Robert Hoyzer – Houdini ze Spandau

Czas czytania: 13 m.
5
(5)

To rocznica, której nikt nie chce świętować. Dwadzieścia lat temu Robert Hoyzer zmienił niemiecki futbol, wywołując największy skandal korupcyjny w XXI wieku. 67 tysięcy euro i telewizor plazmowy – na tyle wycenił swój sędziowski honor.

Gdy w 1971 roku Horst-Gregorio Canellas, prezydent Kickers Offenbach zorganizował przyjęcie urodzinowe, nikt jeszcze nie wiedział, że zaraz wywróci do góry, raczkującą jeszcze, Bundesligę. Podczas imprezy, na której zgromadziła się śmietanka celebrytów i działaczy DFB z trenerem reprezentacji Helmutem Schoenem na czele ujawnił największy korupcyjny skandal w historii piłkarskich Niemiec.

– A teraz panowie posłuchajcie

powiedział, po czym jednym naciśnięciem przycisku magnetofonu wyjawił okoliczności, kwoty, nazwiska i niezbite dowody bezwstydnej korupcji, jaka ogarnęła cały sezon 1970/71. Dziesięć zaangażowanych klubów, ponad 60 piłkarzy, 18 ustawionych spotkań.

Prowadzący śledztwo Hans Kindermann nazywany przez prasę „Wielkim Inkwizytorem” stwierdził, że w drugiej połowie sezonu 70/71 każdy mecz, który miał znaczenie dla walki o utrzymanie, był zmanipulowany lub przynajmniej podjęto taką próbę. To zachwiało podstawami ligi. Sezon po ujawnieniu skandalu, na stadiony przyszło blisko milion kibiców mniej, w następnym jeszcze mniej. Ludzie nie chcieli wybaczyć swoim bohaterom chciwości i tego, że zrobili z nich durni.

Bundesliga przetrwała i oczyściła się. W następnych dekadach największym skandalem związanym z sędziami był popis Wolfa-Dietera Ahlenfeldera, który po pijaku wcześniej skończył mecz. Wydawało się, że Niemcy nie będą już mieli problemu z korupcją, a środowisko jest czyste. Do czasu. Do zwykłego meczu pierwszej rundy Pucharu Niemiec w 2004 roku…

Złe sędziowanie? To się przecież zdarza

21 sierpnia 2004 roku trzecioligowy Paderborn podejmował faworyta z Hamburga. Potężne HSV z Barbarezem, Lauthem, Mpenzą, dowodzone przez Klausa Toppmoellera nie miało mieć żadnych problemów z odprawieniem rywala. Sędzia Robert Hoyzer miał jednak inne plany. Po trzydziestu minutach wszystko idzie zgodnie z planem a HSV prowadzi 2-0.

I wtedy się zaczęło. Najpierw Thijs Waterink z Paderborn teatralnie upada w polu karnym Hamburga, po czym Hoyzer zarządza rzut karny. Paderborn strzela kontaktową bramkę. Emile Mpenza nie może pogodzić się z taką decyzją i zaczyna wyzywać sędziego od dupków, za co ten momentalnie wysyła go do szatni.

– To było dla mnie wygodne, ale uzasadnione

mówił Hoyzer w swoich zeznaniach. Gospodarze wyrównują jeszcze przed przerwą. Bastian Reinhardt z HSV po latach wspominał, że jeden z jego kolegów podsłuchał Hoyzera w przerwie mówiącego coś w stylu:

– Nie martw się, zrobię to.

Dla piłkarzy HSV już od pierwszego karnego było jasne, że zaczyna się dziać coś dziwnego. Krótko po rozpoczęciu drugiej połowy Paderborn wychodzi na prowadzenie, a pod koniec spotkania dostaje drugi rzut karny z kapelusza. Tym samym trzecioligowiec odwraca losy meczu z 0-2 na 4-2 i awansuje do kolejnej rundy. Frustracja HSV jest ogromna.

– Cóż, nigdy jeszcze nie przegrałem z sędzią. To był pierwszy raz więc czapki z głów. To on zdecydował o wyniku dzisiejszego meczu

– mówił na gorąco Bastian Reinhardt. Natychmiast po końcowym gwizdku na murawę wbiegła Karin Zumdick, żona asystenta trenera HSV i powiedziała, że wszyscy na trybunach wiedzieli, że na boisku dzieje się coś dziwnego. Robert Hoyzer nie odpowiadał na pytania po meczu. Dla wszystkich było jasne, że Hoyzer podjął kilka złych decyzji, ale trzeba było też uczciwie przyznać, że Paderborn nie zagrało wcale złego meczu, a Hamburg zaprezentował się po prostu słabo.

Na pomeczowej konferencji prasowej obaj trenerzy zgodnie oświadczyli, że najważniejszym momentem spotkania był pierwszy rzut karny. Żadnemu z nich nie przyszło jednak na myśl zaplanowane oszustwo. Nikt w tym momencie nawet nie pomyślał, że cała historia mogła mieć drugie dno.

Dwa dni później dyrektor zarządzający firmą bukmacherską Oddset informuje sekretarza generalnego DFB o możliwych nieprawidłowościach w związku z tym meczem. W programie Sportschau słabą formę Hoyzera zwalano na jego młody wiek.

– Złe sędziowanie, to się przecież zdarza

– mówią w telewizji. HSV po porażce wpadł w spory kryzys, a posadą musiał za to zapłacić Klaus Toppmoeller. Już nigdy nie wrócił do Bundesligi. Po kilkunastu latach od feralnego spotkania dalej miał żal.

– To było tak ordynarne oszustwo że do dziś nie mogę w to uwierzyć. Robert Hoyzer zrujnował mi karierę w HSV

– mówił.

– Wciąż pamiętam sceny, w których byliśmy obrażani przez naszych kibiców. Najpierw przy ogrodzeniu, potem w autokarze. W tamtym czasie poprowadziło nas to głębiej w kryzys

– wspominał Reinhardt. Tymczasem w jednym z berlińskich pubów sportowych Cafe King bawi się w najlepsze grupa mężczyzn. Jeden z nich co chwilę wstaje i energicznym gestem imituje pokazanie czerwonej kartki.

– Jesteś naszym skarbem, jesteś naszym Houdini

– śpiewali jego kompani. To był Robert Hoyzer i chorwaccy bracia Sapina – pomysłodawcy całej afery. To nie pierwszy raz gdy się spotkali. Ich współpraca trwała już od dłuższego czasu…

Wschodząca gwiazda

Robert Hoyzer był chłopakiem z berlińskiego Spandau. Uczył się zawodu stolarza, ale ostatecznie poszedł w ślady ojca. Już w wieku 15 lat rozpoczął sędziowską karierę w stołecznej Hercie. W wieku 22 lat był najmłodszym sędzią w drugiej lidze. Był wzorem do naśladowania i gwiazdą berlińskiego związku sędziów. Kierował grupą sędziów juniorskich. Jednym z jego podopiecznych jest Felix Zwayer. To postać, o której będzie jeszcze głośno w całej sprawie. Wydawało się, że debiut w Bundeslidze jest już tylko kwestią czasu. Pewnego dnia po szkoleniu zaproponował, by poszli na drinka do pubu Café King.

To właśnie tutaj poznał braci Sapina. Hoyzerowi błyskawicznie zaimponował styl życia właścicieli. Drogie samochody, zwitki banknotów poupychane nonszalancko w kieszeniach. Szybko staje się stałym bywalcem lokalu. Hersztem braci był Ante Sapina, który już w szkole podstawowej przejawiał niesamowity talent matematyczny. Studiował ekonomię. Miał ogromną smykałkę do zakładów bukmacherskich, ale w pewnym momencie chciał bardziej wpływać na interesujące go spotkania…

Dzięki znajomości z Hoyzerem jego praca stanie się znacznie prostsza. Sędzia może przecież znacznie łatwiej pokierować losami meczów niż żmudne szukanie piłkarzy gotowych się skurwić.

– Jesteś moim skarbem

– mówi Hoyzerowi. W końcu po długim urabianiu przyszłego wspólnika nadchodzi czas działania. Jest połowa maja 2004 roku. Podczas nocnej rozmowy w Café King Ante opowiada młodemu sędziemu o swoich zakładach i sugeruje, w jaki sposób można zwiększyć prawdopodobieństwo wygranej.

– Ile bym z tego miał, gdybym wziął w tym udział

– pyta Hoyzer.

Dużo

– odpowiada Ante Sapina co później powtarza w swoich zeznaniach.

Próba generalna

Próba generalna miała odbyć się 22 maja 2004 roku. Za 8 tysięcy euro Hoyzer miał zagwarantować, że Paderborn będzie prowadził do przerwy w spotkaniu z Chemnitzer. Sapina dał mu już pieniądze przed meczem, żeby wywrzeć dodatkową presję, by nie zrezygnował w ostatniej chwili. Jednocześnie Sapina ubezpieczył się obiecując 8 tysięcy euro piłkarzowi Chemnitzer Steffenowi Karlowi by pomógł „koledze”.

Tuż przed końcem pierwszej połowy Hoyzer odgwizduje absurdalny rzut karny dla Paderborn. Jednak ku jego rozczarowaniu sędzia liniowa Inka Müller koryguje jego decyzję i namawia Hoyzera do cofnięcia jedenastki. Ten się zgadza. Drugim liniowym w tym meczu był Felix Zwayer. Sędzia miał oddać przyjęte pieniądze w restauracji Dwunastu Apostołów.

– Prawie miałeś pieniądze

– komentuje Sapina. Hoyzer nie może się doczekać nowych możliwości, wręcz o nie błaga. Ante ma jednak wątpliwości czy ten jest, aby poważnym wspólnikiem. Prosi go, by znalazł mu więcej sędziów, którzy będą chcieli wejść w interes.

– W szatni powiedział, że Paderborn będzie prowadził do przerwy. Uznałem to za bardzo dziwne

– mówił w swoich późniejszych zeznaniach Zwayer. Hoyzer potrzebował pomocnika. A z Zwayerem znali się od dziesięciu lat i często razem wychodzili na miasto. Zaledwie tydzień później Hoyzer dostaje drugą szansę. Przed meczem czwartej ligi pomiędzy Wuppertaler SV a rezerwami Werderu wezwał Zwayera do swojego hotelowego pokoju i wręczył mu 300 euro.

– Wuppertaler musi dzisiaj wygrać, zrobię to ponownie

– powiedział. Hoyzer w późniejszych zeznaniach mówił, że Zwayer pomógł mu „machając chorągiewką i nie machając”. WSV wygrał po karnym, szczęśliwie dla Zwayera nie na jego połowie. Tym razem plan się powiódł, ale Sapina nie zarobił. Drugi mecz, z którym połączył ustawkę w Wuppertalu, okazał się błędny. Hoyzer zatrzymuje jednak 3000 euro.

Dalsze próby manipulacji Sapiny miały miejsce w drugiej i trzeciej lidze oraz w Pucharze Niemiec. Hoyzer zaczął zarabiać i żyć ponad stan. Śledczy znaleźli potem rachunki za ubrania za kilka tysięcy euro. Kolegom pokazywał koperty z dużymi pieniędzmi, a innym razem uregulował rachunek w restauracji za Zwayera po prostu rzucając zwitek banknotów na stół. Popełnia standardowy błąd.

Kolejny gracz

Oszukańcza sieć Sapiny się rozrasta. Robert Hoyzer znajduje kolejnego wspólnika. Jest nim Dominik Marks. Już w sierpniu ustawia mecz trzeciej ligi pomiędzy rezerwami Herthy a rezerwami Arminii Bielefeld za 6 tysięcy euro. W grudniu 2004 roku Sapina dokonuje ostatecznego dzieła zniszczenia. Na mecz KSC z Duisburgiem prowadzony przez Marksa i Zwayera obstawia ćwierć miliona euro.  Zwayer przyznał się potem, że Marks podczas śniadania zapytał go:

– Czy słyszałeś kiedyś, że możesz zarobić dodatkowe pieniądze na meczu?

– Nie chcę nawet wiedzieć o czym mówisz

– miał odpowiedzieć. Sapina wygrywa na czysto blisko milion. Sam Marks dostaje 23 tysiące euro a dodatkowe siedem tysięcy idzie na poczet zaciągniętego wczesniej długu. Za zarobione pieniądze kupuje żonie samochód. Podobnie jak Hoyzer zaczyna szastać gotówką. Zwayer wiedział, że Hoyzer nie jest uczciwy, ale nic z tym nie robi. Mógł zgłosić go wcześniej. Wtedy HSV nie zostałby nieuczciwie wyeliminowany. Wprawdzie sam nie miał nic wspólnego z „najsłynniejszym” meczem Hoyzera to jednak mógł zapobiec oszustwu.

W późniejszych zeznaniach zaprzecza, że przyjął od niego jakiekolwiek pieniądze. A Ante Sapina bawi się w filantropię. Gdy w Boże Narodzenie 2004 roku dowiedział się o niszczycielskim tsunami w Tajlandii, spontanicznie przekazał ofiarom 50 000 euro podczas gali zorganizowanej w stacji telewizyjnej RTL.

Niezawodny system

Wróćmy jeszcze do najsłynniejszego meczu podczas całej afery Hoyzera. W toku śledztwa wyszło, że na pucharowy mecz Paderborn z HSV bracia Sapina obstawili 175 kuponów na łączną sumę ponad 80 tysięcy euro – wszystko na zwycięstwo Paderborn. Okazało się, że by nie polegać wyłącznie na Hoyzerze, wręczyli dzień wcześniej kapitanowi SCP Waterinkowi dziesięć tysięcy euro by „ułatwił” zadanie sędziemu. To właśnie po jego jaskółce Hoyzer podyktował pierwszy rzut karny.

Bracia Sapina wygrali na tym meczu prawie 800 tysięcy euro, co zmusiło firmę do działania. Ta początkowo zablokowała wypłatę wygranych. Szef firmy bukmacherskiej Oddset Falko von Falkenhayn najpierw zawiadomił DFB, a potem zaprosił do siebie Antę Sapinę w celu wyjaśnień. Ante wyjaśnił zaciekawionym gospodarzom swój system obstawiania. Panowie uważnie słuchali i… uwierzyli Sapinie. Oddset nie był pierwszą firmą, która zauważyła żonglowanie przez niego dużymi sumami pieniędzy. Dwa miesiące wcześniej kontem swojego klienta zainteresował się Citibank. Saldo wynosiło ponad 800 000 euro, co nijak się miało do oficjalnego życia studenta. Złożyli zgłoszenie w sprawie podejrzenia prania pieniędzy, ale podobnie jak podejrzenie w przypadku meczu pucharowego nie przyniosło żadnego skutku. Sapina na pożegnanie dostał jeszcze od Oddset firmowy portfel i długopis.

Koniec eldorado

Bomba wybucha ostatecznie w styczniu 2005 roku. 19 stycznia. Sędzia Manuel Graefe pyta wówczas Zwayera co sądzi o niektórych dziwnych decyzjach Hoyzera i dzieli się swoimi wątpliwościami. Razem idą do nestora berlińskich sędziów – Lutza Michaela Froehlicha, a dwa dni później zeznają już w siedzibie DFB. Związek początkowo myślał, że to mała, incydentalna sprawa. Pierwsze posiedzenie wyznaczył na weekend, by w zgiełku spotkań Bundesligi ukryć ewentualny skandal. Ale afera okazała się być zbyt potężna, by móc cokolwiek zamieść pod dywan.

Zwayer na razie pełni rolę sygnalisty, ale to się ma wkrótce zmienić. Dwa dni później Niemiecki Związek Piłki Nożnej po raz pierwszy przesłuchuje Roberta Hoyzera, ale berlińczyk na razie wszystkiemu zaprzecza. Gdy niecały tydzień później do gry wchodzi prokuratura, ten się przyznaje. W toku śledztwa obciąża w sumie kilkadziesiąt osób. Dzień później Ante Sapina zostaje zatrzymany. DFB opublikowało oświadczenie a Hoyzer składa swoją rezygnację ze struktur. Ale to tak naprawdę dopiero wierzchołek góry lodowej w aferze.

Hertha reaguje błyskawicznie. Zaraz po upublicznieniu informacji nazwisko Hoyzera zostało usunięte z sędziowskiej rubryki na klubowej stronie internetowej. 31 stycznia pierwszym piłkarzem, który przyznał się do współpracy był Thijs Waterink z Paderborn. Już w kwietniu zostanie zawieszony przez DFB na ponad rok. Początkiem lutego policja przeprowadza gigantyczną obławę i dokonuje przeszukań w dziesięciu landach. 11 marca aresztowany zostaje Steffen Karl z Chemnitzer FC. To naturalnie nie wszystkie nazwiska, które zostały zawieszone lub aresztowane w toku śledztwa, ale zdecydowanie te najważniejsze.

W lutym 2005 roku Johannes B. Kerner zaprasza Hoyzera do swojego talk-show w stacji ZDF by ten opowiedział swoją historię. Zainteresowanie widzów było ogromne. Program oglądało średnio 2,7 miliona, podczas gdy zwykle obserwuje go około 1,6 miliona. Na Kernera posypała się jednak fala krytyki. Widzowie w studiu nie wiedzą do końca jak reagować. Niektórzy klaszczą, inni gwiżdżą na byłego sędziego. Kernerowi zarzucano możliwość zaprezentowania się i zdobycia sympatii przez oszusta.

– Gdybyśmy mieli szansę sprowadzić pana Hoyzera do studia RBB czy ARD, na pewno byśmy z tej okazji skorzystali. Wszystko inne byłoby czystą hipokryzją. Myślę, że trzeba być realistą. Zainteresowanie społeczne jest nadal na tyle duże, że z pewnością skorzystalibyśmy z tej możliwości

– mówił dyrektor programowy „Rundfunk Berlin Brandenburg” Jochen Sprentzel. Za swój udział w programie Hoyzer otrzymał wynagrodzenie w wysokości 500 euro.

– Można śmiało założyć, że wynagrodzenie, jakie otrzymał od Kernera było znacznie wyższe, niż podawano w prasie

– skomentował Sprentzel.

Koniec dobrej zabawy

Akta śledztwa liczyły ponad 6000 stron, sam akt oskarżenia 290 stron i figurowało w nim 170 świadków. Hoyzer postrzegał siebie jako ofiarę mafii bukmacherskiej i ciągle opowiadał, że nie jest jedyną czarną owcą. Twierdził, że takie i inne podobne zachowania były w środowisku czymś normalnym. Wspomniał jak w 2000 roku przed meczem trzeciej ligi pomiędzy Sachsen Lipsk a Erzgebirge Aue, kierownik klubu zaprosił dwóch z trzech nominowanych sędziów i Hoyzera, który w Lipsku przebywał jedynie prywatnie do baru a później do burdelu. Tam goście dostali od obserwatora sędziowskiego po 150 marek na „dobrą zabawę”.

Ante Sapina opisywał Hoyzera jako naiwnego, megalomańskiego i bardzo chciwego. W listopadzie 2005 roku Sąd Okręgowy w Berlinie skazał Roberta Hoyzera na dwa lata i pięć miesięcy więzienia. Wyrok uprawomocnił się dopiero w grudniu 2006, a w maju następnego roku Hoyzer trafił wreszcie za kratki. Sąd nie przychylił się tym samym do wniosku prokuratury, która chciała wyroku jedynie w zawieszeniu. Swoich roszczeń próbowało dochodzić także DFB. Początkowo żądało od Hoyzera aż 1,8 miliona euro. Ostatecznie stanęło na tym, że były sędzia zapłaci 126 tysięcy euro w ratach po 8400 euro rocznie. Dodatkowo Hoyzer miał zakaz jakiejkolwiek publikacji na temat swojego udziału w całym przedsięwzięciu co, wzbudziło wielkie kontrowersje.

Dominik Marks został skazany na 1,5 roku w zawieszeniu, a bracia Sapina kolejno na dwa lata i jedenaście miesięcy, rok i cztery miesiące w zawieszeniu oraz rok w zawieszeniu. DFB nakazał powtórzyć spotkanie drugiej ligi pomiędzy LR Ahlen a Wacker Burghausen, na który wpływ miał Hoyzer oraz mecz ligi regionalnej rezerw Herthy  z rezerwami Arminii, za który odpowiadał Marks. Jeszcze w kwietniu 2005 roku zarząd DFB podjął decyzję o zakazie obstawiania zakładów bukmacherskich dla zawodników, działaczy i sędziów.

Bracia Sapina kilka lat później znowu stali się obiektem dochodzenia prowadzonego przez prokuraturę w Bochum. Zarzucano im manipulowanie co najmniej 200 meczami w dziewięciu krajach europejskich. W kwietniu 2014 roku zostali skazani ponownie tym razem na dużo dłuższe wyroki. Do przebywającego w zakładzie karnym Hoyzera dotarli dziennikarze „Der Spiegel”. Był objęty najwyższym poziomem bezpieczeństwa. Czuł się zagrożony przez swoich chorwackich wspólników, z których jeden przebywał w tym samym bloku. Oprócz godzinnego spaceru dziennie po dziedzińcu Hoyzer przez 23 godziny na dobę przebywał zamknięty w celi. Wyszedł na wolność w lipcu 2008 roku po odbyciu połowy kary.

Nowe pokolenie sędziów

– Dzisiaj uhonorowaliśmy nowe pokolenie sędziów, które jest jeszcze na początku swojej kariery

– mówił z dumą prezydent DFB Wolfang Niersbach. Związek ogłosił właśnie, że sędzią roku 2014 został Felix Zwayer. I jest to bardzo ironiczne, biorąc pod uwagę, jakie były jego prawdziwe początki. Przez blisko dekadę udział Zwayera w aferze Hoyzera nie był do końca znany. DFB trzymało w tajemnicy surowy wyrok, jaki wydało na niego w maju 2006 roku. Zwayer był liniowym Hoyzera. Wprawdzie początkowo był również podejrzany i przeszukiwano jego mieszkanie, to w opinii publicznej zawsze był tym, który tylko upublicznił aferę swojego „szefa”.

To była zaledwie część prawdy. Związek znał zupełnie inny obraz. W uzasadnieniu wyroku skazującego go na pół roku zawieszenia czytamy, że zachowywał się rażąco nieuczciwie w stosunku do swojego zawodu, że można założyć, iż nie sprzeciwił się próbie zwerbowania przez Hoyzera, w jakiego sposób oczekiwano od uczciwego sędziego, że od dłuższego czasu nie zgłaszał DFB manipulacji Hoyzera a co najważniejsze: w 2004 roku przyjął od niego 300 euro, by „unikać krytycznych decyzji dla WSV”.

Wprawdzie Rainer Koch odpowiedzialny wówczas w DFB za całą sprawę przyznaje, że zeznania Zwayera pomogły wyjaśnić aferę, ale sformułowanie wyroku i sam werdykt nie budzą żadnych wątpliwości. Zwayer wziął łapówkę. Jego półroczne zawieszenie zostało przykryte zakazem, który został na niego nałożony ze względu na toczący się proces w celu ochrony jednego z kluczowych świadków. Taktycznie Zwayer rozegrał to po mistrzowsku. Uznał wyrok, uniknął tym samym własnej rozprawy w sadzie a tym samym poinformowania opinii publicznej. Pozwolono mu gwizdać od razu po zakończeniu zawieszenia. Na korzyść Zwayera świadczył też fakt zbliżających się Mistrzostw Świata w Niemczech.

Werdykt zapadał, gdy kibice byli już zajęci kupowaniem gadżetów i malowaniem twarzy w narodowe barwy. Kolejny skandal i czołówki w gazetach były związkowi niepotrzebne. Pewne pytania nasuwają się same. Czy sędzia, który przyjął pieniądze, może gwizdać w topowej piłce nożnej? Czy byłby bezstronny, gdyby ktoś zaczął go szantażować? Oczywiście suma jest symboliczna, ale fakt jest bezsporny. Jako sędzia nie bierzesz, nieważne ile. Dodatkowo wyjątkowo czarnym humorem jest fakt, że dzień przed przyjęciem łapówki został awansowany przez DFB na sędziego szczebla regionalnego.

Ty Hoyzerze!

Skandal z Robertem Hoyzerem miał o wiele większe konsekwencje. Na trybunach przy okazji kontrowersyjnych decyzji zaczęto wyzywać sędziów od… Hoyzerów.

– To był mecz czwartej ligi. Mój pierwszy przydział po skandalu. To było trudne spotkanie i miałem problemy, by utrzymać piłkarzy pod kontrolą. Gdy wysłałem jednego z nich do szatni, zaczął krzyczeć: Ty Hoyzerze, to ostatni mecz, który gwiżdżesz. Trybuny tylko na to czekały i zaczęły śpiewać: Hoyzer, Hoyzer, Hoyzer… On zdyskredytował całą gildię

–  wspominał na łamach „Der Spiegel” Alex Feuerherdt, były sędzia a obecnie ekspert i współzałożyciel magazynu sędziowskiego Collinas Erben. Wśród sędziów panowało prawdziwe przerażenie i przeczucie, że będzie jeszcze gorzej.

– Cała ta historia jest świetnym punktem wyjścia dla każdego, kto lubi przypisywać sędziom coś złego

– pisał wówczas w „Kickerze” Markus Merk. W 2011 roku Hoyzer został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta DFB Theo Zwanzigera i od tego czasu mógł ponownie grać w piłkę jako amator. Miesiąc później podpisał kontrakt z klubem SSC Teutonia, a potem Spandauer Kickers. Ironia była taka, że berliński klub grał swoje spotkania całkiem niedaleko od więzienia, w którym odbywał karę.

Ale sam fakt powrotu byłego sędziego na boisko był policzkiem dla wszystkich. Wkrótce porzucił karierę piłkarską i został dyrektorem sportowym w czwartoligowcu. Później pracował jeszcze jako dyrektor techniczny w Berliner AK i Viktorii Berlin. Jak włodarze klubów usprawiedliwiali sobie fakt, że osoba skazana za największy skandal łapówkarski od blisko czterdziestu lat jest idealnym kandydatem do pracy nad marketingiem, komunikacją i sprzedażą nie wiadomo. Robert Hoyzer pracował ostatnio w firmie Idealo – internetowej porównywarce cenowej. Nie ma już nic wspólnego z piłką nożną i chyba wszyscy odetchnęli z ulgą. W 2019 roku do Bastiana Reinhardta zglosila się redakcja Deutschlandfunk by przypomnieć feralne wydarzenia.

– Najwyraźniej miałem już całkiem dobre wyczucie tego, co działo się w tym meczu. Muszę przyznać, że nie jest mi go żal. Gdyby przyjechał do Hamburga i przeprosił osobiście, uznałbym to za odpowiedni gest i odfajkowałbym sprawę. Ale tego nie zrobił

– powiedział.

Hoyzern – czyli niemieckie słowo roku

Afera Hoyzera wstrząsnęła całym krajem i miała ogromny wpływ na rozwój zawodu sędziego. Podjęto działania  uniemożliwiające kolejną taką sprawę. Przydział sędziów zostaje ogłoszony dopiero dwa dni przed meczem, by zapobiec długoterminowym manipulacjom, sędziowie są regularnie obserwowani, a w ramach systemu coachingu są ściśle nadzorowani przez byłych sędziów. Fakt faktem od 2005 roku nie było już w Niemczech kolejnego skandalu łapówkarskiego z arbitrem w roli głównej.

Ale czy wiemy tak naprawdę wszystko? Hoyzer wielokrotnie powtarzał, że nie był jedyną czarną owcą w środowisku. Dopóki w grze są gigantyczne pieniądze, dopóty pokusa będzie ogromna. Czy DFB uzgadniając z Hoyzerem, że ten nigdy nie napisze swojej biografii, dbało bardziej o utracony prestiż zawodu sędziego, czy bardziej o siebie obawiając się, że ze związkowej szafy wypadnie jeszcze więcej trupów? Skoro dopiero tyle lat później dowiedzieliśmy się całej prawdy o Zwayerze wszystko jest możliwe.

HSV otrzymał od DFB w ramach rekompensaty 0,5 mln euro i 1,5 mln euro z dochodu z następnego meczu reprezentacji rozgrywanego w Hamburgu. I tylko Klaus Toppmoeller został z niczym.

– Do dziś nikt mnie nie przeprosił. Ani Hoyzer, ani DFB, ani obserwator sędziowski

– żalił się w jednym z wywiadow. W 2005 roku wymyślone słowo „hoyzern” oznaczające złe sędziowanie zajęło siódme miejsce w plebiscycie na niemieckie słowo roku.

Afera nie do końca martwa

Od sprawy minęło już dwadzieścia lat i o ile Robert Hoyzer jest już tylko wspomnieniem jednego z najczarniejszych epizodów w historii niemieckiej piłki to dalej przecież aktywnie działa Felix Zwayer. Echa afery powróciły na czołówki gazet niecałe trzy lata temu.

– Sędziemu, który już raz ustawił mecz, dajesz prowadzić największe spotkanie w Niemczech? Czego możesz się spodziewać?

– po meczu Borussii Dortmund z Bayernem Monachium wzburzony 18-letni wówczas Jude Bellingham wypalił przed kamerami z grubej rury. I ruszyła machina. Wprawdzie trudno podejrzewać, że błędy Zwayera wynikły wówczas z czegokolwiek innego niż z powodu bardzo słabych umiejętności, ale… Młody pomocnik BVB miał przynajmniej na tyle odwagi, by powiedzieć głośno to, co myśli większość środowiska. Nie ma tu miejsca dla osób, które zhańbiły zawód sędziego. To nie jest zawód, w którym powinna obowiązywać zasada drugiej szansy.

Zwayer skomentował wypowiedź Bellinghama mówiąc, że była pogardliwa, obraźliwa i oszczercza. Cóż, trzeba się było nad tym zastanowić wcześniej. Manuel Graefe, jeden z tych, którzy zgłosili swego czasu Hoyzera do władz mógł tylko przyklasnąć zawodnikowi Borussii. Od dawna prowadził krucjatę wobec Zwayera. Jedni nazywają to obsesją, inni polowaniem na czarownice, ale po cichu znaczna większość go dopinguje. Gdy Zwayera nominowano na sędziego FIFA Graefe już nawet nie gryzł się w język.

– Ludzie dostawali stanowiska, na które po prostu nie byli wystarczająco dobrzy. Takie rzeczy sprawdzają się przez jakiś czas, jeśli chroni się ich wewnętrznie i zewnętrznie, ale w pewnym momencie staje się to zauważalne. Jak ktoś taki może dostać się na szczyty czołowych niemieckich sędziów? Czy to możliwe, że Fandel i Krug chcieli tam człowieka, który byłby wobec nich zobowiązany do bezwarunkowej lojalności

– pytał retorycznie.

– Ten mecz zapisze się jako wielka hańba w chwalebnej historii niemieckich sędziów ostatnich dziesięcioleci. Sędzia, który był zamieszany w ustawianie meczów i milczał o tym przez sześć miesięcy aż do ostatniej chwili i który w ten sposób umożliwił dalsze manipulacje, został potępiony przez własne stowarzyszenie, jest potępiany przez DFB/UEFA ( zero tolerancji dla ustawiania meczów?! ) nominowany do Mistrzostw Europy i zaplanowany na ten mecz

– pisał po meczu Albanii z Włochami na niedawnym Euro. Jedno jest pewne. Felix Zwayer do końca swojej sędziowskiej kariery już nie ucieknie od oskarżeń i ostracyzmu.

MACIEJ IWANOW

Przy pisaniu tekstu korzystałem z publikacji prasowych „Die Welt”, „Der Spiegel”, podcastu true crime ARD „Hoyzer – Verrat am Fussball” oraz własnego tekstu w „Piłce Nożnej” nr 51-52/2021

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 5

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Maciej Iwanow
Maciej Iwanow
Od ponad ćwierć wieku na dobre i na złe z Hannoverem 96. Motto życiowe? "Kto kibicuje H96, ten w cyrku się nie śmieje". Absolwent historii z nienaturalnym wręcz zamiłowaniem do anegdot. Niestrudzony obrońca dobrego imienia średniowiecza. Pamięta jakiego koloru miał skarpetki Sepp Herberger w finale MŚ '54, ale nie pamięta co jadł wczoraj na obiad.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” – recenzja

Będzie w błędzie ten, kto myśli, że wydana przez SQN książka „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” jest tylko o kibicach. To historia o Włoszech...

AZ Alkmaar w sezonie 2024/25 – niezbędnik kibica

Ubiegły sezon nie był udany dla AZ. Drużyna z Alkmaar liczyła przynajmniej na zakwalifikowanie się do eliminacji Ligi Mistrzów oraz na wyjście z grupy...

Club Brugge w sezonie 2024/25 – niezbędnik kibica

Club Brugge zdominowało belgijska piłkę klubową w ostatnim dziesięcioleciu. Dość powiedzieć, że zdobyli w tym czasie 6 tytułów mistrzowskich, trzykrotnie byli wicemistrzami i tylko...