Prezentacje piłkarzy i konferencje prasowe nie są zazwyczaj zbyt ciekawym widowiskiem. W pierwszym przypadku zawodnik pokaże parę sztuczek technicznych i często (niestety) na pokaz ucałuje herb na klubowej koszulce. W drugiej kategorii trenerzy i piłkarze chwalą się po prostu po zwycięstwie lub tłumaczą się z porażki. Jednak czasami może wydarzyć się coś zupełnie niespodziewanego. Zapraszam więc do zestawienia sytuacji, które zdecydowanie odbiegają od normy.
Magiczny powrót Cazorli
W 2018 r., po siedmiu latach przerwy, Santi Cazorla powrócił do Villarreal. Wówczas 33-letni pomocnik miał ze sobą serię kontuzji, które zatrzymały jego karierę. Przejście do Żółtej Łodzi Podwodnej było więc ostatnią szansą na powrót do poważnej piłki.
Hiszpan i organizatorzy jego prezentacji wiedzieli doskonale, że na stare śmieci trzeba wrócić z przytupem. Wobec tego zorganizowano pokaz sztuki magicznej. Kibice zgromadzeni na Estadio de la Cerámica wyczekiwali z ciekawością, co zaprezentuje iluzjonista Yunke.
Na murawie został ustawiony szklany cylinder wielkości człowieka. Yunke zaczął wypełniać go dymem, budując w ten sposób napięcie. Ostatecznie, gdy mgła się rozwiała, w cylindrze pojawił się Cazorla. Oczywiście nikt na stadionie i przed telewizorami nie miał pojęcia, jak iluzjonista dokonał tej sztuczki.
Ku uciesze kibiców, Cazorla stanął na murawie, aby ponownie się ze wszystkimi przywitać. Hiszpan podchodził do fanów i nie odmówił nikomu autografu i zdjęcia. Zaraz potem udzielił wywiadu, w którym nie szczędził ciepłych słów pod adresem klubu.
„Dzisiaj jest dla mnie wyjątkowy dzień, ponieważ wracam do tego, co uważam za swój dom. Jestem wiecznie wdzięczny Villarreal za udzielenie mi bezwarunkowego wsparcia przez te dwa lata i za to, że drzwi były dla mnie zawsze otwarte. To klub, który jest dla mnie przykładem i który zawsze dobrze radzi sobie pomimo trudności” – przyznał środkowy pomocnik.
Cazorla grał ponownie dla Żółtej Łodzi Podwodnej przez dwa lata. W sierpniu tego roku zdecydował się na przejście do katarskiego Al-Sadd SC.
Pizza wspaniała w każdej w formie
Paolo Di Canio nikomu przedstawiać nie trzeba. Włoski napastnik występował m.in. w Juventusie, Milanie i Sheffield Wednesday. Nie bez powodu, jako trzeci wymieniam tu angielski klub, ponieważ związana jest z nim zabawna historia.
Włoch przybył na Hillsborough Stadium w 1997 r. Klub postanowił przedstawić go w prasie poprzez najsłynniejszy element kuchni Półwyspu Apenińskiego, a więc pizzę. Dodatkowo w prezentacji wziął udział Benito Carbone, który dołączył do Sheffield rok wcześniej z Interu Mediolan. Tak więc można było zaczynać iście włoską prezentację.
W pierwszej chwili można by pomyśleć, że klub wpadł na bardzo dobry pomysł. Dwóch Włochów i ich narodowy przysmak. Szczegół w tym, że Di Canio i Carbone nie mieli pysznej pepperoni wyjętej prosto z pieca. Piłkarze Sheffield pozowali wraz z typową mrożonką, zakupioną w angielskim supermarkecie. No cóż, chyba można było rozwiązać to nieco inaczej.
Di Canio i pizzę (już tę upieczoną) łączy również inna historia z 2013 r. Włoch pracował jako trener Swindown Town. Przed sobotnim meczem z Shrewsbury, murawa stadionu Swindown była pokryta grubą warstwą śniegu i nie nadawała się do gry. W piątkowy wieczór Di Canio, jego sztab i inni pracownicy klubu ruszyli do pracy, aby uratować sytuację. Włoch zaapelował również o pomoc do kibiców. Ku jego zaskoczeniu, zgłosiło się wielu wolontariuszy. Szkoleniowiec postanowił wynagrodzić wszystkich, kupując im pizzę. Ostatecznie musiał zasponsorować jedzenie dla 200 osób. Finalnie mu się to opłaciło, ponieważ jego zespół wygrał 2:0.
Stres paraliżuje nawet najlepszych
Ta kategoria nie jest co prawda czymś niezwykłym, ale z pewnością potrafi poprawić humor. Stres paraliżuje nie tylko w meczu, ale również na prezentacji. Ostatnim najlepszym przykładem było przybycie do Barcelony Sergino Desta. Młody Amerykanin miał ogromne problemy z prostym podbijaniem piłki, co z pewnością nie zostawiło dobrego wrażenia. Podobne przypadki widzieliśmy już wielokrotnie wcześniej.
W 2015 r. do Sevilli dołączył prawy obrońca Mariano. Prezentacja Brazylijczyka nie została zorganizowana na stadionie, tylko w małym studiu. Później okazało się, że było to dla niego szczęśliwe rozwiązanie. Mariano nie potrafił umiejętnie podbijać piłki ani nogą, ani głową. Zdecydowanie lepiej jest więc zaliczyć wtopę w małej przestrzeni, niż na stadionie pełnym kibiców. Obecnie Mariano gra w ojczyźnie dla Atletico Mineiro.
Dosyć komiczne przywitanie z nowymi fanami zaliczył w 2015 r. Roberto Soldado. Po nieudanej przygodzie z Tottenhamem, Hiszpan zdecydował się na powrót do ojczyzny i grę dla Villarreal. W 52 meczach dla Kogutów zdobył jedynie siedem bramek. W Londynie ewidentnie zardzewiał i było to widać w czasie prezentacji w nowym klubie.
Soldado dostał piłkę, aby kopnąć ją na niższy poziom Estadio de la Cerámica, gdzie kibice Villarreal zebrali się, by rzucić okiem na ich nowy transfer. Napastnik użył jednak za dużo siły i umieścił futbolówkę na wyższym sektorze. Po tej wpadce otrzymał drugą szansę. Niestety, wtedy również spudłował, a porządkowi musieli wyjmować piłkę z pustego sektora. W tym momencie 35-latek broni barw Granady.
Lord Vader i spółka
Meksykańska Pachuca postanowiła wykorzystać szał, który zapanował po pojawieniu się na ekranach kolejnej części Gwiezdnych Wojen. W 2016 r. z Los Angeles Galaxy został sprowadzony Amerykanin Omar Gonzalez. Obrońca i klub wpadli na pomysł przeprowadzenia iście gwiezdnej prezentacji.
Piłkarz wszedł na salę konferencyjną przebrany za Lorda Vadera. Co więcej, pojawiły się również osoby w stroju szturmowca, Chewbacci i rycerza Jedi. Gonzalez położył miecz świetlny na stole, aby za chwilę zdjąć hełm i ujawnić swoją tożsamość.
Wydaje się, że efektowna prezentacja przyniosła szczęście Amerykaninowi. Szybko stał się stoperem pierwszego składu, tworząc pewny duet z Oscarem Murillo. Gonzalez pomógł wówczas zespołowi w zdobyciu mistrzostwa Meksyku. Aktualnie 32-letni obrońca gra dla Toronto FC w MLS.
Portugalski Zorro w akcji
Paulo Fonseca pracuje obecnie jako trener Romy. Przed przybyciem do stolicy Włoch był szkoleniowcem Szachtara Donieck, z którym wiąże się kolejna ciekawa historia. W sezonie 2017/2018 ukraiński zespół grał w grupie Ligi Mistrzów z Manchesterem City, Napoli i Feyenoordem. W ostatniej kolejce Górnicy mierzyli się u siebie z Obywatelami, a do awansu wystarczał im punkt.
Przed pierwszym gwizdkiem Fonseca zapowiedział, że jeśli jego zespół przejdzie dalej, on przebierze się za Zorro. We wcześniejszym wywiadzie Portugalczyk przyznał, że zamaskowany wojownik był jego ulubioną postacią z dzieciństwa. Z sentymentem wspominał oglądanie tego serialu w latach 80-tych.
Szachtar nie zawiódł i pokonał angielską ekipę 2:1, a portugalski trener dotrzymał słowa. Zaraz po meczu udał się do szatni, aby nałożyć przebranie. Na konferencji prasowej, dziennikarzy spotkał więc nietypowy widok. Zadawali bowiem pytania szkoleniowcowi, który miał na sobie czarną maskę, kapelusz i pelerynę.
„Wtedy to był tylko żart i nie spodziewałem się, że wywrze taki wpływ. Zapytano mnie, kogo lubię jako dziecko i powiedziałem: ‘Kocham Zorro’. W momencie pokonania City, zrealizowaliśmy zakład, a Vitaliy wręczył mi kostium” – powiedział Portugalczyk w odniesieniu do wcześniejszego wywiadu.
„Czuję prawdziwą radość. Myślę, że nie tylko fani Szachtara, ale też wszyscy Ukraińcy mogą być dumni z drużyny. Dwanaście punktów w takiej grupie to fantastyczny wynik” – zakomunikował wszystkim Fonseca.
Bułgarska rozróba
Ostatni przykład wprowadza nas w zupełnie inną atmosferę. Będzie bowiem mowa o nienawiści, którą zamienili w czyn bułgarscy pseudokibice.
Całkiem niedawno mogliśmy widzieć Iwajło Petewa na polskich boiskach. Bułgar otrzymał szansę od Jagielloni Białystok, ale wytrzymał na stanowisku trenera tylko przez pół roku. Wcześniej, pomimo dziesięciu lat doświadczenia i niezłych osiągnięć w swoim fachu, został zapamiętany głównie z pewnej skandalicznej sytuacji.
Po zakończeniu współpracy z Łudogorcem Razgrad, Petew zaakceptował ofertę Lewskiego Sofia. Ostatecznie jednak Bułgar nie poprowadził tego zespołu w żadnym spotkaniu. Zdecydował się bowiem rozwiązać kontrakt z klubem w trybie natychmiastowym. Co go do tego skłoniło?
W czasie jego pierwszej konferencji prasowej na salę wtargnęli ultrasi. Doszło do wyzwisk pod adresem szkoleniowca oraz rękoczynów. Pseudokibice Lewskiego ściągnęli z Petewa klubową bluzę i koszulkę. Trener nie chciał zaogniać konfliktu i z trudem opuścił salę konferencyjną. Dziennikarze nie interweniowali w obawie o swoje zdrowie, a najwyraźniej na miejscu nie było żadnych ochroniarzy. Właściciel Lewskiego, Todor Batkov nazwał to zdarzenie „wstydem”.
Do dziś nie do końca wiadomo, dlaczego ultrasi zdecydowali się na taką akcję. W ich oświadczeniu można przeczytać, że z jednej strony chciano pokazać solidarność z poprzednim trenerem, Slavisą Jokanoviciem, a z drugiej Petew był oskarżany o sympatyzowanie z lokalnym rywalem, CSKA Sofią. Nic jednak nie usprawiedliwia tak karygodnego zachowania.
Nie zawsze musi być nudno
Standardowo, jak przy każdym zestawieniu, należy być świadomym, że można znaleźć wiele innych interesujących przykładów. Nie dałoby się jednak zmieścić wszystkich w jednym artykule. Jak widzicie, warto jest włączyć klubową telewizję w trakcie prezentacji piłkarza. Nerwy lub szalone pomysły zawodnika i organizatora mogą przedstawić zaskakujące obrazy.
Podobnie jest z konferencjami prasowymi. Nie zawsze wszystko musi skończyć się na nudnej dyskusji, pełnej oklepanych frazesów. Szeroko rozumiana wolność słowa i odpowiednia inscenizacja mogą zamienić dyskusje z dziennikarzami w prawdziwy spektakl. Podsumowując, czego się nie robi dla uzyskania rozgłosu?
MATEUSZ SZTUKOWSKI
MATEUSZ SZTUKOWSKI