Zespoły z Madrytu zawsze charakteryzowały się posiadaniem na stanowisku prezydenta barwnych postaci. Real miał Santiago Bernabeu, Ramona Mendozę i obecnie Florentino Pereza, Atletico Vicente Calderona. Wszyscy byli ludźmi wyjątkowymi, kochającymi swój klub i mimo nie zawsze trafnych działań, stawiających dobro swojego zespołu na pierwszym miejscu. Żaden z nich nie był jednak tak kontrowersyjny jak Jesus Gil. Był on prezesem jedynym w swoim rodzaju, człowiekiem paradoksów, który powodował wśród kibiców „Los Colchoneros” swoiste rozdwojenie jaźni. Był niczym Diego Maradona w legendarnym spotkaniu z Anglią – nienawidzony za jeden występek i po pięciu minutach gratyfikowany za inny. A sposób, w jaki rządził, bardziej nadawał się do scenariusza dla Monthy Pythona, niż podręcznika z zarządzania…
Odpowiedni człowiek z odpowiednimi znajomościami
Kiedy obejmował funkcję prezydenta Atletico w 1987 roku, miał już za sobą zawrotną karierę w branży deweloperskiej, pierwsze romanse z polityką, przyjaźń samego generała Franco i nieudaną karierę piłkarza. Być może nie był on człowiekiem renesansu, jednak umiał zakręcić się w odpowiednim towarzystwie. Perfekcyjnie wykorzystał okres największej w historii Hiszpanii prosperity, która charakteryzowała lata 60. XX wieku. Kraj wychodził wtedy z międzynarodowej izolacji, w jakiej znalazł się po II wojnie światowej, wskutek cichego popierania nazistowskich Niemiec w trakcie konfliktu. Hiszpania stawała się coraz atrakcyjniejszym celem dla podróżnych, co skutkowało inwestycyjnym boomem i rozwojem sektora budowlanego.
Jesus Gil wywęszył swoją okazję i ją wykorzystał. Początkowo chciał zostać weterynarzem, jednak operacje na zwierzętach powodowały u niego mdłości. Zdecydował się więc na studia ekonomiczne, jednak szybko z nich zrezygnował i zamieszkał w… burdelu. Co ciekawe, swój dom dzielił on z 19 prostytutkami i jednym księdzem (!). Po dłuższym czasie zdecydował się zaryzykować i wszedł w branżę deweloperską, wykorzystując wspomniany już okres prosperity i budując pensjonaty na południu Hiszpanii. Z biegiem czasu okazywało się jednak, że były to konstrukcje budowane po kosztach, często bez udziału architektów, jakichkolwiek planów i pomiarów. Efekt? W 1968 roku doszło do katastrofy budowlanej w jednym z kompleksów wypoczynkowych, w której wyniku zginęło 58 osób. Jesus Gil po raz pierwszy zaśmiał się wtedy losowi prosto w oczy. Chwilę przed katastrofą wyszedł on z restauracji, aby pokazać jednemu z kontrahentów plany kolejnych inwestycji. I tak samo jak uszedł z życiem z tej tragedii, tak kara jaka miała go czekać, nie należała do najdotkliwszych. Mimo że został skazany na pięć lat, wyszedł zaledwie po roku więzienia. Pomógł mu generał Franco, którego określał swoim serdecznym przyjacielem. Słynny „Caudillo” skorzystał z prawa łaski i wypuścił Gila na wolność. Ten nie pozostawał mu dłużny, co rusz podkreślając swój podziw dla generała, nazywając go nawet „siostrą dla ubogich”.
Przeczytaj także: „Holenderska Barcelona van Gaala”
W 1981 roku wskutek szerokich znajomości jakie posiadał (m.in. z Vicente Calderonem), otrzymał miejsce w zarządzie Atletico. Zespół swoje lata świetności miał wówczas za sobą i nie stanowił takiej przeciwwagi dla Realu jak chociażby przed II wojną światową i tuż po niej, w czasach słynnego Helenio Herrery. W 1987 roku Gil wystartował w wyborach prezydenckich, gwarantując kibicom „Los Colchoneros”, że wraz z nim na stanowisku prezesa, do klubu zawita Paulo Futre – świeżo upieczony zwycięzca Pucharu Europy z Porto. Wybory wygrał w cuglach i rozpoczął się blisko 16-letni okres jego rządów.
Złotousty
Jak najlepiej opisać Atletico za kadencji Jesusa Gila? Cóż, jeżeli drogi czytelniku stworzyłbyś katalog grzechów, występków, uchybień, antagonizmów i wypowiedzi, które nie powinny charakteryzować klubu sportowego, za przykład ich występowania w pełnej gamie, mógłbyś użyć zespołu z Estadio Vicente Calderon. Gil stworzył prawdziwy cyrk, w którym większość jego decyzji i wypowiedzi wydawały się być sprzeczne z logiką. I tak m.in. w 1992 roku uznał, że klub potrzebuje restrukturyzacji i … rozwiązał szkółkę piłkarską. W efekcie, jeden z jej najwybitniejszych adeptów – Raul Gonzalez, przeniósł się do lokalnego rywala Realu, stając się żywą legendą „Królewskich”.
Kiedyś o swoich piłkarzach powiedział: „Żałuję, że traktuję ich jak ludzi. Moje konie są od nich mądrzejsze”. Innym razem, po porażce zespołu z Las Palmas, żałował, że samolot z piłkarzami się nie rozbił. Wiązało się to z innym jego słynnym stwierdzeniem, że „część jego piłkarzy nie zasługuje na to, by żyć”.
Kabaret w Atletico trwał w najlepsze, a jego główna postać – Jesus Gil, nie zamierzał go tak szybko kończyć. Jedynym trenerem, który miał tak naprawdę komfort pracy u prezesa był Radomir Antić, który prowadził klub przez blisko trzy lata. To właśnie pod jego wodzą zespół zdobył mistrzostwo w 1996 roku, co dało mu przepustkę do pierwszego występu w elitarnej Lidze Mistrzów. Mimo to, zespół nie został należycie wzmocniony i w drużynie pojawił się tylko świetny na EURO 1996 reprezentant Czech – Radek Bejbl, który ostatecznie nie potwierdził swoich umiejętności w Atletico. Zespół zawiódł w Lidze Mistrzów, odpadając w ćwierćfinale z Ajaxem. Był to szok dla Gila, który wypowiadał się o holenderskim zespole w sposób lekceważący, nazywając go m.in. „FC Kongo” (z powodu dużej ilości piłkarzy o surinamskich korzeniach w składzie).
„Jestem milionerem, po co mam okradać ludzi?” – Jesus Gil
W międzyczasie, w 1991 roku, został on wybrany burmistrzem Marbelli, miasta w którym prowadził swoje deweloperskie interesy od początku lat 60-tych. Populistyczny język jaki stosował, zagwarantował mu trzykrotną reelekcję, a jeden z jego najsłynniejszych cytatów brzmiał: „Jestem milionerem, po co mam okradać ludzi?”. Był politykiem, który jak łatwo się domyślić, działał w sposób mało sztampowy. W trakcie pierwszych wyborów powysyłał do 50 tys. domów w Marbelli i jej okolicach wideo, w którym zapewniał o przerwaniu dotychczasowych, nieudolnych rządów w mieście. Obiecał, że kurort stanie się jednym z bezpieczniejszych miejsc w regionie i rzeczywiście to mu się udało. Mimo to stworzył również w mieście dzielnicę, w której roiło się od barów, klubów nocnych i prostytutek, a on sam uczynił z kurortu swoistą pralnię pieniędzy, co umożliwiały mu machlojki związane z rekwalifikacją gruntów pod przyszłe inwestycje. Wisienką na torcie były jednak jego problemy związane ze sponsoringiem Atletico przez miasto. Najpierw w latach 1991-1992 wytransferował do zespołu równowartość 2 milionów funtów, a następnie sprzeniewierzył blisko 30 milionów euro z publicznych pieniędzy w związku z aferą związaną z reklamą miasta na koszulkach zespołu z Estadio Vicente Calderon. O skali oszustw, jakie miały miejsce w tym mieście może świadczyć fakt, że Gil stał się stroną blisko 75 spraw sądowych, a on sam został przedmiotem blisko 100 oficjalnych skarg w okresie rządzenia miastem. Najciekawsza z nich dotyczyła tego, że jego syn utrzymywał w jednej ze stajni policji swoje konie, które służyć mu miały do gry w polo. Przyznajmy, w dzisiejszych czasach to sceny raczej trudne do wyobrażenia.
„Magic English”
W trakcie jego kadencji przez drużynę przewinęło się 39 trenerów (sic!), a rekordowy pod tym względem był sezon 1993-1994, kiedy w ciągu zaledwie dwunastu miesięcy drużynę obejmowało 6 szkoleniowców. Chaos, jaki panował w klubie, jeszcze dobitniej określała liczba transferów przeprowadzanych przez Gila, który w ciągu szesnastu lat ściągnął do drużyny 141 zawodników. Najbardziej szalone były pierwsze lata jego prezydentury, kiedy w latach 1987-1991 zespołem kierowało trzynastu szkoleniowców (rekordzistą był Anglik Ron Atkinson – prowadził zespół przez 93 dni).
Jesus Gil to postać tak kontrowersyjna, że opisanie wszystkich jego wybryków zajęłoby jeden lub kilka rozdziałów porządnej książki. W 1990 roku nazwał sędziego gejem, po czym został zdyskwalifikowany przez UEFA na 18 miesięcy i nie miał prawa wyjeżdżać z klubem poza granicę Hiszpanii. Gil zakaz oczywiście złamał, za co został przez federację ukarany karą finansową. Oprócz obrażania wszystkich i wszystkiego, innym stałym elementem jego prezydentury było wchodzenie w kompetencje trenerów i ustalanie składu. „Płacę im, więc powinni się oni zgadzać z moimi pomysłami dla zespołu” – tak, z zabójczą szczerością, argumentował swoje zachowanie Hiszpan. W 1996 roku został z kolei zawieszony na 8 miesięcy przez hiszpańską federację, za uderzenie w twarz prezesa klubu SD Compostela, Jose Gonzaleza Fidalgo. Do dzisiaj zapamiętany jest również ze świetnej znajomości języka angielskiego, o czym przekonać się możecie na poniższym filmiku.
Jesus Gil był człowiekiem, którego albo się kochało, albo nienawidziło. Z jednej strony uwielbiany przez środowisko „Los Colchoneros” za swoją nienawiść do Realu, z drugiej jednak to on wprowadził klub w problemy finansowe i został skazany za malwersacje podatkowe w Marbelli prawomocnym wyrokiem w 2002 roku. Nie ulega jednak wątpliwości, że swoją charyzmą mógłby podzielić pomiędzy kilkunastu innych prezesów. Zanim więc ostatecznie osądzimy jego postać, zastanówmy się, czy to nie przez tę odrobinę pieprzu, którą dodawały takie osoby jak Jesus Gil, nie zakochaliśmy się w futbolu?
PIOTR JUNIK
Follow @p_junik Obserwuj @retro_magazyn
OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE!
POLUB NAS NA FACEBOOKU!