały pierwszoplanowe role w przedstawieniu zatytułowanym Liga Mistrzów. Zanim doszło do ich spotkań o najwyższą stawkę w fazie pucharowej, piłkarze obu ekip spotkali się w fazie grupowej tych elitarnych rozgrywek. Mecz rozegrany 5 listopada 2003 roku w Księstwie, przeszedł do historii europejskiej piłki.

Monaco przystępowało do fazy grupowej Ligi Mistrzów jako wicemistrz Francji. Do pierwszego Olympique Lyon klub stracił zaledwie punkt. Piłkarzy z Księstwa prowadził Didier Deschamps, mistrz świata z 1998 roku oraz mistrz Europy z 2000 roku. W obu turniejach Deschamps był kapitanem Trójkolorowych.

Deportivo la Coruna było w tym czasie trzecią siłą w Hiszpanii. Mistrzostwo kraju zdobył Real Madryt, a piłkarze z Galicji musieli uznać również wyższość imiennika Królewskich z San Sebastian. Koniec XX i początek XXI wieku był złotym okresem w historii Deportivo – klub zdobył jedyny w swojej historii tytuł mistrza Hiszpanii w 2000 roku, a w kolejnych dwóch sezonach dwukrotnie zdobywał wicemistrzostwo.

Faza grupowa i pierwszy mecz

AS Monaco jako wicemistrz Francji miało zagwarantowany udział w fazie grupowej kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Deportivo musiało pokonać swojego rywala w III rundzie eliminacyjnej. Przeciwnikiem piłkarzy Javiera Irurety był norweski Rosenborg, będący w tamtym czasie hegemonem w swoim kraju oraz etatowym uczestnikiem fazy grupowej Champions League. Dość powiedzieć, że klub z Trondheim zdobył 13 tytułów mistrzowskich z rzędu w latach 1992-2004.

Cały dwumecz rozstrzygnął jeden gol, którego autorem został Albert Luque. Jego trafienie zapewniło zespołowi z Hiszpanii wygraną na własnym stadionie 1:0 i wobec remisu 0:0 w Norwegii – miejsce w gronie 32 uczestników fazy grupowej Ligi Mistrzów. Tym samym podopieczni Irurety przerwali znakomitą serię Troillongan, którzy od 1995 roku kwalifikowali się do każdej edycji tych rozgrywek.

Przed sezonem w obu ekipach doszło do interesujących ruchów transferowych. Najlepszym posunięciem włodarzy klubu z francuskiej Ligue 1 było wypożyczenie Fernando Morientesa z Realu Madryt. Napastnik, który miał duży udział w sukcesach Królewskich z lat 1998-2002, po mistrzostwach świata w Korei i Japonii stał się tylko rezerwowym w Realu. Jego miejsce w podstawowej jedenastce zajął Ronaldo.

Ponadto na Lazurowe Wybrzeże trafił inny napastnik, 19-letni wówczas Emmanuel Adebayor. Deschamps musiał również załatać dziury w obronie, spowodowane odejściem Rafaela Marqueza do Barcelony i Francka Juriettego do Bordeaux. Skład linii defensywnej zasilili wypożyczony z FC Porto Hugo Ibarra oraz Joseph Dayo Oshadogan. Tego ostatniego z pewnością pamiętają łódzcy kibice. W latach 2006 – 2008 Włoch był piłkarzem Widzewa.

Hiszpański klub był nieco mniej aktywny na rynku transferowym. Najważniejszym zadaniem było znalezienie godnego następcy sprzedanego do Bayernu Monachium Roya Makaaya. Działacze mistrza Hiszpanii z 2000 roku postanowili, że za strzelanie goli będą odpowiedzialni, wracający z wypożyczenia Walter Pandiani oraz pozyskany z Realu Madryt Pedro Munitis,

W fazie grupowej Ligi Mistrzów obydwie drużyny trafiły do grupy C. Jej skład uzupełniły AEK Ateny oraz PSV Eindhoven. W pierwszych dwóch kolejkach rozgrywek piłkarze z Księstwa wywalczyli komplet punktów, pokonując 2:1 PSV na wyjeździe oraz 4:0 AEK na Stade Louis II. Deportivo miało na koncie cztery oczka po remisie 1:1 w Atenach i zwycięstwie 2:0 nad PSV na własnym obiekcie.

Przed pierwszym gwizdkiem

Do pierwszego spotkania pomiędzy zespołami z Ligue 1 i Primera Division doszło w 3. kolejce. 21 października 2003 roku mistrzowie Hiszpanii z 2000 roku okazali się nieznacznie lepsi. Wygrali 1:0 po golu Diego Tristana w 83. minucie. Mecz przeszedł bez większego echa. Zdecydowanie ważniejszymi wydarzeniami tamtej serii gier była choćby porażka Interu Mediolan z Lokomotiwem Moskwa aż 0:3 czy też starcie w Lyonie, gdzie Giovane Elber stanął naprzeciwko swoich dawnych kolegów z Bayernu Monachium.

Nieodżałowany Jan Kaczmarek śpiewał, że w życiu bilans zawsze musi być na zero. Z tych słów wynikałoby, że w przypadku, gdy historia pierwszego meczu została niemal zapomniana wraz z końcowym gwizdkiem Franka de Bleeckere, to wypadałoby, żeby rewanż zapisał się w pamięci kibiców na nieco dłużej. Nikt wówczas nie przypuszczał, że mecz, który odbył się 5 listopada na Stade Louis II, na trwałe wpisze się w annały Ligi Mistrzów.

Księstwo Monako jest miejscem oferującym wiele atrakcji. Można pospacerować w okolicy słynnego kasyna, podziwiać luksusowe samochody pojawiające się na każdym kroku, wybrać się w pobliże klubu jachtowego ulokowanego przy Quai Louis II i obejrzeć warte wiele milionów pływające wille. W Księstwie znajduje się bardzo ciekawe muzeum samochodów, którymi monakijscy władcy poruszali się na przestrzeni lat. Godne polecenia jest oceanarium, na jego dachu znajduje się taras widokowy, z którego można podziwiać panoramę jednego z najmniejszych państw świata. Tak, z Monako można wyjechać z wieloma dobrymi wspomnieniami.

Stade Louis II

Stade Louis II w Monako z zewnątrz nie przypomina stadionu piłkarskiego. Fot. Przemysław Płatkowski

Odmiennego zdania byli piłkarze Deportivo la Coruna, którzy przybyli na Stade Louis II jesienią 2003 roku. Choć zwycięstwo w pierwszym spotkaniu z pewnością pozwalało im myśleć o zwycięstwie w rewanżu, to po końcowym gwizdku w szatni piłkarzy Javiera Irurety zapanowała zapewne grobowa cisza.

Spotkanie w Monako rozpoczęło się punktualnie o godz. 20:45. Drużyny wybiegły na murawę w następujących składach:

AS Monaco: Roma – Givet, Squillaci, Rodriguez, Evra – Plasil, Cisse, Bernardi, Rothen – Giuly, Prso

Deportivo la Coruna: Molina – Manuel Pablo, Jorge Andrade, Naybet, Romero – Scaloni, Sergio, Mauro Silva, Amavisca – Valeron – Pandiani

Pierwsza połowa

Niektórzy kibice stali jeszcze w kolejce po napoje i przekąski, kiedy tablica wyników pokazywała rezultat 1:0 dla gospodarzy. Już w 2. minucie Lucas Bernardi posłał długie podanie w kierunku Jerome’a Rothena, który przytomnie wykorzystał wyjście z bramki Jose Francisco Moliny i przelobował hiszpańskiego golkipera. O tym, że Molinie można wrzucić piłkę za kołnierz, przekonał się, chociażby Marek Citko w 1996 roku – to właśnie późniejszemu golkiperowi Deportivo Citko strzelił najsłynniejszego gola w swojej karierze. Rothenowi pomógł także Manuel Pablo, który nieudanie próbował przeciąć podanie głową, w rezultacie przedłużając podanie Bernardiego.

Po 11 minutach gry było 2:0 dla gospodarzy. Na listę strzelców wpisał się jeden z najważniejszych piłkarzy tamtej drużyny AS Monaco oraz jej kapitan, Ludovic Giuly. Ponownie dobrym podaniem z głębi pola popisał się Bernardi, francuski skrzydłowy przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, w polu karnym ograł Molinę i skierował piłkę do bramki przeciwnika.

Kwadrans później pierwszego gola strzelił największy bohater tamtego listopadowego wieczoru – chorwacki napastnik Dado Prso. Trzeci gol dla AS Monaco padł po rzucie rożnym. Rothen idealnie dośrodkował piłkę na głowę swojego klubowego kolegi, który mocnym uderzeniem zwiększył prowadzenie swojego zespołu.

Już w tym momencie brytyjski komentator powiedział, że spotkanie jest prawdziwym koszmarem dla obrońców Deportivo. Nie mógł wiedzieć, że najgorsze wciąż było przed nimi.

Jeszcze przed przerwą Prso zapisał na swoim koncie drugą bramkę. Blisko linii bocznej, już na połowie gości z Galicji faulowany był Patrice Evra. Rothen posłał piłkę w pole karne w kierunku Gaela Giveta, jego pierwsze zgranie piłki głową zostało wybite przez Jorge’a Andrade, drugie znalazło drogę do Chorwata, który przy dość biernej postawie Manuela Pablo i Mauro Silvy ponownie strzelił gola głową.

Brytyjski sprawozdawca nieco przewrotnie zapytał: Kto potrzebuje Morientesa? Napastnik wypożyczony z Realu Madryt nie zagrał w tym spotkaniu z powodu kontuzji uda, jednak oglądał mecz z trybun wspólnie z Raulem. W meczu przeciwko Deportivo jego koledzy wzorowo zastąpili trzykrotnego zwycięzcę Ligi Mistrzów, choć wiadomo, że w przekroju całego sezonu Morientes był jedną z najważniejszych kart w talii trenera Deschapmsa.

W końcowych minutach pierwszej połowy podopieczni Javiera Irurety przejęli inicjatywę i rozpoczęli odrabianie strat. Strzał Tristana z rzutu wolnego Flavio Roma jeszcze zdołał obronić, lecz chwilę później musiał skapitulować. Tristan otrzymał podanie od Amaviski, poradził sobie z przeszkadzającym mu Julienem Rodriguezem i pokonał włoskiego golkipera wicemistrzów Francji. Hiszpański napastnik miał nieco szczęścia, bowiem po jego strzale przeleciała między nogami Romy.

Los Blanquiazules poszli za ciosem i tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę zdobyli drugą bramkę. Ponownie rozegrali akcję przez lewe skrzydło, na którym grał Jose Amavisca. Jego podanie trafiło do Juana Carlosa Valerona. Strzał pomocnika obronił Flavio Roma, lecz Włoch odbił piłkę w taki sposób, że dopadł do niej nieupilnowany przez Patrice’a Evrę Lionel Scaloni i zniwelował stratę do dwóch goli.

Przed przerwą 10 tysięcy fanów zgromadzonych na trybunach Stade Louis II obejrzało jeszcze jednego gola. Już w doliczonym czasie gry gospodarze przeprowadzili jeszcze jedną akcję – Giuly otrzymał podanie od Rothena, obrońcom Deportivo nie udała się pułapka ofsajdowa, w wyniku czego Giuly i Prso wyszli dwóch na jednego z Moliną. Hiszpański golkiper wyszedł na 16. metr, lecz Giuly przytomnie odegrał futbolówkę do Chorwata, który tym samym mógł cieszyć się z hat-tricka.

Po pierwszych 45 minutach AS Monaco prowadziło 5:2. Sytuacja Deportivo była trudna, ale w futbolu nie ma rzeczy niemożliwych – najlepiej przekonaliśmy się o tym w maju 2005 roku podczas finału Ligi Mistrzów.

Druga połowa

W przerwie Javier Irureta dokonał podwójnej zmiany. Posłanie na plac gry Pedro Munitisa w miejsce Manuela Pablo dawało jasny sygnał, że Deportivo zamierza powalczyć jeszcze o korzystny wynik. Boisko opuścił również Jose Francisco Molina. Bramkarz najwyraźniej miał już dość, choć jego zmiana mogła wynikać również z niezbyt dobrego samopoczucia. W październiku 2002 roku ogłosił, że zmaga się z nowotworem jądra i z powodu choroby opuścił większość sezonu 2002/03. Molina powrócił do zdrowia, choć z oczywistych przyczyn mógł nie być w pełni sił.

Miejsce mistrza Hiszpanii z 1995 roku między słupkami zajął Urugwajczyk Gustavo Munua, w tamtym czasie już blisko 26-letni zawodnik pozyskany przed sezonem z Nacionalu Montevideo, którego był wychowankiem. Występ przeciwko AS Monaco był jego debiutem w barwach Los Blanquiazules.

Nadzieje podopiecznych Javiera Irurety na odrobienie strat prysły w pierwszych czterech minutach po zmianie stron. Piłkarze Didiera Deschampsa, zupełnie jak Krzysztof Kolumb czy Alfred Nobel w piosence Wojciecha Młynarskiego po prostu robili swoje.

Szóstego gola gospodarzom podarował właśnie Munua. Przed polem karnym Urugwajczyk wybił głową piłkę zagraną w kierunku Ludovica Giuly’ego. Niezbyt rosły piłkarz i tak miałby małe szanse, żeby do niej dojść, a na nieszczęście wychowanka Nacionalu wybita przez niego futbolówka trafiła prosto pod nogi Jaroslava Plasila. Czeski skrzydłowy mocnym uderzeniem z około 30 metrów skierował piłkę do pustej bramki. Dwie minuty później czwartego gola strzelił Dado Prso, dołączając do bardzo elitarnego wówczas grona, o którym opowiem za chwilę. Była 49. minuta, a AS Monaco prowadziło 7:2. 

Ich oponentów stać było tylko na jedno trafienie w drugiej połowie. Trzy minuty po ostatnim golu chorwackiego snajpera ładną indywidualną akcję przeprowadził Diego Tristan, który minął dwóch obrońców, a w decydującym momencie akcji przerzucił piłkę nad Flavio Romą.

Wielkie strzelanie zakończyło się w 67. minucie spotkania. Pomocnik gospodarzy Edouard Cisse przeprowadził indywidualną akcję zakończoną strzałem sprzed pola karnego. Niezbyt dobrze ustawiony Munua nie zdołał odbić piłki, która wpadła do bramki w samym rogu przy dalszym słupku.

Na kwadrans przed końcem boisko opuścił największy bohater wieczoru, Dado Prso. Zastąpił go młody Emmanuel Adebayor. Deschamps dał kibicom możliwość podziękowania napastnikowi za jego wspaniałą grę. Mecz obserwowali także rodacy strzelca czterech goli, na trybunach można było dostrzec chorwackie flagi. Tuż po tej zmianie piłkarze Deportivo stworzyli sobie szansę na strzelenie gola numer cztery, jednak Roma znakomicie obronił strzał Waltera Pandianiego.

Rekord za rekordem

Francuski dziennik sportowy L’Equipe nazwał to spotkanie wieczornym szaleństwem. Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, bowiem takich meczów nie ogląda się często. Od tamtego momentu piłkarska Europa zaczęła patrzeć na piłkarzy Les Rouge et Blanc z szacunkiem, a nazwiska czołowych piłkarzy sukcesywnie trafiały do notesów skautów.

Wspomniałem wcześniej o elitarnym gronie, w którym znalazł się Dado Prso. Chorwat został trzecim piłkarzem w historii Ligi Mistrzów, który strzelił cztery gole w jednym spotkaniu Champions League. Wcześniej dokonali tego tylko Marco van Basten w meczu AC Milan – IFK Goeteborg w 1992 roku oraz Simone Inzaghi, który jako piłkarz Lazio Rzym czterokrotnie pokonał bramkarza Olympique Marsylia w marcu 2000 roku. Dziś to grono jest dużo szersze, a rekordowa liczba goli strzelonych w jednym meczu urosła do pięciu. Takim osiągnięciem mogą poszczycić się Lionel Messi oraz Luiz Adriano.

Ponadto uczestnicy spotkania z listopada 2003r. strzelili rekordową liczbę goli w jednym meczu Ligi Mistrzów – 11. Wynik przetrwał 13 lat – w listopadzie 2016 padło 12 goli w spotkaniu Borussia Dortmund – Legia Warszawa (8:4).

Walka o najwyższe cele

Można wyobrazić sobie, co działo się w szatni Deportivo po ostatnim gwizdku pana Terje Hauge z Norwegii. Niezbyt często przegrywa się mecz, w którym zdobyło się trzy bramki, a jeszcze rzadziej traci się osiem goli.

Piłkarze z Galicji zostali upokorzeni w Monako, ale jak mawiał jeden z byłych polskich premierów – prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym, jak zaczynają, lecz po tym, jak kończą. Zawodnicy Irurety ponownie znaleźli się na ustach piłkarskiej Europy w kwietniu 2004 roku, tym razem z zupełnie innego powodu.

AS Monaco wygrało grupę C i o punkt wyprzedziło Deportivo. W 1/8 finału teoretycznie łatwiejsze zadanie postawiono przed ekipą z Ligue 1. Na drodze podopiecznych mistrza świata z 1998 roku stanął Lokomotiw Moskwa. Mecz w stolicy Rosji padł łupem gospodarzy, którzy wygrali 2:1. W rewanżu jedynego gola strzelił niezawodny Prso i to Monaco awansowało dzięki większej liczbie goli strzelonych na wyjeździe.

Deportivo la Coruna wylosowało zwycięzcę grupy D – Juventus. Faworytem był włoski zespół, ale trzecia drużyna hiszpańskiej ligi dwukrotnie wygrała 1:0 i zameldowała się w ćwierćfinale.

W 1/4 finału obie drużyny wpadły na wielkie firmy, dwóch ostatnich zwycięzców rozgrywek o Puchar Europy. AS Monaco trafiło na Real Madryt, a Deportivo na AC Milan.

Pierwsze spotkania rozegrano w Madrycie i Mediolanie i postawiły one gigantów w korzystnej sytuacji. Real wygrał 4:2, a AC Milan 4:1. Mecz w stolicy Hiszpanii był szczególny dla Fernando Morientesa – napastnik był wciąż formalnie piłkarzem Królewskich i z tym zespołem odnosił największe sukcesy w karierze. El Moro wpisał się na listę strzelców w 83. minucie gry.

W Mediolanie Deportivo rozpoczęło strzelanie na początku spotkania – Walter Pandiani pokonał Didę. Rossoneri rozstrzygnęli spotkanie na swoją korzyść między 45. a 53. minutą, strzelając w tym czasie cztery gole.

Rewanże pokazały, że futbol jest piękny między innymi dzięki swojej nieprzewidywalności. AS Monaco musiało wygrać różnicą co najmniej dwóch goli, żeby wywalczyć awans do kolejnej rundy i pokonać zespół, który od 1998 sięgał po Puchar Europy co dwa lata, zatem zgodnie z tymi wyliczeniami kolejne trofeum powinno trafić do gabloty klubowej właśnie w 2004 roku.

Od meczu na Stade Louis II rozpoczął się trwający do końca sezonu kryzys Los Blancos. Real przegrał na Lazurowym Wybrzeżu 1:3. Dwa gole Giuly’ego i jedno trafienie Morientesa sprawiły, że kopciuszek znalazł się w gronie czterech najlepszych drużyn Starego Kontynentu. Grono półfinalistów uzupełniły Chelsea, FC Porto i… Deportivo la Coruna.

Piłkarze Irurety dokonali rzeczy niemal niemożliwej i rozbili wielki AC Milan 4:0. Przy takim wyniku nie bez znaczenia był gol Pandianiego strzelony na San Siro, ponieważ pozwolił hiszpańskiej drużynie uniknąć walki w dogrywce i wygrać dwumecz po 180 minutach walki. Bohaterami kibiców Depor byli Walter Pandiani, Juan Carlos Valeron, Albert Luque oraz Fran Gonzalez. Zespół Rossonerich rok później także przegrał niemal wygraną rywalizację, tym razem w finale Champions League, a na jego drodze stanął pewien bramkarz urodzony na Śląsku.

Przygoda zespołu z Galicji z Ligą Mistrzów zakończyła się na półfinale. AS Monaco okazało się lepsze od Chelsea, lecz w finale przegrało 0:3. Obie ekipy pogodziło FC Porto prowadzone przez Jose Mourinho.

Co dalej?

W grudniu 2017 roku przedstawiliśmy dalsze losy piłkarzy, którzy tworzyli to wielkie AS Monaco. Zespół Deschampsa wspierały miliony kibiców, którzy wcześniej nie sympatyzowali z drużyną z Księstwa. Do dziś nie brakuje głosów, że gdyby nie uraz Ludovica Giuly na początku finału Ligi Mistrzów, to Puchar Europy nie trafiłby w ręce portugalskiego zespołu. Piłkarze AS Monaco zajęli dwie czołowe lokaty w klasyfikacji strzelców rozgrywek. Najskuteczniejszy był Fernando Morientes, który dziewięciokrotnie pokonał bramkarzy rywali, a siedem goli strzelił Dado Prso.

Latem 2004 roku najlepsi piłkarze zespołu Didiera Deschampsa znaleźli zatrudnienie w innych zespołach. Fernando Morientes wrócił do Realu, a pół roku później sprzedano go do Liverpoolu. Nie ma jednak na koncie triumfu w Lidze Mistrzów z The Reds, ponieważ zagrał w tych rozgrywkach jako piłkarz Realu, strzelając m.in. dwa gole Wiśle Kraków w III rundzie eliminacji.

Lewoskrzydłowy Jerome Rothen oraz defensywny pomocnik Edouard Cisse, bohaterowie meczu z listopada 2003 roku trafili do Paris Saint-Germain. Paryżanie zostali wicemistrzami Francji i mieli zagwarantowany udział w fazie grupowej Champions League. Ich dotychczasowy klub, jako trzecia drużyna Ligi, musiał sobie to miejsce wywalczyć w eliminacjach. Z kolei Dado Prso udał się na Wyspy Brytyjskie i podpisał umowę z Glasgow Rangers.

Stade Louis II opuścił kapitan zespołu, Ludovic Giuly. Zawodnik przeniósł się do zbrojącej się FC Barcelony i już rok później mógł cieszyć się z mistrzostwa Hiszpanii, a w 2006 roku sięgnął z Katalończykami po Ligę Mistrzów.

Choć głównym bohaterom tego tekstu nie udało się sięgnąć po najważniejsze klubowe trofeum w Europie, ich droga do sukcesu jest wciąż pamiętana, a bezpośrednie spotkanie trwale zapisało się w historii tych prestiżowych rozgrywek. Chyba wszyscy życzylibyśmy sobie, aby takie historie zdarzały się jak najczęściej.

AS Monaco było bliskie powtórzenia sukcesu z 2004 roku trzynaście lat później. Po różnych perypetiach, w wyniku których zespół spadł nawet do Ligue 2, klub z Księstwa zameldował się w półfinale Ligi Mistrzów w 2017 roku. Na ostatniej prostej przed finałem musiał uznać wyższość Juventusu.

Powtórka sukcesów końca XX i początku XXI wieku, póki co nie grozi drużynie z La Corunii. Deportivo po raz ostatni zameldowało się w europejskich pucharach w sezonie 2008/09, kiedy doszło do 1/16 ostatniej edycji Pucharu UEFA. Latem 2020 roku, w dwudziestą rocznicę jedynego mistrzostwa Hiszpanii, klub spadł do trzeciej ligi i walczy o powrót do lat świetności.

PRZEMYSŁAW PŁATKOWSKI

Źródła

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Przemysław Płatkowski
Przemysław Płatkowski
Absolwent europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim, na co dzień pracuję w finansach. Wielki fan niższych lig i piłki amatorskiej. Wychowany na meczach Zidane'a, Ronaldinho i brazylijskiego Ronaldo. Interesuję się piłką polską i europejską z przełomu wieków. Kibic Wisły Kraków.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...