13 powodów, dla których kochamy MŚ 1998

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Dla fanów futbolu urodzonych pod koniec lat 80. mundial we Francji rozegrany w 1998 roku ma w sobie coś magicznego. Może jest to tęsknota za dzieciństwem, może pierwsze świadome zetknięcie z wielką piłkarską imprezą, a może pamięć o wyczynach wspaniałych piłkarzy, którzy już zawiesili buty na kołku. Czas na małą podróż do przeszłości do kraju nad Sekwaną i Loarą w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: za co uwielbiamy tamten turniej?

Za Zinedine’a Zidane’a

Parafrazując Gombrowicza, Zinedine Zidane wielkim piłkarzem był. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A wielkość osiągnął podczas mundialu rozgrywanego w swojej ojczyźnie. Jednak zanim Zizou doprowadził do łez Brazylię, otrzymał czerwoną kartkę w meczu z Arabią Saudyjską za umyślne nadepnięcie na Fuada Amina. Efekt? Dwa mecze dyskwalifikacji. Nie zagrał więc ani w ostatnim grupowym meczu z Danią, ani w 1/8 finału z Paragwajem. W pojedynku o złoto dwa razy dotknął piłkę głową po dośrodkowaniach z rzutów rożnych i przeniósł Trójkolorowych do historii. Potem ten piłkarski geniusz wygrywał Euro, Ligę Mistrzów, aż wreszcie potraktował główką nie piłkę, a Marco Materazziego i w wieku 34 lat zakończył piłkarską karierę.

Wielka radość Zinedine’a Zidane’a po golu strzelonym Brazylii

Za Adidas Tricolore

Skoro gospodarzami turnieju byli Trójkolorowi to i piłka musiała być trójkolorowa. Nazwa nie mogła być inna – Adidas Tricolore. Niemiecki koncern wówczas po raz ostatni, tworząc mundialową futbolówkę, użył wzoru tango (później użyto go jeszcze podczas Euro 2012). Składała się z pięciokątów i sześciokątów, a namalowane niebiesko-biało-czerwone motywy tworzyły okręgi. Szczęśliwym był ten, kto na swoim podwórku grał podróbką Adidas Tricolore.

Za Footixa

Maskotką turnieju był sympatyczny kogutek Footix. Jego imię to połączenie słów „foot” (piłka nożna) i tradycyjnego galijskiego przyrostka „ix” (tak jak najsłynniejsi Galowie: Asterix i Obelix).

Za muzykę towarzyszącą turniejowi

„Go, go, go! Ale, ale, ale!” – oglądając francuski mundial nie dało się nie słyszeć tych słów. To część refrenu energicznego utworu „La Copa de la Vida” (tytuł angielski: „The Cup of Life”) Ricky’ego Martina. Piosenka była oficjalnym hymnem turnieju. W wielu krajach zdobyła pierwsze miejsce na listach przebojów.

Innym utworem kojarzącym się z mundialem we Francji jest piosenka „Carnaval de Paris” autorstwa Dario G, angielskiego tercetu producentów muzyki elektronicznej. Muzykom udało się wpleść tradycyjne ludowe melodie – m.in. dźwięki szkockiej kobzy i włoską tarantellę – w elektroniczne brzmienie. Miło oglądało się też teledysk, którego bohaterami są dzieci grające w piłkę, wymalowane od stóp do głów w barwy państw uczestników mundialu.

Za Chorwację, Davora Šukera i koszulki w szachownicę

Niejednemu polskiemu kibicowi było nieco smutno, gdy Francja po golach Liliana Thurama pokonała dzielną Chorwację w półfinale. I niejeden fan nad Wisłą cieszył, jak Vatreni ogrywali Niemców w ćwierćfinale, a potem Holenderów w spotkaniu o III miejsce. Chorwaci stali się synonimem czarnego konia, czyli zespołu, który niespodziewanie – wbrew przewidywaniom – osiąga sukces. Brązowy medal drużyny w koszulach w szachownicę nie był jednak przypadkiem – Zvonimir Boban grał w Milanie, Davor Šuker w Realu, a Robert Prošinecki miał za sobą występy w Królewskich, Barcelonie i Sevilli. To byli piłkarze przez duże P. A Šuker sięgnął także po koronę króla strzelców francuskiego mundialu. Do gustu polskim fanom przypadła również gustowna koszulka tej reprezentacji w czerwono-białą szachownicę.

Za pocałunek Blanca

Jednymi z najważniejszych postaci francuskiego spektaklu byli Laurent Blanc i Fabien Barthez. Ten pierwszy dowodził linią obrony Tricolores i strzelił złotego gola przeciw Paragwajowi, drugi zaś wspaniale spisywał się w bramce, puszczając w całym turnieju jedynie dwa gole (w tym jednego z rzutu karnego). Przed każdym spotkaniem Blanc całował na szczęście swojego golkipera w łysą głowę. Francuzi wierzyli, że to zapewnia im przychylność losu – w końcu przechodzili jednego rywala za drugim. Ale w spotkaniu o złoto Blanc nie mógł zagrać z powodu dyskwalifikacji za czerwoną kartkę w półfinale. Zastanawiano się więc, kto go zastąpi w całowaniu Bartheza. Szybko okazało się, że obrońca nie odda nikomu tego przywileju. Przed decydującym spotkaniem na Saint-Denis Blanc podszedł do golkipera i dał mu całusa w łysinę. Francja wygrała z Brazylią i po raz pierwszy została mistrzem świata.

Za Reggae Boyz

Żółto-czarne trykoty z zielonymi wstawkami – to muszą być stroje reprezentacji Jamajki podczas mundialu we Francji. Nazywano ich Reggae Boyz. Ta dwudziestka dwójka graczy reprezentowała jako pierwsza (i jak dotąd ostatnia) ojczyznę muzyki reggae na Mistrzostwach Świata. Wśród nich było kilku zawodników Premier League: Deon Burton, Ricardo Gardner, Darryl Powell, Robbie Earle czy Frank Sinclair, którzy albo urodzili się w Wielkiej Brytanii, albo od wielu lat tam mieszkali, i których namówiono do tego, by wsparli we Francji kraj swoich przodków. Ale głównym bohaterem został strzelec dwóch bramek w wygranym meczu z Japonią, Theodore Whitmore, grający na co dzień w rodzimej lidze (dziś selekcjoner jamajskiej drużyny narodowej). Jamajczycy wydawali się kwintesencją egzotyki. Trzeba bowiem pamiętać, że w 1998 roku jeszcze niewielu z nas zdawało sobie sprawę, że jest coś takiego jak internet, a wycieczka na Karaiby była tak samo dostępna jak lot w kosmos.

Za mecz Hiszpania – Nigeria

Każdy, kto kocha afrykański futbol, musiał przeżywać mecz Hiszpanii z Nigerią. Super Orły, które ledwie dwa lata wcześniej zdobyły złoto na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie, potrafiły działać na wyobraźnię fanów. Ten luz, pewność siebie, technika… A naprzeciwko nich stanęli m.in. Andoni Zubizaretta, Fernando Hierro czy młodziutki Raúl. Strzelanie rozpoczął właśnie Hierro, ale potem wspaniałą główką wyrównał Mutiu Adepoju. Na początku drugiej połowy do głosu znów doszli Hiszpanie dzięki wolejowi Raúla. Lecz tego popołudnia, 13 czerwca 1998 roku, Nantes (tam rozgrywano spotkanie) zdobyła Nigeria. Najpierw fatalny błąd popełnił Andoni Zubizaretta, a następnie pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Sunday Oliseh. 2:3 dla Super Orłów. Po trzech meczach grupowych La Furia Roja pojechała do domu, a Okocha i spółka trafili w 1/8 finału na Danię. W rywalizacji z tą drużyną nie mieli jednak nic do powiedzenia.

Za Michaela Owena i jego gol przeciw Argentynie

Michael Owen pojechał do Francji, nie mając jeszcze 19 lat. Ówczesny selekcjoner Anglików Glenn Hoddle widział w tym filigranowym snajperze doskonałego partnera dla Alana Shearera. Owen trafił już w fazie grupowej przeciwko Rumunii, ale to przede wszystkim gol strzelony Argentynie po pięknym rajdzie zrobił z niego wielką gwiazdę. A w tym samym meczu, kilka minut wcześniej, wywalczył także rzut karny dla Synów Albionu. Tamtą pamiętną angielsko-argentyńską rywalizację rozstrzygnął dopiero konkurs jedenastek, w którym wziął udział też Owen. Noga mu nie zadrżała, choć miał nieco szczęścia przy tym strzale, bo piłka odbiła się od słupka, zanim wylądowała w bramce. Niestety, dla napastnika Liverpoolu dwóch jego kolegów nie wykorzystało swoich prób. Albicelestes spudłowali tylko raz, i to oni awansowali do ćwierćfinału.

Za naklejki Panini

Lata 90. to czas różnych kolekcji. Zbierało się krążki ze zwierzętami z chipsów, naklejki z samochodami z gum do żucia, kartki do segregatorów. Nie inaczej było z naklejkami Panini, na których widniały wizerunki uczestników MŚ 1998. Szczególnie dobrze zapadł w pamięć portret niestety nieżyjącego już Bułgara Trifona Iwanowa. Zarośnięty zawodnik z posępną miną wyglądał na nim, jakby pił ze trzy dni bez przerwy. Zresztą możliwe, że w istocie tak było, bo Iwanow nie wylewał za kołnierz.

Za gola Dennisa Bergkampa

We Francji nie było już Marco van Bastena, Ruuda Gullita i Franka Rijkaarda. Grali za to inni wspaniali zawodnicy z Kraju Tulipanów. Bramki strzegł wysoki i chudy Edwin van der Sar, w obronie wyróżniali się Frank de Boer i Jaap Stam, w środku pola królowali Edgar Davids (jeszcze bez gogli), zaś na skrzydle szybki jak błyskawica Marc Overmars. Ale największym z największych był Dennis Bergkamp. Jego gol w ćwierćfinale z Argentyną do dziś jest pokazywany w kompilacjach z najpiękniejszymi bramkami w historii futbolu. Fantastyczne opanowanie piłki, zwód i kapitalny strzał pod poprzeczkę – to właśnie definicja gry genialnego technika, jakim był Bergkamp.

Za Carlos Valderramę i jego fryzurę

Carlos Valderrama to znakomity zawodnik, ale podczas mundialu we Francji nie był w życiowej formie. W 1998 roku miał już bowiem 37 lat na karku. Wciąż jednak potrafił czarować. Na przykład wtedy, gdy odebrał piłkę Tunezyjczykowi i natychmiast wykonał genialne podanie do Léidera Preciado, który po chwili strzelił zwycięskiego gola dla Los Caffeteros. Valderramę pamiętamy oczywiście także, a może przede wszystkim, z oryginalnej blond czupryny. Dwa lata temu fani byli zszokowani, gdy emerytowany gracz opublikował zdjęcie, na którym jego włosy są proste. Nowy image połączono z kampanią reklamową z udziałem legendy kolumbijskiego futbolu. Na szczęście szybko powrócił do dawnej fryzury. Valderrama i burza loków to jedyne właściwe połączenie.

Za Rumunów ufarbowanych na żółto

Mundial 1998 to przedostatni jak dotąd turniej, w którym reprezentacja Rumunii odegrała poważniejszą rolę. Zawodnicy dowodzeni przez Anghela Iordănescu wygrali dwa pierwsze mecze na mistrzostwach we Francji, z Kolumbią i Anglią. Mając na koncie 6 punktów, Tricolorii byli pewni awansu do 1/8 finału. W tak komfortowej sytuacji Rumuni przed ostatnim spotkaniem grupowym z Tunezją postanowili ufarbować włosy na jasny blond. Miało to na celu wzmocnienie ducha drużyny. – Dwa dni przed turniejem zapytaliśmy trenera, czy ogoli głowę, jeśli po dwóch meczach zapewnimy sobie awans – wspomina napastnik Adrian Ilie. – Gdy się zgodził, my obiecaliśmy, że wtedy przefarbujemy włosy – relacjonował piłkarz. Selekcjoner po zwycięskim meczu z Kolumbią rzeczywiście ogolił się na łyso, a zawodnicy rozjaśnili czupryny. – Zrobiliśmy to po ostatnim treningu. Kiedy wróciliśmy do hotelu, wszyscy myśleli, że przyjechała jakaś zupełnie inna drużyna. Nawet nasze rodziny o tym nie wiedziały – opowiada Ilie. I tak prawie wszyscy Rumuni zupełnie niespodziewanie wyszli na pojedynek z Tunezją w blond włosach. Jedynie bramkarz Bogdan Stelea uniknął farbowania. Ale tylko, że był łysy.

DOMINIK GÓRECKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Dominik Górecki
Dominik Górecki

Samorządowiec, dziennikarz, sadownik, miłośnik podróży i fan futbolu. Entuzjasta Serie A, Bundesligi i piłki afrykańskiej. Od dzieciństwa zakochany w Juventusie.

Więcej tego autora

Najnowsze

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...

Siatkarski klasyk w Rzeszowie – wizyta na meczu Asseco Resovia – PGE GiEK Skra Bełchatów

Siatkarskie mecze pomiędzy Resovią a Skrą Bełchatów od lat uznawane są za jeden z największych klasyków. Kluby te walczyły o największe laury, nie tylko...