Zanim piłkarski świat usłyszał o Robercie Lewandowskim, to Jacek Krzynówek był postacią, która rozsławiała nasz kraj na niemieckich boiskach. Potrafił strzelać gole wielkim klubom w Lidze Mistrzów i dawać radość kibicom reprezentacji Polski. Jeszcze w wieku osiemnastu lat biegał po B klasowych boiskach. Wtedy nikt nie przypuszczał, że zagra na trzech wielkich turniejach.
Jacek Krzynówek – biogram
- Pełne imię i nazwisko: Jacek Kamil Krzynówek
- Data i miejsce urodzenia: 15 maja 1976, Kamieńsk
- Wzrost: 179 cm
- Pozycja: Pomocnik
Historia i statystyki kariery
Kariera juniorska
- LZS Chrzanowice (1982–1991)
Kariera klubowa
- LZS Chrzanowice (1991–1994)
- RKS Radomsko (1994–1996) – 43 mecze, 6 bramek
- Raków Częstochowa (1996–1997) – 17 meczów
- GKS Bełchatów (1997–1999) – 61 meczów, 11 bramek
- 1. FC Nürnberg (1999–2004) – 142 mecze, 28 bramek
- Bayer Leverkusen (2004–2006) – 52 mecze, 9 bramek
- VfL Wolfsburg (2006–2009) – 55 meczów, 7 bramek
- Hannover 96 (2009–2010) – 25 meczów, 2 bramki
Kariera reprezentacyjna
- Polska (1998–2009) – 96 meczów, 15 bramek
Statystyki i osiągnięcia
VfL Wolfsburg
- Mistrzostwo Niemiec (1x): 2008/09[5]
Reprezentacja Polski w piłce nożnej
- awans do turnieju finałowego Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2002,
- awans do turnieju finałowego Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2006,
- awans do turnieju finałowego Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej 2008
Jacek Krzynówek gol przeciwko Portugalii
Był 8 września 2007 roku. Na Stadionie Światła w Lizbonie reprezentacja Polski mierzyła się z Portugalią – ówczesnym wicemistrzem Europy i zespołem, który rok wcześniej zajął czwarte miejsce na mistrzostwach świata. W składzie gospodarzy znalazł się między innymi gwiazdor światowego futbolu Cristiano Ronaldo. W pamięci polskich kibiców ciągle pozostawało jeszcze zwycięstwo 2:1 z Chorzowa, po jednym z najpiękniejszych meczów w historii polskiego piłkarstwa.
Tym razem to Portugalczycy prowadzą 2:1. Marzymy o remisie, ponieważ punkt w dużym stopniu przybliży nas do pierwszego, historycznego awansu do mistrzostw Europy. Do końca pozostaje kilka minut. Polscy kibice wciąż wierzą, że zawodnicy Leo Beenhakkera wrócą z Półwyspu Iberyjskiego z cennym remisem.
Nagle na strzał z dystansu zdecydował się Jacek Krzynówek. Kopnięta przez niego piłka trafiła w słupek, następnie odbiła się od pleców stojącego w portugalskiej bramce Ricardo i wreszcie wpadła do siatki. Kibice z naszego kraju oszaleli z radości.
Portugalia nie była w stanie pokonać nas w tych eliminacjach, ani na wyjeździe, ani nawet u siebie. Tak wspominał tę bramkę sam zawodnik na łamach „Rzeczpospolitej”, w wywiadzie udzielonym Michałowi Kołodziejczykowi:
Nie kalkulowałem. To był strzał rozpaczy. Umówmy się, nikt normalny nie strzela z ponad 30 metrów w takim meczu.
Lokalne początki
Zanim przyszły wielkie mecze, które dały radość całej Polsce, Jacek Krzynówek kopał piłkę na lokalnych boiskach. Wtedy pewnie nawet nie marzył o tym, że w przyszłości założy koszulkę z Orzełkiem czy posłucha z murawy hymnu Champions League.
Bohater naszego tekstu aż do osiemnastego roku życia występował tylko w B klasie. Bronił barw klubu ze swojej małej ojczyzny – Chrzanowic. Na tym szczeblu nie można poczuć zapachu wielkiej piłki, ale to właśnie tam często wykuwa się charakter prawdziwego sportowca.
W Chrzanowicach grałem trzy lata. Raz awansowaliśmy do A klasy, potem z niej spadliśmy, w kolejnym sezonie zajęliśmy w B klasie czwarte miejsce. Mieliśmy swoje boisko w lesie, gdzie czasem po mocniejszym strzale piłka przepadała na zawsze. To boisko było naszym mocnym punktem: wiedzieliśmy, gdzie jak trochę popada, to woda stoi, wiedzieliśmy którą stroną lepiej grać. Szatnia tylko dla gospodarzy, goście musieli się przebierać w samochodach czy w busiku – wspominał Krzynówek w wywiadzie udzielonym Leszkowi Milewskiemu z portalu Weszło.com.
Szansą na wybicie się był mecz z Radomskiem w Pucharze Polski. LZS Chrzanowice po latach starań dotarł w tych rozgrywkach do poziomu wojewódzkiego. Tam trafił na RKS – grający wówczas w klasie okręgowej najmocniejszy zespół w okolicy.
Gospodarze przegrali 1:2, ale pokazali się z dobrej strony. Wrażenie wywarł zwłaszcza Jacek Krzynówek, który strzelił jedynego gola dla pokonanych. Klub z Radomska od razu zainteresował się późniejszym reprezentantem Polski. Młody piłkarz nie chciał jednak zmieniać otoczenia.
Byłem na jednym treningu i stwierdziłem, że jednak nie chcę. Prezes zagotował się na mnie. „Nie chcesz gówniarzu? To nie!”. Zostałem w Chrzanowicach. Zawsze chciałem grać w piłkę, ale wtedy chyba nie dorosłem jeszcze do przenosin. Miałem szkołę, uczyłem się, chciałem skończyć zawodówkę – opowiadał na Weszło.com.
RKS z czasem awansował do trzeciej ligi i potrzebował młodzieżowca. W rozgrywkach każda drużyna musiała mieć dwóch takich zawodników w jedenastce. Przypomniano sobie właśnie o chłopaku z Chrzanowic.
Młody Jacek zdecydował się w końcu na zmianę klubu i trafił pod trenerskie skrzydła Lesława Ćmikiewicza – mistrza i wicemistrza olimpijskiego, srebrnego medalisty mistrzostw świata. Był to ogromny przeskok. Zupełnie inna futbolowa rzeczywistość.
Na LZS graliśmy przed kilkoma widzami, na RKS chodziło pięć tysięcy ludzi. Całe miasto żyło grą drużyny. Było wielkie ciśnienie na awans, w konsekwencji w kadrze znajdowało się wielu piłkarzy z przeszłością w pierwszej lidze, choćby Wiesław Wraga – mówił Krzynówek we wspomnianej rozmowie.
Na krajowym podwórku Krzynówek wielkiej kariery nie zrobił. Zagrał jeszcze w Rakowie Częstochowa i GKS-ie Bełchatów. Nie dotarł na szczyt polskiej piłki klubowej, ale i tak przeniósł się za granicę. Transfer do Niemiec zupełnie odmienił jego karierę.
Krzynówek w FC Nuernberg
Grającym na polskich boiskach Krzynówkiem podobno interesowały się kluby z krajowego topu – Legia Warszawa i Wisła Kraków. Jednak obserwowali go także Niemcy z Norymbergi. To na ten kierunek zdecydował się pomocnik, mimo że w ostatniej kolejce drużyna z Bawarii spadła do drugiej ligi. W tym miejscu znów warto przytoczyć słowa z wywiadu dla Weszło.com:
Nie byłem przekonany do wyjazdu, w Polsce układałem sobie życie. Ostatecznie wyjechałem z założeniem, że pojadę na rok, zarobię i wrócę. Kierowcy od prezesa Dąbrowskiego zawieźli mnie do Norymbergi. Rozłożyłem się w hotelu i popłakałem. Co ja tutaj robię? W Polsce mam super dziewczynę, rodzinę, tutaj nie mam nic. Jestem sam, daleko od domu, w obcym kraju, nie znając języka.
Na szczęście w Norymberdze Krzynówek nie do końca był sam. Zawodnikiem FC Nuernberg został też Tomasz Kos. Po polsku mówił również niemiecki bramkarz polskiego pochodzenia, urodzony w Kędzierzynie-Koźlu Darius Kampa.
Obaj bardzo pomogli Krzynówkowi. On sam od siebie też dał bardzo dużo, żeby przyspieszyć proces aklimatyzacji w nowym środowisku. Nauczył się języka i, przede wszystkim, dobrze grał w piłkę. Polak początkowo nasłuchał się docinków i głupich żartów, ale zacisnął zęby i szybko stał się ważną postacią w nowym zespole.
W Norymberdze występował przez pięć lat. Pomógł klubowi powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jego ówczesny trener, Klaus Augenthaler, który jako zawodnik zdobywał mistrzostwo i wicemistrzostwo świata, przeniósł się do Bayeru Leverkusen i wkrótce ściągnął tam także polskiego pomocnika.
Krzynówek w Bayerze Leverkusen
Bayer Leverkusen nigdy nie był mistrzem Niemiec. Ale od lat należy do ścisłej czołówki w niemieckiej piłce klubowej. Jacek Krzynówek miał świadomość, że trafił do dużej piłki. Tak opowiadał o tym w rozmowie dla Weszło.com:
Może kibice innych niemieckich drużyn się obrażą, ale dla mnie Bayer to drugi największy klub Niemiec, tylko po Bayernie, który jest poza zasięgiem. Widziałem, jak jest poukładany, jak ludzie podchodzą tam do swoich obowiązków.
Szlak przetarli mu inni polscy piłkarze występujący w Leverkusen. Byli to m.in. Andrzej Buncol, który w 1988 roku zdobył z Bayerem Puchar UEFA, Marek Leśniak, Mirosław Spiżak, Adam Ledwoń, Adam Matysek czy Radosław Kałużny, z którym Krzynówek zdążył się jeszcze spotkać w klubie z Północnej Nadrenii-Westfalii.
Pierwszy sezon w Bayerze był dla Krzynówka bardzo udany, głównie za sprawą świetnych występów w Lidze Mistrzów. Zaczęło się od pięknego zwycięstwa nad Realem Madryt. Polak strzelił gola, miał udział przy dwóch kolejnych, a niemiecki zespół wygrał 3:0.
Zamknąłem oczy i strzeliłem. Mogła równie dobrze polecieć nad trybuny. Nigdy nie mówię, że tak chciałem uderzyć, nie zakładałem takiego strzału. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma – wspominał to trafienie w cytowanym wcześniej wywiadzie.
Reprezentant Polski trafił do siatki także w meczu z AS Roma. Bayer pokonał rzymską drużynę 3:1. Krzynówek bardzo mocno przyczynił się do tego zwycięstwa. Opowiadał na Weszło.com:
Zagrywał mi Jermaine Jones. Ochrzaniłem go potem w szatni, że za krótką piłkę mi zagrał. Trenowaliśmy taki schemat na treningach i gdy ta piłka szła do mnie, już widziałem ją w siatce, tylko myślałem, że soczyście ją trafię. Ale ona była za krótka, uderzyła w ziemię, ale że na trawie zebrała się rosa, to złapała fajny poślizg. Notabene w meczu z Romą złapali na mnie jeszcze dwie czerwone kartki. Panucci za dwie żółte i De Rossi.
Drużyna polskiego pomocnika z pierwszego miejsca w grupie awansowała do 1/8 finału. Tam czekał Liverpool Jerzego Dudka. Angielska drużyna w obu spotkaniach wygrała 3:1, później, jak wszyscy pamiętamy, wygrała całe rozgrywki. Krzynówek strzelił gola w rewanżu, ale była to jedynie bramka na otarcie łez. Piękna przygoda Byeru Leverkusen z Ligą Mistrzów zakończyła się.
W Leverkusen Krzynówek spędził dwa sezony. Był to najlepszy czas w jego karierze. Następnie przeniósł się do VfL Wolfsburg. Wspomnienia z tego klubu nie były już tak wesołe.
Krzynówek w Wolfsburgu
Po bardzo udanej przygodzie z Bayerem Krzynówek został graczem Wolfsburga. Miał okazję trenować pod okiem Felixa Magatha, szkoleniowca słynącego z twardej ręki i mogącego pochwalić się piękną karierą zawodniczą.
Jako piłkarz z Hamburger SV trzy razy zdobył mistrzostwo Niemiec. Sięgał też po Puchar Europy i Puchar Zdobywców Pucharów. Z reprezentacją Niemiec zostawał mistrzem Europy oraz, dwukrotnie, wicemistrzem świata.
O metodach treningowych Magatha krązyły legendy. Mówiło się, że zawodnicy mdleli podczas wyczerpujących treningów. O tym jak ciężko było na jego zajęciach, Krzynówek miał okazję przekonać się na własnej skórze. Obaj panowie nie do końca potrafili znaleźć wspólny język, ale Polak przyznawał, że podejście Niemca przynosiło efekty.
Trenowałem u niego półtora roku. Raz grałem, raz nie – większość nie. Muszę mu oddać, że fizycznie byłem przygotowany znakomicie. Nawet jak nie grałem w klubie, to przyjeżdżałem na kadrę, a Beenhakker mówił: to jest niemożliwe, że ty tak wyglądasz bez rytmu meczowego – opowiadał.
Pochodzący z Chrzanowic zawodnik nie ukrywał, że czasem podczas treningów miał ciemno przed oczami. Jeszcze raz zacytujmy Weszło.com:
Ale mój charakter nie pozwalał mi, żebym się poddał. Odpoczywałem minutę dłużej, ale walczyłem dalej. Niektórzy się poddawali, Magath podchodził: trenujesz dalej? Nie. Na następnym treningu gościa już nie było.
Największym problemem Jacka Krzynówka nie były jednak katorżnicze treningi. Większy kłopot stanowił fakt, że Polak bardzo mało grał. W sezonie 2008/2009 zdobył to, czego nie udało się wywalczyć z Bayerem – mistrzostwo Niemiec. Jednak rozegrał tylko cztery mecze, zimą odszedł do Hannoveru. Jego wkład w zdobycie tytułu nie był zbyt duży.
Karierę zawodniczą zakończył właśnie w Hannover 96. W Niemczech grał przez ponad dekadę. Był to dla niego bardzo udany czas. Z dobrej strony pokazał się na niemieckich boiskach.
Z powodzeniem występował w Lidze Mistrzów. Wiele osób twierdzi, że przetarł szlak do wielkiej klubowej piłki takim graczom jak Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek czy Jakub Błaszczykowski. Zapytany przez Michała Kołodziejczyka o opinię na ten temat odpowiedział:
Kiedy wyjeżdżałem do Niemiec, w Bundeslidze było już chyba dziesięciu piłkarzy z Polski. Ale oczywiście cieszę się, kiedy ktoś mówi, że dołożyłem swoją cegiełkę do tego, by na zawodników z naszego kraju patrzono przychylniej. Wydaje mi się, że teraz nie chodzi już tylko o rynek niemiecki, ale po prostu europejski. We Włoszech kiedyś był tylko Marek Koźmiński, a teraz nasza kolonia w Serie A jest gigantyczna.
Krzynówek w Reprezentacji
Udaną przygodę z piłką Krzynówek zaliczył nie tylko w klubach, ale również w reprezentacji. W pewnym okresie był najlepszym polskim zawodnikiem. W kadrze zadebiutował w listopadzie 1998 roku, grając w towarzyskim, wygranym 3:1 starciu ze Słowacją.
Marzyłem, żeby chociaż raz z orzełkiem na piersi zagrać, poczuć tę atmosferę. A tu się okazuje, że chłopak ze wsi był na dwóch mundialach i raz na mistrzostwach Europy, w których udział wywalczył na boisku, a nie dostał za darmo, bo Polska organizowała turniej- mówił na łamach „Rzeczpospolitej”.
Rzeczywiście, reprezentacyjna przyszłość Jacka Krzynówka przyniosła mu wiele wzruszeń. Sam wyjazd na trzy wielkie imprezy to duża rzecz. Można jedynie żałować, że na żadnym z tych turniejów reprezentacja Polski nie odniosła sukcesu.
Najpierw był pierwszy od 16 lat polski mundial. Prowadzona przez Jerzego Engela drużyna na koreańskich boiskach wygrała tylko mecz o honor. Cztery lata później na mistrzostwach świata w Niemczech Biało-czerwoni prowadzeni przez Pawła Janasa znów zdołali zwyciężyć jedynie w ostatnim spotkaniu. Jeszcze gorzej było na mistrzostwach Europy. Tam na turniejowy dorobek zespołu Leo Beenhakkera złożył się tylko remis ze współgospodarzami – Austrią.
PRZECZYTAJ TEŻ: NIEUFARBOWANE LISY. ONI MOGLI GRAĆ W REPREZENTACJI
Na pocieszenie Krzynówkowi pozostaje fakt, że jako jedyny zagrał we wszystkich meczach tych turniejów. To świadczy o zaufaniu, jakim darzyli go selekcjonerzy i o formie, kórą utrzymywał przez kilka lat. Trzeba także docenić wkład w wygrane eliminacje. Wywalczenie dwóch przepustek na mundial oraz historycznej, bo pierwszej na Euro to przecież też niemałe osiągnięcie. Wspomnianego wcześniej gola strzelonego w meczu z Portugalią polscy kibice nie zapomną nigdy.
Jacek Krzynówek w narodowych barwach zagrał 96 razy, zdobywając 15 bramek. Dwukrotnie został nagrodzony tytułem najlepszego polskiego piłkarza tygodnika „Piłka Nożna”. Był graczem, który w trudnych dla polskiego futbolu czasach potrafił dać nam wiele radości i być idolem dla młodych ludzi marzących o piłkarskiej sławie. Kiedy jeszcze nie mieliśmy tylu zawodników w najmocniejszych klubach Europy, on podbijał boiska Bundesligi i strzelał gole w Lidze Mistrzów.
Jego kariera jest godna podziwu. Szybko z lokalnych stadionów trafił na piękne europejskie obiekty. Najpierw dawał radość kolegom z rodzinnej wsi, by po kilku latach uszczęśliwiać całą piłkarską Polskę. Jego piękne gole zapamiętamy na długo.
GRZEGORZ ZIMNY