Obóz koncentracyjny w Gusen był jedną z filii KL Mauthausen. Z czasem liczba więźniów była tam jednak większa niż w Mauthausen, dlatego też cały ten austriacki kompleks przyjęło się nazywać KL Mauthausen-Gusen. Był to najcięższy obóz pracy na terenach okupowanych przez III Rzeszę. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, tam też odbywały się rozgrywki piłki nożnej.
KL Mauthausen zlokalizowany w pobliżu Linzu był pierwszym nazistowskim obozem koncentracyjnym poza granicami Niemiec. Powstał po Anschlussie Austrii (12 marca 1938 r.) w sierpniu 1938 r. i był wzorowany na modelowym KL Dachau. 9 marca 1940 r. Niemcy wybrali 480 Polaków zesłanych do Mauthausen, dołączyli niewielką grupę Niemców oraz Austriaków i pognali wszystkich do odległego o 5 km Gusen. Więźniowie zaczęli tam budować obóz, który oficjalnie rozpoczął działalność w 25 maja 1940 r.
Głównie Polacy
KL Gusen sami Niemcy nazywali „Polenlager”, ponieważ trafiali tam przede wszystkim Polacy. Nauczyciele, naukowcy, prawnicy, lekarze, dziennikarze, urzędnicy – wszyscy aresztowani w tzw. „Intelligenzaktion”, której celem była eksterminacja polskich elit na terenach bezpośrednio wcielonych do III Rzeszy po wrześniu 1939 r. (Śląsk, Wielkopolska, Pomorze). Odpowiednikiem „Akcji Inteligencja” na terenach Generalnego Gubernatorstwa była „Akcja AB” („Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna”). Pod koniec sierpnia 1940 r. było tam już prawie 10 tys. Polaków. W 1941 r. przywieziono do tego obozu 4 tys. republikańskich żołnierzy hiszpańskich, internowanych wcześniej we Francji. Od października 1941 r. trafiali tam sowieccy jeńcy wojenni, a potem także obywatele Jugosławii, Francuzi, Belgowie i Holendrzy. W 1944 r. doszli Węgrzy i Włosi, którzy z sojuszników Hitlera stali się jego wrogami. Mimo międzynarodowego charakteru obozu, do samego końca Polacy byli najliczniejszą grupą więźniów.
Więźniowie KL Gusen pracowali w kamieniołomach granitowych oraz (od 1943 r.) w podziemnych fabrykach Messerschmitta i Steyra-Daimlera-Pucha. Niezdolnych do pracy zabijano zastrzykami w serce bądź wywożono na „zagazowanie” do zamku Hartheim. W każdej chwili więzień mógł paść ofiarą kapo-sadysty, wystarczającą przyczyną było np. posiadanie ołówka. Przez Gusen przeszło ok. 77 tys. więźniów – 34 tys. Polaków, 5,8 tys. Hiszpanów, 16,5 tys. Sowietów, 2 tys. Francuzów, 2,8 tys. Włochów, 1,2 obywateli Jugosławii i 10 tys. Żydów z całej Europy. W większości byli to przedstawiciele inteligencji. W lutym 1945 r. liczba więźniów osiągnęła stan najwyższy (ponad 26 tys.). W momencie wyzwolenia przez Amerykanów (5 maja 1945 r.) było tam 21,3 tys. ludzi, większość na skraju wyczerpania.
Sadysta-miłośnik piłki nożnej
Mimo strasznych warunków bytowych i wielkiej śmiertelności (średni czas życia więźnia KL Gusen wynosił 2-3 miesiące), odbywały się tam rozgrywki piłki nożnej.
Dla więźnia Gusen zawody sportowe to niecodzienne widowisko i rozrywka, w której mógł uczestniczyć na tych samych prawach co Niemiec, a nawet kapo; rozrywka emocjonująca, zwłaszcza gdy w grę wchodził dodatkowy moment: zawodnik lub zawodnicy byli rodakami, a ich sukcesy nabierały znaczenia symbolicznego – zapowiadały zwycięstwo narodu, do którego należał więzień.
O zorganizowanie obozowej drużyny piłkarskiej w KL Gusen zabiegał Lagerältester (starszy obozu) Hans Kammerer. Był więźniem politycznym z Bawarii, psychopatą przysłanym z KL Dachau. Jako przedstawiciel narodu niemieckiego sprawował władzę nad innymi więźniami, a o jego sadystycznych praktykach możemy przeczytać we wspomnieniach ocalałych Polaków:
Łańcuch tragarzy sunie obok. Kamienie stukają. Bryzga błoto. Żywy łańcuch pęka. Metaliczny dźwięk szyny zawieszonej na drągu obwieszcza zbiórkę. W stal bije młotkiem starszy obozowy (Lagerältester) Kammerer. Elegant. Czapka fantazyjnie naciągnięta na kretyńskie czoło. Pasiak skrojony na miarę, ozdobiony emblematem władzy. Na czarnym tle biały napis. Jest rosły, tęgi, muskularny. Na nogach lśniące lakierki. W lewej ręce trzyma bykowiec. Bije z namysłem i rozwagą. Szczyci się swoją siłą. Po każdym uderzeniu wodzi wkoło oczami. Szuka aprobaty u podobnych sobie. Bieda, jeżeli po uderzeniu więzień nie zawyje z bólu lub nie upadnie. Wtedy wpada w szał i bije bez szablonu. Zabija z zimną krwią. Ulubioną jego rozrywką jest wyrywanie zębów więźniom.
Przy takiej zabawie siada sobie na krześle. Ofiara stoi przed nim. Na jego polecenie trzyma w zębach ręcznik. Starszy obozowy rozmawia sobie przyjacielsko ze skazańcem i od niechcenia bawi się zwisającym ręcznikiem. Ofiara milczy. Ręcznika nie śmie wypuścić z ust. Nagle rzeźnik Kammerer szarpie gwałtownie ręcznikiem. Ten wypada. Zęby wypadają też wraz z kawałkami poszarpanych dziąseł. Oprawca śmieje się. Ofiara wyje z bólu i dusi się własną krwią.
W taki sposób wyrwał zęby warszawskiemu architektowi, Żydowi Feferowi. Zamiast ręcznika musiał trzymać w zębach gumowy pas. Po czterech dniach chorego Fefera zabił Bawarczyk Hans Kammerer drewnianym kołkiem i kopnięciami w brzuch, koło 16 bloku – wspominał Anielin Fabera, który przeżył pięć lat w różnych obozach (relacja dostępna na stronie: www.gusen.org.pl).
Kammerer (po wojnie skazany w RFN na dożywocie, udowodniono mu 96 morderstw) był panem życia i śmierci podlegających mu więźniów. Prawie 100-kilogramowy osiłek lubił piłkę nożną, więc postanowił zorganizować drużynę. Oczywiście on miał być jej kapitanem i liderem. Do swojego pomysłu namówił innych uprzywilejowanych więźniów niemieckich – Rudolfa Meixnera, Ernsta Hallena i Franza Lonhardta. Trzeba było jednak jeszcze uzyskać zgodę komendantury obozu. Hauptscharführer SS (sierżant sztabowy) Franz Gottfried Schultz, wówczas Arbeitdienstführer (kierownik obozowej służby pracy) KL Gusen przed wojną był piłkarzem FC Nürnberg. Nie dziwi więc, że był bardzo przychylny zorganizowaniu rozgrywek piłkarskich.
W podawanym za wzór KL Dachau można było grać w piłkę, dlatego też komendant Gusen Karl Chmielewski nie sprzeciwiał się, jednak wśród osadzonych Niemców i Austriaków tylko Hans Brzezinski miał doświadczenie piłkarskie, reszta grywała w piłkę rekreacyjnie, ewentualnie miała za sobą występy w szkolnych drużynach. Ostatecznie udało się zebrać skład złożony z samych więźniów kryminalnych, mających uprzywilejowaną pozycję w obozie. Mogli się w miarę normalnie odżywiać, więc mieli siły na grę.
Drużyna Polaków
Trzeba było znaleźć przeciwnika, a wśród więźniów niemieckich byłoby bardzo trudno zebrać drugą jedenastkę. Rudolf Meixner zwrócił się więc do Polaków: Stanisława Nogaja i Edwarda Szyca, którzy pracowali w kancelarii obozowej i świetnie mówili po niemiecku. Stanisław Nogaj (1897-1971) pochodził z Poznania, brał udział w Powstaniu Wielkopolskim, a po wojnie był działaczem KS „Unia” Poznań. Potem przeniósł się do Katowic, gdzie przed II wojną światową pracował jako dziennikarz sportowy. Znał śląskich sportowców i szybko dotarł do Karola Cofały, byłego zawodnika KS „22” Dąbrówka Mała (obecnie dzielnica Katowic) oraz drużyny sportowej Oddziałów Młodzieży Powstańczej Katowice-Dąbrówka.
By sformować drużynę – pisze Karol Cofała – udaliśmy się na poszczególne bloki i przemawialiśmy do kolegów, ażeby na ochotnika zgłosili się do polskiej drużyny. Wszędzie jednak napotykaliśmy opór. Mało było takich, którzy rozumieli korzyści, jakie przez piłkę nożną można będzie osiągnąć. Nawet ci, którzy się pierwotnie zgodzili, uważali, że się poświęcają dla dobra sprawy.
Udało się ostatecznie namówić kilkanaście osób, które miały mniejsze bądź większe doświadczenie piłkarskie. Do obozowej „kadry” Polski dołączono także dwóch bokserów – Jana Biangę i Franciszka Zielińskiego. Większość z „powołanych” pracowała w kamieniołomach lub innych ciężkich komandach. Tym trzeba tłumaczyć ich niechęć – zwyczajnie nie mieli siły na grę. Rozpoczęły się przygotowania do pierwszego meczu. Piłkę uszył ze skór „zorganizowanych” w warsztatach szewskich Stanisław Nawrocki, rymarz z Koronowa. Udało się także skompletować dla polskiej drużyny w miarę podobne białe koszule i kalesony, które piłkarze sobie podwijali pod kolana lub obcinali. Niemcy mieli stroje niewiele lepsze, jedynie zamiast zwykłych skarpetek dostali podkolanówki.
Pierwszy mecz
Do historycznego spotkania w KL Gusen doszło 8 września 1940 r. Polacy wystąpili jako Polnische Blockschreiber und Abkommandierte Haftlinge. Ich niemieccy rywale nazywali się Deutsche Lager-Block-Stubenalester und Kapos. Składy drużyn były następujące:
NIEMCY:
Ernst Hallen (bramka) – Hans Kammerer, Alfons Gruber (obrona) – Erich Timm, Peter Keilhauer, Joseph Warzecha (pomoc) – Rudolf Meixner, Helmuth Becker, Hans Brzezinski, Emil Lipinski, Walter Junge (atak).
POLSKA:
Władysław Cebulski (bramka, kapitan drużyny) – Kazimierz Sozański, Willy Słowiaczek (obrona) – Jan Sylwestrowicz, Jan Grzbiela, Karol Cofała (pomoc) – Antoni Komorowski, Franciszek Golec, Stanisław Sielski, Jan Buliński, Józef Kowalik (atak).
Obie drużyny zagrały w powszechnie wówczas stosowanym systemie 1-2-3-5.
Polacy grali ambitnie. W pierwszej połowie gry bronili się dzielnie – wynik 1:1 zapowiadał nawet ewentualne zwycięstwo polskiej drużyny. Duża w tym była zasługa bramkarza, Władysława Cebulskiego. Na pomyślnym wyniku dla Polaków zaważyła też postawa sędziego, Franza Cihala, Austriaka sympatyzującego z Polakami, który ostro interweniował we wszystkich przypadkach niesportowego zachowania się Niemców. W drugiej połowie meczu Polacy nie wytrzymali tempa narzuconego przez silniejszych Niemców. Pod koniec meczu byli kompletnie wyczerpani. Dr Sylwestrowicz w czasie meczu zaniemógł i został przeniesiony do obozowego rewiru, jego miejsce zajął Jan Bianga. Wynik 9:2 świadczył o wielkiej przewadze.
Według relacji kilku świadków, Niemcy grali brutalnie, Polacy z kolei w obawie przed represjami bali się ostrzej atakować. W zespole „gospodarzy” grali głównie kapo, na co dzień władcy życia polskich więźniów. Z dobrej strony dał się zapamiętać sędzia Franz Cihal, który powstrzymywał brutalne ataki Niemców Zresztą nawet sam Hans Kammerer prosił przed meczem Polaków, żeby go nie oszczędzali i traktowali jak każdego innego przeciwnika. Był w tym wypadku szczery – w jednej z akcji Franciszek Golec niechcący kopnął w kostkę Kammerera, który kulejąc zszedł z boiska. Polscy widzowie zamarli, jednak Kammerer z uśmiechem wrócił na plac gry i podał rękę Golcowi. Piłka nożna choć na chwilę zmieniła psychopatę w gentlemana stosującego się do zasady fair play. Polacy przegrali wysoko, ale udział w meczu dał im wiele korzyści – przeciwnicy wyciągnęli ich z komand pracujących w kamieniołomach, gdzie prędzej czy później czekała na nich śmierć z wyczerpania. Zyskali lżejszą pracę i łatwiejszy dostęp do pożywienia. Wszystko po to, aby mieli siły grać.
Drugi mecz nasi rodacy też przegrali, więc nieformalny trener Stanisław Nogaj postanowił poszukać „wzmocnień”. Do składu doszli Hubert Skolik (były piłkarz Orła Brzeziny Śląskie i AKS Chorzów, poza tym świetny biegacz średniodystansowy) i Kazimierz Szymański (przed wojną zaliczył ponad 300 meczów w OKS Ostrów Wielkopolski i KS Kolejowego Przysposobienia Wojskowego). „Transfery” dały efekt, bo w trzecim meczu Polacy wreszcie wygrali. W kilku następnych też byli górą, niekiedy zwyciężali bardzo wysoko. Niemcy także rozglądali się za kolejnymi zawodnikami, do zespołu włączyli kilku więźniów z Czech. Regularne mecze (grano niemal w każdą niedzielę) w „sezonie” 1940/1941 sprawiły, że poziom obu drużyn znacznie się podniósł. Polacy mieli też coraz lepszy sprzęt do gry – buty, białe koszulki z dużą literą P i pofarbowane na czerwono spodenki. Mogli choć przez chwilę poczuć się namiastką piłkarskiej reprezentacji Polski w piekle obozu koncentracyjnego. Kibicowały im tłumy wynędzniałych polskich więźniów.
Niewątpliwie gra w piłkę nożną walnie przyczyniła się do podtrzymania ducha w więźniach. Najbardziej załamani na widok polskiego zwycięstwa sportowego dumnie podnosili głowy, ożywiali się do walki i wytrwania.
Do gry wchodzi Hiszpania
W lutym 1941 r. do KL Gusen trafiło 1,8 tys. więźniów z Hiszpanii, do końca roku uzbierało się ich już tam prawie 4 tys. Byli to dawni żołnierze republikańscy, którzy po przegranej wojnie z gen. Francisco Franco trafili do obozów jenieckich we Francji. Po klęsce Francuzów z Hitlerem, Niemcy tychże Hiszpanów skierowali właśnie do Gusen. Mogła więc powstać drużyna hiszpańska, ponieważ wśród nich byli dawni piłkarze. Trzecią drużynę narodową w obozie skompletował pracujący w kancelarii obozowej Amadeo Vandrelle Cinca. Zebrał następujący skład:
Ambroz (bramka) – Rastello, Rufino, Ferrerez, Joaquin Calpe (obrona) – Francisco Lopez, Perez, Severino, Rachalez, Jose Traverija Tresangel, Marino (pomoc) – Antonio Fradera, Francisco Hernandez Gonzalez, Jose Manuel Cuartielca, Ventura Gibal (atak).
Podobnie jak w przypadku Polaków, obecność w drużynie hiszpańskiej była dla jej zawodników szansą na przetrwanie obozu. Niemcy zapewnili im lepszą pracę i większe przydziały żywności.
Powstała namiastka ligi z następującym niedzielnym terminarzem:
- Polacy – Hiszpanie,
- Polacy – Niemcy,
- Niemcy – Hiszpanie.
Grano w tym systemie regularnie do końca 1941 r. Mimo tragicznych wydarzeń, które codziennie miały miejsce w obozie, niedzielne mecze cieszyły się wielkim powodzeniem. Niekiedy przychodził popatrzeć na grę komendant obozu Karl Chmielewski. Nawet muzułmanie (tak w obozowej gwarze nazywano najbardziej zagłodzonych więźniów, znajdujących się na skraju śmierci z głodu i wyczerpania) masowo wylegali na plac apelowy i choć przez chwilę wychodzili z otępienia. Zwłaszcza, że Niemcy najczęściej przegrywali – zarówno z Polakami, jak i z Hiszpanami. W drugiej połowie 1941 r. zaczęła się rozsypywać drużyna niemiecka. Jej inicjator Hans Kammerer został przeniesiony do Mauthausen, stanowisko zmienił także Rudolf Meixner. Poza tym dała znać o sobie zwykła zawiść – najlepszy Hans Brzezinski irytował pozostałych, więc „załatwiono” mu przeniesienie do innego obozu.
Ciężar organizacji rozgrywek piłkarskich przejął na siebie Stanisław Nogaj i jego polscy współpracownicy. Uważał za bardzo ważne, aby kontynuować tę formę rozrywki dla więźniów po przygnębiających wydarzeniach pierwszej połowy 1942 r. („zimne kąpiele” w styczniu, z których po każdej umierało kilkudziesięciu więźniów, masowe wywózki inwalidów do komór gazowych w zamku Hartheim w lutym oraz epidemia tyfusu w lutym i marcu). Do gry wrócono w niedzielę wielkanocną 19 kwietnia 1942 r. Odbył się wtedy mecz Polska-Hiszpania. Skład polskiej drużyny był następujący:
Władysław Cebulski (bramka) – Kazimierz Sozański, Willy Słowiaczek (obrona) – Antoni Komorowski, Franciszek Zieliński, Karol Cofała (pomoc) – Czesław Krauze, Czesław Cichocki, Jan Markuszewski, Kazimierz Szymański, Wacław Kanarek (atak). W porównaniu do pierwszego meczu z 8 września 1940 r. pojawiło się pięciu nowych zawodników: Krauze, Cichocki, Markuszewski, Szymański, Kanarek.
Relacja z tego meczu została zamieszczona w prowizorycznej gazetce obozowej. Napisał ją Adolph Jahnke (podpisany AJA), nowy pisarz obozowy. W artykule „Fussballbetrachtung zum Länderkampf” wyrażał się z uznaniem o grze Polaków, imiennie wyróżnił bramkarza Cebulskiego i napastnika Kanarka. Było to tym bardziej zaskakujące, że znany był ze swej codziennej nienawiści do tej nacji. Do gry wrócili też „gospodarze”, więc w kolejne niedziele odbywały się mecze Niemcy-Hiszpanie oraz Polacy-Niemcy. W rozgrywkach 1942 r. najlepsi okazali się Polacy, za co dostali puchar. Miało to wspaniały wpływ na morale polskich więźniów. Niemcy obiecywali odegrać się w następnym roku.
Podziemne fabryki
Rok 1943 przyniósł jednak duże zmiany. Po bitwie pod Stalingradem szczęście wojenne opuściło Niemców i przeszli do defensywy. W sierpniu wskutek akcji „Double Strike” alianckie lotnictwo zbombardowało i zniszczyło fabrykę samolotów Messerschmitta w Ratyzbonie. Hitler zdał sobie sprawę, że produkcję trzeba przenieść do podziemi. W Gusen zaczęto drążyć tunele, w których więźniowie pracowali przy produkcji podzespołów do samolotów. Rozpoczął się okres niezwykle wyczerpującej pracy na trzy zmiany, było więc coraz trudniej organizować mecze. Nie pomagały też coraz częstsze alarmy lotnicze, ponieważ Luftwaffe ustępowała aliantom w przestworzach.
Występująca w 1943 r. drużyna Polska miał już nieco zmieniony skład. Z transportów z czerwca i sierpnia 1942 r. z Oświęcimia Karol Cofała „wyłowił” kolejnych piłkarzy: Albina Harlendera (Garbarnia Kraków), Jana Adamczyka (Cracovia), Eugeniusza Oleksika (Wisła Kraków), Henryka Siejkowskiego (Widzew Łódź), Jana Sautera (TUR Pabianice) i Jana Szweda (YMCA Łódź). W jednym z transportów z 1943 r. był jeszcze Leon Skąpski z KS HCL Poznań. Tym samym Polacy doszli do stanu, w którym mogli skompletować dwie wartościowe jedenastki. Niemcy nie mogli przeżyć częstych porażek i znowu przeorganizowali swój zespół. Oprócz Czechów wciągnęli do siebie najlepszych Hiszpanów i zbierającego świetne recenzje polskiego bramkarza Władysława Cebulskiego. Drużynę nazwali „Union” i nie miała ona już charakteru narodowego. Było więc w sumie cztery drużyny – Union, Hiszpanie i dwie polskie.
Składy polskich drużyn były następujące:
I DRUŻYNA:
Czesław Szmytka (bramka) – Willy Słowiaczek, Albin Harlender, Kazimierz Szymański (obrona) – Jan Adamczyk, Jan Usielski, Kazimierz Sozański, Antoni Komorowski (pomoc) – Wacław Kanarek, Eugeniusz Oleksik, Henryk Siejkowski (atak). Występowało w niej jeszcze kilku innych zawodników, lecz ich nazwiska nie zachowały się.
II DRUŻYNA:
Jan Żuraszek (bramka) – Jan Buliński, Henryk Rychtelski, Jan Grzbiela (obrona) – Stanisław Nogaj, Jan Matczyński, Józef Szczepański, Tadeusz Kulisa (pomoc) – Franciszek Zieliński, Jan Sauter, Karol Cofała (atak). Rezerwowymi byli Czesław Cichocki i Czesław Błaźniak.
Starano się unikać meczów między drużynami polskimi, grały one na przemian z Hiszpanami bądź Unionem. Mistrzostw analogicznych do tych z 1942 r. nie dało się już rozegrać, zorganizowano więc „mecz o puchar”. Zmierzyli się w nim Polacy i Hiszpanie.
Mecz odbył się z wielką pompą, z przemówieniami przed rozpoczęciem go i z wręczeniem „pucharu” po rozgrywce. Wygrali Polacy. Nagrodą była rzeźba przedstawiająca bramkę i piłkarza strzelającego gola. Wykonali ją w drewnie Leopold Nykel i Marian Gutowski. Wręczono ją kapitanowi drużyny polskiej, ale ustawiono w kancelarii obozowej. Miał się nią opiekować I lagerschreiber, Adolph Jahnke. Jej losy są nieznane.
Spotkania te oglądało nawet kilka tysięcy osób, byli to przedstawiciele wszystkich narodowości więzionych w Gusen. Dopingowali prominenci i muzułmani – jak wspominał Stanisław Grzesiuk w swojej książce „Pięć lat kacetu”. Poza pucharem i satysfakcją, najcenniejszą nagrodą dla piłkarzy było dodatkowe jedzenie. Zwycięskiej drużynie przydzielano 25-litrowy kocioł zupy z kuchni esesmańskiej, przegrani mogli liczyć na 25 litrów zupy z kuchni obozowej.
Koniec wojny
Wiosną 1944 r. służący za boisko plac apelowy został zabudowany częściowo barakami A, B, C i D, nie było więc już możliwości rozgrywania meczów w pełnej obsadzie. Kilku polskich zawodników zostało zwolnionych z obozu (np. Willy Słowiaczek, Karol Cofała), do tego wspierający rozgrywki Scharführer SS Franz Gottfried Schultz został przeniesiony do nowo powstałego KL Gusen II. Dopiero pod koniec lata 1944 r. znowu grano mecze drużyn 7-8-osobowych. W zespołach polskim, hiszpańskim i niemieckim występowali głównie zawodnicy z poprzednich lat. Niemcy zebrali się tylko raz lub dwa, najczęściej grali Polacy z Hiszpanami.
Zainteresowanie rozgrywkami było już dużo mniejsze. Klęska wojenna III Rzeszy zbliżała się wielkimi krokami, więc Niemcy mieli większe zmartwienia niż obozowe spotkania piłkarskie. Pozostałe narody czekały niecierpliwie na wyzwolenie, a to przedłużające się oczekiwanie było powodem wielkiej frustracji. Wzrósł też rygor, Niemcy starali się zmusić więźniów do jak największego wysiłku przy produkcji broni i podzespołów samolotowych – liczyli wciąż na odwrócenie losów wojny. Ostatnie mecze rozegrano w lutym i marcu 1945 r. na dwa miesiące przed wyzwoleniem (co nastąpiło 5 maja 1945 r.).
Chociaż na placach apelowych innych hitlerowskich obozów polskie drużyny piłkarskie również rozgrywały mecze ze współwięźniami innych narodowości, żadna z nich nie odegrała tak ważnej roli jak drużyna gusenowska. Najcięższy, przepełniony Polakami, przeważnie inteligencją, obóz koncentracyjny zawdzięczał tej drużynie przez wiele niedziel, a przez pewien czas także sobót, rozrywkę, na którą wielu więźniów czekało jak na szczególnie miłe wydarzenia z pozaobozowego świata. Jednocześnie godziny przeznaczone na mecze były godzinami spokoju w obozie, wolnymi od napięć, powodowanych reżimem obozowym i terrorem, stosowanym przez zdemoralizowaną część niemieckich funkcyjnych, w czasie meczów pochłoniętych grą lub obserwowaniem przebiegu zawodów. Dla tych więźniów, którzy meczów nie oglądali, były to godziny niemal pełnej swobody, odwiedzin i rozmów niczym nie krępowanych. Dlatego mecze piłkarskie w Gusen są wspominane przez byłych więźniów z dużym sentymentem, a nazwiska piłkarzy polskich głęboko wryły się w ich pamięć.
Przeczytaj także:
BARTOSZ BOLESŁAWSKI
Wszystkie cytaty (o ile nie zaznaczono inaczej) pochodzą z książki Stanisława Dobosiewicza „Mauthausen-Gusen. W obronie życia i ludzkiej godności”, Warszawa 2000.
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE i INSTAGRAMIE.