Co trzeba zrobić, aby zdobyć piłkarską sławę? Z pewnością posiadać na koncie wiele trofeów. O rekordach w liczbie bramek i asyst powinny mówić kolejne pokolenia, a filmiki na YouTube wskazywać wielomilionową liczbę wyświetleń. Czy da się jednak stać futbolową gwiazdą, nie umiejąc grać w piłkę lub… nawet nie istniejąc? Jak najbardziej, potrzeba tylko trochę wyobraźni, sprytu, głupoty innych i fury szczęścia. Zapraszam do zestawienia postaci, które potrafiły zdobyć rozgłos niekoniecznie przez boiskowe umiejętności.
Ali Dia – tajemniczy kuzyn George’a Weaha
W listopadzie 1996 r. wydarzył się jeden z najdziwniejszych epizodów w dziejach Premier League. Trener Southampton, Graeme Souness otrzymał telefon od osoby, która podawała się za samego George’a Weaha. Szkoleniowiec nie rozpoznał zaczynającej się farsy, więc zamienił się w słuch. Domniemany Weah polecił mu sprowadzenie swojego „kuzyna” Alię Dię. Obaj mieli grać bowiem razem w PSG, a ponadto Dia miał na koncie kilka bramek w reprezentacji Senegalu. Zdaniem mediów telefon wykonał kuzyn Senegalczyka.
Trenerowi „Świętych” ewidentnie wystarczyła taka rekomendacja, ponieważ Dia podpisał z klubem miesięczny kontrakt. Po odbytych treningach napastnik otrzymał szansę w meczu przeciwko Leeds United. Dia wszedł z ławki, ale już wkrótce potem sam został zmieniony. Souness w końcu zrozumiał, że sprowadził do drużyny totalnego amatora. Senegalczyka więcej już nie widziano na angielskich boiskach.
Z okazji tamtego wydarzenia kibice Southampton skandowali: „Ali Dia, to kłamca, to kłamca”. Kłamstwa nigdy nie można chwalić, ale należy uczciwie przyznać, że Senegalczyk i jego kuzyn wykazali się wielkim sprytem. Kto z nas, będąc totalnym amatorem, nie chciałby chociaż przez chwilę wziąć udział w meczu Premier League?
Ramię w ramię z Giggsem i spółką
Przedmeczowe zdjęcie całej drużyny to doskonale znana rzecz. A gdyby stanąć przed fotografem ramię w ramię ze swoimi idolami? Na taki pomysł wpadł angielski prankster, Karl Power. Do niecodziennego zdarzenia doszło 18 kwietnia 2001 r., tuż przed pierwszym gwizdkiem w meczu Ligi Mistrzów między Bayernem Monachium i Manchesterem United. Wierny kibic jest często nazywany dwunastym zawodnikiem drużyny. Power postanowił odnieść się do tego w dosłowny sposób.
Anglik prześlizgnął się przez stewardów, udając członka ekipy telewizyjnej. Później błyskawicznie wyjął z dresów replikę koszulki Czerwonych Diabłów. Będąc już pełnym stroju, ustawił się do zdjęcia wraz z m.in. Fabienem Barthezem, Jaapem Stamem i Ryanem Giggsem.
Intruza zdemaskował jako pierwszy Gary Neville, ale było to już wykonaniu zdjęcia, które obiegło świat. Wspaniała pamiątka na całe życie, której Powerowi zazdrości pewnie wielu kibiców. Ta spektakularna akcja była początkiem pranksterskiej kariery Anglika. Od tamtej pory na wszystkich sportowych wydarzeniach w Wielkiej Brytanii, ochrona musiała zachowywać podwójną czujność.
Power uderzył ponownie kilka razy w różnych dyscyplinach. Fani tenisa mogli ujrzeć go w czasie Wimbledonu, kiedy zameldował się na korcie przed meczem Tima Henmana. Poznał go także Michael Schumacher w czasie dekoracji podium Grand Prix Wielkiej Brytanii. Power stał się również przez chwilę członkiem brytyjskiej reprezentacji krykieta.
5 kwietnia 2003 r. Anglik postanowił zaprosić do akcji 9 kolegów. Wszyscy ubrali się w stroje Manchesteru United i wdarli na murawę Old Trafford. „Drużyna” odtworzyła bramkę Diego Forlana, którą Urugwajczyk zdobył przeciwko Liverpoolowi. Po tamtym zdarzeniu Power dostał dożywotni zakaz wstępu na Old Trafford.
Puchar, runda honorowa i autografy – jak wykorzystać zamieszanie w tłumie
Pozostajemy w klimacie boiskowych intruzów. Remi Gaillard – tego francuskiego prankstera zna chyba cały świat. Jego wyobraźnia i szalone pomysły nie znają praktycznie granic. Gaillard „brał udział” w wielu imprezach sportowych, w tym piłkarskich.
W 2002 r. Lorient pokonało Bastię 1:0 w finale Pucharu Francji. Gaillard założył koszulkę zwycięzców, a następnie przechytrzył służby porządkowe. Na archiwalnych nagraniach, widać jak dołącza do celebrujących piłkarzy Lorient. Zamieszanie sprawiło, że rękę pranksterowi podał sam ówczesny prezydent Francji, Jacques Chirac.
Co więcej, głowa państwa powiedziała fikcyjnemu zawodnikowi, że zagrał bardzo dobre zawody. Sam akt wręczenia pucharu był dopiero początkiem błysku Gaillarda.
Francuz zrobił wraz z drużyną rundę honorową po całym stadionie. Z powodu panującej radości, żaden z zawodników Lorient nie rozpoznał intruza. Gaillard wręcz cały czas pchał się do kamery. Porozmawiał nawet ze spikerem zawodów. Powiedział do mikrofonu, że jest dostępny dla trenera reprezentacji Francji.
Najlepsze było jednak na koniec. Nawet kibice Lorient nie pojęli, że Gaillard nie jest jednym z piłkarzy. Prankster zaczął rozdawać autografy. Na piłkach od fanów zamieszczał podpis: „Ktokolwiek”. Nie był to jedyny udział Francuza w wielkich wydarzeniach sportowych.
Gaillard zdołał ustawić się do Marsylianki śpiewanej przez reprezentację Francji w siatkówce. Został rozpoznany i odprowadzony na trybuny dopiero po przywitaniu zawodników. Szansę na bliższe poznanie komika mieli również fani Montpellier. Mowa tu o klubach rugby i piłki ręcznej wspomnianego miasta. Prankster wziął udział także udział m.in. w wydarzeniach tenisowych, pokerowych i kulturystycznych.
Wirtualny bohater niosący pomoc
Wielu z nas grało kiedyś w Football Managera. Osiąganymi wynikami można było pochwalić się wśród kolegów, którzy również spędzali czas w ten sposób. Czy jednak ktoś z Was wykorzystał swoje osiągnięcia w celu pomocy innym? Na taki pomysł wpadł Jonny Sharples.
Brytyjczyk bardzo umiejętnie prowadził we wspomnianej grze Celtic Glasgow. Gwiazdą jego zespołu był napastnik Ivica Strok. To właśnie Chorwat będzie kolejnym bohaterem tego artykułu. Snajper strzelił dla szkockiej drużyny ponad 800 bramek.
W ten sposób Jimmy McGregory został prześcignięty w klasyfikacji najlepszych strzelców klubu z zielono-białej części Glasgow. Ponadto Strok poprowadził Celtic do zwycięstwa w Lidze Mistrzów i zdobył kilka Złotych Piłek.
Sharples postanowił dać wirtualnemu piłkarzowi nowe życie, zakładając jego profil w mediach społecznościowych. Bohater Football Managera stał się szybko bardzo popularny, a Brytyjczyk postanowił wykorzystać to w szczytnym celu.
Profil Stroka pomagał w promowaniu organizacji charytatywnej Calm, która niesie pomoc ludziom poszkodowanym przez życie. Sharples zdecydował się na taki krok po tym, jak w 2014 r. jego brat Simon popełnił samobójstwo.
Masal Bugduv – leniwy talent większy od Oezila
Na tę historię nabrało się kilka poważnych portali z Goal.com włącznie. W 2008 r. media sportowe obiegła informacja o mołdawskim talencie, którym był Masal Bugduv. Zaledwie 16-letni napastnik miał się szykować do debiutu w dorosłej reprezentacji narodowej. Z powodu skali jego talentu, chęć kupna wyraził Arsenal.
The Times umieściło Mołdowianina na liście 50 wschodzących gwiazd, stawiając go nawet przed Mesutem Oezilem. Wszystko zapowiadało się naprawdę pięknie, poza jednym, drobnym szczegółem. Mianowicie okazało się, że… Bugduv nigdy nie istniał.
Historia domniemanego talentu Zaria Bielce została stworzona przez irlandzkich dowcipnisiów. Imię i nazwisko piłkarza jest bliskie wymowie powieści p.t. „M’asal Beag Dubh”, która opowiada o historii sprzedawcy, pragnącego sprzedać leniwego osła. Cała akcja miała uderzyć w dziennikarzy sprzedających fake newsy i charakter ówczesnego rynku transferowego.
Wybaczcie brak zdjęcia w tym akapicie, ale z pewnych przyczyn nie mogłem odnaleźć w sieci fotki tego zawodnika…. . Musi Wam wystarczyć maskotka Arsenalu.
Mundial w 1958 r. – turniej którego nie było
Ostatni akapit nie opowiada co prawda konkretnie o piłkarzu, ale dobrze wpisuje się w tematykę artykułu.
Na MŚ w 1958 r. w Szwecji świat po raz pierwszy usłyszał o 17-letnim Pele. Genialny napastnik poprowadził wówczas Brazylię do jej pierwszego mistrzostwa świata. Jednak szwedzki dokument z 2002 r. stwierdził, że wspomniany turniej nie miał tak naprawdę miejsca. Wydarzenie miało być operacją wymyśloną przez amerykańskie i szwedzkie firmy telewizyjne, a także CIA i FIFA.
Jaki był powód mistyfikacji tak wielkiego turnieju? Miało to być ćwiczenie w ramach zimnej wojny. Amerykanie mogli ocenić efekt propagandy telewizyjnej, aby później wykorzystać to w swoich działaniach. Fakt, że film był mistyfikacją, został utrzymany do końca, więc wielu widzów, których go obejrzało, naprawdę wierzyło, że szóste mistrzostwa świata zostały sfałszowane.
W celu podbicia wiarygodności filmu, zostały do niego zaproszone takie postacie jak np. Lennart Johansson, szwedzki działacz sportowy i prezydent UEFA w latach 1990 – 2007. Ponadto wystąpili tam byli szwedzcy zawodnicy międzynarodowi. Po latach wyszło na jaw, że twórcy filmu chcieli rzucić światło na to, w jakiś sposób można wspierać fałszowanie historii, a zwłaszcza temat Holokaustu.
Manipulacja mediów, to coś, z czym stykamy się mocno w obecnej sytuacji. Ciekawe, czy twórcy wspomnianego dokumentu potrafiliby stworzyć coś podobnego, ale z koronawirusem w roli głównej.
Jeśli lubicie temat turniejów, których historia jest podejrzana, zapraszamy do szerszego spojrzenia na ten tekst: KLIK
Wzorów szukajcie w innych miejsach
Ten artykuł nie miał oczywiście za zadanie skłaniać was do kombinowania i cwaniactwa, tylko wywołać uśmiech na twarzy. Szczególną uwagę muszą zachować naśladowcy Remiego Gaillarda. Francuz niejednokrotnie za swoje pranki lądował w rękach policji. Z drugiej strony odwaga tego typu osób jest naprawdę godna podziwu.
Karl Power pokazał jak zdobyć pamiątkę na całe życie i nie tylko. O jego wyczynie będą pewnie mówić przyszłe pokolenia. Z kolei Jonny Harples udowodnił, że nawet gra komputerowa może być dobrym sposobem na pomoc innym. Na przeciwnym biegunie znajduje się Ali Dia, który pokazał, że kłamstwo ma krótkie nogi.
Tego typu listę można oczywiście rozbudowywać. Bardzo ciekawym przypadkiem był Carlos Henrique Raposo, z którego historią możecie zapoznać się tutaj: KLIK
Kreatywność i spryt pozwalają czasami zastąpić prawdziwe umiejętności, ale zdecydowanie nie idźcie tą drogą. Wzorujcie się chociażby na Cristiano Ronaldo, który udowodnił i udowadnia, że tylko ciężka praca zaprowadzi Was na szczyt.
MATEUSZ SZTUKOWSKI