Euro 2016 przeszło do historii jako pierwszy turniej o mistrzostwo Starego Kontynentu, w którym zagrały 24 drużyny. Nie brakowało w nim momentów, które zapamiętamy na długie lata. Oto subiektywny przegląd dziesięciu z nich.
10. Debiut Albanii
Powiedzieć, że reprezentacja Albanii nie należy nawet do europejskich średniaków, to nic nie powiedzieć. Piłkarską federację tego kraju założono w 1932 roku, a swój pierwszy mecz międzypaństwowy Albańczycy rozegrali dopiero po II wojnie światowej. W październiku 1946 roku Albania zagrała sparing z Jugosławią.
Momenty chwały piłkarstwa z tego niewielkiego, ale pięknego bałkańskiego kraju, były bardzo nieliczne i wiązały się z napsuciem krwi mocniejszym przeciwnikom. Przykład? Bezbramkowy remis wywalczony w meczu z RFN sprawił, że mistrzowie świata z 1954 roku stracili miejsce w gronie finalistów Euro ’68.
Ile nazwisk albańskich piłkarzy jest w stanie przywołać z pamięci przeciętny kibic? Poza tymi zawodnikami, którzy przez wiele lat grali we włoskiej Serie A, czyli Ervinem Skelą oraz Erjonem Bogdanim, pewnie niewiele. Trudno się temu dziwić, ponieważ reprezentacja Albanii przez dekady odgrywała marginalną rolę w futbolu na Starym Kontynencie.
W 2012 roku reprezentację Albanii objął Włoch Gianni De Biasi. Eliminacje do mistrzostw świata w Brazylii przegrał co prawda z kretesem, ale dwa lata później wprowadził Albanię do mistrzostw Europy. W grupie eliminacyjnej Orły wyprzedziły Danię, Serbię i Armenię, a ustąpiły tylko późniejszym mistrzom Starego Kontynentu, czyli Portugalczykom.
Czerwono-Czarni trafili do grupy A ze Szwajcarią, Francją i Rumunią. W pierwszym spotkaniu Albania przegrała 0:1 z Helwetami po bramce straconej już w 5. minucie. Albania miała swoje szanse, których nie potrafiła wykorzystać. Mecz przeszedł do historii nie tylko jako debiut tej bałkańskiej reprezentacji na dużej imprezie. Po raz pierwszy w historii mistrzostw Europy naprzeciwko siebie stanęli rodzeni bracia: Taulant i Granit Xhaka. Obaj przyszli na świat w Bazylei, jako synowie albańskich uchodźców. Pierwszy z nich wybrał grę dla ojczyzny swoich rodziców, drugi reprezentuje barwy kraju, w którym się urodził.
Cztery dni później podopieczni de Biasiego mogli zdobyć swoje pierwsze punkty w grupie. O tym, że Francuzi są w ich zasięgu, przekonali się rok wcześniej, kiedy pokonali drużynę Trójkolorowych w meczu towarzyskim.
Albańczycy bronili się mądrze i skutecznie. Dość powiedzieć, że przez pierwszą godzinę gry Francuzi nie stworzyli sobie ani jednej okazji bramkowej. Impas został przełamany tuż przed końcem spotkania, gdy gole Griezmanna i Payeta dały trzy punkty gospodarzom Euro.
W ostatnim spotkaniu w grupie Albańczycy zmierzyli się z Rumunami i wygrali 1:0 po golu Armando Sadiku, który rok później trafił do Legii, odnosząc prawdopodobnie najważniejsze zwycięstwo w historii tamtejszego futbolu. Trzecie miejsce w grupie A dawało jeszcze szansę na awans do fazy pucharowej, lecz ostatecznie Albania zakończyła udział w turnieju po trzech meczach.
Skazywana na pożarcie reprezentacja tego niewielkiego kraju zaprezentowała Europie futbol pełen pasji, woli walki i determinacji. Chociaż albańskiej drużynie nie udało się odegrać znaczącej roli w turnieju, to wstydu absolutnie nie przyniosła.
9. Niedyskretne problem Loewa
W trakcie meczu Niemcy – Ukraina kamery telewizyjne zarejestrowały niecodzienne zachowanie niemieckiego selekcjonera. Joachim Loew bardziej niż wydarzeniami na boisku interesował się zawartością swojej bielizny, którą kilkukrotnie „przeszukiwał”.
Na konferencji prasowej przed meczem z Polską, Loew odniósł się do tego zdarzenia. Powiedział, że zrobił to podświadomie i nie sądził, że ktokolwiek zwróci na to uwagę. Dodał, że w momencie dużej koncentracji lub działania adrenaliny nie zawsze kontroluje swoje odruchy oraz wszystkich przeprosił.
8. Jedenastka Simone Zazy
Latem 2016 roku Simone Zaza był napastnikiem Juventusu, w którym zanotował niezbyt udany sezon. W 19 meczach tylko pięciokrotnie pokonał bramkarzy rywali. Mimo to Antonio Conte znalazł dla niego miejsce w kadrze Włoch na europejski czempionat.
Napastnik urodzony w Policorno nie wybiegł na boisko w pierwszym meczu przeciwko Belgii. W starciu ze Szwecją dostał pół godziny, a następnie rozegrał całe spotkanie przeciwko Irlandii. Ponownie trafił na ławkę w meczu 1/8 finału, który był powtórką finału poprzednich mistrzostw Europy. W ćwierćfinałowym spotkaniu z Niemcami Zaza pojawił się na murawie tuż przed końcem dogrywki. Tablica wyników pokazywała rezultat 1:1 i do wyłonienia zwycięzcy niezbędna była seria rzutów karnych, w których piłkarz Juventusu miał pomóc swojej drużynie.
Najbardziej pechowa zmiana w trenerskiej karierze Antonio Conte? Być może. Simone Zaza został wyznaczony do wykonania rzutu karnego w drugiej serii. Świat widział już różne oryginalne pomysły na strzelenie gola z jedenastu metrów. 2 lipca 2016 roku włoski napastnik dołożył swoją propozycję.
Włoch podbiegał do piłki w dość niecodzienny sposób. Stawiał bardzo małe kroki, chwilę przed oddaniem strzału jeszcze się zatrzymał i…posłał piłkę wysoko nad poprzeczką bramki Manuela Neuera.
Tamtego wieczoru obie drużyny miało słabo ustawione celowniki. Piłkarze potrzebowali aż dziewięciu serii jedenastek do rozstrzygnięcia rywalizacji. Niemcy wygrali 7:6, ale po meczu najwięcej mówiło się o rzucie karnym Zazy. Do jego zachowania znakomicie pasują słowa komisarza Ryby, w którego w filmie Kiler wcielił się Jerzy Stuhr: Jak tak będziesz drobił jak gejsza, to się kiedyś zabijesz.
7. Kolejna klęska Anglii
Aż trudno uwierzyć, ale reprezentacja kraju, który stworzył nowoczesny futbol, zdobyła dotąd tylko jedno trofeum: mistrzostwo świata w 1966 roku. Mało tego, Złota Nike wywalczona na angielskich boiskach jest jedynym medalem, zdobytym przez Anglików na mistrzostwach świata i Europy. Najlepszym osiągnięciem Synów Albionu na europejskim czempionacie był półfinał, wywalczony w 1996 roku.
Na francuskich boiskach miało być inaczej. Roy Hodgson postawił na mieszankę rutyny z młodością i powołał zarówno zawodników z niewielkim doświadczeniem w piłce na najwyższym poziomie (Marcus Rashford, Raheem Sterling, Delle Alli), jak również starych wyjadaczy (Wayne Rooney, James Milner, Joe Hart). W kadrze znalazł się także świeżo upieczony mistrz Anglii z Leicester City, Jamie Vardy.
Przez eliminacje do Euro Trzy Lwy przeszły jak burza. W 10 meczach odnieśli komplet zwycięstw, strzelając 31 goli, tracąc zaledwie 3 – wszystkie w meczach ze Słowenią. Grupowymi rywalami Anglików byli Rosjanie, Walijczycy i Słowacy.
O spotkaniu Anglii ze Sborną najwięcej mówiło się w kontekście bitwie chuliganów, które toczyły się na ulicach Marsylii. Przed spotkaniem kibice z Wysp zaatakowali fanów z Rosji, a po meczu ci drudzy postanowili się zrewanżować. Na boisku padł remis 1:1, a gole padły dopiero w końcowych fragmentach meczu. Rosjanie wyrównali już w doliczonym czasie gry.
Harry Kane, podobnie jak cała reprezentacja Anglii, rozczarował na francuskich boiskach
W drugim meczu przeciwko Walii to Anglicy gonili wynik. Przegrywali po pięknym golu Bale’a z rzutu wolnego, a w doliczonym czasie gry wyrwali trzy punkty. Spotkanie Anglia – Słowacja zakończyło się bezbramkowym remisem. Anglia ukończyła zmagania grupowe na drugim miejscu.
W 1/8 finału piłkarzy Roya Hodgsona czekało starcie z Islandią, rewelacją turnieju. Wydawało się, że Synowie Albionu bez problemu poradzą sobie z niżej notowanym rywalem i zameldują się w ćwierćfinale. Nic bardziej mylnego.
Choć już w 4. minucie Rooney wyprowadził Anglię na prowadzenie, to kwadrans później Islandczycy prowadzili 2:1. Tacy stan rzeczy utrzymał się przez resztę meczu. Synowie Albionu sensacyjnie pożegnali się z mistrzostwami. Tuż po spotkaniu Roy Hodgson podał się do dymisji, a angielskie media zgodnie orzekły, że była to najbardziej haniebna porażka w historii. Kibice reprezentacji Anglii wciąż czekają na medal wielkiej imprezy.
6. Will Grigg’s on fire
W kontekście walki o obniżenie cen biletów, wielokrotnie na trybunach można było zobaczyć hasło, że bez kibiców futbol nie jest wart nawet pensa. Fani są nieodłącznym elementem piłkarskiego widowiska.
W 2012 roku cały świat mówił o zachowaniu kibiców z Irlandii, którzy przez kilka ostatnich minut grupowego meczu z Hiszpanią śpiewali piosenkę Fields of Athenry. Irlandia przegrała 0:4 i straciła szansę na awans do fazy pucharowej, lecz w pomeczowych relacjach wynik zszedł na dalszy plan.
Podczas Euro 2016 najlepszą kibicowską przyśpiewkę zaprezentowali Irlandczycy, ale ci z Ulsteru. Jej bohaterem był północnoirlandzki napastnik Will Grigg, grający wówczas na trzecim poziomie rozgrywkowym w Anglii, w barwach Wigan Athletic.
W sezonie 2015/16 Grigg strzelił dla Wigan 28 goli. Po zakończeniu sezonu kibic tego klubu, Sean Kennedy, udostępnił w serwisie YouTube piosenkę Will Grigg’s on fire, napisaną na melodię utworu Freed from desire, którą wykonuje włoska piosenkarka Gala.
Tekst piosenki mówi o doskonałej formie północnoirlandzkiej bestii, która jest już w samolocie do Francji, a kiedy strzeli zwycięskiego gola, wówczas kibice z Ulsteru będą tańczyć i śpiewać. Refren rozpoczyna się od słów: będzie strzelał gole, będzie strzelał tylko więcej i więcej, a następnie słyszymy: Your defence is terrified, Will Grigg’s on fire – Wasza obrona jest przerażona, Will Grigg jest w gazie.
Choć napastnik Wigan nie zagrał na turnieju ani minuty, to piosenka rozbrzmiewała na ulicach Nicei, Lyonu i Paryża, czyli tych miast, w których Irlandia Północna rozgrywała swoje mecze. Will Grigg’s on fire stała się bezapelacyjnym zwycięzcą kibicowskiej części mistrzostw. Dwa lata później piosenkę „przejęli” Anglicy. Po golu Harry’ego Maguire’a w ćwierćfinale mistrzostw świata przeciwko Szwecji, kibice z Wysp śpiewali: Your defence is terrified, Harry Maguire.
5. Shaqiri, Payet i reszta
Kwintesencją każdej wielkiej imprezy piłkarskiej są piękne gole. Podczas Euro 2016 piłkarze zdobyli 108 bramek w 51 meczach, co daje średnią 2,12 gola na mecz. Cztery lata wcześniej ten wskaźnik wyniósł 2,45 gola/mecz.
Kibice obserwujący zmagania na francuskich boiskach zobaczyli kilka trafień o wyjątkowej urodzie. Na szczycie wszelkich zestawień najładniejszych goli tamtych mistrzostw Europy, znajduje się bramka zdobyta przez Xherdana Shaqiri w meczu 1/8 finału. W spotkaniu Szwajcaria – Polska zawodnik grający wówczas w Stoke City popisał się wybornym uderzeniem przewrotką z linii pola karnego. Strzał był tak dobry, że Łukasz Fabiański musiał wyciągać piłkę z siatki. Na nieszczęście Szwajcarów, był to ich ostatni gol z gry na tym turnieju. Kilkadziesiąt minut później okazali się słabsi od reprezentantów Polski w serii rzutów karnych.
Na drugim miejscu mojej osobistej listy najładniejszych goli Euro 2016 znajduje się bramka, która padła w meczu otwarcia. Jej autorem był Dimitri Payet, mający za sobą bardzo dobry sezon w West Hamie. Tuż przed końcem meczu Francja Rumunia, przy wyniku 1:1, skrzydłowy oddał mocny strzał lewą nogą zza pola karnego. Będący w świetnej dyspozycji piłkarz zmieścił piłkę idealnie pod poprzeczką i zapewnił gospodarzom pierwszy komplet punktów w mistrzostwach.
Na najniższym stopniu podium umieszczę bramkę Hala Robsona-Kanu. Walijczyk nie popisał się ani przewrotką, ani strzałem z dystansu, ale ogromnym sprytem. W meczu ćwierćfinałowym, w którym Walia pokonała Belgię 3:1, pomocnik strzelił drugiego gola dla swojego zespołu. Robson Kalu otrzymał piłkę ze swojej prawej strony, przyjął futbolówkę, stojąc plecami do bramki, za pomocą jednego zwodu odwrócił się przodem do bramki i zgubił trzech belgijskich piłkarzy, a następnie z dużym spokojem wpisał się na listę strzelców.
4. Ostateczny koniec wielkiej Hiszpanii
Gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze – to hasło towarzyszyło występom reprezentacji Hiszpanii na wielu turniejach. W 2002 roku byli bliscy znalezienia się w strefie medalowej na mistrzostwach świata, ale odpadli po porażce z faworyzowaną przez sędziów Koreą Południową. Dwa lata później, podczas mistrzostw Europy w Portugalii, w ogóle nie wyszli z grupy. Na kolejnym mundialu przeszli jak burza przez fazę grupową, by już w 1/8 finału przegrać 1:3 z Francją i zakończyć udział w turnieju.
Potencjał Hiszpanów był duży, przez lata brakowało wyników. Przełamanie nadeszło w 2008 roku, na boiskach w Austrii i Szwajcarii La Furia Roja sięgnęła po mistrzostwo Europy, które obroniła cztery lata później, a w międzyczasie sięgnęła po pierwsze w swojej historii mistrzostwo świata. Po latach rozczarowań Hiszpania zdominowała międzynarodowe rozgrywki, wygrywając trzy duże imprezy z rzędu.
Pierwszym, choć delikatnym sygnałem, że dobrze naoliwione tryby przestają właściwie pracować, był finał Pucharu Konfederacji w 2013 roku. Mistrzowie świata i Europy okazali się całkowicie bezradni w starciu z Brazylią, z którą przegrali 0:3. Rok później, podczas mistrzostw świata w Kraju Kawy, było jeszcze gorzej. Po porażkach z Holandią i Chile i zwycięstwie już na otarcie łez, z Australią, Hiszpania zakończyła walkę o tytuł już po fazie grupowej. Był to kolejny, już bardzo poważny znak, że coś ewidentnie nie działa. Z drugiej strony, w ostatnich latach mistrzów świata dopadła jakaś klątwa. W XXI wieku cztery europejskie zespoły broniły tytułu: Francja, Włochy, Hiszpania i Niemcy. Który wyszedł z grupy? Żaden.
Eliminacje do Euro 2016 podopieczni Vicente del Bosque wygrali w cuglach. W dziesięciu spotkaniach odnieśli dziewięć zwycięstw i zanotowali jedną porażkę, przeciwko Słowacji. Wydawało się, że ponownie włączą się do walki o najwyższe cele. Rywalami Hiszpanii w grupie E były zespoły Czech, Turcji oraz Chorwacji.
Spotkanie z naszymi południowymi sąsiadami szło obrońcom tytułu jak po grudzie. Hiszpanie przeważali, od czasu do czasu do głosu dochodzili Czesi, a jedyny gol w spotkaniu padł na trzy minuty przed końcem podstawowego czasu gry. Dośrodkowanie Iniesty na bramkę zamienił Pique. Ten mecz był również sędziowskim debiutem Szymona Marciniaka na imprezie tej rangi.
W drugim spotkaniu La Furia Roja pewnie pokonała Turcję, strzelając wszystkie trzy gole między 34. a 48. minutą. Dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Morata, a jedno trafienie dołożył Nolito. Na zakończenie zmagań w grupie przyszła porażka z Chorwacją 1:2. Choć już w 7. minucie Hiszpania objęła prowadzenie za sprawą Moraty, zakończyła mecz bez zdobyczy punktowej.
Taki obrót wydarzeń sprawił, że obrońcy tytułu zajęli drugie miejsce w grupie, za Chorwacją. W konsekwencji w 1/8 finału zagrali nie ze słabo spisującą się Portugalią, ale z Włochami. Pierwszą połowę zdominowali piłkarze z Półwyspu Apenińskiego i tylko dzięki dobrej formie Davida de Gei, piłkarze Antonio Conte prowadzili do przerwy tylko jedną bramką.
Po zmianie stron to Hiszpanie przejęli inicjatywę. Między 60. a 75. minutą meczu, Włosi mieli jedynie 25% posiadania piłki i ani razu nie zagrozili bramce przeciwnika. Gdyby nie doskonała interwencja Buffona, Pique doprowadziłby do dogrywki. Szczęście było po stronie mistrzów świata z 2006 roku, którzy w doliczonym czasie gry dobili piłkarzy del Bosque i wyrzucili ich z turnieju.
Porażka oznaczała koniec marzeń o trzecim mistrzostwie Starego Kontynentu z rzędu i zakończenie pewnej epoki. Po sześciu latach z reprezentacją pożegnał się trener del Bosque. Dobiegła końca era Casillasa, Iniesty, Torresa, Fabregasa i wszystkich wielkich gwiazd iberyjskiego futbolu, którzy przez lata prowadzili Hiszpanię od tytułu do tytułu. Nadszedł czas na nowe rozdanie.
3. Kopciuszek z odległej wyspy
Wyobraźmy sobie, że Bydgoszcz utworzyłaby reprezentację miasta w piłce nożnej, która grałaby w rozgrywkach międzynarodowych, ale nigdy w swojej historii nie przebrnęłaby eliminacyjnego sita. Przez najmocniejsze ekipy Starego Kontynentu bydgoski zespół byłby traktowany jak przeciwnik, którego trzeba po prostu pokonać możliwie najmniejszym nakładem sił. Dla średniaków Bydgoszcz jest rywalem, który przy braku koncentracji może urwać punkty. Nikt nie wyobraża sobie, żeby reprezentacja z województwa kujawsko-pomorskiego kiedykolwiek awansowała choćby na mistrzostwa Europy.
O co chodzi z reprezentacją Bydgoszczy? O to, że liczba mieszkańców tego miasta jest bardzo zbliżona do populacji Islandii. Niewielki, wyspiarski kraj nigdy nie mógł poszczycić się piłkarskimi sukcesami, pełniąc zazwyczaj rolę dostarczyciela punktów dla najlepszych drużyn.
W 2011 roku reprezentację Islandii objął Lars Lagerback. Szwed przez wiele lat, wspólnie z Tommym Soedebergiem, prowadził drużynę narodową swojego kraju, z którą awansował do Euro 2000 i 2004 oraz do mistrzostw świata w 2002 roku. Po zakończeniu współpracy z rodzimą federacją, został selekcjonerem reprezentacji Nigerii, a po zakończeniu nieudanych dla Islandczyków eliminacji do Euro 2012, przejął ten zespół.
Lagerback zaczął przygotowywać zespół do eliminacji do mistrzostw świata w Brazylii. Eliminacji bardzo udanych dla Islandii, bo zakończonych na drugim miejscu w grupie, tuż za plecami Szwajcarii. W barażu o awans do turnieju drużyna z kraju lodu i ognia okazała się nieznacznie słabsza od Chorwacji.
W 2016 roku po raz pierwszy w mistrzostwach Europy zagrały 24 drużyny. Ta zmiana sprawiała, że dwie najlepsze drużyny w każdej grupie zapewniały sobie bezpośredni awans do turnieju. Islandia po raz drugo z rzędu zajęła drugie miejsce w swojej grupie, tym razem przegrywając tylko z Czechami. Wynik oznaczał historyczny awans na dużą imprezę i został okraszony dwoma zwycięstwami w eliminacjach nad trzecią drużyną świata – Holandią.
Rywalami Islandii w fazie grupowej turnieju mistrzowskiego były zespoły Węgier, Portugalii i Austrii. Piłkarze Lagerbacka byli skazywani na pożarcie, a już w pierwszym meczu sprawili dużą niespodziankę, remisując 1:1 z Cristiano Ronaldo i spółką. Spotkanie z Islandii z Madziarami zakończyło się identycznym wynikiem. W ostatnim grupowym meczu Islandczycy długo remisowali z Austrią – a jakże – 1:1, ale w doliczonym czasie gry Arnor Ingvi Traustason zdobył bramkę na wagę pierwszej w historii islandzkiej piłki wygranej na mistrzostwach Europy.
Do historii przeszedł też komentarz islandzkiego sprawozdawcy, komentującego ten historyczny mecz. Proszę tylko posłuchać.
Islandia zajęła drugie miejsce w grupie F, przegrywając z Węgrami jedynie gorszym bilansem bramkowym. W 1/8 finału piłkarze Larsa Lagerbacka stanęli naprzeciwko Anglii. O tym meczu wspomniałem już w 7. punkcie. Chyba nikt nie wyobrażał sobie, że Anglicy mogą potknąć się na takim przeciwniku, ale gdyby futbol był do bólu przewidywalny, byłby niezmiernie nudną dyscypliną sportu.
Mecz rozstrzygnął się w 18 minut. Wynik otworzył Wayne Rooney, ale szybkie dwa gole Islandii odwróciły losy rywalizacji. Kopciuszek, który miał opuścić bal przed północą, stał się jednym z jego najważniejszych uczestników. Determinacja, walka o każdy centymetr boiska i wielkie serce do gry sprawiły, że reprezentację tego małego kraju podziwiały miliony kibiców w całej Europie.
Spotkanie przeciwko Trzem Lwom obejrzało w telewizji 168 tysięcy Islandczyków, czyli połowa populacji tego kraju. Żartowano, że Anglia zanotowała drugi Brexit – cztery dni przed meczem, mieszkańcy Wielkiej Brytanii opowiedzieli się w referendum za opuszczeniem Unii Europejskiej.
Piękny sen islandzkiej drużyny zakończył się w ćwierćfinale. Lepsi okazali się gospodarze mistrzostw. Francuzi pewnie pokonali podopiecznych Lagerbacka 5:2.
Furorę we Francji robili nie tylko piłkarze, ale również kibice. Ich doping, nazwany rytuałem Wikingów, polegał na coraz szybszym klaskaniu, które rozdzielał okrzyk „Huh!”. Według szacunków, do Francji przyjechało ok. 40 tysięcy fanów z Islandii. Jak sami mówili, kibicowania nauczyli się od Polaków.
Islandia nie zdołała też awansować do Euro 2020+1. Występ na francuskich boiskach jest wciąż jej jedynym udziałem w europejskim czempionacie, ale piłkarze z tego kraju pokazali, że lepiej zagrać na Euro raz, a dobrze, niż kilka razy i byle jak.
2. Polskie przełamanie
Starsi kibice wciąż wspominają wielkie sukcesy reprezentacji Polski Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Trudno się dziwić, skoro po sukcesach na mistrzostwach świata i Igrzyskach Olimpijskich, nadeszły długie lata posuchy.
Pokolenie, które zdobyło srebrny medal olimpijski w Barcelonie, w dorosłej reprezentacji nie osiągnęło niczego. Mistrzostwa świata w 2002 i 2006 roku przyczyniły się do powstania powiedzenia, że Polska gra trzy mecze: otwarcia, o wszystko i o honor. Z Euro 2008 Biało-Czerwoni wrócili z jednym punktem, a polsko-ukraińskie mistrzostwa Starego Kontynentu przegrali z kretesem.
Przed mistrzostwami Starego Kontynentu polscy kibice wiązali spore nadzieje z występem piłkarzy Adama Nawałki. Udane eliminacje, których przysłowiową truskawką na torcie było pokonanie mistrzów świata z Niemiec i udane mecze towarzyskie po zakończeniu zmagań kwalifikacyjnych sprawiły, że szanse Polski na pierwsze od 30 lat wyjście z grupy stawały się coraz bardziej realne.
Reprezentacja Polski znalazła się w grupie C, razem z Irlandią Północną, Niemcami oraz Ukrainą. Pierwszy fragment meczu z Irlandczykami z Ulsteru odbył się…dzień przed spotkaniem. Na głównym placu Nicei spotkali się fani obu drużyn, którzy przeprowadzili bitwę na przyśpiewki, po wszystkim przybijając piątki.
Na boisku lepsi byli Biało-Czerwoni. Choć długo nie potrafili udokumentować przewagi, w drugiej połowie dobrą akcję Mączyński – Błaszczykowski – Milik golem zakończył ten ostatni.
Cztery dni po pokonaniu Irlandii Północnej, Polacy zmierzyli się z Niemcami. Mecz był bardzo wyrównany, swoje szanse miały obie strony. Bohaterem Biało-Czerwonych został Michał Pazdan. Obrońca Legii, krytykowany po występie w Nicei, wzniósł się na wyżyny swoich możliwości i bardzo mocno uprzykrzał życie niemieckim napastnikom. Antybohaterem okazał się Arkadiusz Milik, który zmarnował dwie stuprocentowe okazje bramkowe.
W ostatnim meczu w grupie, który miał przypieczętować awans do fazy pucharowej, Biało-Czerwoni zmierzyli się z Ukrainą. Jednobramkowe zwycięstwo zapewnił gol Jakuba Błaszczykowskiego, strzelony po dobrym rozegraniu rzutu rożnego. Dzięki temu trafieniu obecny współwłaściciel Wisły Kraków stał się najskuteczniejszym polskim strzelcem w historii mistrzostw Europy. Polska zakończyła zmagania w grupie C na drugim miejscu, z dorobkiem siedmiu punktów i bez straconej bramki. Po 30 latach i czterech przegranych turniejach, dwukrotni medaliści mistrzostw świata wyszli z grupy.
W 1/8 finału rywalem Polaków była Szwajcaria, która zajęła drugie miejsce w grupie A. Po 90 minutach tablica wyników pokazywała rezultat 1:1. Wynik otworzył Jakub Błaszczykowski, a w drugiej połowie wyrównał Xherdan Shaqiri – o jego golu napisałem w punkcie 5. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i do wyłonienia zwycięzcy konieczny był konkurs rzutów karnych. Podopieczni Adama Nawałki wykonywali je bezbłędnie, a wśród Helwetów pomylił się Granit Xhaka. Polska znalazła się w gronie ośmiu najlepszych drużyn Starego Kontynentu.
W ćwierćfinale Biało-Czerwoni stanęli naprzeciwko Portugalii. Piłkarze Fernando Santosa nie imponowali formą w poprzednich meczach, co sprawiało, że polscy kibice byli optymistami. Mecz w Marsylii rozpoczął się idealnie dla Polski. Już w 2. minucie Robert Lewandowski pokonał Rui Patricio. Pół godziny później Renato Sanches doprowadził do wyrównania. Choć wraz z upływem czasu Iberyjczycy zaczęli osiągać przewagę, drugie z rzędu spotkanie z udziałem reprezentacji Polski zakończyło się serią jedenastek.
Zgodnie z danymi statystycznymi, 60% zespołów rozpoczynających konkursy rzutów karnych, odnosi w nich zwycięstwo. Potwierdziło się to wieczorem, 30 czerwca 2016 roku na Stade Velodrome. Strzelanie rozpoczęli Portugalczycy, którzy wykorzystali pięć jedenastek. W czwartej serii w polskiej drużynie pomylił się Jakub Błaszczykowski. Portugalia wygrała 5:3.
Wśród polskich kibiców panowały mieszane uczucia. Duma z osiągniętego wyniku mieszała się z niedosytem, ponieważ Portugalia była w zasięgu piłkarzy Adama Nawałki. W półfinale spotkaliby się z Walią, która także byłaby do ogrania.
Miejsce w czołowej ósemce w Europie jest największym sukcesem seniorskiej reprezentacji Polski od czasów mistrzostw świata w 1982 roku. Co więcej, to nie był wynik ponad możliwości tamtej drużyny. Niektórzy piłkarze z drugiego planu, tacy jak wspomniany Michał Pazdan, czy Krzysztof Mączyński znaleźli się w życiowej formie i z powodzeniem pracowali na sukces całego zespołu. Dzięki temu gra reprezentacji nie była oparta tylko na liderach. Wiadomo nie od dziś, że jak odpadać, to z mistrzem…
1. Portugalia po raz pierwszy
…którym zostali pogromcy Polaków. Choć Portugalczycy są wymieniani jako faworyci przed rozpoczęciem niemal każdego turnieju, to 10 lipca 2016 roku ich triumf postrzegano jako niespodziankę.
Od początku: Portugalia pewnie wygrała swoją grupę eliminacyjną, wygrywając siedem z ośmiu meczów. Podczas losowania fazy grupowej mistrzostw Europy, trafiła do grupy F, razem z Islandią, Austrią i Węgrami. Wydawało się, że dla Cristiano Ronaldo i spółki, prawdziwe mistrzostwa rozpoczną się dopiero od fazy pucharowej.
Finaliści Euro 2004 rozpoczęli zmagania od meczu z absolutnym, turniejowym debiutantem. Islandia miała pierwszym, niezbyt niskim płotkiem do przeskoczenia. Plan trenera Fernando Santosa był jasny – wygrać jak najmniejszym kosztem sił. Do przerwy Portugalia prowadziła 1:0, ale po przerwie gola strzelili Islandczycy. Mecz zakończył się sensacyjnym remisem 1:1. Trener Santos mówił, że mecze otwarcia są zawsze trudne oraz wyraził przekonanie, że w kolejnych spotkaniach jego piłkarze spiszą się lepiej.
Plan udał się w niewielkiej części. Co prawda w meczu przeciwko Austrii, Portugalska defensywa zachowała czyste konto, ale atak był zupełnie bezzębny. W drugiej połowie rzut karny zmarnował CR7. Dla piłkarza, grającego wówczas w Realu Madryt, mecz miał szczególny charakter, ponieważ stał się samodzielnym rekordzistą pod względem liczby występów w barwach swojej reprezentacji. Austriacy bronili się przez cały mecz, w drugiej połowie nie oddali ani jednego strzału na bramkę, a mimo to udało im się wyrwać punkt – jak się okazało, jedyny w całym turnieju.
Portugalia miała nóż na gardle – porażka z Węgrami oznaczała powrót do domu, zaledwie po trzech meczach. Madziarzy mieli na koncie cztery punkty i zapewniony awans w przypadku remisu. Na boisku w Lyonie obie drużyny zaprezentowały ofensywny, porywający futbol. Jacek Staszak z portalu sport.pl pisał, że mrugnięcie okiem mogło oznaczać, że nie dostrzeżemy jakiejś bramki.
W ciągu 63 minut, padło sześć goli. Węgrzy trzykrotnie obejmowali prowadzenie, by trzykrotnie pozwolić Portugalczykom na doprowadzenie do remisu. Po dwie bramki zdobyli Balazs Dzsudzsak oraz Cristiano Ronaldo. Remis dał Węgrom pierwsze miejsce w grupie. Za ich plecami uplasowała się Islandia, a drużyna Fernando Santosa musiała czekać.
W związku ze zwiększeniem liczby uczestników Euro do 24, do fazy pucharowej awansują dwie najlepsze drużyny z każdej grupy i cztery najlepsze zespoły z trzecich miejsc. Oznacza to, że po fazie grupowej odpada tylko osiem ekip.
Tę dodatkową klasyfikację wygrała Słowacja przed Irlandią, a Portugalia zajęła w niej trzecie miejsce, pokonując Irlandię Północną, Albanię i Turcję tylko lepszym bilansem brakowym. Gdyby do kolejnej fazy awansowały tylko dwie czołowe drużyny z grup, Portugalczycy, zamiast w fazie pucharowej, znaleźliby się w samolocie do Lizbony.
W 1/8 finału Portugalia zmierzyła się z Chorwacją. Obie drużyny zaprezentowały futbol, którego nikt z nas nie chciałby oglądać, nawet pod groźbą tortur. Sam mecz był już torturą dla kibiców, którzy zasiedli na trybunach stadionu w Lens. Dość powiedzieć, że przez 90 minut nie oddano celnego strzału…
Emocje pojawiły się w ostatnich pięciu minutach dogrywki, kiedy zespoły przeprowadzały akcję za akcją. Chorwaci mieli swoją szansę, ale piłka po strzale Ante Coricia piłka trafiła w słupek. Piłkarze z Bałkanów jeszcze nie rozpamiętywali tę sytuację, kiedy Portugalia wyszła z kontrą, a obroniony strzał Ronaldo, skutecznie dobił Quaresma.
Piłkarze Fernando Santosa znaleźli się wśród ośmiu najlepszych drużyn Europy. O ćwierćfinale z Polską napisałem już w punkcie drugim. Portugalczycy mieli za sobą dwie dogrywki i jedną serię rzutów karnych – w obu przypadkach odnieśli zwycięstwo.
W półfinale przeciwnikiem Portugalii był czarny koń mistrzostw – reprezentacja Walii. W fazie pucharowej Wyspiarze uporali się z Irlandią Północną oraz z Belgią, typowaną na zespół, który może zrobić największą niespodziankę. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, w ciągu pierwszych ośmiu minut drugiej części gry Ronaldo oraz Nani zatrzasnęli Walijczykom drzwi z tabliczką „Finał Euro 2016”.
Był to szósty mecz Portugalii na tych mistrzostwach i dopiero pierwszy, wygrany w podstawowym czasie gry. Dwa i pół tygodnia po remisie z Węgrami drużyna, na którą nikt nie postawiłby po fazie grupowej, zameldowała się w wielkim finale. W nim zmierzyli się z gospodarzami imprezy – Francją.
Po kwadransie gry wydawało się, że szanse Portugalii na triumf spadły do zera. W starciu z Payetem, kontuzji doznał Cristiano Ronaldo. Choć serce bardzo chciało, to ciało nie mogło. Dziesięć minut później gwiazda Realu opuściła boisko.
Przewagę mieli Francuzi, a najciekawszą częścią pierwszej połowy były pojedynki Antoine Griezmann kontra Rui Patricio, z których zwycięsko wychodził Portugalczyk. Obraz gry niewiele zmienił się w drugiej połowie, a tuż przed końcem meczu piłkarzy Santosa uratował słupek.
Chyba żaden inny zespół nie zagrał trzech dogrywek w ciągu jednego turnieju o prymat na Starym Kontynencie, a to właśnie „osiągnęła” Portugalia. Wcześniej, w 79. minucie, portugalski selekcjoner dokonał najważniejszej zmiany w całym meczu. Miejsce Renato Sanchesa zajął Eder.
To właśnie piłkarz Lille został bohaterem całej Portugalii. Urodzony w Gwinei Bissau napastnik otrzymał podanie od Joao Moutinho, poradził sobie z Laurentem Koscielnym i strzałem z 20 metrów, zaskoczył Hugo Llorisa.
Eder był postrzegany przez portugalskich kibiców, jak piąte koło u wozu. Rok przed rozpoczęciem Euro przeszedł do Swansea City, gdzie w 15 meczach nie strzelił ani jednego gola. Po pół roku klub z Walii oddał go do Lille. W tym klubie Eder zdobył sześć bramek. Przed wejściem na boisko w finale, miał na koncie zaledwie 13 minut rozegranych w turnieju – sześć przeciwko Islandii i siedem w meczu z Austrią.
Kilka miesięcy po finale, portugalska federacja opublikowała nagranie przemowy, którą Ronaldo wygłosił w szatni po meczu. Dziękował trenerowi i kolegom z boiska, a także członkom sztabu. Mówił, że mistrzostwo Europy smakuje lepiej, niż triumf w Lidze Mistrzów i wszelkie nagrody indywidualne.
Stare piłkarskie porzekadło mówi, że finałów się nie gra, tylko wygrywa. Portugalczycy poszli o krok dalej i uznali, że mistrzostw Europy się nie gra, tylko wygrywa.
PRZEMYSŁAW PŁATKOWSKI