Dziesięć lat temu Paweł Janas obserwował kandydatów do gry na mundialu w Niemczech, Wisłę Kraków trenował Dan Petrescu, a Amica Wronki szykowała się do końca swojego ostatniego sezonu w Orange Ekstraklasie. Tymczasem w Warszawie, stołeczna Legia pod wodzą niezwykle chwalonego wówczas Dariusza Wdowczyka walczyła o mistrzostwo Polski. Dodajmy, z wielkim sukcesem.
Kto wie, być może warszawskiej drużynie nie dane byłoby świętować tego triumfu, gdyby nie obecność w składzie nowych, ciekawych postaci. Zawodników, którzy z pewnością „robili różnicę”. W dzisiejszym, pierwszym odcinku „Historii Najnowszej Ekstraklasy” cofniemy się dziesięć lat wstecz, do niezwykle udanej rundy wiosennej w wykonaniu nowych brazylijskich gwiazd naszej ligi – Edsona oraz Rogera Guerrreiro.
* * *
Zimą 2006 roku, na czele tabeli znajdowała się Wisła Kraków, która przechodziła jednak kolejne zmiany. Stery drużyny z Reymonta 22 objął wówczas Dan Petrescu, który za cel miał przede wszystkim obronę przewagi nad legionistami. Cóż, zadanie nie należało do najłatwiejszych, gdyż owa „zaliczka” była nad wyraz skromna. Wynosiła ona tylko jeden punkt. Dodatkowo wraz z nowym trenerem wiązała się nowa filozofia, a to zawsze wielka niewiadoma. A gdy pod uwagę weźmiemy jeszcze charakter Rumuna…to będziemy mieć historie na inny temat.
W nieco odmiennych nastrojach była drużyna z Warszawy. Piłkarze Legii podświadomie czuli, że to może być właśnie TEN moment w ich karierze na zdobycie tytułów. Łukasz Surma w wywiadach podkreślał o wielkiej mobilizacji. W prasie padały mocne słowa o ewentualnym frajerstwie w wypadku porażki w lidze. Widać było, że w końcu na Łazienkowskiej tworzy się projekt, który faktycznie może zepchnąć krakowską Wisłę z tronu. Po raz pierwszy od 2002 roku.
Przeczytaj także: „Kici – legenda Łazienkowskiej”
Czuł to również i Dariusz Wdowczyk. Świadomy jednak aktualnej siły swojego składu, zimą przystąpił do poszukiwań wzmocnień podstawowej jedenastki.
Wymiernie pomógł mu w tym manager Mariusz Piekarski, do tej pory znany zresztą z rozległych kontaktów w Brazylii. I to właśnie tam postanowił znaleźć dla Legii odpowiednich zawodników. Szybko mu się to udało i kto wie, czy do dziś nie są to zresztą najlepsze „nazwiska” polecone przez popularnego „Mario” do naszej ligi.
* * *
Wybrańcami Legii okazali się Edson i Roger Guerrerio. Ten pierwszy już w trakcie podpisywania kontraktu tuż przed świętami był opisywany w samych superlatywach. Cóż, CV miał dość imponujące jak na ówczesne warunki w Ekstraklasie. Zaczynała w wieku nastoletnim jako…sklepikarz. Nigdy jednak nie zatracił pasji do piłki nożnej. W wieku 17 lat po kilku obiecujących treningach w Recife został przez klub zakontraktowany.
W plebiscycie France Football za rok 1999 został wybrany najlepszym obrońcą ligi francuskiej, a w sezonie 2002/2003 najlepszym lewym obrońcą ligi portugalskiej wśród obcokrajowców.
„Myślę, że tego zawodnika kibicom w Polsce nie trzeba przedstawiać. Uważam, że to bardzo dobry obrońca, który w trakcie gry wyróżnia się dużą walecznością. Sądzę, że pozyskanie tego zawodnika będzie z korzyścią dla linii defensywnej naszego zespołu” – Dariusz Wdowczyk po podpisaniu kontraktu przez Edsona.
Dostał duży kredyt zaufania od władz Legii, w postaci aż trzyletniego kontraktu.
Z Rogerem sytuacja wyglądała nieco inaczej. Miał on umowę podpisaną już wcześniej, więc mógł w trakcie końcówki rundy jesiennej obserwować grę zespołu. Jak sam powiedział, wyczytał, że „Legia to takie Corinthians”.
Zarówno z jednym, jak i z drugim wiązało się pewne ryzyko. Ile to już wówczas mieliśmy nieudanych przygód Brazylijczyków z Polską. Ledwo przed przyjściem Edsona i Rogera, w Legii noga powinęła się niejakiemu Danielowi Lopesowi Cruz. Atutem Rogera był jednak rytm gry, o którym zainteresowany po podpisaniu kontaktu wspominał.
* * *
Obu Polska od początku pobytu zachwyciła. Obu od razu spodobała się atmosfera na Łazienkowskiej, klimat tworzony przez kibiców. Obu spodobały się również polskie kobiety. Edson miał co prawda żonę i dziecko, ale Rogerowi, kawalerowi to wszystko nie przeszkadzało.
Przez cały okres przygotowawczy świetnie prezentowali się na treningach. Podczas badań wytrzymałościowych Edson osiągał zresztą najlepsze wyniki.
Lewy obrońca dysponował kapitalnym strzałem z dystansu, pomocnik z kolei miał ten „klej”, dzięki któremu piłka była mu absolutnie i całkowicie posłuszna.
Dariusz Wdowczyk szybko wpadł na pomysł jak wykorzystać nowe nabytki. Obstawiona przez nich lewa flanka, od tej pory miała stanowić prawdopodobnie główną siłę zespołu z Warszawy. Po obiecujących przygotowaniach, Legia jasno deklarowała grę o pełną pulę.
Mam nadzieję, że gdy rano będę wychodził po bułki do sklepu, to będę to robił już jako mistrz Polski. – Marcin Rosłoń, ówczesny piłkarz Legii, dziś komentator NC+
Sprowadzeni z kraj kawy piłkarze mieli od początku stanowić wartość dodaną Legii. I tak rzeczywiście było. Od prawie samego początku rundy wiosennej…
* * *
…zanim to jednak nastąpiło, w pierwszy spotkaniu rundy rewanżowej Legia musiała się pomęczyć z GKS-em Bełchatów. Dopiero po samobójczym golu Dariusza Pietrasiaka w 89 minucie ekipa z Warszawy wygrała 1:0. Niemniej Edson i Roger już w tym spotkaniu pokazali oni spory kunszt swoich możliwości. Ten drugi doskonale operował piłką, wielokrotnie przyprawiając o frustrację swoich rywali.
Edson i Roger pokazali niezłą „manianę”. Czasami kręcili gośćmi tak, że aż włosy stawały dęba – mówił wówczas po meczu Dawid Janczyk.
* * *
W następnych kolejkach tylko potwierdzali swoje wyjątkowe umiejętności. Już w kolejnym spotkaniu Legia zdemolowała Cracovię na własnym boisku. Potem było już tylko lepiej.
Najważniejsze jednak z punktu widzenia nowych zawodników był ich rzeczywisty wkład w wyniku zespołu. I nie chodzi tu a same liczby, ale ich znaczenie. Trafiali do siatki rywali dokładnie w takich momentach, gdy drużyna faktycznie ich wsparcia potrzebowała.
Była to bardzo wyrównana runda, w trakcie której każda strata punktów mogła decydować o losach mistrzostwa. Boleśnie przekonała się o tym właśnie Wisła Petrescu. Po 11 spotkaniach rundy rewanżowej dwójka kandydatów do tytułu prezentowała następujący bilans: Legia 10-1-0, Wisła zaś 9-1-2. Zaledwie kilka punktów różnicy, ale jakże znaczących.
A mogło to wyglądać zupełnie inaczej gdyby nie kilka kluczowych momentów, w których zawodnicy Wdowczyka wzięli na swoje barki odpowiedzialność za całą drużynę. W Wodzisławiu Marcin Burkhardt strzelił w 90 minucie zwycięskiego gola. Edson i Roger również dokładali swoje bramki w meczach, które Legia wygrywała tylko w stosunku 1:0.
Lewy obrońca „Legionistów” dzięki swoim trafieniom z rzutów wolnych doczekał się kilku przydomków. Zaczęto go porównywać do Kazimierza Deyny czy Juninho.
Jak tylko Edson strzelił tego gola z wolnego, pomyślałem sobie: to kopia Kazia Deyny! Dawno nie mieliśmy w Legii piłkarza z tak pięknie ułożoną stopą i takich „smakowitych” rogali – Lucjan Brychczy.
* * *
Na trzy kolejki przed końcem sezonu, w bardzo ważnym spotkaniu z Amicą, Edson popisał się zresztą takim oto trafienie na wagę kompletu punktów.
Legia nie wypuściła już mistrzostwa Polski z rąk, w świetnym stylu zdobywając tytuł. Co prawda, nastroje podczas fety starała się zepsuć krakowska Wisła, wygrywając na Łazienkowskiej 1-2, ale wtedy już nikomu to za bardzo nie przeszkadzało.
Niewątpliwie jednak wiosną 2006 roku wszyscy zachwycaliśmy się dwoma Brazylijczykami sprowadzonymi do Legii. Wnieśli oni nową jakość, efektowność, to „coś”, co wyróżniało ich na tle ligowej szarzyzny.
* * *
Ciąg dalszy nastąpił: Różnie potoczyły się dalsze losy obu zawodników. Wiosna 2006 roku była najlepszym etapem Edsona podczas pobytu w Polsce. W następnych miesiącach piłkarza zaczęły trapić kontuzje, które eliminowały go na długie okresy z gry. Sam zawodnik zresztą coraz mocniej oddalał się od szatni. W mediach coraz głośniej mówiono „o frakcji brazylijskiej” w szatni „Legionistów”. Faktem jest, że następne próby ściągania rodaków Edsona i Rogera kończyły się niepowodzeniem (np. Elton). Pomimo niewielkiej przydatności Edsona, Brazylijczyk dopiero odszedł po wypełnieniu kontraktu, pod koniec 2008 roku, a więc już w czasach Jana Urbana. Zwyczajnie bowiem nikt nie kwapił się do jego wykupienia. Odciążył tym samym budżet, wszak był najlepiej opłacanym zawodnikiem klubu. Z Legią rozstał się jednak w mało przyjemnej atmosferze. Narzekał na coraz niższe propozycje kontraktowe, oferowane przez klub. Odchodząc powiedział, że został potraktowany jak plastikowy kubek.
Po raz kolejny w Polsce widzieliśmy go już w barwach Korony Kielce w 2009 roku. Został tam ściągnięty rzutem na taśmę, już w trakcie końcówki letniego okna transferowego, wraz z Aleksandrem Vukoviciem.
W 2011 roku marzył o zakończeniu kariery w Legii. Jego życzenie nie spełniło się. Zakończył karierę w tym samym roku w Brazylii.
Inaczej sprawa potoczyła się z Rogerem Guerreiro. Całkowicie zasługuje ona na osobne zakończenie, lecz warto przybliżyć tylko kilka oczywistych faktów. Faktycznie, Roger stał się w dalszej perspektywie bardziej wartościowym zawodnikiem Legii. W 2008 roku Polska była świadkiem wielkiej epopei w związku z przyznaniem Brazylijczykowi paszportu i powołaniem do kadry Leo Beenhakkera na EURO. Budziła ona zresztą ogromne kontrowersje. Podczas jednego z meczów ligowych kibice Jagiellonii mieli wywiesić transparent „Roger – nigdy nie będziesz Polakiem”.
Roger jednak przywdział koszulkę z orłem na piersi i ostatecznie do Austrii pojechał. Stał się jednak jednym z bohaterów, który ciągnął zespół, mający jednakże wiele problemów. W starciu z gospodarzami turnieju strzelił nawet bramkę, co prawda ze spalonego, lecz uznaną. Niestety, wiele to nie dało reprezentacji, która zakończyła zmagania w grupie tylko z jednym punktem.
Można jednak śmiało zaryzykować tezę, że stać go było na dużo większą karierę. Niestety, od momentu turnieju w Austrii i Szwajcarii Brazylijczyk z polskim paszportem zaczął zaliczać stopniowy zjazd w dół. Na ligę jego gra jeszcze wystarczała, ale na Europę było już za mało.
Legia sama straciła okazję na konkretne pieniądze. Swego czasu CSKA Moskwa proponowało 4 miliony za Rogera, lecz klub z Warszawy chciał więcej. Gdy już pomocnik zaczął grać coraz gorzej, skończyło się na transferze do Grecji, gdzie zasilił on AEK Ateny za 250 tysięcy.
Kraju Afrodyty jednak nie podbił. Dobre mecze przeplatał słabymi. Zrywy formy nie mogły zapewnić mu splendoru i wielkiej kariery w Europie.
Dziś były reprezentant Polski broni barw zespołu Villa Nova AC, na oczach kibiców z miasta dużo mniejszego od Warszawy.
WOJCIECH KOWALSKI
Obserwuj @retro_magazyn Obserwuj @Wojciech Kowalski
OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE! POLUB NAS NA FACEBOOKU!