Sukces Pasiaków i wspomnienie pucharowych triumfów Kolejorza – reminiscencje po meczu Resovii z Lechem Poznań

Czas czytania: 7 m.
5
(6)

W pierwszej rundzie Pucharu Polski 26 września 2024 roku drugoligowa Resovia rywalizowała z występującym w rozgrywkach PKO BP Ekstraklasy Lechem Poznań. Zdecydowanym faworytem tego starcia była drużyna z Wielkopolski, ale przecież futbol często przynosi niespodzianki. O tym, czy przyniósł tym razem, opowiemy w niniejszym tekście, gdyż Retro Futbol obecne było na pucharowej potyczce w stolicy Podkarpacia.

Kilka dni przed meczem z Lechem Poznań Resovia przegrała w lidze 2:3 na wyjeździe z Hutnikiem Kraków, lecz do pucharowej rywalizacji  przystępowała jako czołowa drużyna rozgrywek Betclic 2. Ligi. Kolejorz znakomicie radzi sobie w PKO BP Ekstraklasie. Przegrał tylko jeden mecz – z Widzewem, w starciu z Rakowem zremisował, pozostałe spotkania wygrywał.

Największym sukcesem Resovii w historii jej występów w Pucharze Polski był awans do półfinału w sezonie 1980/1981. O tamtym osiągnięciu więcej pisaliśmy w tekście poświęconym najlepszym występom podkarpackich klubów w krajowym pucharze. Lech może poszczycić się aż pięcioma triumfami w tych rozgrywkach, więc zanim opowiemy o meczu zapowiadanym we wstępie, sięgniemy do przeszłości, by przypomnieć wszystkie zwycięskie finały wielkopolskiego klubu w Pucharze Tysiąca Drużyn.

Lech Poznań – Pogoń Szczecin 1:0 – 1981/1982  

Sezon po wspomnianym sukcesie Resovii Lech Poznań wywalczył Puchar Polski po raz pierwszy. Dokonał tego pod wodzą zmarłego w zeszłym roku Wojciecha Łazarka, późniejszego selekcjonera. W drodze do finału Lechici eliminowali Stilon Gorzów Wielkopolski, Zagłębie Sosnowiec, Widzew Łódź i Arkę Gdynia. Najwyżej poprzeczkę zawiesił zespół z Łodzi, który został pokonany dopiero po rzutach karnych.

Rywalem w Lecha w decydującym meczu była Pogoń Szczecin. Finał rozegrano 19 maja na stadionie Śląska we Wrocławiu. Początkowo spotkanie miało odbyć się na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie, ale do zmiany areny doszło z kilku powodów. Przede wszystkim w naszym kraju trwał wówczas stan wojenny, więc wniosek o przeniesienie meczu wystosowała milicja obywatelska.

Innym powodem były sceny rozegrane przy okazji finału w 1980 roku. Wówczas o krajowy puchar Lech rywalizował z Legią Warszawa i pomiędzy kibicami tych klubów doszło do bójki. Obawiano się zatem, że jeśli finał zostanie rozegrany w stolicy, znów może mieć miejsce podobna sytuacja.

Mecz rozgrywany na oczach 15 tysięcy widzów był wyrównany. Pogoń stawiła opór, był to dla niej drugi finał z rzędu, sezon wcześniej przegrała po dogrywce z Legią. Tym razem też musiała uznać wyższość rywala. Jedyna bramka padła w 37. minucie. Z rzutu wolnego strzelał Józef Adamiec, bramkarz szczecińskiej drużyny Marek Szczech nie utrzymał piłki, do której dobiegł Mirosław Okoński, kierując ją do siatki.

Biorąc pod uwagę uciążliwe rozgrywki ligowe, spotkanie stało na niezłym poziomie. Lech grał mądrzej, skuteczniej i dzięki temu zwyciężył. Gratuluję Pogoni ambicji i walki do końca. Awansowałem z prowadzonymi przeze mnie zespołami do pierwszej i drugiej ligi, ale sukces we Wrocławiu cenię sobie najwyżej – mówił po meczu trener zwycięzców (cytat za portalem Łączy nas piłka).

Lech Poznań – Wisła Kraków 3:0 – 1983/1984

Sezon 1983/1984 był dla Lecha znakomity, gdyż poznański klub, nadal prowadzony przez trenera Łazarka, sięgnął wówczas po krajowy dublet. W Pucharze Polski eliminował Celulozę Kostrzyn (po rzutach karnych), Piasta Gliwice, Łódzki Klub Sportowy i Ruch Chorzów. W finale Kolejorz rozbił Wisłę Kraków 3:0.

Decydujący mecz rozgrywek odbył się 19 czerwca i tym razem został rozegrany na Stadionie Wojska Polskiego. Pierwszy gwizdek wybrzmiał o godzinie 17. Lech objął prowadzenie już w 8. minucie, kiedy Henryk Miłoszewicz wykorzystał rzut karny. Niecały kwadrans później podwyższył bohater finału rozegranego dwa lata wcześniej – Mirosław Okoński. Decydujący cios zadał na początku drugiej połowy Czesław Jakołcewicz. Tak spotkanie opisywała nazajutrz gazeta „Tempo”:

Finał Pucharu Polski zyskał w tym roku wreszcie odpowiednią oprawę. Była wojskowa orkiestra, tysiące szalików, czapeczek, confetti, wspaniała piłkarska atmosfera. Z Poznania kibice przyjeżdżali cały wtorek – 82 autokarami, 4 pociągami i niezliczonymi samochodami prywatnymi. Wiślacy mieli za sobą szczuplejszą grupę fanów, którzy jakby przeczuli słabszy występ swoich ulubieńców.

Lech Poznań – Legia Warszawa 1:1, karne 3:2 – 1987/1988

Tamten finał był dla Lecha ważny nie tylko ze względu na walkę o trofeum. Pucharowy triumf był bowiem dla Kolejorza ostatnią możliwością zakwalifikowania się do europejskich pucharów. Drużyna z Wielkopolski zajęła w lidze dopiero dziewiąte miejsce. Legia Warszawa, jej finałowy rywal, była trzecia, co zapewniło jej przepustkę do międzynarodowych rozgrywek.

Lech po drodze wygrywał z Jeziorakiem Iława, Ostrovią Ostrów Wielkopolski, Pogonią Szczecin i Górnikiem Wałbrzych. Decydujący mecz został rozegrany 23 czerwca na stadionie Widzewa Łódź. Już na samym początku, kilka minut po godzinie 17, boisko musiał opuścić z powodu kontuzji obrońca warszawskiej drużyny Paweł Janas.

Pierwsza bramka padła w 49. minucie. Lechici, trenowani przez zmarłego w 2020 roku byłego bramkarza Grzegorza Szerszenowicza, objęli prowadzenie po strzale Jarosława Araszkiewicza. Legia wyrównała kwadrans później po trafieniu Krzysztofa Iwanickiego. Remis utrzymał się do końca, rozstrzygnięcia nie przyniosła również dogrywka, więc 10 tysięcy widzów obejrzało rzuty karne.

W zespole Legii jedenastek nie wykorzystali Dariusz Kubicki, Dariusz Dziekanowski i wspomniany Iwanicki. W Lechu do siatki nie trafiło tylko dwóch graczy – Bogusław Pachelski i Andrzej Słowakiewicz. Drużyna z Poznania wygrała zatem 3:2 i sięgnęła po trzeci krajowy puchar w klubowych dziejach.

Miesiąc temu nikt nie dawałby Lechowi żadnych szans w finałowym meczu Pucharu Polski z Legią. Ale tak wiele się zmieniło od końca maja, że kolejarze mieli prawo mniej więcej tak samo liczyć na sukces, jak legioniści. Przede wszystkim zwycięstwo 2:0  w ligowym meczu z Legią, po bardzo dobrym występie, mocno podbudowało psychicznie zespół trenera Grzegorza Szerszenowicza – pisali po finale dziennikarze gazety „Sport”.

Lech Poznań – Legia Warszawa 2:0, Legia Warszawa – Lech Poznań 1:0 – sezon 2003/2004

Na kolejny triumf w Pucharze Polski kibice Lecha czekali szesnaście lat. W sezonie 2003/2004 finałowa rywalizacja toczyła się na zasadzie dwumeczu. Lech, zanim awansował do decydujących spotkań, w pokonanym polu zostawiał Karkonosze Jelenia Góra, Polonię Warszawa, Górnika Polkowice i GKS Katowice. W walce o trofeum spotkał się z warszawską Legią.

Pierwszy mecz został rozegrany 18 maja w Poznaniu. Prowadzony przez Czesława Michniewicza Lech po golach strzelanych w 17. i 35. minucie przez Piotra Reissa wygrał 2:0, co stawiało go w bardzo komfortowej sytuacji przed rewanżem. Ten odbył się 1 czerwca w Warszawie. Piotr Włodarczyk w 68. minucie wykorzystał rzut karny, dzięki czemu Legia wygrała 1:0, ale zwycięstwo to nie wystarczyło stołecznej drużynie. Z triumfu w rozgrywkach cieszyli się piłkarze Lecha, którzy podczas ceremonii dekoracji zostali zaatakowani przez kibiców Legii. Zdobywca dwóch bramek w pierwszym meczu podzielił się po kilkunastu latach taką anegdotą na łamach portalu TVP Sport.pl:

Piotrek Świerczewski był najbliżej atakujących kibiców, ale nagle przestał uciekać i stanął naprzeciw nich. Legionistów zatkało. Piotrek ściągnął medal i powiedział do prezesa Radosława Sołtysa: – Radek, potrzymaj, ja się nimi zajmę! Potem zaś, zwracając się już bezpośrednio do kibiców: – A teraz panowie, pojedynczo!

Lech Poznań – Ruch Chorzów 1:0 – sezon 2008/2009

Lech, prowadzony przez zmarłego kilka miesięcy temu Franciszka Smudę, w sezonie 2008/2009 zachwycił przede wszystkim w europejskich pucharach, wychodząc z niełatwej grupy w Pucharze UEFA. W Pucharze Polski eliminował Piasta Gliwice, Odrę Wodzisław Śląski, Wisłę Kraków i Polonię Warszawa. W meczu finałowym stanął oko w oko z Ruchem Chorzów.

Drużyna Ruchu zagrała o trofeum w swoim mieście, gdyż decydujące spotkanie odbyło się 19 maja na Stadionie Śląskim. W podstawowej jedenastce Kolejorza na murawę wyszedł między innymi Robert Lewandowski. To jednak nie późniejszy napastnik Borussi Dortmund, Bayernu Monachium i FC Barcelona przesądził o zwycięstwie poznańskiego zespołu. Zrobił to Sławomir Peszko, który w 51. minucie zdobył jedyną bramkę finału.   

Kibice Lecha mogli po końcowym gwizdku cieszyć się z piątego triumfu swego ukochanego klubu w Pucharze Polski. Na kolejny wciąż czekają, mimo że od tamtego czasu minęło już piętnaście lat. Fani z Poznania na pewno mają dość czekania, więc do Rzeszowa przyjechali w dużej liczbie, by dopingować swój zespół w zapowiadanym we wstępie meczu z Resovią.

Mecz w Rzeszowie

Lech z pewnością chciał w tym sezonie nawiązać do wyżej opisanych sukcesów. Najpierw musiał jednak poradzić sobie z pierwszym rywalem. Na trybunach stadionu przy ulicy Hetmańskiej we wczesny czwartkowy wieczór pojawiło się ponad 3,5 tysiąca kibiców.

Spotkanie mogło świetnie rozpocząć się dla Resovii, która stworzyła dwie znakomite sytuacje. W obu Danian Pavlas przegrał rywalizację z bramkarzem Lecha Filipem Bednarkiem. W drugim przypadku dobijał jeszcze Filip Mikrut, ale trafił w słupek. Goście odpowiedzieli niewykorzystaną szansą Antoniego Kozubala, ale już chwilę później, w 16. minucie, to drużyna Jakuba Żukowskiego objęła prowadzenie. Po podaniu Gracjana Jarocha pięknym strzałem sprzed pola karnego popisał się Maksymilian Hebel.

W drugiej połowie zespół z Poznania atakował, ale dobrze spisywał się Michał Gliwa, który w bramce zastąpił występującego w tym sezonie w meczach ligowych Jakuba Tetyka. Na boisku sporo się działo. Obie drużyny ratowała poprzeczka. Końcówka dostarczyła ogromnych emocji.

Resovia w pewnym momencie musiała radzić sobie w podwójnym osłabieniu. W 81. minucie czerwoną kartkę w konsekwencji dwóch żółtych otrzymał Radosław Adamski, a dziewięć minut później z tego samego powodu boisko opuścił Pavlas.

Rzeszowianie utrzymali jednak prowadzenie. Po końcowym gwizdku wśród kibiców Resovii zapanowała ogromna radość. Zwycięstwo Pasiaków nad Lechem, zasłużone i odniesione po dobrej grze, było jednym z najbardziej niespodziewanych wyników w pierwszej rundzie Pucharu Polski.

Pomeczowe echa

Trener zwycięzców Jakub Żukowski na pomeczowej konferencji prasowej nie ukrywał zadowolenia z wyeliminowania faworyzowanego rywala:

Na pewno jesteśmy szczęśliwi. Zespół stanął na wysokości zadania, rozegrał bardzo dobre spotkanie, udało nam się nie popełniać błędów, graliśmy bardzo dobrze w defensywie, mieliśmy plan na to spotkanie i wygrywamy. Jeśli chodzi o pierwszą połowę, była ona moim zdaniem wyrównana. Stworzyliśmy sobie na początku meczu bardzo dobrą sytuację, już wtedy powinniśmy prowadzić. Lech natomiast odpowiedział i też miał bardzo dobrą sytuację. Nikt by się nie zdziwił, gdyby po 15 minutach był wynik 1:1. Cieszy fakt, że bramkę zdobył Maks Hebel, który wraca do nas po urazie. Widać, że energia w nim buzowała od początku i poniosło nas to do zwycięstwa.

Szkoleniowiec Lecha Niels Frederiksen przyznał, że jego zespół zagrał poniżej oczekiwań:

Jesteśmy bardzo zawiedzeni nie tylko wynikiem, ale także naszą postawą, bo była ona zdecydowanie poniżej poziomu, który powinniśmy zaprezentować. Gratulacje dla rywali za to, że mądrze wykonaną pracą wywalczyli awans. Dla nas jest to duży zawód. Naszym celem było zwycięstwo w rozgrywkach, a żegnamy się z nimi już po pierwszym meczu.

Z dziennikarzami spotkał się także zdobywca zwycięskiej bramki dla Resovii Maksymilian Hebel, który tak podsumował to spotkanie:

To był fajny dzień dla kibiców Resovii. W końcu przyszło tylu ludzi, że była cała trybuna. Myślę, że odwdzięczyliśmy się kibicom i pokazaliśmy, że warto chodzić na Resovię i wspierać nas, bo naprawdę gramy teraz super. Bez pomocy kibiców będzie nam ciężko, a dzisiaj szliśmy dzięki nim jak do pożaru i z boiska czuło się wsparcie.

W kierunku piłkarza padło pytanie o to, co było kluczem do zwycięstwa nad Lechem. Pomocnik podkreślił przede wszystkim zachowanie przez Resovię czystego konta:

Myślę, że zero z tyłu. Mówiliśmy sobie w szatni, żeby na początku nie stracić bramki, bo będzie nam ciężko odrobić, a jak jeszcze udało się strzelić na początku, to już sobie mówiliśmy, żeby to dowieźć do końca. 

Trzy dni po porażce w Rzeszowie piłkarze Lecha pokonali w ligowym meczu Koronę Kielce 3:2, a hat-trickiem popisał się Szwed Patrik Walemark, który trafił do Poznania na zasadzie wypożyczenia z holenderskiego Feyenoordu. Tego samego dnia ligowe spotkanie rozgrywała również Resovia, która podejmowała Olimpię Elbląg. O tym starciu napiszemy jednak na naszych łamach niebawem.   

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 6

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

Oszukać Przeznaczenie – Historia meczów Polska – Chorwacja

15 października reprezentacja Polski podejmie na Stadionie Narodowym drużynę Chorwacji. Bałkański kraj kojarzy nam się z plażami, pysznymi owocami morza oraz wspaniałymi zabytkami. Mecze...

„Atletico Madryt. Cholo Simeone i jego żołnierze” Leszek Orłowski — recenzja

Nowe wydanie książki Leszka Orłowskiego „Atletico Madryt. Cholo Simeone i jego żołnierze” od SQN zawiera opis sezonów od 2018 roku, kiedy pojawiło się pierwsze...

Olimpia Elbląg – historia klubu

Piłkarze Resovii do rozegranego 29 września 2024 roku meczu 11. kolejki Betclic 2. Ligi przystępowali opromienieni wielkim sukcesem w Pucharze Polski. Kilka dni wcześniej...