„Był sobie piłkarz” – recenzja

Czas czytania: 4 m.
0
(0)

W historii polskiego futbolu było wielu niezwykle utalentowanych zawodników. Duża ich część nie wykorzystała (z bardzo różnych powodów) swojego potencjału. To oczywiście banały, ale czasem  warto przyjrzeć się postaciom nieco zapomnianym, a  uwielbianym przez kibiców. Antoni Bugajski w książce „Był sobie piłkarz” przywołuje losy czterdziestu polskich piłkarzy „nie tylko z pierwszych stron gazet”.

Autor, absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, pracę dziennikarską zaczynał w krakowskim „Tempie”. Od 1998 roku związany jest z „Przeglądem Sportowym”, gdzie przez kilka lat był szefem działu piłki nożnej. Współtworzył album „Biało-czerwone mundiale”. W 2006 roku otrzymał nominację do nagrody „Grand Press” za cykl artykułów „Lista Fryzjera”.

Book Sale Instagram Post 74

Książka „Był sobie piłkarz” została wydana w ramach serii „Biblioteka Przegląd Sportowy” i zawiera 288 stron. Dobór piłkarzy jest oczywiście subiektywny – mamy tutaj zarówno medalistów mistrzostw świata (np. Iwan, Kusto, Gorgoń, Matysik, Kupcewicz), jak i piłkarzy niemal całkowicie zapomnianych lub w najlepszym wypadku pamiętanych przez kibiców klubu, w którym akurat zawodnik najwięcej osiągnął. Opisane zostały losy niektórych przedwojennych gwiazd (Scherfke, Bułanow), jak i graczy, którzy ostatnie mecze rozgrywali już w XXI wieku. Za takie zróżnicowanie trzeba autora od razu pochwalić, bo pozwala ono na spojrzenie na polski futbol w bardzo szerokiej perspektywie. Pokazuje także, że niezależnie od czasów piłkarze muszą pokonać wiele życiowych zakrętów, aby osiągnąć sukces.

Pochwała należy się także autorowi za dotarcie do wielu byłych futbolistów lub ich rodzin. Duża część bohaterów książki mieszka dziś za granicą, nie wszyscy są też chętni, żeby otwarcie opowiadać o swoich dawnych losach. W czterdziestu opowieściach to oczywiście piłka nożna gra kluczową rolę, ale chyba jeszcze ważniejsze są decyzje piłkarzy, które zmieniły nie tylko ich życie zawodowe, ale także prywatne. W przypadku piłkarzy, których kariery przypadały na lata 60., 70. i 80. pojawia się motyw wyjazdu (lub ucieczki) na Zachód. Spójrzmy choćby na opisywany w książce przykład Aleksandra Famuły. Ten zapomniany przez wielu kibiców bramkarz debiutował w lidze w barwach Górnika Zabrze. Gdy zabrzańska drużyna w 1983 roku wracała z południowoamerykańskiego tournée via RFN, golkiper postanowił „urwać się” we Frankfurcie.

„Do tej pory nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Decyzja była spontaniczna. Moje życie nagle zmieniło się o 180 stopni i tak już zostało” – wspomina w rozmowie z autorem książki.

Famuła mimo początkowych problemów organizacyjnych zrobił całką udaną karierę. W 1. Bundeslidze w barwach Karlsruher wystąpił 150 razy, a pod jego okiem rozwijał się młody Olivier Kahn.

Podobny był przypadek gwiazdy bytomskiej Polonii, Norberta Pogrzeby. Podczas pobytu bytomian w Szwecji, Pogrzeba opuścił drużynę. Władze partyjne i PZPN urządziły „pokazówkę”. Piłkarze i działacze mieli publicznie potępić zachowanie kolegi. Na zawodnika została nałożona roczna dyskwalifikacja, którą zamierzał przeczekać u rodziny w Niemczech. Na boiska wrócił w USA, a później nieźle radził sobie w holenderskim NAC Breda. Komunistyczna władza nie zapomniała mu jednak, że „zdradził ludową ojczyznę” i nie chciał wypuścić z Polski jego najbliższych. Dopiero interwencja prezydenta Bredy pomogła.

W książce znajdziemy też przypadki piłkarzy, którzy za granicę wyjechali całkiem legalnie. Andrzej Jarosik był prawdziwą gwiazdą Zagłębia Sosnowiec, ale reprezentacyjną karierę zmarnował na własne życzenie. W półfinałowym meczu Igrzysk Olimpijskich Kazimierz Górski chciał wzmocnić atak i wprowadzić na boisko właśnie Jarosika. Piłkarz odmówił słynnemu trenerowi i zamknął sobie drogę do kadry. Po ukończeniu trzydziestu lat wyjechał grać w lidze francuskiej.

W publikacji znalazło się też miejsce dla Jana Furtoka. Supersnajper GKS-u Katowice wyjechał pod koniec lat 80. do Niemiec. Zrobił tam prawdziwą karierę i do czasu Roberta Lewandowskiego był najlepszym polskim strzelcem w historii Bundesligi. Mimo takich sukcesów wielu kibiców zapamiętało go z gola strzelonego ręką drużynie San Marino.

Książka dostarcza czytelnikom kilka całkiem zabawnych historii, choćby o tym, jak nadgorliwy redaktor zamienił Engelberta Jarka (piłkarza Odry Opole) w Jarosława Engelberta, ale też sporo niezwykle dramatycznych. Czesław  Boguszewicz był obiecującym obrońcą Arki Gdynia. Podczas treningu lecąca z wielką siłą piłka trafiła go w oko.  Jego kariera piłkarska legła w gruzach, ale, jak sam przyznaje, szczęście w nieszczęściu, że nie stracił gałki ocznej. Jerzy Wijas na dłuższy czas musiał przerwać przygodę z piłką. Zamiast grać w Widzewie, odbywał ciężką służbę wojskową. Najtragiczniejszy los spotkał Henryka Alszera. Były gracz Ruchu Chorzów zginął pod kołami ciężarówki w noc sylwestrową 1959 roku.

Wreszcie mamy też szereg lokalnych gwiazd, które ledwie otarły się o reprezentację, ale swoim klubom dały całkiem sporo. Jerzy Sadek przez lata był najlepszym strzelcem ŁKS-u, w kadrze zasłynął świetnymi występami w meczach ze Szkocją i Anglią. Kazimierz Szachnitowski był współtwórcą największego sukcesu GKS-u Tychy. Marian Kielec to owiany legendą bombardier Pogoni Szczecin, a Jacek Bayer jeden z najlepszych zawodników w historii Jagiellonii Białystok.

Wymieniać można byłoby jeszcze długo, ale lepiej jest sięgnąć po książkę i samemu przekonać się, jak toczyły się losy czterdziestu piłkarzy z różnych epok. Autor nie ocenia ich decyzji, nie wskazuje na to, co powinni byli zrobić inaczej. Oddaje głos bohaterom boisk, słucha i opisuje. Czasami pozostawia czytelnika z pewnym niedosytem. O każdym z przedstawianych futbolistów dałoby się napisać więcej, czasami wręcz aż prosi się o to. Być może niektórzy z czytelników woleliby przeczytać dwadzieścia historii nieco dłuższych zamiast czterdziestu krótkich. Trzeba jednak uszanować konwencję, którą przyjął Bugajski. W wielu przypadkach krótkie, dynamiczne opisanie przygód konkretnego piłkarza zostawia bardzo dobre wrażenie i pozwala na zrozumienie, co w karierze danego gracza było najważniejsze.

NASZA OCENA: 7/10

„Był sobie piłkarz” to ciekawa lektura, którą bardzo dobrze i szybko się czyta. Losy każdego z prezentowanej czterdziestki omówiono w niezwykle wciągający sposób. Książka powinna zainteresować zarówno młodych czytelników, którzy chcieliby poczytać o „starych czasach”, jak i tych fanów, którzy od lat śledzą polską piłkę i wielu z opisywanych piłkarzy pamiętają jeszcze z boiska.

Nasz partner Sendsport przygotował dla Was zniżki! Książka Był sobie piłkarz oraz wiele innych tytułów taniej o co najmniej 10%.

JAKUB TARANTOWICZ

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Jakub Tarantowicz
Jakub Tarantowicz
Rocznik 1987. Kibic Łódzkiego Klubu Sportowego i Manchesteru United. Szczęśliwy mąż. Dumny tata dwóch córeczek. Z wykształcenia historyk. Od wielu lat pracownik księgarni historycznej w Łodzi

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...