Trzech ludzi. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Niemka, Koreańczyk i Libijczyk. Wszyscy grali w piłkę nożną na pozycji napastnika. Wszyscy też w jakiś sposób byli związani z Perugią i jej szalonym właścicielem Luciano Gauccim. Klub ten w pierwszych latach XXI wieku brylował w komicznych sytuacjach z napastnikami w tle. Nadszedł czas, aby tamte historie przypomnieć. Czy jest na to lepsze miejsce niż Retro Futbol?
O jeden gol za daleko
Największym sukcesem azjatyckiego futbolu na mistrzostwach świata było czwarte miejsce Korei Południowej na mundialu w 2002 roku. Koreańczycy prowadzeni przez Guusa Hiddinka imponowali na boisku walecznością oraz znakomitym przygotowaniem kondycyjnym. Niestety ważną rolę w ich awansie do półfinału MŚ odegrali sędziowie. Skrzywdzone zostały reprezentacje Hiszpanii i Włoch. Mecz z Italią Koreańczycy rozstrzygnęli na swoją korzyść w 118. minucie meczu, kiedy to Ahn Jung-hwan strzałem głową pokonał Gianluigiego Buffona. Życie zawodnika wyglądało jak bajka. Grał w Serie A, a ponadto był ważną postacią reprezentacji Korei Południowej w turnieju rozgrywanym na swoim terenie. Po powrocie z mistrzostw świata napastnik miał podpisać umowę z Perugią, na mocy której stałby się on pełnoprawnym graczem włoskiej drużyny (wcześniej był wypożyczony na dwa lata z Busan Daewoo Royals).
Poprzedni pracodawca Koreańczyka miał zarobić półtora miliona dolarów. Z transakcji nic jednak nie wyszło, gdyż Luciano Gaucci oznajmił, że nie będzie płacić komuś, kto zrujnował włoski futbol. Ahn Jung-hwan nie miał po co wracać do Włoch. Został zawodnikiem japońskiego Shimizu S-Pulse. Później wrócił do Europy, jednak ani w Metz, ani w Duisburgu furory nie zrobił. Gaucci musiał rozpocząć poszukiwania następcy Koreańczyka.
Płacę, więc gram
Saadi Kaddafi to syn nieżyjącego już dyktatora Libii Mu’ammara Kaddafiego. Saadi przez całe życie marzył o tym, żeby zostać piłkarzem. W kraju rządzonym przez swojego ojca był futbolową alfą i omegą. Strzelał gole i ustalał, kto ma grać oprócz niego na boisku. Wpływał także na sędziego i rywali. Kto bogatemu zabroni? Saadiemu znudziło się sterowanie każdą osobą związaną z libijskim futbolem, więc postanowił poszukać szczęścia za granicą. Wybór padł na Włochy.
Najsilniejszą kartą przetargową Kaddafiego juniora nie były oczywiście umiejętności, ale pieniądze. Te bardzo chętnie przyjął właściciel Perugii, Luciano Gaucci. Chciał w ten sposób ratować fatalną sytuację finansową klubu, który i tak zbankrutował, mimo częstych zastrzyków gotówki od syna dyktatora. Kaddafi i Gaucci pasowali do siebie idealnie. Obaj – delikatnie rzecz ujmując – nie byli mistrzami w oszczędzaniu pieniędzy i obaj niespecjalnie mieli pojęcie o futbolu. Jeden był beztalenciem na boisku, drugi często przejmował małe włoskie kluby (Viterbese, Sambenedettese i Catanię), z którymi nic wielkiego nie osiągnął.
Kogo sprowadził do swojego klubu Gaucci? Uzależnionego od narkotyków i alkoholu człowieka, który w piłkę nigdy grać nie potrafił. Od trenowania wolał wizyty w klubach ze striptizem. Z drugiej jednak strony dbał o swój rozwój sportowy, gdyż swoją szybkość chciał poprawiać płacąc za treningi byłemu sprinterowi, Benowi Johnsonowi. Jego umiejętności techniczne miał z kolei polepszyć sam Diego Maradona. Kanadyjczyk i Argentyńczyk uczyli chyba Saadiego nie tego, czego powinni, gdyż w maju 2003 roku w organizmie Libijczyka wykryto nandrolon. Gaucci omamiony pieniędzmi swojego – nomen omen – pracownika tłumaczył, że pozytywny wynik testów dopingowych spowodowany był przyjmowaniem leku uśmierzającego ból pleców.
W barwach Perugii Saadi zagrał tylko jeden mecz. To wystarczyło, aby włoskie media umieściły go w najgorszej jedenastce sezonu. Towarzystwo w ataku miał doborowe. Carsten Jancker, Rivaldo i Al-Saadi Kaddafi. Ktoś tutaj ewidentnie nie pasował… Po odejściu z Perugii w 2004 roku, Kaddafi junior słał umizgi do kolejnych sterników drużyn Serie A. Właściciele Udinese i Sampdorii Genua połasili się na miliony Saadiego. Dla Sampy Libijczyk nie zagrał ani razu. W drużynie z Udine rozegrał jeden mecz. W 38. kolejce przeciwko Cagliari Calcio zagrał dziesięć minut. Nie ma wątpliwości, że najgorszy piłkarz wszech czasów, jaki biegał po włoskich boiskach, urodził się w Libii.
Parytety po włosku
Luciano Gaucciemu nie udał się eksperyment z amatorem w roli łowcy goli, ale nie ustał w poszukiwaniach szokujących kandydatów. Kolejnym wyborem była… kobieta. Birgit Prinz strzeliła w swojej karierze ponad czterysta goli, trzy razy (lata 2003-2005) była wybierana najlepszą piłkarką świata. Chyba tylko ona była gotowa sprostać wyzwaniu polegającym na grze razem z mężczyznami i to w jednej z najlepszych lig świata.
Prinz i Gaucci prowadzili bardzo zaawansowane rozmowy. Włoch uważał Birgit za świetną zawodniczkę, zaś Niemka chciała sprawdzić się w konfrontacji z mężczyznami. Na szczęście w porę zainterweniowały niemiecka i włoska federacja, które zajęły jasne stanowisko w tej sprawie – kobiety mają grać ze sobą, a mężczyźni ze sobą. Prinz wcale nie była pierwszym kobiecym wyborem Gaucciego. Wcześniej chciał on sprowadzić do swojego klubu dwie Szwedki: Hannę Ljungberg i Victorię Svensson. Dwie legendy kobiecej piłki nożnej w Szwecji nie chciały jednak grać razem z mężczyznami.
Luciano Gaucci okazał się być prawdziwym nemezis dla Perugii. Rozpaczliwe próby poszukiwana napastnika pośród amatorów i kobiet zakończyły się spadkiem z Serie A w roku 2004. Rok później klub ogłosił bankructwo, a ścigany przez policję właściciel uciekł na Dominikanę. Klub po dziś dzień nie wydostał się z finansowych tarapatów. Vincenzo Silvestrini i Leonardo Covarelli próbowali, jednak stanęło na tym, że sezon 2010/2011 klub z Umbrii rozpoczął w Serie D. Trzy lata później Perugia powróciła na zaplecze ekstraklasy. Za strzelanie goli obecnie odpowiedzialny jest Rolando Bianchi (pisane w sezonie 2015/16. W 2016/17 bramki zdobywał Samuel Di Carmine). Nie jest to może Luca Toni czy Antonio di Natale, jednak lepszy Bianchi niż kobieta lub narkoman.
SEBASTIAN CHROSTOWSKI