Siatkarskie mecze pomiędzy Resovią a Skrą Bełchatów od lat uznawane są za jeden z największych klasyków. Kluby te walczyły o największe laury, nie tylko w kraju, ale również na arenie między narodowej. Obecnie rywalizacja rzeszowsko-bełchatowska nie jest już tak wielkim hitem, jak jeszcze kilka lat temu, ale klasyk pozostanie klasykiem na zawsze, niezależnie od tego, co pokazuje tabela. Retro Futbol 17 listopada 2024 roku gościło w hali Podpromie na kolejnej odsłonie siatkarskiej bitwy.
Jak już kilka razy pisaliśmy na naszych łamach, początek sezonu dla siatkarzy Asseco Resovii nie jest udany. Przy okazji naszej ostatniej wizyty na meczu drużyny ze stolicy Podkarpacia pisaliśmy o porażce Pasiaków z Cuprum Stilonem Gorzów. Później przyszły dwa wyjazdowe zwycięstwa – ligowe nad Treflem Gdańsk i pucharowe nad holenderskim Orion Stars.
Wydawało się więc, że rzeszowski zespół wychodzi na prostą i wraca do formy. Kibice Asseco Resovii liczyli na dobrą postawę swoich zawodników w spotkaniu z PGE GiEK Skrą Bełchatów. Klub z województwa łódzkiego przeżywa obecnie trudne chwile, a jego fani marzą o nawiązaniu do dawnych sukcesów.
O wyższości klasyku nad hitem na przykładzie muzyki
Klasyk znaczy więcej niż hit. Czasem tych dwóch pojęć używa się zamiennie, choć mają one nieco inne znaczenie. Różnicę między nimi pokazuje… muzyka. Często bowiem do radia czy Internetu trafia piosenka, która szybko wpada w ucho. Nabija miliony wyświetleń na YouTube, jest puszczana na imprezach, wszyscy dookoła ją nucą. Taka piosenka staje się hitem, lecz po jakimś czasie się o niej zapomina. Przestaje się ją grać, a usłyszana po latach jest tylko wspomnieniem z przeszłości.
Są jednak też piosenki, które może nie podbijają list przebojów w komercyjnych rozgłośniach i nie wybrzmiewają na wszystkich potańcówkach. Mają jednak ważne miejsce w muzycznym kanonie, stanowią klasykę, a ich twórcy czują dzięki nim, że stworzyli coś wielkiego.
Ośmiominutowa ballada „Stairway to Heaven” brytyjskiego zespołu Led Zeppelin grana jest w radiu kilka razy w roku, ale gdy popłynie w eterze, każdy meloman wie, że słucha czegoś wielkiego, co powstało ponad pół wieku temu i nadal uznawane jest za rzecz wybitną. Nagrany zaś przed dwiema dekadami przez mołdawską grupę O-Zone kawałek „Dragostea din tei”, latem 2003 roku podśpiewywali wszyscy, po czym szybko o nim zapomnieli.
Pierwszy utwór to przykład klasyku, drugi jest natomiast hitem. W sporcie, niezależnie od dyscypliny, również są klasyki, które rozgrzewają kibiców, nawet jeśli drużyny biorące w nim udział zajmują w tabeli rozgrywek odległe miejsca. Nie każdy hit może poszczycić się mianem klasyku, każda rywalizacja musi na to zapracować.
W poszukiwaniu dawnego blasku
Mecze Resovii ze Skrą Bełchatów z pewnością określić można jako klasyki, choć w ostatnich latach nie zawsze były one ligowymi hitami. O ile rzeszowski zespół wrócił do krajowej i europejskiej czołówki, o tyle druga z wymienionych drużyn nie należy obecnie do grona najlepszych.
Więcej o historii siatkarskiej Resovii pisaliśmy tutaj. Skra również ma duże tradycje. Aż dziewięć razy zostawała mistrzem Polski. W latach 2005-2011 sięgnęła po siedem tytułów z rzędu. Ponadto siedmiokrotnie triumfowała w Pucharze Polski. Na arenie międzynarodowej może poszczycić się między innymi czterema medalami Ligi Mistrzów – srebrnym i trzema brązowymi.
Ostatnie lata nie są dla bełchatowian już tak udane. Ostatni raz na ligowym podium, Skra stała w 2018 roku, kiedy zdobyła mistrzostwo. W ubiegłym sezonie zajęła w PlusLidze dziewiąte miejsce. Klub trapiły problemy nie tylko sportowe, ale także finansowe. Jeszcze niedawno istniała obawa, że drużyna z Bełchatowa może nie przystąpić do rozgrywek na najwyższym szczeblu.
Przed rozpoczęciem obecnej kampanii trenerem PGE GiEK Skry został Gheorghe Cretu. Rumun postara się odbudować dawną potęgę bełchatowskiej siatkówki i sprawić, by kibice z miasta położonego w województwie łódzkim znów mieli powody do dumy.
Klasyk XXI wieku
Rzeszowsko-bełchatowski klasyk jest stosunkowo młody. Jego początki sięgają końcówki poprzedniego stulecia. Właśnie wówczas, w sezonie 2000/2001, Resovia po raz pierwszy zagrała ze Skrą. Doszło do tego na drugim poziomie rozgrywkowym i mało kto przypuszczał, że spotkania te już wkrótce będą cieszyły się tak dużym prestiżem.
W XXI wieku aż trzykrotnie Resovia i Skra mierzyły się ze sobą w finale PlusLigi. W roku 2009 lepsi okazali się bełchatowianie, którzy kontynuowali mistrzowską serię. Została ona przerwana w 2012 roku właśnie przez Resovię, która sięgnęła po tytuł najlepszej drużyny w Polsce po 37 latach wyczekiwania.
Oba zespoły ponownie spotkały się w decydującej batalii w roku 2014, kiedy górą była Skra. Do tamtego zwycięstwa bełchatowski zespół poprowadził Stephane Antiga. Francuz zdobył mistrzostwo Polski jako siatkarz, po czym rozpoczął karierę trenerską, by kilka miesięcy później sięgnąć jako selekcjoner po tytuł mistrza świata z reprezentacją Polski. Później, co ciekawe, związany był z Rzeszowem, gdyż w latach 2019-2024 prowadził siatkarki tamtejszego DevelopResu.
Przez długi czas miała miejsce wyraźna dominacja Skry nad Resovią. Rzeszowianie wrócili do elity w 2004 roku. W pierwszych dwudziestu meczach między wspomnianymi zespołami, bełchatowianie za każdym razem odnosili zwycięstwo, najczęściej w trzech setach. Dopiero po sześciu latach od wejścia do najwyższej klasy rozgrywkowej drużyna z Podkarpacia zdołała pokonać Skrę.
Kibiców Resovii najbardziej cieszyło wspomniane zwycięstwo odniesione w finale PlusLigi w 2012 roku. Zespół prowadzony przez Andrzeja Kowala triumfował w rywalizacji do trzech wygranych meczów 3:1 i trwające prawie cztery dekady oczekiwanie na mistrzostwo dla Rzeszowa w końcu się zakończyło.
Walka o europejski finał
Ważnym dniem w historii opisywanego klasyku był 28 marca 2015 roku. Zespoły z Rzeszowa i Bełchatowa stanęły wówczas naprzeciw siebie w półfinale Ligi Mistrzów. Turniej finałowy najważniejszych europejskich rozgrywek klubowych odbywał się w Berlinie. Najpierw Zenit Kazań pokonał miejscową drużynę Recycling Volleys, a o godzinie 20 rozpoczęło się polsko-polskie starcie o finał.
W obecności 9 tysięcy widzów Resovia pokonała Skrę 3:0, wygrywając w każdym z setów 25:23. Nazajutrz obie nasze drużyny przegrały spotkania medalowe, co sprawiło, że rzeszowianie zajęli drugie, a bełchatowianie czwarte miejsce w Lidze Mistrzów.
Co ciekawe, podczas meczu o trzecie miejsce kibice Resovii czekający na występ swojej drużyny w finale, dopingowali zespół z Bełchatowa, mimo że był on największym ich rywalem na krajowym podwórku. Fani Skry odwdzięczyli się w czasie finału, zostając w hali, by wspierać ekipę z Rzeszowa.
Po obu stronach barykady
Zmiany klubów w siatkówce mają miejsce zdecydowanie częściej niż choćby w piłce nożnej. Nie może więc dziwić fakt, że sporo było zawodników, którzy występowali zarówno w Resovii, jak i w Skrze. Trudno byłoby wymienić wszystkich, lecz warto wspomnieć przynajmniej o niektórych.
Krzysztof Ignaczak, jeden z najlepszych polskich siatkarzy ostatnich lat, mistrz świata i Europy, w latach 2003-2007 występował w Bełchatowie, po czym przeszedł do Rzeszowa i grał tam przez dekadę. Po zakończeniu kariery został nawet prezesem podkarpackiego klubu. Słynny libero sześciokrotnie sięgał po mistrzostwo Polski – trzy tytuły zdobył ze Skrą, a później tyle samo z Resovią.
Rozgrywający Maciej Dobrowolski sześć razy zakładał mistrzowską koronę jako gracz drużyny bełchatowskiej, a następnie dwukrotnie uczynił to w największym mieście Podkarpacia. Sukcesy z oboma klubami święcił zajmujący tę samą pozycję na boisku Paweł Woicki, który w barwach reprezentacji Polski stał się w 2009 roku mistrzem Europy. Bułgarski przyjmujący Nikołaj Penczew w 2015 roku został mistrzem Polski z Resovią, a trzy lata później osiągnął ten sukces jako zawodnik Skry.
Jakub Kochanowski, środkowy, który w tym roku zdobył z naszą narodową kadrą wicemistrzostwo olimpijskie, a wcześniej wygrywał mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy i Ligę Narodów, również związany był z oboma klubami. Najpierw występował w Skrze, a do końca poprzedniego sezonu był zawodnikiem Resovii, z którą triumfował w Pucharze CEV, o czym więcej pisaliśmy tutaj. Występy zarówno w Rzeszowie, jak i w Bełchatowie mają w CV także tacy zawodnicy jak Bartosz Kurek, Marcin Możdżonek, czy Maciej Muzaj.
Kolejny odsłona klasyku
Obecnie w obu zespołach także są zawodnicy łączący Resovię i Skrę. W zapowiadanym we wstępie meczu 12. kolejki PlusLigi w drużynie gospodarzy zagrali Bartosz Bednorz, Karol Kłos i Paweł Zatorski, którzy w przeszłości występowali w barwach klubu z Bełchatowa. Wśród gości zaprezentowali się natomiast byli Resoviacy – Bartłomiej Lemański i Rafał Buszek. Trener przyjezdnych, wspomniany Gheorghe Cretu, w latach 2018-2019 pracował jako szkoleniowiec w drużynie z Rzeszowa.
O tym, że klasyk zawsze będzie klasykiem, świadczy frekwencja panująca tego dnia w hali Podpromie. Na trybunach zjawiło się bowiem ponad 3500 widzów, wśród których obecny był trener reprezentacji Polski Nikola Grbić. W pierwszym secie Asseco Resovia od początku uzyskała kilkupunktową przewagę. Przy wyniku 14:10 zdarzył się przestój, który wykorzystała PGE GiEK Skra Bełchatów, doprowadzając do remisu.
Skuteczne ataki Stephena Boyera pozwoliły zawodnikom Toumasa Sammelvuo odzyskać prowadzenie, ale goście znów wyrównali, dzięki czemu kibice obejrzeli ciekawą końcówkę. Skra nawet prowadziła 23:22, ale od tego momentu już nie zapunktowała i partia skończyła się zwycięstwem gospodarzy.
Druga część meczu na początku była bardzo wyrównana. Dopiero w połowie seta Asseco Resovia uzyskała kilkupunktowy zapas, którego nie oddała do końca, wygrywając 25:20. Już tylko jeden set dzielił rzeszowską drużynę od zwycięstwa w klasyku.
Trzecia partia nie miała wielkiej historii. Gospodarze byli lepsi w każdym elemencie gry, od pierwszych akcji dominowali na parkiecie i nie wypuścili z rąk efektownego zwycięstwa. Wygrali 25:16 i razem z kibicami świętowali triumf w meczu, który od lat ma dla nich wyjątkowe znaczenie. Tytułem MVP w pełni zasłużenie został nagrodzony słoweński przyjmujący Klemen Cebulj, który asami serwisowymi kończył pierwsze dwa sety.
Trzy dni później, również w hali na Podpromiu, zawodnicy Asseco Resovii znów odnieśli pewne zwycięstwo, pokonując po raz drugi w trzech partiach holenderski klub Orion Stars, o którym wspominaliśmy na początku. Ta wygrana zapewniła rzeszowianom awans do kolejnej rundy Pucharu CEV.
Gorzej poszło podkarpackiej drużynie w wyjazdowym meczu ze Ślepskiem Malow Suwałki. Gracze trenera Sammelvuo przegrali spotkanie 13. kolejki PlusLigi po tie-breaku. PGE GiEK Skra wygrała zaś 3:1 u siebie z GKS Katowice. Drużyny z Rzeszowa i Bełchatowa plasują się obecnie w środku ligowej tabeli.
Asseco Resovia – PGE GiEK Skra Bełchatów 3:0 (25:23, 25:20, 25:16)