Ołeh Błochin – geniusz schowany za żelazną kurtyną

Czas czytania: 7 m.
5
(3)

Przybliżając sylwetkę słynnych piłkarzy urodzonych za żelazną kurtyną, nie sposób nie odnieść wrażenia, że wyjątkowo zostali skrzywdzeni przez historię. Era złotej jedenastki reprezentacji Węgier zakończyła się 4 listopada 1956 roku, kiedy to sowieckie czołgi wjechały do Budapesztu, aby zmiażdżyć powstanie węgierskie, a przy okazji zmusiły Ferenca Puscasa do opuszczenia kraju. Z innych przykładów władze PRL odmówiły Włodzimierzowi Lubańskiego możliwości reprezentowania Realu Madryt, lecz nawet sami reprezentanci ZSRR zostali poszkodowani na tym polu. Jednym z nich, być może najwybitniejszym w historii tego upadłego kraju, był Ołeh Błochin. Człowiek, który według Franza Beckenbauera stanowił większe zagrożenie niż Johan Cryuff.

Ołeh Błochin – statystyki kariery

Dane osobowe

  • Imię i nazwisko: Ołeh Wołodymyrowycz Błochin
  • Data i miejsce urodzenia: 5 listopada 1952 r., Kijów
  • Wzrost: 1,80
  • Pozycja: Napastnik / skrzydłowy / pomocnik

Kluby i reprezentacja (oficjalne):

  • Dynamo Kijów (1969–1988) – 433 występów, 211 bramki
  • SK Vorwärts Steyr (1988-89) – 41 występów, 9 bramek
  • Aris Limassol (1989-1990) – 22 występy, 5 bramek
  • ZSRR (1972–1988) – 112 występów, 42 bramki   

Osiągnięcia zespołowe:

  • Osiem razy mistrzostwo ZSRR (1971, 1974, 1975, 1977, 1980, 1981, 1985, 1986),
  • Pięć razy puchar ZSRR (1974, 1978, 1982, 1985 i 1987),
  • Dwa triumfy w Pucharze Zdobywców Pucharów (1975 i 1986),
  • Dwa brązowe medale Igrzysk Olimpijskich (1972, 1976),

Osiągnięcia indywidualne:

  • Pięciokrotny król strzelców ligi krajowej (1972, 1973, 1974, 1975, 1977).
  • Złota Piłka
  • Najlepszy strzelec w historii Dynama Kijów
  • Najlepszy strzelec w historii reprezentacji ZSRR

Styl gry

Na rozwój jego kariery bez wątpienia duży wpływ mieli rodzice. Mama uprawiała lekkoatletykę oraz była rekordzistą w skoku przez płotki i skoku w dal. Z kolei tata był bardzo uzdolnionym sprinterem. Wydaje się więc, że został obdarzony wyjątkowo dobrymi genami do uprawiania sportów olimpijskich, lecz nie zdecydował się obrać tej ścieżki kariery. Zamiast tego dołączył do szkółki klubu, w którym miał spędzić niemal całe swoje piłkarskie życie, Dynama Kijów.

Tam jednak poważne wątpliwości budziła tężyzna fizyczna młodzieńca, był po prostu drobnej postury. Interwencja ojca jednak pomogła zlikwidować ten mankament. Opracował bowiem specjalny program rozwoju fizycznego, którego celem było zwiększenie atrybutów fizycznych wraz z rozwojem szybkości. Młody Ołeh ćwiczył więc gimnastykę, a uważny tata dorzucał do programu treningowe nowe elementy – na przykład trenował charakterystyczny sposób kroczenia po ziemi w momencie biegu. Oczywiście wszystko odbywało się w atmosferze żelaznej kultury pracy, a głowa rodziny sprawowała również pieczę nad życiem prywatnym chłopca. Miał on między innymi zakaz spotykania się z dziewczynami do ukończenia osiemnastego roku życia.

Trudne warunki jednak wybitnie zaprocentowały. Ukrainiec wyrósł na piłkarza wyjątkowo zwinnego i szybkiego. Dystans 30 metrów był w stanie pokonać w 3,7 sekundy, a 100 metrów w 11 sekund. Obrońcy twierdzili, że nie narodził się piłkarz, którego nie potrafiłby minąć. Konkludując ten opis, wydaje się, że najtrafniej opisał go polski dziennikarz, Leszek Orłowski:

Był skrzydłowym, który dryblował środkiem. Nie widziałem nikogo, kto robiłby to w taki sposób. Slalomem między gęsto ustawionymi rywalami potrafił przedostać się pod bramkę przeciwnika – powiedział na łamach Kanału Sportowego.

Rozwój pod okiem geniusza

Prawdopodobnie miał wiele szczęścia do ludzi, którzy odcisnęli swe piętno na jego karierze. Po ojcu taką jednostką bez wątpienia był Walerii Łobanowski, trenerska legenda wschodniej Europy. Chcąc opisać osiągnięcia tego szkoleniowca, wystarczy wspomnieć, że żaden Ukrainiec nie znalazł się nigdy w pierwszej piątce Złotej Piłki, jeśli wcześniej nie pracował z Łobanowskim, jako pierwszy doprowadził klub spoza Moskwy do krajowego tytułu, a w liczbie trofeów zdołał go przebić dopiero Sir Alex Ferguson. Bez wątpienia zasłużył na przydomek nadany mu przez Andrija Szewczenko – „Ojciec i Bóg Ukraińskiej Piłki Nożnej”.

Trener ten potępiał wszelkie przejawy indywidualizmu, na przykład potrafił zrugać zawodnika za celne podanie piętą. Niespecjalnie cenił bowiem grę „pod publiczkę”. Uwielbiał za to katorżnicze treningi, a jednocześnie pod kątem zaawansowania taktycznego jego zespoły znacznie wyprzedzały swoje czasy. Drugą pasją Łobanowskiego była bowiem nauka, a konkretnie zagadnienia ścisłe, którym poświęcał sporo czasu już w młodości. W czasach szkolnych regularnie bowiem wygrywał olimpiady matematyczne, a podczas zawodowej gry w piłkę studiował równocześnie na politechnice. Jego naukową pasję próbował wyjaśnić Jonathan Wilson w książce „Odwrócona Piramida”:

Dorastał w czasach obsesji na punkcie postępu naukowego. Był nastolatkiem, gdy w ZSRR powstała pierwsza elektrownia jądrowa. Wkrótce potem posłano w kosmos Sputnika, a Kijów stał się centrum przemysłu komputerowego.

Nie miał jednak tak łatwego dostępu do technologii, jak zachodni trenerzy, gdyż radziecka telewizja nie transmitowała spotkań zachodnich lig. Chcąc zatem pozyskać materiał do analizy gry przeciwników przed europejskimi pucharami, musiał prosić o pomoc kolegę mieszkającego w Użhorodzie, przy granicy z Czechosłowacją i Węgrami. W tym miejscu dało się już wychwycić sygnał zagranicznych telewizji, więc znajomy nagrywał je na kasety VHS, a następnie przywoził mu do Kijowa.

No dobrze, ale jak jednak dokładnie grały jego zespoły? Filozofia radzieckiego trenera polegała na zwiększeniu wszechstronności piłkarzy, czyli każdy z dziesięciu zawodników na boisku miał wcielać się w inne, niecodzienne dla siebie rolę. Boczni obrońcy stawali się skrzydłowymi, stoperzy chętnie podłączali się do ataku pozycyjnego, a napastnicy nie byli klasycznymi dziewiątkami. Przy czym, drużyny te często pozwalały sobie na minimalizm i zachowawczą grę na wyjazdach, skupiając się głównie na meczach domowych. Dość powiedzieć, że potrafili wygrać ligę, notując przy tym aż 12 remisów. W fazie ataku, cały zespół Dynama składał się z napastników, a Błochin pełnił w tym ustawieniu rolę „fałszywej dziewiątki”. Jego szybkość i nieprzewidywalność czyniła go wręcz idealnym graczem do tej roli. W barwach rodzimego klubu rozegrał 433 spotkania, w których zdobył aż 211 goli, co do dziś zapewnia mu miano najlepszego strzelca w historii klubu.

Bycie podopiecznym Łobanowskiego miało jednak swoją ciemną stronę. Wspomniane już uwielbienie do ciężkich treningów odciskało olbrzymie piętno na zawodnikach, co często skracało im kariery, chociażby poprzez częste kontuzje, ataki serca. Tak te trudne doświadczenia opisywał jeden z kolegów bohatera tekstu, Wiktor Zwiahincew:

Doznałem zawału sercu, a wcześniej, jeszcze w trakcie grania, mikroudaru. Taki Wiktor Kołotow zmarł w wieku 50 lat. Jestem pewien, że to konsekwencje treningów stosowanych przez Łobanowskiego. Na odpoczynek mogliśmy liczyć jedynie w trakcie spotkań. Jeden młody Gruzin przyszedł kiedyś przed treningiem z opuchniętym palcem. Okazało się, że w nocy złamał go sobie specjalnie. Chciał, choć na chwilę się z tego wypisać, nie dawał rady z intensywnością.

Nawet Błochin miał tego dość, choć sam paradoksalnie po zakończeniu kariery nie doświadczył większych problemów zdrowotnych. Jego mięśnie znosiły duże obciążenie w sposób zdecydowanie niecodzienny, nie tracąc przy tym elastyczności. Kiedy jednak Łobanowski zarządzał dwunastokilometrowe biegi przełajowe, dobiegał na miejsce jako ostatni i po treningach dosłownie zasypiał w dresie. Chciał zmienić otoczenie, ale przyszłość miała pokazać, że nie będzie to proste zadanie.

Najważniejszy mecz w karierze

Chcąc jednak zrozumieć jak wielkim zainteresowaniem największych europejskich klubów, cieszył się ten piłkarz, trzeba poświęcić trochę więcej miejsca spotkaniu, który rozsławiło go na całą Europę, czyli rywalizacji z Bayernem Monachium o Superpuchar Europy. Wydarzenie to miało miejsce w 1975 roku, a naprzeciwko Ukraińca stanęli Gerd Müller, Franz Beckenbauer czy Sepp Maier. Wszyscy wygrali już w zasadzie wszystko, o czym piłkarz może marzyć – Puchar Europy, Mistrzostwo Europy oraz przede wszystkim Mistrzostwo Świata z 1974, które zdobyli po pokonaniu Polski i Holandii Johana Cryuffa w dwóch ostatnich meczach.

Bohater tekstu nie przestraszył się jednak tych wielkich postaci i swoim hattrickiem szybko pozbawił szans „Bawarczyków” na zwycięstwo. W spotkaniu tym zaprezentował swoje popisowe akcje – odbiór, rajd na bramkę i świetne wykończenie. Występ ten zapewnił mu międzynarodową sławę oraz najważniejszą nagrodę indywidualną, o jakiej piłkarz mógł marzyć – Złotą Piłkę. Wszystko ku jego wielkiemu zaskoczeniu:

O zwycięstwie dowiedziałem się tydzień przed Nowym Rokiem. Chyba siedziałem w domu — miałem wtedy coś z nogą. Dostałem telefon z informacją o zdobyciu Złotej Piłki. Na początku myślałem, że to sylwestrowy żart. Ale kiedy zaczęły przychodzić telefony od różnych osób — kolegów, przyjaciół i dziennikarzy — od razu zdałem sobie sprawę, że nie żartowano ze mnie – wspominał.

Był to rok, w którym nie odbywały się Mistrzostwa Świata czy też Mistrzostwa Europy, a liga radziecka raczej nie cieszyła się specjalnym szacunkiem postronnych kibiców z zachodniej Europy. Tym bardziej imponujące było to, że pokonał Franza Beckenbauera aż 80 głosami. Była to wówczas największa przewaga głosów w historii Złotej Piłki.

Zainteresowanie europejskich potęg

W tamtych czasach obserwacja zawodników grających na terenie demokracji ludowych była utrudniona, w dużej mierze przez geopolityczne uwarunkowania wynikające z trwającej Zimnej Wojny. Sami piłkarze z kolei mogli ubiegać się o opuszczenie kraju tylko raz, po osiągnięciu 29 roku życia, a wiele prób obejścia tego prawa przez zachodnie kluby okazało się kompletną porażką.

Dość powiedzieć, że po Błochina dwukrotnie zgłosił się Real Madryt, po raz pierwszy w 1973 roku, co z wyżej wymienionych powodów okazało się niemożliwe. „Królewscy” jednak nie zamierzali się poddać i poczekali, aż do 1982 roku, kiedy zgodnie z prawem mógł uzyskać zielone światło na taki ruch. Real dogadał się z samym zawodnikiem, piłkarz otrzymał nawet obietnicę pracy jako klubowy trener po zakończeniu kariery.

Oferta czterech milionów dolarów (wówczas potencjalnie najwyższa w historii futbolu) nie przekonała jednak władz ZSRR, które zdecydowały się na bezprecedensowy ruch i zablokowały transfer. Sam zawodnik był bezsilny.

Już tam byłem. Naprzeciwko mnie siedzieli Vyacheslav Koloskov [szef radzieckiej federacji] i człowiek reprezentujący Real. Powiedziano mi, że mój los nie podlega dyskusji. Mogłem tam zostać, postawić się, ale wtedy nawet o tym nie myślałem. Myślałem o rodzicach. Wiecie, co by się stało, gdybym nie wrócił do kraju? Zapewne czekałaby ich egzekucja – opowiadał.

Oficjalnie stwierdzono, że reprezentacja znajdowała w środku eliminacji do mistrzostw świata, a dokończenie ich bez największej gwiazdy zespołu postawiłoby ją w niepewnej sytuacji.

Nie tylko zresztą zespół z Madrytu próbował wyciągnąć tego genialnego piłkarza ze Związku Radzieckiego. Dettmar Kramer, dawny trener Bayern, potwierdził, że klub ze stolicy Bawarii również był zainteresowany.

Zapewniam, że Bayern włożyłby rękę do portfela tak głęboko, jak tylko byłoby to potrzebne, gdybyśmy mieli w ogóle szansę kupić Błochina.

Nie udało mu się więc spuentować swojej kariery w jednym z największych klubów świata. Choć z Dynamem osiągnął wiele, w szczególności dwa Puchary Zdobywców Pucharów, to wydaje się, iż niewiele zabrakło, aby to on, a nie Andrij Szewczenko byłby wspominany jako największy ukraiński piłkarz w historii.

Kariera reprezentacyjna

W reprezentacji ZSRR zanotował 112 spotkań oraz 42 trafienia. Zarówno pod względem występów, jak i goli zajmuje pierwszą lokatę w historii reprezentacji, gdzie przez lata był największą gwiazdą. Nie ustrzegł się jednak w tych latach krytyki, gdyż media często zarzucały mu, że gra zbyt egoistycznie, co w finalnym rozrachunku szkodzi kadrze. Wydaje się jednak, że koledzy z reprezentacji po prostu nie dorównywali mu poziomem.

Nie znaczy to jednak, że jego kariera reprezentacyjna była całkowicie bezowocna. Zdołał sięgnąć po dwa brązowe medale Igrzysk Olimpijskich. Pierwszy w 1972 roku, gdzie jego zdobyty w ciągu siedmiu minut hattrick przeciwko Meksykowi zapewnił Sowietom drugie miejsce w fazie grupowej. Choć nie udało dotrzeć do finału, to zdołał jeszcze zanotować gola w rywalizacji o brąz z RFN. To samo osiągnięcie powtórzył wraz z kadrą cztery lata później, gdzie sięgnęli po medal dzięki zwycięstwu 2:0 nad Brazylią. Wielkim rozczarowaniem okazały się jednak dla niego Mistrzostwa Świata, gdyż pojawił się na nich zaledwie dwukrotnie, nie osiągając przy tym niczego istotnego.

Życie po zakończeniu kariery

Błochin opuścił wreszcie ZSRR dopiero w wieku 36 lat, kiedy ostatnie dwa lata spędził w austriackim SK Vorwärts Steyr i cypryjskim Aris Limassol, ale nie przypominał już gwiazdy sprzed lat. Niemal od razu z Cypru przeniósł się do Grecji, gdzie spróbował swoich sił jako trener Olympiakosu. W Pireusie zdobył swoje jedyne trenerskie trofeum, Puchar Grecji.

Los chciał, że i na tym polu największe osiągniecia miał zanotować w ojczyźnie, tym razem prawdziwej. „Jesień Narodów” przyniosła wreszcie upadek bloku komunistycznego w Europie oraz likwidacje ZSRR, na którego gruzach narodziła się między innymi niepodległa Ukraina. To właśnie rodzimą reprezentację miał okazję prowadzić na dwóch wielkich turniejach: Mistrzostwach Świata z 2006 roku i Euro 2012. Pierwszy z nich w wykonaniu „Żółto-Niebieskich” wypadł fantastycznie, a podopieczni Błochina dotarli aż do ćwierćfinału mundialu. Wyjątkowe osiągniecie, zwłaszcza z uwagi na fakt, że nigdy wcześniej ani później Ukraińcy nie zdołali na niego awansować.

W przypadku Mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce i na Ukrainie miał już jednak zdecydowanie mniej szczęścia, a jego podopieczni dostosowali się poziomem do swoich sąsiadów znad Wisły, nie wychylając nosa poza fazę grupową. Warto jednak nadmienić, że wykonał wręcz tytaniczną pracę jako organizator tej imprezy, co wielokrotnie podkreślał Michał Listkiewicz.

Podsumowanie

Kiedy myśli się o karierze tego wybitnego zawodnika od razu przychodzi na myśl fraza z poezji Zbigniewa Herberta – uprzykrzyły mu życie „łobuzy od historii”. Był wielką postacią, która w skali klubu, jakim było ówczesne Dynamo Kijów, osiągnęła wiele, ale nie sposób odnieść wrażenia, że gdyby mógł opuścić ojczyznę w najlepszych latach, sposób postrzegania jego postaci byłby zupełnie inny. Kto wie, może nie tylko w oczach Beckenbauera byłby lepszy od Cryuffa.

Źródła

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 3

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...