Narodziny wielkiej Barcelony i stracona szansa Wengera. Finał Ligi Mistrzów 2006.

Czas czytania: 9 m.
0
(0)

T rzynaście lat temu Arsene Wenger jedyny raz doprowadził Arsenal do finału Ligi Mistrzów. Tam natrafił jednak na przeszkodę w postaci FC Barcelony, trenowanej wówczas przez Franka Rijkaarda. Chociaż jego zespół przez ponad 70 minut musiał grać osłabiony, po czerwonej kartce dla Jensa Lehmanna, to zdołał wyjść na prowadzenie i zaciekle bronić wyniku aż do ostatniego kwadransa meczu. Dla obu klubów ta batalia była w pewnym sensie punktem zwrotnym. Barcelona rozpoczęła swój złoty okres usłany trofeami, natomiast Arsenal pod wodzą Wengera zaczął popadać w przeciętność. Retro Futbol przypomni wam dziś ten finał.

Droga do finału

Zarówno Arsenal, jak i Barcelona przeszły fazę grupową bez większego wysiłku. W sześciu rozegranych meczach punkty tracili tylko raz. Arsenal na zakończenie rywalizacji zremisował bezbramkowo u siebie ze szwajcarskim Thun, a Katalończycy podzielili się punktami w Atenach z Panathinaikosem. Tam też nie padły gole. Trzeba jednak przyznać, że obydwie drużyny były zdecydowanymi faworytami swoich grup i każde inne rozwiązanie niż wygranie ich w cuglach byłoby sporą niespodzianką.

Więcej emocji przyniosła rywalizacja w 1/8 finału. Klub z północnego Londynu zmierzył się w niej z Realem Madryt. Blaugrana natrafiła na inny zespół ze stolicy Wielkiej Brytanii. Rywalem podopiecznych Franka Rijkaarda była Chelsea. Arsenalowi awans dała bramka Thierry’ego Henry na Santiago Bernabeu. Był to prawdziwy pokaz kunsztu Francuza, który dryblingiem minął trzech obrońców przeciwnika, zanim umieścił piłkę w siatce. Dzięki niej Kanonierzy pokonali Królewskich w meczu wyjazdowym. Bezbramkowy remis na Highbury przypieczętował awans londyńczyków.

Sporo emocji przyniósł pierwszy mecz pomiędzy Barcą i The Blues. Drużyna Jose Mourihno od 36 minuty grała osłabiona, gdyż za faul na Lionelu Messim do szatni został odesłany Asier del Horno. Po meczu „The Special One” oskarżył nastoletniego Argentyńczyka o symulowanie. W 58 minucie gol samobójczy Thiaggo Motty dał prowadzenie Chelsea. Wyrównał… John Terry, który także pokonał własnego bramkarza. Wygraną Barcelonie dał Samuel Eto, wykorzystując doskonałe dośrodkowanie Rafy Marqueza. W rewanżu pierwszy cios wyprowadził Ronaldihno. Bramka wyrównująca Franka Lamparda z karnego w ostatniej minucie gry była już tylko marnym pocieszeniem.

W kolejnych rundach zawodnicy Wengera odprawili Juventus, w którego barwach grał ich niedawny kapitan – Patrick Vieira oraz największą niespodziankę tamtej edycji Ligi Mistrzów Villareal. Warto zwrócić uwagę na piekielnie mocną defensywę Kanonierów. W sześciu meczach fazy play-off nie stracili oni żadnej bramki. Chelsea była zaś jedynym zespołem, który zdołał przełamać linię obrony Barcelony. W kolejnych rundach nie potrafiły tego zrobić Benfica oraz AC Milan. Tak więc w finale, który został zaplanowany na 17 maja 2006 roku w Paryżu, zameldowały się zespoły Arsenalu oraz Barcelony. „The Gunners” byli pierwszym londyńskim klubem, któremu to się udało.

Przed finałem

W decydującym o pucharze meczu Barcelona musiała sobie poradzić bez swojej wschodzącej gwiazdy – Lionela Messiego, którego z udziału w tym meczu wyeliminowała kontuzja mięśnia uda. Argentyńczyk nabawił się jej w rewanżowym meczu z Chelsea. Gracze Blaugrany byli też świeżo po zdobyciu tytułu mistrza Hiszpanii. W weekend poprzedzający finałowe starcie odbyła się feta mistrzowska, a na ulice Barcelony wyszło świętować z piłkarzami ponad milion osób. Katalończycy uchodzili za faworyta finałowej potyczki. Sami jednak starali się tonować optymistyczne nastroje.

„Milan wygrywał w zeszłym roku 3-0 z Liverpoolem, by ostatecznie przegrać. Musimy być poważni ,spokojni i maksymalnie skoncentrowani. Tylko tak nie popełnimy żadnych błędów.”

To słowa Deco wypowiedziane w przedmeczowym wywiadzie. Jakim cudem dziennikarze mieli nie traktować Barcelony jako faworyta? Linia ofensywna napędzana przez Portugalczyka, Samuela Eto i Ronaldinho zdobyła w tamtym sezonie 114 bramek. Nawet brak genialnego młodziana Messiego nie wydawał się wielkim utrapieniem. Arsenal liczył na swoją szczelną defensywę. W Lidze Mistrzów nie stracił bramki od 919 minut i jego kibice mieli nadzieję, że uda im się do tego dołożyć kolejne 90. Znacznie gorzej wiodło się londyńczykom w lidze. W Premier League zajęli czwarte miejsce, tracąc do mistrzowskiej Chelsea aż 24 punkty.  

Za podopiecznymi Rijkaarda przemawiała również historia. Dla Barcy był to piąty finał najważniejszego klubowego turnieju. Co prawda z czterech poprzednich wygrali tylko jeden (w 1992 roku), ale było to i tak znacznie większe doświadczenie, niż to którym mogli się pochwalić Kanonierzy. Arsenal był finałowym debiutantem. Gablota z ich międzynarodowymi trofeami ograniczała się do wygranego w 1994 roku Pucharu Zdobywców Pucharów oraz Pucharu Miast Targowych, wywalczonego w 1970 roku. „Duma Katalonii” zdobywała je odpowiednio cztery i trzy razy.

Mały skandal wywołał przed meczem jeden z sędziów liniowych, który miał pomagać w tym meczu panu Terje Hauge, wyznaczonemu przez UEFA na arbitra głównego. Norweg Ole Hermann Borgan dał się sfotografować reporterowi gazety „Drammens Tidende”,  pozując do zdjęcia w koszulce Barcelony. Ostatecznie został on zastąpiony przez Arilda Sundeta, by nie dać podstaw do pomówienia sędziów o stronniczość.

Kiedy trenerzy ogłosili, w jakich zestawieniach ich drużyny wyjdą na murawę stadionu w Saint-Denis, kibice Barcelony mogli czuć się nieco skonsternowani. W pierwszym składzie zabrakło miejsca dla Andersa Iniesty, który pokazał się z bardzo dobrej strony w meczach ćwierćfinałowych i półfinałowych. Zamiast niego od pierwszej minuty miał zagrać Holender Mark van Bommel.

„Kiedy zobaczyłem, że nie ma mnie w pierwszym składzie na finał, poczułem się tak, jakbym został oszukany. Czułem, że nie zasługuję na ławkę, ale musiałem to zaakceptować, patrzeć do przodu, zapomnieć o bólu, który wtedy odczuwałem. Z tego, co słyszałem, wielu ludzi widziało to podobnie jak ja. Też nie mogli tego pojąć. Uważałem, że zasługuję na grę w tym meczu.”

Anders Iniesta

Od momentu, gdy drużyna Arsenalu zaliczyła sezon ligowy bez porażki dwa lata wcześniej, ich skład nie uległ diametralnej zmianie. W zasadzie jedyną istotną roszadą było odejście kapitana zespołu Patricka Vieiry do Juventusu przed sezonem. W składzie nadal znajdowali się: Pires, Ljungberg, Campbell czy największa gwiazda zespołu Thierry Henry. Atmosferę spotkania podgrzewały jednak spekulacje co do przyszłości Francuza. Wielu dziennikarzy przewidywało, że po sezonie może opuścić drużynę Kanonierów, która powoli robiła się dla niego za ciasna i przywdziać koszulkę … „Dumy Katalonii”.

„Arsenal nigdy wcześniej nie grał w finale Champions League. I od tamtej pory już nie zagrał. A ja grałem w domu, ledwie 30 kilometrów od miejsca, w którym się urodziłem. Na stadionie była cała moja rodzina. Wszyscy mówili o tym, że mogę zaraz odchodzić do Barcelony, dlatego tego dnia czułem się dziwnie.”

Thierry Henry

Pierwsza połowa

Gwiazdor „The Gunners” mógł wyprowadzić swój zespół na prowadzenie już w trzeciej minucie gry, ale w doskonałej sytuacji trafił jedynie w skracającego kąt Victora Valdesa. Hiszpański bramkarz był pewny, że po sezonie pożegna się z „Dumą Katalonii”.

„Grałem wtedy tak, jakby miał to być mój ostatni mecz w barwach Barcelony. Byłem przekonany, że po finale będę musiał sobie szukać innego klubu. Zdecydowałem się zatem cieszyć tym momentem i nie myśleć o rezultacie. Nie chodzi o to, że było mi obojętne, czy wygram, czy przegram, jednak czułem, że bez względu na wynik, moja przyszłość nie będzie się wiązała z Barceloną.”

Victor Valdes

Tamtego wieczora rozegrał jedno z najlepszych (jeśli nie najlepsze) spotkanie w swojej karierze. Kilka minut później znów odbił mocne uderzenie zza pola karnego, które posłał w jego kierunku Henry. Świetny początek spotkania w wykonaniu Arsenalu z pewnością zaskoczył wielu kibiców, jednak to, co wydarzyło się w 18 minucie, musiało podciąć skrzydła podopiecznym Wengera.

Po doskonałym prostopadłym podaniu od Ronaldinho, na czystej pozycji znalazł się Samuel Eto, ale wychodzący z bramki Jens Lehmann sfaulował Kameruńczyka. Co prawda Ludovic Giuly zdołał skierować jeszcze piłkę do pustej bramki, ale wcześniej rozbrzmiał gwizdek arbitra. Chwilę później Lehmann udawał się już pod prysznic, po tym, jak Terje Hauge pokazał mu czerwoną kartkę. Między słupkami zastąpił go Manuel Almunia. Wenger musiał jednak poświęcić na tą zmianę jednego ze swoich piłkarzy. Padło na Roberta Piresa. Francuski pomocnik przez długi czas nosił w sercu zadrę po decyzji menadżera. Tamto wydarzenie pomogło mu w podjęciu decyzji, by po sezonie opuścić swój dotychczasowy klub i przenieść się do Villareal.

„Byłem bardzo rozczarowany. Gdy zobaczyłem mój numer na tablicy świetlnej, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na trybunach zasiadła cała moja rodzina. Graliśmy na stadionie, na którym zostałem mistrzem świata, a teraz po 18 minutach było już po wszystkim. Naprawdę trudno było się z tym pogodzić. Wiedziałem, że chcą mnie w Villarealu, nie byłem jednak zdecydowany. Po tamtym finale czułem się jednak bardzo źle. To był koniec, podjąłem ostateczną decyzję. Po czerwonej kartce wiedziałem, że ktoś musi zejść z boiska, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że to mógłbym być ja. Gdy zobaczyłem swój numer, coś we mnie umarło. Nigdy się nie zgodzę, że Wenger podjął słuszną decyzję.”

Robert Pires

Wenger musiał jednak zdjąć któregoś z piłkarzy ofensywnych. O zmianie Henry’ego nie było mowy. Gdy w 2009 roku Pires przyjechał z Villareal zmierzyć się z Arsenalem w Lidze Mistrzów, francuski szkoleniowiec przeprosił go za tamtą decyzję.

Dziesięć minut przed końcem pierwszej połowy, blisko narożnika boiska, Carles Puyol sfaulował Emanuela Eboue. Z rzutu wolnego dośrodkował Henry, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Sol Campbell i głową pokonał Valdesa. Zapachniało sensacją. Do końca pierwszej połowy nic się nie zmieniło, chociaż bliski wyrównania był Eto, który trafił w słupek. Osłabiony Arsenal prowadził z FC Barceloną 1-0.

Blaugrana szczególnie słabo spisywała się w środku pola. Widać było brak Iniesty. W pewnym momencie do ławki rezerwowych Barcy podbiegł Samuel Eto i zapytał asystenta Franka Rijkaarda, Henka Ten Cate, czy Anders pojawi się na boisku. Ten odpowiedział mu, że sztab zastanawia się nad takim posunięciem.

Druga połowa

Hiszpan pojawił się na boisku od początku drugiej połowy, zastępując Brazylijczyka Edmilsona.

„Tak naprawdę nie pamiętam nic z tego, co menadżer mówił mi w przerwie. I tak nie sądzę, bym był w stanie wysłuchać go jak należy. Sądzę, że w takich chwilach, przy całym tym napięciu, do zawodników wskazówki taktyczne nawet nie docierają.”

Anders Iniesta

Barcelona prowadziła grę, chociaż długimi fragmentami kompletnie nie miała pomysłu na sforsowanie obrony Arsenalu. To Kanonierzy byli bliżej strzelenia gola. Skórę swojej drużynie, znów ratował Valdes, który sparował ponad poprzeczkę strzał Ljungberga. Chwilę wcześniej, Rijkaard dokonał jednak zmiany, która miała zmienić oblicze paryskiego finału. Bezproduktywnego van Bommela zastąpił Henrik Larsson. Anglicy walczyli jednak dzielnie i to oni do pewnego momentu tworzyli groźniejsze sytuacje. Podwyższyć prowadzenie mógł znów Henry, ale Valdes bronił jak w transie.

Blaugrana, która od wielu lat miała problemy z obsadą bramki, stawiając między słupki takich parodystów jak Roberto Bonano czy Richard Dutruel, tego wieczora mogła się pochwalić bramkarzem klasy światowej. A przecież w przekroju całej kariery również Valdesowi często zdarzały się wpadki. Tamtego meczu to nie dotyczyło. Tymczasem jego koledzy z pola, gonieni przez upływające sekundy spotkania, przyciskali osłabiony Arsenal coraz mocniej. Tracący siły Kanonierzy padli po raz pierwszy pod naporem rywala w 76 minucie. Podanie z głębi pola Iniesty delikatnie przekierował Larsson, ta dotarła do Eto, który posłał piłkę obok Almunii. Heroiczna postawa Arsenalu nic nie dała. Wszelkie marzenia o korzystnym wyniku, rozwiał pięć minut później kolejny rezerwowy Barcy, Juliano Belletti. Brazylijczyk uderzył między nogi Almunii, a ten przepuścił strzał. Warto dodać, że asystą przy tej bramce znów popisał się Larsson.

„Przed meczem mój przyjaciel Ronaldinho, powiedział mi, że trafię do siatki. Jestem zachwycony, że to się spełniło!”

Juliano Belletti

Potwornie zmęczony ponad godziną gry w osłabieniu Arsenal, nie był już w stanie odpowiedzieć. Po czternastu latach to znów Barcelona wznosiła puchar dla najlepszego klubu w Europie.

Po meczu

Najlepszym zawodnikiem tamtego spotkania wybrano Samuela Eto. Ten finał miał jednak wielu bohaterów. Komplementowano Carlesa Puyola, który dawał się mocno we znaki Thierry’emu Henry. Był to pierwszy mecz „Tarzana” przeciwko genialnemu Francuzowi. Pytany o to przed meczem, odpowiedział.

„Tak, grałem już przeciwko niemu … na Play Station. Całkiem nieźle mi szło.”

Tym razem to nie była jednak wirtualna rozgrywka, a Henry wyszedł z niej mocno poobijany. Po meczu uskarżał się na pracę arbitrów.

„Byłem kopany na całym boisku. Oczekiwałem, że sędzia wykona swoją pracę. Nie wydaje mi się, by to zrobił.”

Jego zdaniem najlepszy na boisku był Henka Larsson.

„Ludzie wciąż mówią o Ronaldinho, Eto czy Giulym, ale ja ich nie widziałem. Widziałem za to Henrika Larssona. Wszedł i zmienił grę. Zabił ją. Barcelona to drużyna. To nie Eto, czy Ronaldinho. W środę różnicę zrobił Larsson. Wszedł i pokazał się kilkoma rajdami, to piłkarz drużynowy. Dwa razy asystował kolegom.”

Sam Henry był najlepszym zawodnikiem wśród przegranych. Rijkaard i Puyol kluczowym piłkarzem uznali Victora Valdesa.

„Kluczem do sukcesu była postawa Valdesa, który w kilku sytuacjach zachował się fenomenalnie.”

Carles Puyol

Oficjalny MVP finału Samuel Eto, przyznał, że jego drużyna czerpała inspirację z zespołu Liverpoolu, który rok wcześniej dokonał „cudu w Stambule”, mierząc się z AC Milan i odrabiając trzybramkową stratę.

„Po tym, jak zobaczyliśmy, co zrobił Liverpool rok wcześniej, wiedzieliśmy, że nie możemy rzucić ręcznika. Chcieliśmy zrobić to samo co oni.”

Dwa lata temu, do finałowej potyczki powrócił Arsene Wenger. W jednym z wywiadów odniósł się do paryskiego finału, pod kątem nowo wprowadzonej technologii VAR.  Stwierdził, że gdyby sędziowie mogli wówczas korzystać z powtórek video, tamto spotkanie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.

„Bramka Barcelony w finale Ligi Mistrzów 2006 padła ze spalonego. Wygrywaliśmy 1:0 na pół godziny przed końcem meczu. Przez tego gola przegraliśmy tytuł.”

Niektórzy kibice Barcy odpowiadali, że bramka dla Arsenalu padła po faulu na Eboue, którego nie było.

Na rozstaju dróg

Tak jak wspominałem na początku, dla obydwóch klubów ten finał był punktem zwrotnym. Ktoś kiedyś powiedział, że Barcelona wybudowała sobie tamtym meczem drogę do dekady usłanej tytułami, natomiast Arsenal wybudował … stadion. Nowopowstały obiekt Emirates, zachwiał na tyle finansami klubu z północnego Londynu, że ten musiał zostać daleko z tyłu w wyściug zbrojeń z innymi klubami, często napędzanymi pieniędzmi sponsorów-miliarderów.

Po tamtym sezonie drużynę opuścili Campbell, Pires, Lauren czy Bergkamp, który zakończył karierę. Transfer Henry’ego do Barcelony został jedynie odłożony w czasie o rok. Zawodnicy, którzy ich zastąpili, nie posmakowali sukcesów. Wenger uzupełniał drużynę głównie młodymi talentami, które w momencie dokonywania ostatnich szlifów zostawały podkupione przez możniejszych rywali. Na kolejne trofeum przyszło czekać aż do 2014 roku. W Europie Wenger nie osiągnął niczego. Poza porażką w finale Champions League 2006 może „pochwalić się” przegranym finałem Pucharu UEFA w 2000 roku. Międzynarodową posuchę Arsenalu może przerwać Unai Emery, który w finale Ligi Europy zmierzy się w tym roku z Chelsea. Wielu ekspertów dzieli pracę francuskiego szkoleniowca na czas przed i po finale w Paryżu. Od tamtego momentu, krzywa na wykresie zaczęła pikować w dół.

Zupełnie inaczej sprawa miała się z Barceloną. Dwa lata później Franka Rijkaarda zastąpił na stanowisku trenera Pep Guardiola. Ronaldinho został zastąpiony Messim na tronie „boga futbolu”. Oparta na mnóstwie podań filozofia gry nazywana „tiki-taką”, zachwycała cały piłkarski świat. Kolejne Puchary Europy padały łupem Barcy w 2009, 2011 i 2015 roku.  Trzeba jednak pamiętać, że pierwszy został wywalczony jeszcze przez Franka Rijkaarda i spółkę i stał się podwaliną pod zespół, który przeszedł na zawsze do historii piłki nożnej.

Barcelona-Arsenal 2:1 (0:1)

Eto ’76, Belletti ’81 – Campbell ’36

Barcelona: Victor Valdes – Oleguer (71′ Belletti), Rafael Marquez, Carles Puyol (c), Giovanni van Bronckhorst, Edmilson (46′ Anders Iniesta), Deco, van Bommel (61′ Larsson), Giuly, Ronaldinho, Eto.

Trener: Frank Rijkaard

Arsenal: JensLehmann – Emmanuel Eboue, Kolo Toure, Sol Campbell, Ashley Cole, Robert Pires (18′ Manuel Almunia), Gilberto Silva, Cesc Fabregas (74′ Mathieu Flamini), Alexander Hleb (85′ Jose Antonio Reyes), Freddie Ljungberg, Thierry Henry (c).

Trener: Arsene Wenger

Sędzia: Terje Hauge (Norwegia)

Rafał Gałązka

Za pomoc w napisaniu tego tekstu dziękuję kibicowi FC Barcelony, Marcinowi !

Żródła:

  • J. Cross – „Arsene Wenger. Generał i jego Kanonierzy.”
  • V. Valdes – „Samotność bramkarza.”
  • Liga Mistrzów: Arsenal-FC Barcelona.
  • A. Iniesta – „Artysta futbolu. Gra mojego życia.”

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Rafał Gałązka
Rafał Gałązka
Futbolowy konserwatysta. Przeciwnik komercjalizacji piłki, fan świateł rac na trybunach. Sympatyk Arsenalu i lokalnego LKS "Dąb" Barcin. Beznadziejnie zakochany w Reprezentacji Polski. Głównie piłka polska oraz angielska.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...